Felieton

5 seriali telewizyjnych na bazie książek, które lepiej omijać

Nie od dziś wia­do­mo, że dobra histo­ria sprze­da­je się w róż­nych mediach, a co już raz się spraw­dzi­ło w for­mie lite­rac­kiej, to ma więk­sze szan­se na powo­dze­nie. Wła­śnie dla­te­go fil­mo­wi i seria­lo­wi pro­du­cen­ci chęt­nie się­ga­ją po popu­lar­ne książ­ki, by na ich pod­sta­wie stwo­rzyć pro­dukt, po przy­cią­gnie zarów­no fanów pier­wo­wzo­ru, jak i tych, któ­rzy wolą oglą­dać niż czy­tać. Suk­ce­sy “Gry o Tron”, “Opo­wieść pod­ręcz­nej”, “House of Cards” czy “The Expan­se” to tyl­ko kil­ka wybra­nych seria­li na pod­sta­wie ksią­żek, któ­re cie­szą się ogrom­ną popu­lar­no­ścią wśród widzów i uzna­niem kry­ty­ków. W dzi­siej­szym arty­ku­le sku­pi­my się jed­nak na tych seriach tele­wi­zyj­nych, któ­re się nie­ste­ty nie uda­ły, mimo że czer­pią z popu­lar­nych dzieł literackich.

1. “Straż” (na pod­sta­wie ksią­żek o stra­ży Ankh-Mor­pork ze “Świa­ta Dys­ku” Terry’ego Pratchetta)

Mogło­by się wyda­wać, że boga­ty “Świat Dys­ku” Terry’ego Prat­chet­ta to ide­al­ny mate­riał na seria­lo­wą adap­ta­cję. Decy­zja, by zekra­ni­zo­wać pod­cykl o Stra­ży Ankh-Mor­pork rów­nież wyda­wa­ła się słusz­na. Nie­zwy­kle barw­ne posta­ci i kry­mi­nal­ne zagad­ki w kli­ma­tach fan­ta­sy to samo­graj. Tym więk­sza szko­da, że twór­cy seria­lu “Straż” moc­no odbie­ga­ją od pier­wo­wzo­ru lite­rac­kie­go. Ucie­le­śnie­niem wszyst­kich pro­ble­mów seria­lu jest chy­ba Sam Vimes, komen­dant Stra­ży, któ­ry w książ­kach przy­po­mi­nał postać wycią­gnię­tą z czar­ne­go kry­mi­na­łu, nato­miast w wer­sji tele­wi­zyj­nej jest zapi­ja­czo­nym idio­tą, któ­ry nie budzi za grosz sza­cun­ku. Wcie­la­ją­cy się w nie­go Richard Dormer two­rzy smut­ną paro­dię posta­ci, któ­rej bli­żej do kre­sków­ko­we­go Jac­ka Spar­ro­wa (ta sama eks­pre­sja i mimi­ka), niż twar­de­go gli­nia­rza, któ­ry potra­fił poru­szać się po mie­ście, roz­po­zna­jąc gdzie się znaj­du­je przez wytar­te pode­szwy butów.

2. “Dra­cu­la” od Net­fli­xa (na pod­sta­wie “Dra­cu­li” Bra­ma Stokera)

Postać hra­bie­go Dra­cu­li to jed­na z naj­chęt­niej prze­no­szo­nych na ekran posta­ci, zarów­no w kinie, jak i tele­wi­zji. Wer­sji opo­wie­ści o naj­słyn­niej­szym wam­pi­rze powsta­ło mul­tum, a twór­cy opo­wie­ści o Dra­cu­li w naj­róż­niej­szy spo­sób pod­cho­dzi­li do pier­wo­wzo­ru Sto­ke­ra. Naj­now­sza adap­ta­cja to trzy­od­cin­ko­wy serial, któ­ry sku­pia się na histo­rii Jona­tha­na Har­ke­ra i hra­bie­go Dra­cu­li, podró­ży hra­bie­go do Anglii oraz życiu wam­pi­ra we współ­cze­snym Lon­dy­nie. Odpo­wia­da za nie­go duet Gatiss-Mof­fat, któ­ry dał nam “Sher­loc­ka”. W prze­ci­wień­stwie jed­nak do przy­gód genial­ne­go detek­ty­wa ich uwspół­cze­śnio­na wer­sja opo­wie­ści o naj­słyn­niej­szym wam­pi­rze nie ma w sobie tej świe­żo­ści i pazu­ra. Post­mo­der­ni­stycz­na zaba­wa ogra­ny­mi moty­wa­mi w pierw­szym odcin­ku jesz­cze daje tro­chę wsty­dli­wej przy­jem­no­ści, jed­nak już w dwóch kolej­nych zmie­nia się w serię żenu­ją­cych zwro­tów akcji.

3. “13 powo­dów” (na pod­sta­wie książ­ki Jaya Ashe­ra o tym samym tytule)

Serial “13 powo­dów” ma swo­je dobre stro­ny, wśród któ­rych na pew­no nale­ży wymie­nić intry­gu­ją­cy punkt wyj­ścia, a tak­że wia­ry­god­ne budo­wa­nie świa­ta i przed­sta­wie­nie boha­te­rów. Wie­lo­wy­mia­ro­wi boha­te­ro­wie to powód, dla któ­re­go łatwo zaan­ga­żo­wać się w oglą­da­nie seria­lu Net­flik­sa. Jed­no­cze­śnie jest to pro­duk­cja, któ­ra poru­sza trud­ne tema­ty i czę­sto robi to nie­ste­ty dość fry­wol­nie. By odpo­wie­dzial­nie mówić o zdro­wiu psy­chicz­nym czy tema­tach takich jak samo­bój­stwo, trze­ba to robić z odpo­wied­nim wyczu­ciem. Twór­cy “13 powo­dów” pode­szli do tak deli­kat­nych spraw nie­zbyt odpo­wie­dzial­nie, dla­te­go też serial może oka­zać się po pro­stu szko­dli­wy – tym bar­dziej, że opo­wia­da o nasto­lat­kach i kie­ro­wa­ny jest do nasto­lat­ków. Gdy z seria­lu znik­nę­ła postać Han­nah Baker, pro­duk­cja stra­ci­ła jeden z naj­ja­śniej­szych ele­men­tów. A mimo to, nie­mal na siłę, stwo­rzo­no dwa kolej­ne sezony.

4. “Rat­ched” (pre­qu­el czer­pią­cy z książ­ki “Lot nad kukuł­czym gniaz­dem” Kena Keseya)

Brzyd­ki przy­kład odci­na­nia kupo­nów. “Lot nad kukuł­czym gniaz­dem” to wybit­na książ­ka, któ­ra docze­ka­ła się rów­nie wybit­nej adap­ta­cji z Jac­kiem Nichol­so­nem w reży­se­rii Milo­ša For­ma­na. Z kolei “Rat­ched” to spin-off i pre­qu­el opo­wia­da­ją­cy o prze­szło­ści jed­nej z naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­nych posta­ci dru­go­pla­no­wych ory­gi­nal­ne­go fil­mu z 1975 roku i książ­ki Keseya. Pro­blem pole­ga na tym, że serial pró­bu­je dopi­sać wyda­rze­nia do życio­ry­su sio­stry Rat­ched, któ­ra – jako kom­plet­na postać – abso­lut­nie tego nie potrze­bo­wa­ła. Efek­tem jest sty­lo­wy, ale raczej nużą­cy i abso­lut­nie bała­ga­niar­ski fabu­lar­nie serial, któ­ry oka­zu­je się cał­kiem zbędny.

5. “Pod kopu­łą” (na pod­sta­wie powie­ści Ste­phe­na Kin­ga o tym samym tytule)

Pod kopu­łą” mogło się spraw­dzić jako adap­ta­cja pro­zy mistrza hor­ro­ru, Ste­phe­na Kin­ga, pod jed­nym warun­kiem. Gdy­by pro­duk­cję seria­lu prze­rwa­no po pierw­szym, uda­nym sezo­nie. Nie­ste­ty, to co nastą­pi­ło póź­niej, woła­ło o pomstę do nie­ba. Oglą­da­jąc dru­gi i trze­ci sezon mia­ło się nie­ustan­ne wra­że­nie, że serial coraz bar­dziej odcho­dzi od mate­ria­łu źró­dło­we­go i robi to na wła­sną zgu­bę. Ory­gi­nal­ne pomy­sły sce­na­rzy­stów były cha­otycz­ne i naj­zwy­czaj­niej w świe­cie głu­pie, ponie­waż nie paso­wa­ły do świa­ta przed­sta­wio­ne­go i pod­wa­ża­ły zało­że­nia zna­ne z książ­ki i pierw­sze­go sezo­nu. Wszyst­ko to spra­wi­ło, że serial stał się iry­tu­ją­cym doświad­cze­niem, w któ­rym trud­no było szu­kać bły­sko­tli­wo­ści i napię­cia lite­rac­kie­go pier­wo­wzo­ru Kinga.

Przy­go­to­wał Jan Sławiński

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy