Okładka książki „Wyśniłam Cię córeczko” może być nieco myląca. Przywodzi na myśl typowe lekkie powieści obyczajowe, w których raczej nic nas nie zaskoczy – mają po prostu zapewnić niewymagający relaks. A jednak, najnowsza powieść Diane Chamberlain, z pewnością Was zaskoczy.
Choć pani Chambarlain napisała już ponad 20 powieści, nigdy nie udało mi się przeczytać żadnej z nich – być może właśnie przez wspomniane mylące okładki. Okazuje się jednak, że autorka opisuje co prawda ludzkie losy i relacje między bliskimi osobami, ale robi to w sposób, w którym nie brakuje zaskoczeń. Czyli tak, jak to lubi bardzo wielu czytelników. Jedno jest pewne, nudy nie ma. Jest za to trochę jak u Jonathana Carrolla, wszystko z pozoru normalnie i nagle… „bum”!
Główna bohaterka książki pochodzi z Maryland. Prowadzi spokojne życie fizjoterapeutki, szczęśliwej narzeczonej, a później żony. Los jednak upomina się o jej męża – ginie on w czasie wojny w Wietnamie. Od tego momentu tym, co trzyma Carly Sears przy życiu, jest dziecko, które nosi pod sercem. Czyli z pozoru nic nadzwyczajnego – życiorys naznaczony smutkiem, ale jednak prawdopodobny.
Wszystko zmienia się, gdy Carly dowiaduje się o chorobie swojej nienarodzonej córeczki. Metody USG dopiero raczkują, ale lekarz jest pewien, a wyrok druzgocący – dziecko ma śmiertelną wadę serca i nie da się nic zrobić. I tu typowa obyczajówka się kończy. Nienarodzonej dziewczynce nie można niestety pomóc w latach 70. – diagnoza jest możliwa, ale dziecko czeka śmierć tuż po narodzinach.
Tu na scenę wkracza szwagier głównej bohaterki. Z Hunterem łączy ją bardzo przyjacielska więź. Od początku mężczyzna mówi, że Carly bardzo przypomina mu osobę, którą kiedyś znał. Młoda kobieta nie wie, że to „kiedyś” miało miejsce… w 2001 roku w Princetone, a przyszła mama, by uratować swoje dziecko będzie musiała wykonać prawdziwy powrót do przyszłości. Matka Huntera, wybitna naukowczyni, odkryła w XXI wieku, że jest to możliwe, istnieje jednak limit podróży w czasie – piąta „wycieczka” z jakichś przyczyn okazuje się dla nietypowych podróżników tą ostatnią.
Ci, którzy nie przepadają za futurystycznymi wizjami i opisami tego, jak mają wyglądać potencjalne podróże w czasie, nie muszą się obawiać. Diane Chamberlain nie zagłębia się za bardzo w techniczne szczegóły. Chcąc przenieść się do przeszłości lub zobaczyć, jak będzie wyglądała przyszłość, wystarczy skoczyć w z wysokości 5 metrów w miejscu, które pełni rolę portalu. W literackiej rzeczywistości nie jest to niebezpieczne – na ziemię spada się w nowym miejscu, bez większych obrażeń.
W dalszej części autorka skupia się bardziej na tym, jak wielkie różnice nastąpiły na świecie w ciągu tych trzech dekad i jak trudne może być życie osoby wrzuconej w „nowocześniejszą” rzeczywistość. I nie chodzi tylko o wszechobecną technologię.
Hunter, nim wyśle siostrę swojej żony do przyszłości, powie jej, że woli żyć w latach wcześniejszych między innymi ze względu na spokojniejszy, mniej stresujący tryb życia. W tym miejscu powieść skłania do refleksji. Wspomniany szybki 2001 rok, był pod względem bombardujących nas informacji i zmian znacznie spokojniejszy od tego, co dzieje się dzisiaj. Co zatem będzie za kolejnych kilkanaście lat?
Książka „Wyśniłam się córeczko” wciągnęła mnie na tyle, że postanowiłam sięgnąć po kolejne powieści tej autorki. Na szczęście nakładem Wydawnictwa Prószyński i S‑ka ukazało się ich aż 19. Następna w kolejce czeka powieść „Zostały po niej sekrety”, o kobiecie, która wychodzi na zakupy i już z nich nie wraca, zostawiając poparzonego, zależnego od niej nastoletniego syna. Mam przeczucie, że nie będę długo zwlekać z tą lekturą!
Czytała Zuzanna Pęksa