Niektórzy zarzucą mu brak patriotyzmu, inni powiedzą, że jest głosem sumienia. Jedno jest pewne, Polska nie jest mu obojętna. Twórca filmów “Testosteron” i “Lejdis” powrócił z kolejną po “Chłopcach” powieścią. Jego “Pokraj” na dzień dobry wzbudził kontrowersje, ale i zachwycił bogactwem stylistycznym. Nie tylko o książce, ale i o dzisiejszej Polsce, porozmawialiśmy z Andrzejem Saramonowiczem.
Robert Skowroński: Napisanie “Pokraju” było trudnym doświadczeniem? Jak bądź jest tam dużo humoru, to jest to śmiech przez łzy.
Andrzej Saramonowicz: Jeżeli było to trudne, to nie ze względu na temat, a raczej jego ujęcie. Chciałem napisać książkę, która jest niezbyt skomplikowana i zrozumiała dla przeciętnego czytelnika, ale też taką, w którą wpisana jest już bardziej wymagająca historia stanowiąca zarys kraju będącego karykaturą państwa. Tym manewrem chciałem dać współczesnemu polskiemu czytelnikowi do myślenia. Największą trudnością przy pisaniu “Pokraju” było właśnie pogodzenie komiksowej wręcz historii z nadwarstwą świadomościową, zachowanie równowagi między leciutką powiastką, a ciężarem tego, co kryje się w przygodach bohaterów. Kolejnym problemem było dodanie skomplikowanej warstwy językowej. Bez względu na to, jak bardzo scharakteryzowany jest sposób wypowiedzi poszczególnych bohaterów, to dodatkowo język narracji powieści sam w sobie jest trudny. To mieszanka współczesnego slangu i wyszukanego słownictwa. Daje to melanż, który nie jest łatwy w odczytaniu, prawdziwe wyzwanie nawet dla ludzi wykształconych.
R.S.: Dlaczego zdecydował się pan na takie rozwiązanie wiedząc, że książka nie będzie łatwa w odbiorze?
A.S.: Na pewno nie po to, aby popisywać się swoją znajomością polszczyzny. W momencie, w którym słowa “Polska” i “polskość” z powodów okoliczności politycznych zaczynają nam się kojarzyć z karykaturą i błazenadą, postanowiłem nasączyć powieść naszym kulturowym dziedzictwem. Stąd liczne cytaty pojawiające się w narracji i nawiązujące do wierszy, kabaretów czy piosenek. Wszystkie je noszę w sobie, choć część musiałem sobie oczywiście przypomnieć, sprawdzić czy zostały prawidłowo przeze mnie zapisane.
R.S.: “Pokraj” powstawał jako hołd dla twórczości Edmunda Niziurskiego. Da się tu jednak odnaleźć także wpływy Gombrowicza czy Witkacego, na co zwracają uwagę liczni recenzenci i krytycy. To dla pana nobilitujące porównania? A może krzywdzące?
A.S.: Takie przyrównania dla rozsądnego twórcy, który nie stara się małpować, nigdy nie będą krzywdzące. To pokazuje zanurzenie autora w danej kulturze. Kiedy cztery lata temu myślałem o tej powieści, miałem inną koncepcję. Miał to być mój “tribute to Edmund Niziurski”. Wiele mu zawdzięczam, bo to właśnie ten autor za młodu rozpalił we mnie miłość do literatury, nauczył językowego frazowania czy myślenia o dowcipie. Wydaje mi się, że Niziurski jest obecnie twórcą zapomnianym, stąd pojawiła się moja chęć napisania książki czerpiącej z jego maniery. Potem jednak wydarzyły się w Polsce różne zatrważające rzeczy i pomyślałem, że warto rozszerzyć ten świat, w którym żyją bohaterowie, dodać opis karykaturalnego kraju. Siłą rzeczy tekst nabrał cech opisu polskości według Gombrowicza i Witkacego, których także noszę w sobie, bo mnie ukształtowali jako artystę, ale i jako człowieka. Jestem im wdzięczny za instrumentarium, którym mogę się posługiwać, ale jako Andrzej Saramonowicz, nie zaś jako pseudo-Gombrowicz czy pseudo-Witkacy. Łączą nas nawet nie tyle tożsame ze sobą techniki literackie, co po prostu podobny sposób myślenia o wielu rzeczach.
R.S.: Łatwo jest się śmiać z nas Polaków i naszych przywar?
A.S.: Owszem, pytanie tylko jak to się robi i po co. Czy to jest szyderczy rechot, czy śmiech empatyczny, odświeżający i twórczy? Mnie zależało na tym ostatnim. Kocham Polskę i jej kulturę, więc nie ma we mnie zajadłości. Jeśli bywam złośliwy, to wobec oszustwa, które się dziś popełnia na polskiej kulturze, czyniąc z niej bryk dla ćwierćmózgów. Porównałbym to do sytuacji, w której sprzedaje się tombak jako złoto, a ludzie to łykają bez mrugnięcia okiem. Można obok tego przejść obojętnie albo krzyknąć: “Opanujcie się!”. Moim zadaniem w “Pokraju” było właśnie wybranie drugiej z tych opcji. Próba uświadomienia, że sprzedaje się nam rzeczywistość odbitą w krzywym zwierciadle jako prawdziwą. Napisałem książkę w obronie polskości, nie w drwinie z niej. Jak widzę, że komuś za patriotyzm wystarczy koszulka z napisem “Śmierć wrogom ojczyzny”, a nie znajomość naszej historii czy kultury, to uznaję to za głupotę godną napiętnowania. To co dla mnie jest wynaturzeniem, traktowane jest obecnie przez ogół jako namysł nad Polską i troskę o nią. Darcie mordy o rzekomej miłości do ojczyzny zastępuje myśl Czesława Miłosza czy Adama Mickiewicza. Przecież ten ostatni byłby przerażony, widząc współczesnych „patriotów”. Naród zostaje zamieniony z narodowe zbiegowisko. Właśnie to budzi mój sarkazm, uszczypliwość i sprzeciw.
R.S.: “Pokraj” jest zatem formą drogowskazu pokazującego, co powinniśmy zmienić w nas lub też w kraju?
A.S.: Trójkątem tworzącym zjawisko artystyczne jest autor, jego dzieło i odbiorca. Wszystkie te elementy są ze sobą równoważne, jednak ostatni z tych punktów – czyli odbiorca właśnie – może zinterpretować dzieło tak, jak mu się tylko podoba. Nie powiem zatem, czy “Pokraj” pełni rolę drogowskazu, każdy musi to rozstrzygnąć sam. Moja książka z pewnością mówi jednak jak powinno być przez to, że pokazuje, jak być nie powinno. “Pokraj” ujawnia śmieszność dzisiejszego bezrefleksyjnego pohukiwania na temat polskości poprzez uproszczone hasła. Wielu z nas, będąc pochłoniętymi swoim życiem prywatnym, nie zauważa zachodzących zmian w strefie społeczno-politycznej, a te przybierają formę – powtórzę to raz jeszcze – karykatury. Pomyślałem zatem, że muszę to opisać. I mam nadzieję, że czytelnik zastanowi się, czy aby nie znalazł się w sytuacji głównych bohaterów „Pokraju”, tak już przywykli do bzdur, że nie są w stanie dostrzec, w jaki groteskowym kraju.
R.S.: Powinniśmy więc po prostu przejrzeć na oczy i stać się bardziej refleksyjni?
A.S.: Chodzi o odświeżenie spojrzenia na siebie w świecie albo na świat w ogóle. To oczywiście nie jest łatwe, bo wiele osób nie będzie się chciało zidentyfikować z ludźmi pokroju Sebastiana Rawy i Adasia Rembelskiego, uważając, że są o niebo bardziej od nich wyrafinowani. Ale jeśli uważają, że „polityka ich nie dotyczy”, mylą się głęboko.
R.S.: Lubi pan swoich bohaterów?
A.S.: Tych głównych tak. Przy wszystkich ich wadach są oni postaciami pozytywnymi. Starałem się ich zróżnicować na tle bohaterów, którzy są jednoznacznie negatywni.
R.S.: Czy paradoksalnie nastał obecnie dobry czas dla kultury?
A.S.: Dewastacja polskości, dokonująca się w nieustannym łopocie polskich flag budzi sprzeciw. I wywołuje ferment, któremu trzeba dać odpór, co z z pewnością pobudziło wielu artystów. W literaturze są już tego przykłady. Nie tylko „Pokraj”, ale i „Siwy dym” Ziemowita Szczerka czy świetny „Blask” Eustachego Rylskiego. W kinie jest trochę inaczej, bo film komercyjny – ten w rozumieniu Patryka Vegi pozostaje głuchy na tę tematykę, a kino artystyczne zależne jest od pieniędzy PiSF‑u, który coraz silniej podlega obecnej władzy politycznej. Niezależni twórcy nie są w stanie zatem przekuć wielu swoich pomysłów na filmy, te bowiem są blokowane ze względów ideologicznych. Rządzący zaś nie mają ciągle filmowców, którzy będą wypełniali ich wizję „nowego ładu”, choć usilnie nad tym pracują. Ale talentu nie da się poprzeć politycznie, jeśli go nie ma.
R.S.: Pana głos w tej książce, ale i w pana publikacjach na Facebooku czy wypowiedziach w mediach, jest bardzo wyrazisty. Domyślam się, że nie każdemu jest z nim po drodze.
A.S.: Kiedy widzę różne rozwiązania społeczne i polityczne, które moim zdaniem stoją w jawnej sprzeczności z patriotyzmem czy innymi powinnościami wobec społeczeństwa, to ja się opowiadam za wartościami. To nie jest politykowanie. To postawa patriotyczna i obywatelska. I nigdy nie dam sobie wmówić, że Polska jest mi obojętna lub, że jestem jej wręcz przeciwny. To kłamstwo. Owszem, zdarza mi się słyszeć, że nie jestem Polakiem, że jestem – mimo iż mój dziadek został zamordowany przez Niemców za działalność w AK, a mój ojciec był „żołnierzem wyklętym” i siedział po wojnie w komunistycznym więzieniu – resortowym dzieckiem. Albo Żydem. Albo lewakiem. Czasami, że gejem. To są wszystko nienawistne metody, znane z innych systemów populistyczno-dyktatorskich. Wykazać czyjąś obcość, by go wykluczyć ze wspólnoty, odhumanizować, aż w końcu unieszkodliwić.
R.S.: Polska stała się państwem totalitarnym?
A.S.: Pisowska Polska jest państwem, w którym złamano Konstytucję i zniszczono trójpodział władzy. W każdym podręczniku znajdzie pan wyjaśnienie, że to są fundamentalne grzechy systemów autorytarnych. Równie złe jest, że władza schlebia dziś najniższym instynktom. Wielu Polaków przepełnia dziś nienawistny resentyment do współrodaków. Rodzi się przyzwolenie na przemoc. Amerykański historyk Robert O. Paxton wymienia kilka cech, charakteryzujących stan społeczno-polityczny definiowany jako faszyzm: populizm, istnienie kozła ofiarnego, czyli jedne grupy w społeczeństwie, którą obarcza się za wszystko, podsycanie resentymentu, nacjonalizm, antydemokratyczność, kryzys tożsamości i utrata zaufania do instytucji społecznych. Niech sobie każdy w sumieniu odpowie, czy czegoś z tych składowych jeszcze w Polsce nie ma. Ja widzę, że już są, niestety, wszystkie.
Robert Skowroński – krytyk filmowy i muzyczny, a do tego wielbiciel literatury związany niegdyś lub wciąż związany z redakcjami Onet.pl, naEKRANIE.pl, Stopklatka.pl, Antyradio.pl czy z “Nową Fantastyką”. Ponadto amator kawy i urban exploringu, który już chyba na zawsze pozostanie niespełnionym perkusistą.
zdjęcie główne: © Dorota Czoch