Wywiady

To właśnie miłość w polskich realiach? Rozmawiamy z autorkami powieści Dwanaście życzeń

Dwie kre­atyw­ne, marzą­ce o napi­sa­niu książ­ki kobie­ty spo­tka­ły się w pra­cy w jed­nym z naj­więk­szych pol­skich por­ta­li. Posta­no­wi­ły napi­sać słod­ko-gorz­ką książ­kę o sze­ściu boha­ter­kach, któ­rych losy się prze­ci­na­ją. Jak im poszło i jak w ogó­le pra­cu­je się nad powie­ścią w dwie oso­by? Dziś roz­ma­wia­my z Kata­rzy­ną Trosz­czyń­ską i Karo­li­ną Gło­gow­ską, autor­ka­mi „Dwu­na­stu życzeń” Wydaw­nic­twa W.A.B.

Zuzan­na Pęk­sa: Powieść „Dwa­na­ście życzeń” zde­cy­do­wa­ły się Panie napi­sać wspól­nie. Skąd taki pomysł?

Kata­rzy­na Trosz­czyń­ska: Od daw­na mia­łam pomysł na książ­kę. Ale napi­sa­nie jej cią­gle odkła­da­łam na póź­niej. Bo nie jestem dosta­tecz­nie dobra, bo wszy­scy piszą, bo kie­dyś, za jakiś czas. Wszy­scy moi bli­scy mówi­li: „nie nudź, napisz”.
Karo­li­nę pozna­łam w Wir­tu­al­nej Pol­sce. Każ­dy kto ją zna, wie, że to kobie­ta czy­nu. Pra­co­wi­ta, zdy­scy­pli­no­wa­na. Gdy razem pra­co­wa­ły­śmy czę­sto mówi­ła: „Bo ty tak faj­nie piszesz”. Pamię­tam był maj, obie już zre­zy­gno­wa­ły­śmy z pra­cy w WP. Umó­wi­ły­śmy się w War­sza­wie pod teatrem Buf­fo, a ja jadąc od sie­bie z Otwoc­ka mia­łam już pomysł na książ­kę. „Karo­li­na, zro­bisz to ze mną” rzu­ci­łam gorącz­ko­wo, gdy tyl­ko usia­dłam przy sto­li­ku. Pamię­tam, że zgo­dzi­ła się od razu, choć musia­łam przy­siąc, że to nie będzie rzew­ny romans. I tak zaczę­ły­śmy pisać. Z cza­sem ode­zwa­ła się do nas redak­tor­ka z W.A.B. Obie­ca­ła, że wyda nam naszą powieść. Fabu­ła to z kolei przede wszyst­kim pra­ca Karo­li­ny. Ona połą­czy­ła te wąt­ki, zbu­do­wa­ła z nich historię.

Karo­li­na Gło­gow­ska: To praw­da, jestem wiel­ką fan­ką fil­mu „To wła­śnie miłość” i zawsze chcia­łam stwo­rzyć histo­rie, któ­re prze­pla­ta­ły­by się w podob­ny spo­sób, ale bar­dziej przy­sta­wa­ły do pol­skich realiów. I nie były jed­no­cze­śnie cukier­ko­wo-man­da­ryn­ko­wo-lukro­wa­ne, ale praw­dzi­we. Zabaw­ne, ale cza­sem w gorz­ki spo­sób. Co do same­go debiu­tu, to mogę tyl­ko dodać, że podob­nie jak w przy­pad­ku Kasi, pisa­nie ksią­żek było moim naj­więk­szym marze­niem wła­ści­wie od zawsze, tyl­ko „nie­co” ocią­ga­łam się, żeby je wresz­cie spełnić.

Zuzan­na Pęk­sa: Jak w takim razie wyglą­dał podział pra­cy przy książce?

Kata­rzy­na Trosz­czyń­ska: Tro­chę wal­czy­ły­śmy przy boha­ter­kach. I tak na przy­kład każ­da z nas chcia­ła napi­sać histo­rię Róży, kobie­ty doj­rza­łej, któ­ra odnaj­du­je miłość. Ale osta­tecz­nie dziel­nie odda­łam tę histo­rię Karo­li­nie. Podzie­li­ły­śmy się boha­ter­ka­mi. Każ­da mia­ła opi­sać losy trzech. Potem, latem w dom­ku moje­go taty na Kaszu­bach, łączy­ły­śmy te histo­rie w jed­no. Sce­ne­ria była pięk­na. Jezio­ro, kaszub­ski las, słoń­ce. To były waka­cje, a my, w naszych gło­wach, były­śmy w samym środ­ku Wigi­lii. Nigdy nie zapo­mnę Karo, któ­ra o trze­ciej w nocy sie­dzia­ła pochy­lo­na nad lap­to­pem i mówi­ła: „Nie, tak nie może być, ona nie może tak powie­dzieć”. „Nie, to się nie trzy­ma kupy”. Jęcza­łam: „Karo, idzie­my spać”. A ona cią­gle kli­ka­ła, kli­ka­ła i kli­ka­ła. Popra­wia­ła i poprawiała.

Karo­li­na Gło­gow­ska: Nie jest łatwo pisać książ­kę z dru­gim auto­rem, zwłasz­cza że obie z Kasią mamy dość sil­ne cha­rak­te­ry, swo­je zda­nie i wła­sną wizję pra­cy czy samej książ­ki. Na szczę­ście za każ­dym razem, gdy zda­rza­ła się róż­ni­ca zdań, wygry­wa­ło dobro książ­ki i umia­ły­śmy dojść do poro­zu­mie­nia. „Dwa­na­ście życzeń” spra­wia­ło dodat­ko­wą trud­ność, bo mamy tu sześć boha­te­rek, któ­rych losy się prze­ci­na­ją. Kobie­ty bio­rą udział w tych samych wyda­rze­niach, sce­nach, tyle każ­da z nich widzi je nie­co ina­czej. Pozbie­ra­nie tego w całość i przy­pil­no­wa­nie, żeby wszyst­ko się zga­dza­ło było spo­rym wyzwa­niem. Przez cały czas pisa­nia wła­ści­wie wisia­ły­śmy z Kasią na tele­fo­nie i kon­sul­to­wa­ły­śmy ze sobą poszcze­gól­ne sce­ny czy zacho­wa­nia bohaterek.

Zuzan­na Pęk­sa: Już widząc okład­kę może­my się domy­ślać, że tema­ty­ka jest świą­tecz­na, gdy zagłę­bi­my się w fabu­łę otrzy­mu­je­my tego potwier­dze­nie. Ale nie jest to wca­le sie­lan­ko­wy obraz. Skąd pomysł, by akcję powie­ści umiej­sco­wić wła­śnie w okre­sie Boże­go Narodzenia?

Karo­li­na Gło­gow­ska: To z zało­że­nia mia­ły być opo­wie­ści wigi­lij­ne roz­gry­wa­ją­ce się w jed­nej rodzi­nie. I tak wła­śnie mię­dzy sobą usta­li­ły­śmy, że nie będzie sie­lan­ki. Ani Kasia, ani ja nie jeste­śmy tego typu autor­ka­mi, pisa­nie słod­kich opo­wia­stek to nie nasz styl. Nas inte­re­su­je praw­dzi­we życie, a jak dobrze wie­my w rodzi­nie róż­nie bywa. Wie­le pro­ble­mów kumu­lu­je się albo ujaw­nia wła­śnie w takich new­ral­gicz­nych momen­tach jak świę­ta. Ktoś ma do kogoś żal, ktoś daw­no nie roz­ma­wiał z sio­strą, ktoś nie prze­pa­da za powro­ta­mi do rodzin­ne­go domu, a ktoś jesz­cze inny w ogó­le nie lubi Boże­go Narodzenia.

Jed­no­cze­śnie świę­ta to wła­śnie okres reflek­sji, kie­dy nasze zwy­kłe codzien­ne życie się zatrzy­mu­je i zaczy­na­my się zasta­na­wiać, czy z naszy­mi rela­cja­mi na pew­no wszyst­ko jest w porząd­ku. Może­my oczy­wi­ście uda­wać, że tak, ale może­my też sta­nąć twa­rzą w twarz ze swo­imi pro­ble­ma­mi. Nasze boha­ter­ki tro­chę do tego zmu­si­ły­śmy i nie dały­śmy im wybo­ru. One musia­ły skon­fron­to­wać się z rze­czy­wi­sto­ścią. Mam nadzie­ję, że po prze­czy­ta­niu tych histo­rii cho­ciaż kil­ka osób stwier­dzi, że taka kon­fron­ta­cja jest cenna.

Zuzan­na Pęk­sa: Książ­ka zde­cy­do­wa­nie jest o kobie­tach. Mają one prze­róż­ne smut­ki i rado­ści. Jest i roz­sta­nie przed samym ślu­bem, jest nie­speł­nie­nie w życiu na wsi u boku męż­czy­zny, któ­ry być może nie jest wier­ny, są wresz­cie tru­dy zna­le­zie­nia part­ne­ra w wiel­kim mie­ście. Któ­ra z boha­te­rek jest według Pań w naj­trud­niej­szej sytuacji?

Kata­rzy­na Trosz­czyń­ska: Naj­trud­niej­sze jest chy­ba po pro­stu nie­speł­nie­nie i poczu­cie bez­rad­no­ści. I to chcia­ły­śmy poka­zać. Jakie to ma zna­cze­nie czy masz 25 lat, czy 50? Bez­rad­ność pozba­wia nas siły. Mogła­bym powie­dzieć, że naj­go­rzej ma Bogu­sia, fry­zjer­ka, bo nigdy nie wyfru­nie do wiel­kie­go mia­sta albo Rita, bo już się sta­rze­je. Ale to nie była­by praw­da. W naj­gor­szej sytu­acji jest zawsze ta z nas, któ­ra prze­sta­je już wie­rzyć, że moż­na ina­czej. Któ­ra wąt­pi, że ma na swo­je życie wpływ.

Karo­li­na Gło­gow­ska: Bogu­sia rze­czy­wi­ście nie ma lek­ko. Czwór­ka dzie­ci, życie na wsi, a w dodat­ku mąż, któ­ry praw­do­po­dob­nie ma romans. Z dru­giej stro­ny ona kocha swo­je miej­sce na zie­mi, zawsze marzy­ła o byciu mamą, fry­zjer­ką, no i kocha męża, ina­czej nie była­by o nie­go zazdro­sna. Myślę więc, że ta trud­na sytu­acja bar­dzo zale­ży od punk­tu widze­nia. Dla kogoś życie Bogu­si może oka­zać się zupeł­nie zwy­czaj­ne, a praw­dzi­wym dra­ma­tem będzie bycie porzu­co­nym na kil­ka dni przed ślu­bem jak w przy­pad­ku Poli. Nasze boha­ter­ki są róż­ne i pew­nie każ­de­mu czy­tel­ni­ko­wi inna wyda się najbliższa.

Zuzan­na Pęk­sa: Na ile pomo­gła paniom w pisa­niu pra­ca w mediach? Czy pozna­wa­ne w ten spo­sób histo­rie sta­ły się inspiracją?

Kata­rzy­na Trosz­czyń­ska: Mi pomo­gła bar­dzo. Wie­le lat pra­co­wa­łam w pismach kobie­cych, pozna­łam set­ki histo­rii. Ostat­nio nawet śmia­łam się do moich przy­ja­ció­łek, że żad­na z histo­rii opi­sa­nych w książ­ce nie doty­czy nawet w 1 pro­cen­cie mnie. Śmia­ły się: „jak to moż­li­we?”. Potem pomy­śla­łam, że może naj­bli­żej mi do Poli, 25- lat­ki porzu­co­nej przez narze­czo­ne­go. Też mia­łam podob­ne­go face­ta. Ale nie tyl­ko ja. Dzię­ki pra­cy w mediach nauczy­łam się jed­ne­go, wszyst­kie bar­dzo podob­nie prze­ży­wa­my emo­cje. Jeste­śmy porzu­ca­ne, ranią nas ojco­wie, mamy pre­ten­sje i żal do naszych mam. I to nie­za­leż­nie od wykształ­ce­nia, sta­tu­su eko­no­micz­ne­go. Oczy­wi­ście te histo­rie nie są takie same, ale moż­na w nich odna­leźć punk­ty wspól­ne: wła­śnie odrzu­ce­nie, cza­sem bole­sną utra­tę, któ­ra nas zmie­nia, wal­kę o akcep­ta­cję, potrze­bę bycia waż­ną, szu­ka­nie swo­jej toż­sa­mo­ści. Gdy pisa­łam histo­rię Bogu­si, fry­zjer­ki z małej wsi, myśla­łam o kobie­cie z mojej rodzi­ny, dla któ­rej napraw­dę naj­waż­niej­sze jest poukła­da­nie, domo­we ogni­sko, porzą­dek. Nie wiem, czy umia­ła­bym napi­sać tę histo­rię bez niej.

Karo­li­na Gło­gow­ska: Mnie zawsze cie­ka­wi­ły histo­rie, z któ­rych skła­da­ją się ludzie. Oczy­wi­ście, pra­cu­jąc w mediach, pozna­je się mnó­stwo osób, czę­sto takich, któ­rych nie pozna­ło­by się w innych oko­licz­no­ściach. Wie­lu z nich ma do opo­wie­dze­nia histo­rie, ale nie każ­dy cie­ka­wą. Z dru­giej stro­ny jest wie­le osób, któ­re nie udzie­la­ją się w mediach i uwa­ża­ją, że nie robią w życiu nic inte­re­su­ją­ce­go, a mogą pochwa­lić się napraw­dę zaska­ku­ją­cy­mi opo­wie­ścia­mi. Ja naj­bar­dziej lubię chy­ba wła­śnie ten moment. Nie kie­dy prze­pro­wa­dzam wywiad z kimś zna­nym, ale kie­dy wycią­gam nie­sa­mo­wi­tą histo­rię z cał­kiem nie­po­zor­nej przy­sło­wio­wej pani domu. Muszę jed­nak zazna­czyć, że gdy nie piszę repor­ta­żu, to nie wyko­rzy­stu­ję tych opo­wie­ści wprost. To nie była­by już inspi­ra­cja, ale kradzież.

Zuzan­na Pęk­sa: Wie­lu auto­rów, z któ­ry­mi roz­ma­wiam mówi, że ma w gło­wie obraz swo­je­go czy­tel­ni­ka, któ­ry w przy­szło­ści się­gnie po książ­kę. Czy Panie też wie­cie, komu powieść może naj­bar­dziej przy­paść do gustu? Mi oso­bi­ście wyda­ła się dość uniwersalna.

Kata­rzy­na Trosz­czyń­ska: Nie widzia­łam swo­jej czy­tel­nicz­ki, gdy pisa­ły­śmy tę książ­kę. Bar­dziej czu­łam, co chcia­ła­bym powie­dzieć każ­dej kobie­cie, swo­jej mamie, przy­ja­ciół­ce, sobie samej rów­nież. Cza­sem wszyst­kie jeste­śmy w doł­ku, cza­sem nie wie­my co zro­bić. Mamy ten­den­cję do oce­nia­nia i ranie­nia innych przez bez­rad­ność. Ale na począt­ku każ­de­go roz­wią­za­nia jest pró­ba zro­zu­mie­nia dru­giej stro­ny i tak napraw­dę sie­bie. Wczo­raj wie­czo­rem zadzwo­ni­ła przy­ja­ciół­ka mojej mamy, doświad­czo­na redak­tor­ka: „No Kasia, powie­dzia­ła, napi­sa­ły­ście mądrą życio­wą książ­kę. Coś jak kie­dyś Musie­ro­wicz”. Chcia­łam ner­wo­wo zapro­te­sto­wać. Jaka, do dia­bła, Musie­ro­wicz. AAA, nie. Ale potem pomy­śla­łam: „cze­mu nie”. Musie­ro­wicz kie­dyś dawa­ła mi nadzie­ję. Kocha­łam jej książ­ki, bo czu­łam się po nich lepiej.

Karo­li­na Gło­gow­ska: Ja rów­nież nie mam w gło­wie obra­zu czy­tel­ni­ka tej książ­ki. A wła­ści­wie to sama jestem cie­ka­wa, kim on jest? Do kogo ta książ­ka tra­fi? Bo że nie tra­fi do każ­de­go, to jest pew­ne. Już otrzy­mu­je­my opi­nie, że za mało sło­dze­nia, lukru i tych man­da­ry­nek, o któ­rych mówi­łam na począt­ku. Inni z kolei uzna­ją to za atut. Myślę też, że obie z Kasią pisa­ły­śmy tę książ­kę tro­chę dla sie­bie. Żeby sobie przy­po­mnieć, że z nie­któ­ry­mi życio­wy­mi sytu­acja­mi trze­ba się po pro­stu pogodzić.

Zuzan­na Pęk­sa: Bar­dzo dzię­ku­ję za roz­mo­wę. A naszym Czy­tel­ni­kom śmia­ło mogę pole­cić książ­kę „Dwa­na­ście życzeń” Wydaw­nic­twa W.A.B. jako lek­tu­rę na zaczy­na­ją­ce się coraz wcze­śniej wie­czo­ry. Będzie to tak­że dosko­na­ły pre­zent pod podusz­kę dla bli­skiej nam oso­by oraz oczy­wi­ście pod choinkę.

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy