Ciekawostki

Kochać książki jak Islandia

Czy wie­cie, że naród czy­ta­ją­cy naj­wię­cej ksią­żek per capi­ta miesz­ka na mroź­nej pół­noc­nej wyspie nie­mal­że pozba­wio­nej drzew? Pozba­wio­ny pod­sta­wo­wych źró­deł surow­ca, z któ­re­go moż­na pro­du­ko­wać papier – ele­men­tar­ny budu­lec opa­słych tomów? A jed­nak jego umi­ło­wa­nie powie­ści jest tak wiel­kie, że nie tyl­ko od wie­ków zdo­by­wa je mimo wszel­kich prze­ciw­no­ści losu, ale też w okre­sie świąt rynek zale­wa tak prze­ogrom­na ilość publi­ka­cji, że nazy­wa się to „powo­dzią ksią­żek”. Dopraw­dy, Island­czy­cy są nie­sa­mo­wi­ci i chy­ba nikt nie kocha czy­tać tak jak oni. A zja­wi­sko to trwa od wieków.

Skąd Island­czy­cy czer­pa­li takie ilo­ści ksią­żek, sko­ro na wyspach przez wie­ki nawet nie rosły drze­wa? Nie mam zie­lo­ne­go poję­cia, ale ten naród zawsze był pomy­sło­wy i potra­fił spro­stać wszel­kim prze­ciw­no­ściom losu. Co tu dużo mówić – wie­je tam wiatr zdol­ny zerwać namiot i unieść go w dal niczym lata­wiec, kli­mat jest mroź­ny, stru­mie­nie w każ­dej chwi­li mogą zmie­nić się w rwą­cy potok i zerwać uli­ce, a wybuch wul­ka­nu znisz­czyć wszyst­ko na swo­jej dro­dze i nawet dziś sku­tecz­nie zablo­ko­wać loty na wyspę. Lud­ność zamiesz­ku­ją­ca taki kraj musi być sil­na, bystra i wytrzymała.

Wła­śnie tacy ludzie są naj­bar­dziej zapa­lo­ny­mi czy­tel­ni­ka­mi, a miłość do ksią­żek kształ­to­wa­ła się w nich przez pokolenia.

Zimy na Islan­dii nie są zbyt dobre dla ludz­kiej psy­chi­ki. Przez cały gru­dzień i sty­czeń świa­tło dzien­ne roz­pra­sza mro­ki przez zale­d­wie 3–4 godzi­ny, a na pół­noc­nych fior­dach słoń­ca moż­na nie ujrzeć nawet do mar­ca. Przez poko­le­nia Island­czy­cy wyła­wia­li drew­no głów­nie z morza, więc o roz­pa­le­niu wiel­kich ognisk moż­na było zapo­mnieć. Źró­dłem świa­tła były pło­mie­nie z małych lamp zasi­la­nych rybim olejem.

Tak dłu­gi brak świa­tła dzien­ne­go w połą­cze­niu z powo­li pły­ną­cy­mi godzi­na­mi pogrą­żo­ny­mi w mro­ku mogły łatwo wpę­dzić w depre­sję, a każ­de samo­bój­stwo zagra­ża­ło przy­szło­ści całej osa­dy (na Islan­dii nawet dziś są one niewielkie).

Island­czy­cy jed­nak w dużej mie­rze upo­ra­li się z tym pro­ble­mem. Lekar­stwo na mrok i zimo­wą depre­sję nazy­wa się kvöl­dva­ka i jest to chy­ba naj­pięk­niej­szy feno­men kul­tu­ro­wy ukształ­to­wa­ny w tej kra­inie. W skró­cie ten ter­min okre­śla zja­wi­sko nie­zwy­kłe­go umi­ło­wa­nia opowieści.

Kie­dy krót­ki zimo­wy dzień dobie­gał koń­ca, Island­czy­cy w sza­ru­dze przy­go­to­wy­wa­li się do „wie­czor­ne­go prze­bu­dze­nia”. Odkła­da­li narzę­dzia, mówi­li szep­tem i kie­dy nad­cią­gał zmierzch, spo­ty­ka­li się w wiel­kiej izbie zwa­nej baðsto­fa. Męż­czyź­ni i kobie­ty sia­da­li do prac, któ­re moż­na było wyko­ny­wać zimą (przę­dze­nie weł­ny, repe­ro­wa­nie narzę­dzi, kon­ser­wo­wa­nie żyw­no­ści), a jed­na z osób zaczy­na­ła opowieść.

Czę­sto były to legen­dy o boha­te­rach, wie­ko­we sagi, rymo­wa­ne pie­śni, odczy­ty świę­tych ksiąg… Wła­śnie, odczy­ty. Powie­ści nie musia­ły być recy­to­wa­ne z pamię­ci. Zimy trwa­ły dłu­go, więc kom­plet histo­rii, któ­re się zna­ło, w koń­cu się wyczer­py­wał. A Island­czy­cy w cza­sie nie­zwy­kle dłu­gich nocy pra­gnę­li opo­wie­ści rów­nie moc­no, jak prze­trwa­nia do rana.

Islan­dia jest też chy­ba jed­ną z nie­licz­nych kra­in, w któ­rych z dużym sza­cun­kiem trak­to­wa­no włó­czę­gów i waga­bun­dów krą­żą­cych od gospo­dar­stwa do gospo­dar­stwa, ale tyl­ko w jed­nym przy­pad­ku – jeśli potra­fi­li opo­wia­dać cie­ka­we histo­rie lub mie­li przy sobie inte­re­su­ją­ce książ­ki. W koń­cu doszło do tego, że islandz­cy włó­czę­dzy obwią­zy­wa­li się toma­mi, na któ­re zakła­da­li kolej­ne war­stwy ubra­nia, i tak podró­żo­wa­li od domu do domu.

Zimo­wą porą w cza­sie kvöl­dva­ka dzie­ci uczy­ły się czy­tać i pisać, nabie­ra­jąc w tym wiel­kiej bie­gło­ści, któ­rej nie moż­na porów­nać do umie­jęt­no­ści ich kon­ty­nen­tal­nych rówieśników.

Codzien­na kvöl­dva­ka koń­czy­ła się przez húsle­stur (czy­li „dom czy­ta­nia”), kie­dy to gospo­darz uro­czy­ście odczy­ty­wał księ­gę (naj­czę­ściej reli­gij­ną). Wów­czas wszy­scy prze­ry­wa­li swo­je zaję­cia i w sku­pie­niu słu­cha­li jego słów. Kie­dy odczyt został zakoń­czo­ny, dzię­ko­wa­no gospo­da­rzo­wi sło­wa­mi þökk fyrir lestu­rinn (co ozna­cza „Dzię­ku­je­my za lekturę”).

Kvöl­dva­ka ma tak ogrom­ne zna­cze­nie dla islandz­kiej kul­tu­ry, że co roku przed świę­ta­mi wystę­pu­je jesz­cze jed­no spe­cy­ficz­ne dla tego kra­ju zja­wi­sko. Pomi­mo że na wyspach nie ma odpo­wied­niej ilo­ści drzew, by maso­wo pro­du­ko­wać papier (a przez wie­ki w ogó­le ich nie było), przed świę­ta­mi Boże­go Naro­dze­nia wystę­pu­je bar­dzo przy­jem­ny „kata­klizm” zwa­ny jóla­bó­ka­flóð. Ozna­cza to „powódź”, a dokład­niej „powódź ksią­żek”. Na ryn­ku poja­wia­ją się ich takie ilo­ści, że trud­no ina­czej okre­ślić to zja­wi­sko. Nie spo­sób też wyobra­zić sobie wigi­lii, pod­czas któ­rej ktoś nie znaj­du­je książ­ki pod choinką.

Więc jeśli kie­dyś zasta­na­wia­li­ście się, jak zimo­we noce spę­dza­li żyją­cy na tych rubie­żach potom­ko­wie wikin­gów-bani­tów, codzien­nie zma­ga­ją­cy się z żywio­ła­mi, o któ­rych ich pobra­tym­cy miesz­ka­ją­cy na kon­ty­nen­cie mie­li co naj­wy­żej mgli­ste poję­cie, to już wie­cie – czy­ta­li i pozna­wa­li opo­wie­ści. Robi­li to z pasją, wiel­ką czcią i umi­ło­wa­niem. Zało­żę się, że zna­ny z seria­lo­wej adap­ta­cji “Gry o tron” aktor i kul­tu­ry­sta Hafþór Júlíus Björns­son, odgry­wa­ją­cy rolę bez­względ­ne­go Góry, w cza­sie dłu­gich zimo­wych nocy tak­że z pasją odda­je się lekturze.


KADR Z DOKUMENTU „HAFTHÓR JÚLÍUS BJÖRNSSON TALKS ABOUT EDDIE HALL??”

Już teraz, Dro­dzy Czy­tel­ni­cy, życzę Wam, by na Świę­ta Wasze domy porwał nurt jóla­bó­ka­flóð. Kie­dy zimo­wą nocą będzie­cie odda­wać się lek­tu­rze, pomy­śl­cie o islandz­kim nie­bie, któ­re czę­ściej niż pro­mie­nie słoń­ca roz­świe­tla zorza polar­na. Pod nim naj­pew­niej też czytają.

Auto­rem tek­stu jest Miko­łaj Kołyszko

Tekst pier­wot­nie poja­wił się na czytajpl.pl

Biblio­gra­fia

Alda Sig­munds­dót­tir, Ice­lan­dic Folk Legend, (e‑book), wyd. Lit­tle Books Publishing.
Alda Sig­munds­dót­tir, The Ice­lan­dic Kvöl­dva­ka: Cul­tu­ral Phe­no­me­non in the Twi­li­ght Hours [w:] http://www.ancient-origins.net/opinion-guest-authors/icelandic-kv-ldvaka-cultural-phenomenon-twilight-hours-005922 z dn. 22.12.2016.
S. Z., Noce polar­ne w Islan­dii [w:] http://www.islandia.org.pl/noce.html z dn. 22.12.2016.

Spis ilu­stra­cji:

Ska­ły Rey­nis­dran­gar. Autor: Annie Spratt. Źró­dło: unsplash.com. Licen­cja: Cre­ati­ve Com­mons Zero.
Jez. Jökul­sár­lón. Autor: Gian-Reto Tar­nut­zer. Źró­dło: unsplash.com. Licen­cja: Cre­ati­ve Com­mons Zero.
Park Naro­do­wy Thin­gvel­lir. Autor: Cosmic Time­tra­ve­ler. Źró­dło: unsplash.com. Licen­cja: Cre­ati­ve Com­mons Zero.
Obraz Kvöl­dva­ka autor­stwa Augu­sta Schi­øt­ta (1823 – 1895). Źro­dło: http://www.ancient-origins.net/opinion-guest-authors/icelandic-kv-ldvaka-cultural-phenomenon-twilight-hours-005922?page=0%2C1 Licen­cja: dome­na publiczna.
Obraz Sigurd i Faf­nir autor­stwa Her­man­na Hen­dri­cha (1854–1931). Źró­dło: wikimedia.org. Licen­cja: dome­na publiczna.
Autor: Mike Wil­l­son. Źró­dło: unsplash.com. Licen­cja: Cre­ati­ve Com­mons Zero.
Hafþór Júlíus Björns­son. Autor: Wol­fsho­ul­der. Źró­dło: vimeo.com/149183778. Licen­cja: CC BY-ND 3.0.
Jez. Mývatn. Autor: Vin­cent Guth. Źró­dło: unsplash.com. Licen­cja: Cre­ati­ve Com­mons Zero.

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy