Ludzie, jako wielbiciele teorii spiskowych, fascynują się życiem i twórczością Williama Szekspira w sposób szczególny. O ile pewnych sekretów jego biografii nie sposób już dziś wyjaśnić, o tyle język jego dramatów i sonetów wciąż podlega analizie. Dotyczy to także używanych przez niego neologizmów. Spróbujmy sprawdzić, czy faktycznie było ich aż 1 600.
Jeśli chodzi o badanie życiorysu słynnego mistrza słowa, schody zaczynają się już na samym początku. Nie jest znana dokładna data jego urodzin. Został ochrzczony 26 kwietnia 1564 roku. Przyjmując, że w jego czasach dzieci chrzczono 3 dni po narodzinach, można założyć, że urodził się 23 kwietnia. Już samo jego nazwisko pojawia się w przekazach pisane na wiele sposobów – według niektórych szacunków istnieje aż sto jego wariantów.
Człowiek-zagadka czy może cała grupa ludzi?
Badając kolejne lata życia autora „Makbeta”, można powiedzieć jedno: im dalej w las, tym ciemniej. No właśnie, bo czy to on we własnej osobie napisał blisko 40 pozostawionych sztuk teatralnych? Czy może Szekspir była kobietą? A może utwory przypisane jednemu człowiekowi stworzyła cała grupa osób?
Badacze do dziś zachodzą w głowę, gdzie był Szekspir przez 7 lat swojego życia (tzw. „stracone lata”), tuż po tym gdy jemu i o osiem lat starszej Anne Hathaway urodziły się bliźnięta. Biorąc pod uwagę, ile pracy jest przy trójce dzieci (para miała jeszcze córkę) można snuć wiele teorii, gdzie też był ojciec rodziny wtedy, kiedy dorastały. Może z kochankiem? Bo i takie podejrzenia się pojawiają, wszak ponad 120 sonetów Szekspir kieruje, jakżeby inaczej, do mężczyzny.
Życie zagmatwane, ale może chociaż śmierć spokojna? Niestety, nie tym razem. Według jednej z wersji Szekspir zmarł po zbyt wesołej hulance (czyt. zatruł się alkoholem), według innej – zabił go nowotwór oka. Tak czy inaczej, pewności nie ma. Aury tajemniczości dramaturgowi przydaje także to, że podpisał własnoręcznie… zaledwie jeden utwór, ale nie jako jedyny jego autor (chodzi o dzieło „Sir Thomas More”).
Czy Wikipedia nie kłamie?
Według Wikipedii i innych popularnych źródeł Szekspir wprowadził do słownika około 1 600 nowych słów. Czy tak było w istocie? By to sprawdzić, trzeba zagłębić się w literaturze przedmiotu, i zajrzeć do książek Davida Crystala, który jako językoznawca podszedł do tematu fachowo i metodycznie.
Przede wszystkim wyliczył iloma słowami w ogóle posługiwał się tajemniczy William i wyszło mu ich circa 20 000. Mało powiecie? Wszyscy robiliśmy test z Facebooka, według którego jesteśmy Leśmianami, więc powód do pewności siebie jest, ale pamiętajmy – mówimy o przełomie XVI i XVII wieku. Dziś każdy szanujący się człowiek pióra ma zasób słów dwukrotnie większy. Nie świadczy to bynajmniej o dyletanctwie autora „Snu nocy letniej”, a jedynie o tym, że od jego czasów sporo wody upłynęło w Tamizie.
Analizując język Szekspira, Crystal przechodzi wreszcie do konkretnych przypadków, pytając czytelnika, które z trzech słów uznaliby za neologizm: vnhouzzled, disappointed, czy vnnaneld? Idę o zakład, że niewielu z Was wskaże to środkowe słowo, ale pytanie było podchwytliwe! Wśród słowotwórczych pomysłów Szekspira wiele jest tych, które weszły do codziennego słownika i wydają się nam już całkiem zwyczajne. Byście nie byli zbyt „rozczarowani” powiem, że „vnnaneld” w znaczeniu „unaneled” (zmarły bez namaszczenia, bez ostatnich sakramentów) to też pomysł naszego dzisiejszego bohatera. Badacz wykazuje, że Szekspir faktycznie miał „smykałkę” do tworzenia nowych form słów oraz odnajdowania ich nowych znaczeń, dokładnej liczby neologizmów jednak nie podaje.
Niestety tym razem muszę pobawić się w pogromcę mitów i sięgnąć do wniosków, które wyciągnął James Shapiro, znawca tematu z Columbia University. Dowiódł on, że magiczne 1 600 słów to liczba zdecydowanie zawyżona.
W pierwszym słowniku oxfordzkim (wydawanym w coraz bardziej rozbudowanej formie od roku 1894) bardzo wiele słów przypisanych jest właśnie Szekspirowi. Nie oznacza to, że właśnie on użył ich jako pierwszy. Osoby tworzące słownik (wyszukując słowa i frazy w tekstach, ale nie mając magicznego Ctrl+F), trafiły po prostu na słynnego dramaturga jako pierwsze źródło. Dopiero przy kolejnych wydaniach, gdy poprawiono techniki wyszukiwania słów, zaczęto sięgać do autorów mniej znanych i bywało, że Szekspir tracił palmę pierwszeństwa.
Tak stało się między innymi z przynoszącym zaszczyt źródłosłowem „rzygania”. Aż chciałoby się powtarzać jako anegdotkę, że czasownika „puke” po raz pierwszy użył człowiek, który kreślił piękne wyznania z „Romea i Julii”, ale słowo to było znane już wcześniej. „Eyeball”? Też nie jego, po raz pierwszy użył go w 1575 William Paten. Ze słownika szekspirowskich neologizmów musimy też wyrzucić jak najszybciej „hurry”, nie powinno tam także przynależeć „ucomfortable” (zapisane w 1534).
Istnieje jeszcze jedno potwierdzenie tego, że William Szekspir nie mógł używać wymyślonych słów z tak dużym natężeniem. Zwróciła na to uwagę między innymi Katherine Marin z Oxford University Press. Gdyby autor wprost naszpikował swoje dzieła neologizmami, byłby niezrozumiały dla współczesnych. Jego utwory i tak wymagały wiedzy ogólnej, by w pełni cieszyć się ich wydźwiękiem, nadmiar neologizmów byłby tylko dodatkowym utrudnieniem.
Zuzanna Pęksa – Absolwentka filologii polskiej, specjalność filmoznawstwo. Miłośniczka literatury faktu, w szczególności opowiadającej o II wojnie światowej i wybitnych kobietach. W wolnych chwilach pisze dla portalu CiekawostkiHistoryczne.pl i “Tele Tygodnia” oraz prowadzi fanpage Kobiety w historii.