Wszystkie miasta świata „są kobietami”. Tyle ulic, uliczek, alei, tyle odnóg. Gwaru, wrzasku, śmiechów. Możliwości. Zadań. Emocji. Radości i butów – wywiad z Adrianną Michalewską oraz Izabelą Szolc, autorkami książki „Dziewczyny chcą się zabawić”.
Debiutancka książka tego autorskiego duetu tętni życiem, energią i emocjami. Krytycy zgodnie przyznają, że taka powieść była po prostu potrzebna, a czytelnicy już nie mogą doczekać się kolejnych części. Autorki zabierają w podróż po Łodzi końca przełomowych lat 80. „Dziewczyny chcą się zabawić” to początek czterotomowej sagi o łódzkich dziewczynach.
Jak pracuje się w duecie i skąd pomysł na taki autorski dwugłos?
Adrianna Michalewska: Pracuje się wyśmienicie. Można na bieżąco komentować wątki, omawiać bohaterów, pytać o radę. To jak niekończąca się dyskusja o książce. Każdy z nas lubi takie rozmowy. My nie tylko omawiamy to, co już jest, ale zastanawiamy się, co by było gdyby…
Izabela Szolc: Pamiętacie z „Ziemi obiecanej” fragment dialogu: „Ja nie mam nic. Ty nie masz nic. On nie ma nic. Razem zbudujemy wielką fabrykę!”? Nic dodać, nic ująć. Fabryka stoi, pięknie dymi, a my czujemy radość i satysfakcję. W dodatku niczego nie trzeba było palić.
Jak wygląda podział pracy przy powieści – czy dzielą się Panie prowadzeniem poszczególnych wątków, kreacją postaci? Za co odpowiada każda z Pań? Jak się czyta powieść zupełnie nie można wyczuć tego podwójnego autorstwa, wszystko stanowi integralną całość.
AM: Nad każdą postacią pracujemy razem. Dzięki temu są takie realne i wielowymiarowe. Dajemy im coś z siebie i coś z naszych historii. Wzbogacamy o naszą wyobraźnię i doświadczenia. Ale mamy też plany, aby dzielić pomiędzy siebie opisywane postaci. Tak jest nieco szybciej, łatwiej stworzyć fabułę. Ale przyjemniej jest omawiać wszystko w nieskończoność.
ISZ: Powiem tak: Messenger pomaga. 🙂
Skąd pomysł, aby historię osadzić na przełomie lat 80. i 90.?
AM: To były po prostu fascynujące czasy. Jeszcze nie byliśmy tak osaczeni przez technologię, jeszcze się tym cieszyliśmy. Ale potrafiliśmy też odłożyć commodore i iść na koncert. Na koncercie nie było nagrywania komórkami. Ludzie pili piwo i śpiewali. Byłam na koncercie U2 i Metalliki w Kopenhadze. Do dziś to pamiętam. No i padał mur berliński kończył się ZSRR. Świat przebudowywał się na naszych oczach. Wspaniałe czasy.
ISZ: To nasz „wiek szczenięcy”. Minęło ćwierć stulecia i człowiekowi wzięło się na sentymentalno-ironiczne wspominki. Można by snuć opowieść przy ognisku, ale tam komary, gitary, a jak zimno – murowany wilk. Lepiej przy biureczku.
Jak Panie wspominają tamte czasy?
AM: Nie było nam łatwo. Trzeba się było wszystkiego nauczyć, zobaczyć co nam oferuje świat. Rodzice nie bardzo mogli nam pomóc, bo ich rzeczywistość też się gwałtownie przeobrażała. Ale nagle uwierzyliśmy w siebie, bardzo mocno. Pojechałam autostopem do Sztokholmu, jechałam takim wielkim kabrioletem, wiatr rozwiał mi włosy. Wracałam złotym Saabem z konstruktorem rakiet kosmicznych. Było wyjątkowo, wspaniale, miałam przyjaciół w całej Europie. Ale na wszystko trzeba było zapracować i to bardzo ciężko. To nasze gonienie Europy miało swoją cenę. Nie raz bolały mnie plecy.
ISZ: Byłam dzieciakiem, więc wspominam dobrze. Dzieciaki zawsze wspominają „dobrze”. Żeby ktoś powiedział nam, że było „źle”, to najpierw trzeba iść do psychoanalityka. A ja od „psycho” programowo trzymam się z daleka. Kanapa może służyć do lepszych rzeczy niż wywlekanie smutków.
Łódź jest w powieści jest jedną z bohaterek. Jest to miasto o niejednoznacznej reputacji, bardzo polifoniczne i urzekające zarazem. Kiedy czyta się książkę ma się po prostu ochotę tam wybrać i dotrzeć w te wszystkie miejsca, które Pani opisują.
ISZ: Jako Łodzianka zapraszam serdecznie. To miasto zawsze przytulało włóczykijów, poszukiwaczy i turystów. Nie ma już obfitych XIX wiecznych piersi, stało się charakterne. Dlatego: przybywajcie, ale uczcie się na przykładzie Bogusia Lindy, że „mowa jest srebrem, a milczenie złotem”.
AM: I słusznie. To klimatyczne, pełne czaru miasto. Ma fantastyczną przeszłość. Łódź jest najbardziej amerykańskim, najbardziej rosyjskim i jednocześnie najbardziej niemieckim miastem. Dynamiczna i nostalgiczna. Piękna i miejscami przerażająca. Ma w sobie wszystko, tylko nie banał. Ale trzeba to potrafić dostrzec. To nie miasto z folderu dla znudzonych turystów, to miejsce dla ludzi z wyobraźnią. Tam jest się jednocześnie w kilku wymiarach, w kilku epokach. Nie jest płaska, ale szalenie wielowątkowa.
Czy utożsamiają się Panie ze swoimi bohaterkami?
AM: Oczywiście i oczywiście że nie. Jest w nich wiele z nas, z naszych przyjaciół i wiele z tego, czego nigdy byśmy nie zrobiły. Ale marzyłyśmy o tym, żeby coś się w naszym życiu działo, żeby nie przeczołgać się przez życie bez radości. Takie marzenia mają nasze bohaterki i wiele kobiet. A poza tym lubimy Monikę, Amelię, Izę i Paulę. To świetne dziewczyny, odważne i zdecydowane.
ISZ: Utożsamić się to nie byłoby całkiem zdrowe. Trzeba znać swoje ograniczenia. Ja na przykład fatalnie śpiewam, nawet woda i golenie nóg nie pomaga… Prawdą jest jednak, że jesteśmy pisarkami, co oznacza, że z jednej strony zachowujemy zawodowy dystans, w końcu nasze prywatne szaleństwa niekoniecznie zainteresują Czytelników. Z drugiej strony rzeczywistość przełazi przez nas poprzez zmysły. Poprzez emocje. Rozczarowania i zabawy. I my z tej zawsze naszej rzeczywistości „szyjemy fikcję”. Nie da się uciec przed subiektywizmem.
Szaleństwo, młodość, bunt, emocje, pogoń za marzeniami – kiedy czyta się powieść czuć tę niesamowitą energię. Jednak zarazem podejmują Panie poważne tematy – samotne macierzyństwo, wychowywanie się w cieniu zmarłego ojca czy brata, uwikłanie w skomplikowane relacje rodzinne. Myślę, że takie połączenie było możliwe, dzięki dowcipowi i ironii, które zawarte są w książce.
ISZ: Śmiech ratuje nam życie. Nawet jeśli przeobraża się w ironię, cynizm czy sarkazm. To zawsze lepsze od frustracji czy gniewu. Doświadczenie zabiera nam niewinność, ale nie pozwólmy, żeby zabrało nam śmiech. Jakiś czas temu człapałam się z mamą do łódzkiej Manufaktury. Rodzinny spacerek. Ja i ona. Patrzy na mnie mama mocno, więc mi brew do góry i cała się najeżam… A mama: „oj dostałaś dzidzia od życia po tyłku, ale jak ja kocham ten twój nowonarodzony cynizm”.
AM: Zdarzało mi się posmutnieć, a nawet się wzruszyć nad kilkoma fragmentami. Nie jest łatwo, gdy zamiast matury trzeba bawić dziecko, zamiast beztroski ma się biedę czy alkoholizm w domu. Życie to bardzo poważna sprawa, a za każdy błąd trzeba zapłacić, czasami za dużo. Ale śmiech jest za darmo i pozwala spojrzeć na dramaty z innej perspektywy. Proszę zauważyć, że nasze bohaterki mocno się wspierają. Są dla siebie podporą, czasami żartują z siebie, czasami mówią sobie w oczy bolesną prawdę. I to jest w przyjaźni najpiękniejsze.
W powieści ukazany jest przede wszystkim dramat kobiet, także nadchodzące zmiany ustrojowe w książce są najbardziej odczuwane przez kobiety. Dla tytułowych dziewczyn odskocznią staje się założenie zespołu.
AM: Nasze nastoletnie bohaterki zakładają zespół nie dlatego, że doskwiera im bieda, czy zmiany ustrojowe. Są młode i szalone. Wtedy ludzie mają najlepsze pomysły. Niektóre kończą się założeniem wielkiej korporacji IT, inne zespołem, który podbija świat. Ale to prawda, kobiety zniosły czas przemian ze szczególną odwagą. Nie wolno im się było załamać, musiały walczyć o swoje rodziny. Kobiety z natury są waleczne i odważne. Tylko często tego nie widać, bo ukrywają swoje trofea. Kobiety w mojej rodzinie zmieniały rzeczywistość, były odważne i zdecydowane. Ale były też bardzo kobiece.
ISZ: Odskocznia w tzw. ciekawych czasach, a może zawsze jest ważna. I lepiej jak my ją sobie sami znajdziemy, nim ktoś nam ją narzuci. Zespół czy wspólne dzierganie makatek, to nie ma znaczenia. Trzeba być razem. Razem można więcej. To fatalne, że o tym zapomnieliśmy. Mam nadzieję, że coś w rodzaju solidarności i współpracy wraca, nawet jeśli socjolog nazwie to „reakcją” na indywidualizm.
Ma się wrażenie, że Łódź też jest jedną z kobiet.
ISZ: Bo jest. Wszystkie miasta świata „są kobietami”. Tyle ulic, uliczek, alei, tyle odnóg. Gwaru, wrzasku, śmiechów. Możliwości. Zadań. Emocji. Radości i butów. A miasto to jednak ogarnia i trzyma do kupy, w dodatku zachowując własny styl. Tylko kobiety znają się na takich sztuczkach. Żeby to wszystko ogarnąć! Tak, zdecydowanie wszystkie miasta świata są kobietami.
AM: Oczywiście. Jest piękna, ma wspaniałą przeszłość i jak wiemy, nadchodzą dla Łodzi dobre czasy. Jak Wenus, wyłoniła się z marzeń i jest miejscem wielkich marzeń.
Wiemy, że to początek sagi o łódzkich dziewczynach i znane są już nawet tytuły pozostałych tomów, które brzmią bardzo zachęcająco. Czy mogą Panie zdradzić czy długo czytelnicy będą musieli czekać na kolejne części.
ISZ: Ada, ratunku!!! Ja jako ktoś, kto w sukni plugawej i z rozwianym włosem, dłubie w drugim tomie, teraz programowo odmawiam odpowiedzi. Ale ja tak od czasu do czasu lubię pohisteryzować. Z rozpiską i kałachem na kolanach pod stołem.
AM: Oczywiście tom drugi przygód naszych dziewczyn już jesienią. Do tego czasu wygładzimy sukienki, uczeszemy loki i wrócimy z kolejną porcją przygód naszych bohaterek. 🙂