Teoretycznie by zostać artystą wcale nie trzeba mieć talentu, wystarczy chcieć, cechować się znacznym uporem i systematycznie ćwiczyć. Życie jednak pokazuje, że czasem i bez tego da się coś osiągnąć. Można na przykład projektować okładki, które później trafiają do zestawień tych najgorszych, ale hej!, sława to sława. Zapraszamy do odkrycia porcji kolejnych dziesięciu książkowych okładek, przy których można uronić niejedną łzę. Pytanie tylko: ze śmiechu czy smutku? Część szóstą i poprzednie znajdziecie tutaj.
Na pierwszy ogień romantyczna historia zakazanej miłości dwóch mężczyzn, których dzieli niemal wszystko. Okładka znakomicie oddaje ducha powieści: widać w nagich torsach kipiącą namiętność, na grubo ciosanych twarzach wymalowane rozterki i ten galopujący koń…
Wróćmy może do rzeczywistości bardziej nam znanej: czarodzieje, mugole, quidditch, czyli Harry Potter. Klasyczne okładki serii J.K. Rowling były dość specyficzne, do pięknych może nie należały, ale miały w sobie urok. Niemieckiemu wydawnictwu to nie wystarczyło i postanowiło wykonać własne wariacje na ich temat. Tu na przykład Harry Potter i czara ognia. Znakomita!
Kuriozalnymi okładkami po równo obdarowywana jest fikcja i literatura faktu. Doktor John Hoovers w 2004 roku popełnił książkę How To Live With An Idiot, w której radzi, w jaki sposób przeżyć szczęśliwe chwile, kiedy za członka rodziny ma się idiotę. Temat jak najbardziej szlachetny, ale oceniając po tej okładce, książka powinna dotyczyć raczej sposobów radzenia sobie z psychopatycznymi mordercami w rodzinie.
Tu z kolei mamy zbiór uproszczonych tematów muzycznych na pianino, z którym powinno sobie poradzić dziecko. Ale zaraz, zaraz, co Ludwig van Beethoven robi temu chłopcu? WTF!
Doctor Who to przede wszystkim najdłuższy serial SF (wpisany oficjalnie do Księgi Rekordów Guinessa) z 36 seriami oraz setki książek opowiadające historie tego niezwykłego podróżnika w czasie. Treść i jakość tych ostatnich, jak się można domyślać, jest bardzo różna. Podobnie sprawa wygląda z okładkami. Tu przykładowo widok na Set Piece. Piramidy, plaża, egipska wojownicza księżniczka i robo-mrówka – jak tu nie kochać Doctora Who.
W ogóle w latach dziewięćdziesiątych ludzie ciekawie podchodzili do tematu estetyki. W co my się wtedy ubieraliśmy?? I skąd wydawcy brali autorów okładek? Fetch to powieść Roberta Holdstocka z 1992 roku, za którą autor zgarnął kilka nagród. I wszystko wporzo, ale okładka sugeruje opowieść o zniewieściałym mutancie uciekającym przed morderczą laleczką Chucky, podczas gdy książka jest o czymś zupełnie innym. Przede wszystkim nie występuje tam Chucky.
Peter Hamilton również nie miał łatwo, choć ponownie w tym przypadku to zasługa raczej mody na takie akurat stylizowanie powieści sci-fi. Ale umówmy się, tytuł i różowawa kolorystyka nie robią książce dobrze.
A teraz okładka wyszarpnięta z najgłębszego piekła grafików. Wszystko gra. Cóż za harmonia. Zwraca uwagę przede wszystkim towarzysz przystojniaka z pierwszego planu – ubrany w ażurowy obrus nikczemnik (ależ mu źle z oczu patrzy)z krzyżówką papugi i smoka na ramieniu. Zapowiada się epicka historia.
I wracamy do sztuki okładkowej w klasycystyczno-fantastycznym ujęciu. Proszę bardzo, oto łódź płynąca w stronę zachodzącego słońca. Na pokładzie człowiek-ryba, człowiek lew i naga kobieta. Trójkąt miłosny będący protoplastą tak popularnych we współczesnych romansach paranormalnych związków. W Zmierzchu też piękna niewiasta musiała wybierać między dwiema, ekhm, bestiami.
A na koniec absolutny klasyk literacki, czyli Wielki Gatsby. O okolicznościach powstania okładki pisaliśmy już przy okazji artykułu Fitzgeralda w okładce zauroczenie , więc tu tylko krótki komentarz: źródłem problemów ze sprzedażą książki musiała być po prostu najsmutniejsza na świecie grafika.
Przygotował Oskar Grzelak
Zdjęcie głowne RhondaK Native Florida Folk Artist na licencji Unsplash
Reklama
Idealny prezent dla książkoholika? Skarpetki książkowe! Znajdziecie je na MOLOM.PL