Na księgarskie półki trafiła właśnie książka “Q. Cząstka strachu” Vaseema Khana, pierwsza część nowej serii szpiegowskiej oficjalnie autoryzowanej przez spadkobierców Iana Fleminga, twórcy agenta 007. Z tej okazji przyglądamy się postaci Q, która zyskała popularność dzięki drugoplanowym występom w serii filmów o Jamesie Bondzie, a teraz ma szansę również podbić serca miłośników literatury.
Postać Q nieodzownie kojarzy się z twarzą Desmond Llewelyn, brytyjskiego aktora, który wcielał się w kwatermistrza przez 36 lat na przestrzeni siedemnastu filmów z serii o agencie Jej Królewskiej Mości. Działo się tak od “Pozdrowień z Rosji” (1963), aż do 1999 roku i premiery “Świat to za mało”, z drobną przerwą w roku 1973, gdy Q nie pojawił się w filmie “Żyj i pozwól umrzeć”. To właśnie ten bohater dostarczał Bondowi kolejne fantastyczne gadżety (zegarek z laserem, wybuchający długopis czy rentgenowskie okulary), dzięki którym agent często ratował skórę w ostatnim momencie albo potrafił przechytrzyć przeciwników w najbardziej niespodziewany sposób. Przez całe lata, zarówno Q, jak i jego wynalazki, były elementem, bez którego fani nie wyobrażali sobie produkcji o Bondzie..
Co ciekawe, w książkach Fleminga (z którymi filmy mają często niewiele wspólnego) major Boothroyd, pełni rolę marginalną i pojawia się dopiero w szóstej części cyklu. Mówi o tym Marcin Tadera, twórca strony jamesbond.pl i współprowadzący podcast James Bond Team PL:
“Major Boothroyd na kartach powieści i opowiadań Fleminga pojawia się raz (choć kierowany przez niego Wydział Q kilkukrotnie, w tym już w premierowym „Casino Royale”): w słynnej scenie wymuszonej zmiany uzbrojenia z „Doktora No”, kiedy to 007 musi – wbrew sobie – zarzucić wysłużoną i zawodną berettę kaliber .25 na rzecz walthera PPK 7.65 mm. Scena ta znalazła swoje odzwierciedlenie w pierwszym filmie serii, a ikoniczność nowego pistoletu jest tak ogromna, że nawet sześć dekad później nie wyobrażamy sobie Jamesa Bonda posługującego się inną bronią. Miał więc rację prawdziwy Geoffrey Boothroyd, brytyjski rusznikarz i ekspert od broni palnej, który w liście do Iana Fleminga zasugerował tę zamianę, a którego nazwisko pisarz unieśmiertelnił, wykorzystując w tejże kultowej scenie”.
Mimo skromnych źródeł literackich, ograniczonego czasu ekranowego (choć Llewelyn wystąpił w siedemnastu filmach, to Q oglądamy na ekranie łącznie nieco ponad 30 minut, a największą rolę ma w filmach “Ośmiorniczka” i “Licencja na zabijanie”) bohater szybko stał się ulubieńcem publiczności. Duża w tym zasługa naturalnego uroku aktora, a także scenarzystów, którzy często wykorzystywali sceny z jego udziałem jako moment rozluźnienia i slapstickowy poligon doświadczalny. Niesamowite gadżety i wynalazki, często w formie prototypów, które są wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem, stanowiły źródło humoru, często tworząc w tle zabawne gagi.

Jednocześnie relacja Q i Jamesa była pełna ciepła, wzajemnego szacunku, ale też błyskotliwych przekomarzanek. Ewoluowała na przestrzeni filmów – Desmond robił się coraz starszy, a w tym czasie w Bonda wcielało się aż pięciu aktorów. Jak zauważa Przemek Bartnik, autor alternatywnych bondowskich plakatów, współprowadzący wspomniany wcześniej podcast i twórca strony jamesbond.com.pl:
“Jego relacje z Jamesem były różne. Chyba najbardziej oschły i szorstki był dla tego portretowanego przez Seana. Najwięcej, ojcowskiej wręcz sympatii, przejawiał dla Daltonowego 007. Pierce Brosnan był w jego mniemaniu Bondem idealnym i na ekranie również widać między nimi sporą dawkę przyjaźni. Zwykle działał w laboratorium, ale nie raz zapuszczał się też w teren, aby osobiście dostarczyć swoje wynalazki czy nawet pomóc Jamesowi w akcji”.
Mimo że najbardziej rozpoznawalny w tej roli, to jednak Desmond nie był ani pierwszym, ani nawet jedynym aktorem, który ożywiał na ekranie majora Boothroyda. Jako pierwszy – w “Doktorze No” z 1962 roku – wcielił się w niego Peter Burton. W nieoficjalnych filmach serii – “Casino Royale” (1967) i “Nigdy nie mów nigdy” (1983) – zagrali go kolejno Geoffrey Bayldon i Alec McCowen. W ostatnim filmie z Brosnanem, już po śmierci Llewelyna, jego rolę przejął znany z Monty Pythona John Cleese, wcześniej ukazany jako pomocnik oryginalnego Q.
Wraz z premierą “Casino Royale” w 2005 roku, gdzie w Bonda po raz pierwszy wcielił się Daniel Craig, twórcy bondowskiej serii zdecydowali się na twardy reboot. Bardziej realistyczne podejście, ewidentnie wyrastające z popularności serii o Jasonie Bournie, skutkowało nie tylko dynamiką, szorstkością i brutalnością charakterystyczną dla współczesnego kina akcji, ale również pozbyciem się z serii niepoważnych i wymyślnych gadżetów. Gdy zabrakło zabawek, zabrakło również Q. Oczywiście do czasu, bo w “Skyfall”, zrealizowanym w 50. rocznicę pojawienia się Bonda na ekranie, kwatermistrz powrócił w odmienionej wersji. Tym razem wcielił się w niego Ben Whishaw.
“Sam Mendes i scenarzyści rocznicowego filmu postawili Bonda w roli tego starszego i doświadczonego, a Q oprócz herbaty i pidżamy dali trądzik. Otworzyli tym samym drogę do fantastycznych, świeżych i niesamowicie zabawnych dialogów. Każda scena z Whishawem, we wszystkich trzech filmach z jego udziałem, jest absolutnie bezbłędna, zabawna i przypominająca, jak bardzo ważnym składnikiem w bondowskim koktajlu jest humor i dobra relacja z szefem wydziału Q Branch” – komentuje nowe podejście do postaci Przemek Bartnik.
Trudno się z nim nie zgodzić, tym bardziej, że w pierwszej scenie gdy oglądamy ich wspólnie, zostali zestawieni na zasadzie kontrastu – Bond ma tu kilkudniowy, siwy zarost, a Q z zmierzwionymi włosami i okularami na nosie wygląda jak student informatyki, do kompletu brakuje mu tylko flanelowej koszuli. Pojawienie się Whishawa rzeczywiście mocno odświeżyło relację Q i Bonda, a także wprowadziło postać w XXI wiek, czyniąc z niego komputerowego geniusza. “Zrobię więcej szkód w piżamie przy laptopie przed pierwszym łykiem Earl Greya, niż ty przez rok w akcji” – mówi w pewnym momencie do naszego ulubionego agenta, szybko zdobywając jego sympatię mimo początkowego sceptyzmu.
Desmond Llewelyn i Ben Whishaw stworzyli bardzo odmienne, ale równie kultowe kreacje bohatera, którego popularności twórca przygód Jamesa Bonda z pewnością nie mógł przewidzieć. Najnowszą interpretację postaci Q poznamy w powieści “Q. Cząstka strachu” Vaseema Khana, która właśnie trafiła półki polskich księgarń dzięki wydawnictwu Skarpa Warszawska, która od poprzedniego roku wznawia powieści Iana Fleminga w nowym tłumaczeniu Tomasza Konatkowskiego. Vaseem Khan, autor uznanych powieści kryminalnych, rozgrywających się w Indiach, tym razem postanowił przedstawić nam Q, który nie pracuje już w MI6, ale wraca w rodzinne strony, gdzie angażuje się w rozwiązanie zagadki tajemniczej śmierci dawnego przyjaciela. Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem ciekaw, czy na odchodne Q zabrał ze sobą kilka przydatnych gadżetów, które pomogą mu w śledztwie…
Przygotował Jan Sławiński

zdjęcie główne: Towpilot – Own work, CC BY-SA 3.0,




