Wywiady

Już żyjemy w cyberpunku! – wywiad z Kasią Sienkiewicz-Kosik i Rafałem Kosikiem o powieści „Cyberpunk 2077: Bez przypadku”

Są duetem w pra­cy i w życiu, wspól­nie wyda­li pod szyl­dem wydaw­nic­twa Power­graph ponad set­kę ksią­żek, któ­re zosta­ły uho­no­ro­wa­ne licz­ny­mi nagro­da­mi. 9 sierp­nia wypu­ści­li na świat powieść z uni­wer­sum gry „Cyber­punk 2077” zaty­tu­ło­wa­ną „Bez przy­pad­ku”, któ­ra jed­no­cze­śnie uka­za­ła się też w Wiel­kiej Bry­ta­nii i USA. Kasia Sien­kie­wicz-Kosik i Rafał Kosik opo­wie­dzie­li nam o pra­cach nad powie­ścią, szan­sach i zagro­że­niach, jakie nie­sie ze sobą tech­no­lo­gia oraz o twór­czych pla­nach na przyszłość.

ANNA TESS GOŁĘBIOWSKA: Jeste­ście parą w życiu pry­wat­nym i zawo­do­wym – otwo­rzy­li­ście Power­graph nie­mal 30 lat temu, a już pra­wie 20 lat wspól­nie wyda­je­cie książ­ki – zarów­no Rafa­ła, jak i innych pisa­rzy i pisa­rek. Jaka jest Wasza recep­ta na tak uda­ną współpracę?

fot. Prze­mo Pączkowski

RAFAŁ KOSIK: Nie poza­bi­jać się przy pierw­szej moż­li­wej oka­zji, na począ­tek tyle. To nie­ła­twe, bo po pierw­sze pra­cu­je­my wspól­nie, po dru­gie głów­nie pra­cu­je­my w domu, po trze­cie pra­ca prze­pla­ta się z życiem rodzin­nym od rana do nocy, a po czwar­te w week­en­dy i na wszel­kich wyjaz­dach… rów­nież zwy­kle pra­cu­je­my. Cza­sem zazdrosz­czę ludziom, któ­rzy wycho­dzą z pra­cy o 17:00 i zosta­wia­ją tam wszyst­kie swo­je pro­ble­my, a dni wol­ne mają wol­ne. Z dru­giej stro­ny – nie zamie­nił­bym się. Nad powie­ścią pra­cu­ję rok, może dłu­żej, i sam sobie muszę wyzna­czać dys­cy­pli­nę i sam się pil­no­wać. Ale jeże­li mam chęć poje­chać na kil­ka dni w góry, to mogę to zro­bić, nie pyta­jąc niko­go o zgo­dę. Choć pew­nie tam też będę pracował…

fot. Prze­mo Pączkowski

KASIA SIENKIEWICZ-KOSIK: Myślę, że mie­li­śmy dobry punkt wyj­ścio­wy – po pierw­sze pozna­li­śmy się w pra­cy wła­śnie, gdzie two­rzy­li­śmy team kre­atyw­ny (to była agen­cja rekla­mo­wa), a po dru­gie się naj­pierw polu­bi­li­śmy, zanim doszło do inne­go rodza­ju rela­cji niż zawo­do­wa… Po trze­cie się moc­no jed­nak róż­ni­my (inne lek­tu­ry, inna muzy­ka, Rafał – intro­wer­tyk, ja – emo­cje na wierz­chu, on nasta­wio­ny na idee, ja – na ludzi), co pozwa­la nam się uzu­peł­niać i dzię­ki temu coś, co two­rzy­my razem, lepiej dzia­ła. A po czwar­te mamy podob­ne prio­ry­te­ty, ceni­my podob­ne war­to­ści. Więc i w życiu, i w pra­cy – doga­du­je­my się. Jakoś (śmiech).

R.K.: Tak napraw­dę naj­więk­szy kon­flikt poja­wia się na gra­ni­cy moje­go pisa­nia i obo­wiąz­ków zwią­za­nych z pro­wa­dze­niem fir­my. Ja np. skła­dam wszyst­kie książ­ki wyda­wa­ne w Power­gra­phie, do tego docho­dzą np. zaję­cia zwią­za­ne z pro­mo­cją moich ksią­żek… no i cała ta bie­żącz­ka fir­mo­wa, o któ­rej nie wie nikt, kto nie pro­wa­dzi dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej w Pol­sce. Takie zała­twia­nie banal­nych i pozor­nie pro­stych spraw potra­fi zająć kil­ka godzin dzien­nie. Na szczę­ście więk­szość tych spraw koor­dy­nu­je Kasia.

K.S.-K.: Nie­ste­ty. Amen.

Czy łatwo popra­wiać książ­ki wła­sne­go męża, czy może wygod­niej pra­co­wać z inny­mi auto­ra­mi i autorkami?

K.S‑K.: Oczy­wi­ście że z inny­mi pra­cu­je się lepiej! Ale też reda­gu­jąc Rafa­ła, potra­fię wejść głę­biej i bar­dziej naci­skać, choć zmia­ny muszę wywal­czyć. Teraz tro­chę bar­dziej się słu­cha, ma wię­cej zaufa­nia. Cały czas twier­dzę, że gdy­by słu­chał się od daw­na… no dobra, nie będę już narzekać.

Czy chęt­nie się­ga­cie gry – zarów­no wideo, jak i RPG?

R.K.: W gry kom­pu­te­ro­we gram zde­cy­do­wa­nie mniej niż kie­dyś, zwy­czaj­nie bra­ku­je mi na to cza­su. W RPG nie gram wca­le, za to zda­rza się nam wspól­nie z dzieć­mi zagrać w rodzin­ne gry typu „Scrab­ble” czy „Rum­mi­kub”. Oczy­wi­ście gra­łem w „Cyber­punk 2077” i w doda­tek „Phan­tom Liber­ty”, testo­wo. Z wiel­ką przy­jem­no­ścią zali­czy­łem to do kate­go­rii „rese­arch”, czy­li do pra­cy (śmiech).

W takiej pra­cy moż­na zosta­wać po godzi­nach! (śmiech)

R.K.: W sumie to my zazwy­czaj i tak pra­cu­je­my po godzinach.

K.S.-K.: Ja zupeł­nie nie gram, ani w RPG‑i, ani w kom­pu­te­ro­we. Był taki epi­zod w moim życiu, mia­łam skom­pli­ko­wa­ną cią­żę, nie mogłam cho­dzić, i pomy­śla­łam, że może jak tak sie­dzę w domu, to sobie w coś zagram, bo nigdy nie gra­łam. Rafał mi włą­czył „Dooma 2”, no i przez dwa dni robi­łam prze­rwy tyl­ko na jedze­nie i spa­nie. Poczu­łam, że jak wej­dę w gry, to będzie źle. Więc już nigdy wię­cej nie zagra­łam. Teraz, pod­czas przy­go­to­wań do pra­cy nad książ­ką, żeby poczuć atmos­fe­rę tego świa­ta, obser­wo­wa­łam tyl­ko, jak inni gra­ją w „Cyber­punk 2077”.

Podzi­wiam samo­kon­tro­lę! A jak wyglą­da­ły Wasze wra­że­nia z gry (oraz obser­wo­wa­nia gry) w „Cyber­punk 2077”? Oraz jak oce­nia­cie dodatek?

K.S.-K.: Nie zna­my całe­go dodat­ku, mie­li­śmy moż­li­wość tro­chę pograć, a wła­ści­wie to Rafał grał, a ja sie­dzia­łam obok i sobie oglą­da­łam mia­sto. Od pierw­sze­go zetknię­cia się z este­ty­ką czy to gry, czy ani­me, byłam nią zauro­czo­na. Jestem po histo­rii sztu­ki, naoglą­da­łam się ład­nych rze­czy i te aspek­ty wizu­al­ne są dla mnie zawsze bar­dzo waż­ne. W „Edge­run­ner­sach” Stu­dio Trig­ger zro­bi­ło wspa­nia­łą robo­tę, każ­dy kadr jest jak obraz.

R.K.: W doda­tek gra­łem krót­ko i to nie w osta­tecz­ną wer­sję. Trud­no więc oce­nić fabu­łę, mogę za to stwier­dzić, że gra­ficz­nie jest bar­dzo dobrze. Być może jest to zasłu­ga nowej tech­no­lo­gii – ren­de­rin­gu path tra­cing zamiast ray tracing.

Bez przy­pad­ku” to powieść osa­dzo­na w realiach gry stwo­rzo­nej pier­wot­nie przez Mike’a Pond­smi­tha jako sys­tem RPG „Cyber­punk 2020”, a póź­niej dopra­co­wa­nej przez stu­dio CD Pro­jekt RED – „Cyber­punk 2077”. Do tej pory wszyst­kie Two­je powie­ści mie­ści­ły się w Two­ich wła­snych uni­wer­sach – czy wej­ście w świat „Cyber­pun­ka” naj­pierw przy oka­zji seria­lu, a teraz – w kon­tek­ście pra­cy nad grą – oka­za­ło się dużym wyzwa­niem, czy może ułatwieniem?

R.K.: Począt­ko­wo było na pew­no wyzwa­niem, bo odbie­ra­łem to jako spo­re ogra­ni­cze­nia – to two­rze­nie świa­tów sta­no­wi­ło poło­wę pisar­skiej fraj­dy. Musia­łem się prze­sta­wić men­tal­nie. To prze­cież jak­by zamie­nić jaz­dę Jeepem po bez­dro­żach na pro­wa­dze­nie pocią­gu – po szy­nach i zgod­nie z roz­kła­dem jaz­dy. No ale od począt­ku wie­dzia­łem, na co się piszę, więc nie narze­ka­łem. Zresz­tą uni­wer­sum „Cyber­punk 2077” jest na tyle roz­bu­do­wa­ne i na tyle bli­skie temu, co opi­sy­wa­łem już 20 lat temu w powie­ści „Mars”, że sku­pi­łem się na pozy­ty­wach sytu­acji. Zamiast wal­czyć z ogra­ni­cze­nia­mi, zaczą­łem wyko­rzy­sty­wać goto­we ele­men­ty świa­ta, budo­wać nie od pod­staw, ale z kloc­ków. No i przy oka­zji wię­cej uwa­gi poświę­ci­łem psy­cho­lo­gii postaci.

K.S.-K.: Poświę­ci­li­śmy. Dla mnie z jed­nej stro­ny to było ogrom­ne wyzwa­nie, bo ani nie gram, ani nawet nie czy­tam za dużo fan­ta­sty­ki, ale pomy­śla­łam, że prze­cież dobra histo­ria to uni­wer­sal­na histo­ria. Kie­dy na począt­ku popro­szo­no nas o kon­spekt i ten kon­spekt napi­sa­li­śmy, to w CD Pro­jekt Red usły­sze­li­śmy, że coś takie­go mógł­by napi­sać Alek­san­der Dumas i jeże­li Rafał osa­dzi to w świe­cie Night City, to będzie dobrze. Rafał doro­bił do tej osi fabu­lar­nej (któ­rą oczy­wi­ście potem tro­chę zmie­nił, bo zawsze zmie­nia) faj­ne zaple­cze zbu­do­wa­ne z naszych współ­cze­snych lęków doty­czą­cych przy­szło­ści, dodał sce­no­gra­fię Night City, zanu­rzył to wszyst­ko w cyber­pun­ku i scien­ce fic­tion, dopra­wił odro­bi­ną swo­je­go poczu­cia humo­ru, ja doło­ży­łam tro­chę prze­kleństw (bo Rafał nie prze­kli­na w nor­mal­nym życiu) i ludz­kich emo­cji, no i wyszło „Bez przy­pad­ku”. Potem eki­pa z CD Pro­jekt Red spraw­dzi­ła zgod­ność ze świa­tem gry.

Sta­no­wi­cie zatem duet ide­al­ny, bo prze­kleństw w „Bez przy­pad­ku” było spo­ro i wszyst­kie wpi­sy­wa­ły się w cha­rak­te­ry postaci!

R.K.: Począt­ko­wo umie­ści­łem na począt­ku krót­kie prze­pro­si­ny dla czy­tel­ni­ków (śmiech). Potem z tego zre­zy­gno­wa­li­śmy. Wra­ca­jąc do pyta­nia: to nie jest moje pierw­sze wej­ście w zasta­ne Intel­lec­tu­al Pro­per­ty, bo napi­sa­łem kil­ka opo­wia­dań w świe­cie „Bol­ka i Lol­ka” (śmiech). Serio, parę lat temu wydaw­nic­two Znak popro­si­ło mnie o to, a ja z rado­ścią się zgodziłem.

W takim razie muszę zapy­tać, co sta­no­wi­ło dla Cie­bie więk­sze wyzwa­nie? Night City czy Bolek i Lolek?

R.K.: Odpo­wiem dyplo­ma­tycz­nie, że naj­więk­szym wyzwa­niem było­by napi­sa­nie przy­gód Bol­ka i Lol­ka w Night City (śmiech). Tyl­ko te prze­kleń­stwa trze­ba by zmie­nić na „kurza twarz!” i „moty­la noga!”.

Czym róż­ni się pra­ca sce­na­rzy­sty od pra­cy pisarza?

R.K.: Pra­ca sce­na­rzy­sty jest nie­wdzięcz­na i fru­stru­ją­ca, nawet jeśli efekt koń­co­wy oka­zu­je się tak dobry jak w przy­pad­ku „Edge­run­ners”. To pra­ca zespo­ło­wa, a ja lepiej się odnaj­du­ję w samot­nym kle­pa­niu w kla­wi­sze. Jest to też pra­ca nad­mia­ro­wa, bo zawsze wymy­śla się wie­le wer­sji, wie­le razy się prze­pra­co­wu­je to samo, co ozna­cza że więk­szość pomy­słów, nawet tych dosko­na­łych, lądu­je w koszu. Sce­na­riusz prze­pi­su­je się wie­le razy, a na koń­cu, pod­czas sean­su, widz zwy­kle i tak nie zwra­ca uwa­gi, kto to wszyst­ko napisał.

K.S.-K.: Pra­ca sce­na­rzy­sty pod­le­ga bar­dzo kon­kret­nym zasa­dom, w sce­na­riu­szu klu­czem jest struk­tu­ra. W powie­ści moż­na bar­dziej posza­leć, jest więk­sza swo­bo­da nar­ra­cyj­na. Nie­po­rów­ny­wal­nie więk­sza. Ale w obu przy­pad­kach trze­ba po pro­stu mieć coś do powie­dze­nia i wie­dzieć jak to zrobić.

R.K.: Powieść to dzie­ło osta­tecz­ne, oczy­wi­ście po prze­pra­co­wa­niu przez redak­to­ra, a sce­na­riusz jest jedy­nie pół­pro­duk­tem, któ­ry potem reży­ser i tak pozmie­nia po swo­je­mu. O wła­śnie, redak­cja… to kolej­ny powód do napięć rodzin­nych, bo prze­cież moją redak­tor­ką jest Kasia.

K.S.-K.: Rafał jest bar­dzo nie­cier­pli­wy w redak­cji, nie lubi tego eta­pu. Napi­sał książ­kę i do widze­nia, nie chce do niej wra­cać. Z „Cyber­punk 2077: Bez przy­pad­ku” było ina­czej, to był waż­ny mię­dzy­na­ro­do­wy pro­jekt i Rafał posta­no­wił mi bar­dziej zaufać. No i zoba­czył, że dzię­ki temu wyszło chy­ba lepiej. Obie­cał, że nad kolej­ny­mi książ­ka­mi będzie­my dłu­żej pra­co­wać, tak jak nad „Bez przypadku”.

Bez przy­pad­ku” mia­ło nie­zwy­kłą pre­mie­rę – w cią­gu trzech dni książ­ka uka­za­ła się w Pol­sce, w Wiel­kiej Bry­ta­nii oraz w Sta­nach Zjed­no­czo­nych – jako „No Coin­ci­den­ce”. Jak się czu­je­cie, będąc czę­ścią cze­goś tak uni­ka­to­we­go w pol­skiej literaturze?

R.K.: Czu­ję pew­ną satys­fak­cję, bo wydaw­nic­two Orbit US i Orbit UK (Hachet­te) to pierw­sza liga, jeśli cho­dzi o fan­ta­sty­kę. Jed­nak nie mam złu­dzeń, co do ryn­ku anglo­sa­skie­go – czy­taj: świa­to­we­go. Choć to ogrom­ny rynek i nakła­dy znacz­nie wyż­sze niż w Pol­sce, to jed­no­cze­śnie po angiel­sku wycho­dzi ogrom­na ilość ksią­żek. Z pew­no­ścią dużym plu­sem jest to, że po angiel­sku czy­ta­ją wszy­scy, nie ma więc tej barie­ry języ­ko­wej jak w przy­pad­ku języ­ka pol­skie­go. Dzię­ki temu pra­wa zosta­ły już sprze­da­ne do kil­ku kolej­nych kra­jów, np. do Nie­miec, Włoch, Tur­cji czy Chin. Do Chin nawet dwu­krot­nie, bo tam funk­cjo­nu­je prze­cież rów­no­le­gle kil­ka dużych języków.

K.S.-K.: Ja się dobrze odnaj­du­ję w pra­cy z ludź­mi, oczy­wi­ście faj­ny­mi i kom­pe­tent­ny­mi, więc ten pro­jekt, mimo że bar­dzo stre­su­ją­cy, trud­ny i wyczer­pu­ją­cy emo­cjo­nal­nie – bo czu­li­śmy ogrom­ną odpo­wie­dzial­ność – był dla mnie czymś napraw­dę fascynującym.

Czy dwu­ję­zycz­na pre­mie­ra mia­ła wpływ na pra­cę nad samą powieścią?

R.K.: Od począt­ku pisa­łem „Bez przy­pad­ku” z myślą o czy­tel­ni­ku bry­tyj­skim i ame­ry­kań­skim, a w domy­śle gene­ral­nie świa­to­wym. Nie uży­wa­łem więc żad­nych pol­skich nawią­zań… no OK, z wyjąt­kiem jed­ne­go, ale ćśśś… To było trud­niej­sze pisa­nie, bo oprócz uwag redak­cyj­nych Kasi, uwag z CD Pro­jekt Red odno­śnie do zgod­no­ści świa­ta, mia­łem też uwa­gi ame­ry­kań­skie­go redak­to­ra. A to wszyst­ko pod koniec pra­cy odby­wa­ło się rów­no­le­gle na dwóch wer­sjach językowych.

K.S.-K.: Ha! Tu cie­ka­wost­ka – teraz dzien­ni­ka­rze pod­py­tu­ją, jak nam się pra­co­wa­ło z CD Pro­jekt Red czy z dużym ame­ry­kań­skim wydaw­nic­twem i nie chcą nam wie­rzyć, że napraw­dę ta współ­pra­ca ukła­da­ła się świet­nie. Rafał musiał napi­sać powieść w tym świe­cie, ze wszyst­ki­mi jego ogra­ni­cze­nia­mi, ale jed­no­cze­śnie miał peł­ną swo­bo­dę w kre­acji boha­te­rów, intry­gi, fabu­ły. Nawet uwa­gi redak­to­ra ze Sta­nów były proś­ba­mi, do któ­rych nie musiał się sto­so­wać. I zresz­tą nie ze wszyst­kich uwag Rafał sko­rzy­stał. Rafał swo­je doro­słe powie­ści pisze w dość spe­cy­ficz­ny spo­sób – czę­sto rzu­ca drob­ne wska­zów­ki, z któ­rych czy­tel­nik musi sobie sam zbu­do­wać pew­ne kon­tek­sty, a kto ich nie odnaj­dzie – nie dotrze do sed­na książ­ki. Więk­szość uwag ame­ry­kań­skie­go redak­to­ra doty­czy­ła tego wła­śnie – aby wię­cej dopo­wie­dzieć. Bo uprosz­cze­nie obni­ża próg wej­ścia w histo­rię, a że zale­ża­ło nam na tym, aby książ­ka spodo­ba­ła się więk­szej gru­pie czy­tel­ni­ków – uzna­li­śmy, że dobrze będzie się tu nagiąć.

To, że musie­li­ście wpa­so­wać się w realia gry, jest oczy­wi­ste, ale czy nawią­za­nia będą szły w obie stro­ny? Czy któ­raś z posta­ci stwo­rzo­nych przez Rafa­ła zali­czy cameo w „Wid­mie Wolności”?

K.S.-K.: W „Wid­mie Wol­no­ści” to raczej na pew­no nie, bo podej­rze­wam, że i książ­ka, i doda­tek powsta­wa­ły mniej wię­cej w tym samym cza­sie. A potem – czas poka­że, bo wła­ści­cie­la­mi Intel­lec­tu­al Pro­per­ty jest CD Pro­jekt Red i mogą zro­bić z naszy­mi boha­te­ra­mi, co tyl­ko zechcą.

Wydaw­nic­two Power­graph odpo­wia­da za wyda­nie książ­ki w Pol­sce, ale pozo­sta­łe ryn­ki nale­ża­ły do Orbit US oraz Orbit UK (Hachet­te). Czy mie­li­ście dużą auto­no­mię w zakre­sie tego, jak będzie wyglą­dać wyda­nie, czy każ­dy naj­drob­niej­szy detal musiał zostać uzgodniony?

R.K.: Od momen­tu zatwier­dze­nia pomy­słu wol­ność twór­czą mia­łem peł­ną. Oczy­wi­ście w gra­ni­cach dopusz­czal­nych regu­ła­mi uni­wer­sum. Pro­jekt okład­ki nie jest nasz i jego to z kolei my zatwier­dza­li­śmy. Współ­pra­ca była, moż­na by rzec, bar­dzo partnerska.

K.S.-K.: Mie­li­śmy tego świa­do­mość od same­go począt­ku, więc nie sta­no­wi­ło to żad­ne­go pro­ble­mu. Tak jak Rafał powie­dział, nas też pyta­no o zda­nie. Po pro­stu gra­my z CD Pro­jekt Red i Orbi­tem do jed­nej bramki.

Czy po tak uda­nej współ­pra­cy i cie­pło przy­ję­tym efek­cie może­my liczyć na kon­ty­nu­ację? Kolej­ną powieść a może… sce­na­riusz dodat­ku do gry?

R.K.: CD Pro­jekt Red kil­ka razy pró­bo­wał mnie ścią­gnąć do pra­cy nad gra­mi. Zawsze grzecz­nie odma­wia­łem, bo czu­łem, że pra­ca w dużym zespo­le kre­atyw­nym nie jest dla mnie. A co do kolej­nej książ­ki w uni­wer­sum „Cyber­pun­ka 2077”… to pyta­nie do CD Pro­jekt Red.

Czy coś w uni­wer­sum „Cyber­pun­ka 2077” sta­no­wi­ło prze­szko­dę w snu­ciu fabu­ły i naj­chęt­niej wykre­ślił­byś ten ele­ment z realiów gry, czy wszyst­kie kloc­ki paso­wa­ły do siebie?

R.K.: Po jakimś cza­sie pra­cy nad powie­ścią prze­sta­łem się szar­pać z regu­ła­mi świa­ta i po pro­stu je zaak­cep­to­wa­łem. Jedy­ne, co mi prze­szka­dza­ło do koń­ca, to to, że nie mogłem uśmier­cić żad­nej z posta­ci, któ­re poja­wia­ją się w grze. Bar­dzo by mi to paso­wa­ło fabu­lar­nie, ale i rozu­mia­łem, cze­mu było to niemożliwe.

Jeden z boha­te­rów “Bez przy­pad­ku” dużą uwa­gę poświę­ca temu, czy da stwo­rzyć się cyfro­wą kopię ludz­kie­go mózgu – a w grze wła­śnie tym miał być relic, któ­ry „zain­fe­ko­wał” V. Czy tech­no­lo­gia Ara­sa­ki nie jest według Cie­bie wystarczająca?

R.K.: Ten boha­ter uznał, że jest nie­wy­star­cza­ją­ca i wła­śnie dla­te­go zaczął się zasta­na­wiać nad lep­szym roz­wią­za­niem. Inna spra­wa, czy miał rację. Tego nie zdra­dzę tutaj, bo nie lubię spoj­lo­wać, szcze­gól­nie wła­snych historii.

Jeśli dobrze koja­rzę, to pierw­sza powieść Rafa­ła, któ­ra tra­fi­ła na anglo­ję­zycz­ny rynek – w dodat­ku od razu do Wiel­kiej Bry­ta­nii i USA. Jak zosta­ła przy­ję­ta „No Coin­ci­den­ce”? Macie już jakiś odzew z tam­tych rejonów?

R.K.: Prze­wa­ża­ją pozy­tyw­ne recen­zje. Nie śle­dzę tego jakoś inten­syw­nie, pra­cu­ję nad kolej­ny­mi rzeczami.

K.S.-K.: Zarów­no w Pol­sce, jak i w Sta­nach recen­zje są dobre. Cza­sem ktoś się dzi­wi, że aż tak bar­dzo powieść jest osa­dzo­na w grze, co jest dość zabaw­ne. Ale spo­ro osób pod­kre­śla, że nie trze­ba grać, żeby mieć rado­chę z czy­ta­nia. Bo to w zamy­śle książ­ka roz­ryw­ko­wa, choć z poważ­niej­szy­mi tema­ta­mi w tle.

Od pre­mie­ry Two­jej poprzed­niej powie­ści dla doro­słych, „Różań­ca”, minę­ło już ład­nych parę lat – jej data pre­mie­ry do 2017 rok. Wli­cza­jąc „Bez przy­pad­ku”, masz na kon­cie sie­dem ksią­żek dla doro­słych oraz dwa­dzie­ścia czte­ry dla dzie­ci i mło­dzie­ży. Czy pla­nu­jesz może kolej­ną powieść dla doro­słe­go audy­to­rium, czy „Bez przy­pad­ku” wyczer­pa­ło limit i musi­my pocze­kać jesz­cze kil­ka lat?

R.K.: Teraz koń­czę kil­ka zale­głych opo­wia­dań, doro­słych opo­wia­dań, i jeden sce­na­riusz. Mam też spo­ro zajęć zwią­za­nych z pro­mo­cją „Bez przy­pad­ku”. I oczy­wi­ście mam w pla­nach doro­słą powieść. Sądzę, że nie trze­ba będzie na nią cze­kać aż tak dłu­go, ale jesz­cze się do niej nie wzią­łem, bo taki pro­jekt jak „Bez przy­pad­ku” absor­bu­je nie­mal cał­ko­wi­cie i teraz to nie mia­ło­by sen­su. Zamie­rzam też napi­sać kolej­ną część „Feli­xa, Neta i Niki” oraz „Ame­lii i Kuby”. Jesz­cze nie wiem, w jakiej kolejności.

Możesz zdra­dzić cokol­wiek na temat tych opo­wia­dań, któ­re już koń­czysz? Bo podej­rze­wam, że sko­ro nie zaczą­łeś jesz­cze pra­cy nad powie­ścią, to raczej nie moż­na liczyć na zwiastun…

R.K.: To są trzy nie­za­leż­ne histo­rie, na któ­re mia­łem pomy­sły od daw­na, ale nie mia­łem cza­su, żeby je napi­sać. Jed­no z nich moż­na nawet zali­czyć do gatun­ku cyber­punk. To, co je łączy, to nar­ra­cja pierw­szo­oso­bo­wa w cza­sie teraź­niej­szym. Rzad­ko wcze­śniej tak pisa­łem, a tutaj jakoś mi to paso­wa­ło. Może po pro­stu chcia­łem napi­sać je ina­czej niż „Bez przy­pad­ku”?

Odno­szę wra­że­nie, że w jakiś spo­sób pra­ca w uni­wer­sum „Cyber­pun­ka 2077” była dla Cie­bie powro­tem do domu – trze­ci akt Two­je­go debiu­tanc­kie­go „Mar­sa” to prze­cież czy­sty cyber­punk, mam wra­że­nie, że Jared bez pro­ble­mu odna­la­zł­by się w Night City, a Zor czy Liam – na jego miej­scu. Czy masz sen­ty­ment do tego gatunku?

R.K.: Podo­bień­stwo wyni­ka z tego, że mnie naj­bar­dziej inte­re­su­je pew­na tema­ty­ka, pewien zakres zagad­nień, któ­ry w znacz­nym stop­niu pokry­wa się z (pod)gatunkiem jakim jest cyber­punk. Gdy pisa­łem „Mar­sa”, nie myśla­łem o nim jako o powie­ści cyber­pun­ko­wej. Został tak zakla­sy­fi­ko­wa­ny po latach.

To o tyle inte­re­su­ją­ce, że cyber­punk naj­bar­dziej chy­ba koja­rzy się z kon­kret­ną este­ty­ką, a dopie­ro potem – z tema­ty­ką. A czy moż­na powie­dzieć, że już żyje­my w cyber­pun­ku? Czy też może nie­dłu­go będzie­my żyć?

R.K.: Już w nim żyje­my, tyl­ko tego tak nie postrze­ga­my, bo fan­ta­sty­ka płyn­nie sta­je się rze­czy­wi­sto­ścią, a fan­ta­sty­ka nauko­wa sys­te­ma­tycz­nie prze­su­wa gra­ni­cę dalej. Nie mamy jesz­cze wsz­cze­pów gniazd BMI w gło­wach, ale mamy w kie­sze­niach oso­bi­ste komu­ni­ka­to­ry o zasię­gu glo­bal­nym z natych­mia­sto­wym dostę­pem do całej wie­dzy ludz­ko­ści. Zała­twia­my więk­szość spraw bez wycho­dze­nia z domu i bez kon­tak­tu z innym czło­wie­kiem. Nawet tę roz­mo­wę pro­wa­dzi­my w spo­sób nie­moż­li­wy do zre­ali­zo­wa­nia jesz­cze kil­ka­na­ście lat temu.

fot. Ola Okoniewska/materiały pra­so­we wydaw­nic­twa Powergraph

A gdy­by­ście nagle tra­fi­li do świa­ta cyber­pun­ku peł­ną gębą, czy­li do Night City – sądzi­cie, że odna­leź­li­by­ście się w nim? Czy widzie­li­by­ście dla sie­bie miej­sce wśród rip­per­do­ków, netrun­ne­rów, gan­ste­rów i korposów?

K.S.-K.: Myślę, że to jest taki świat, któ­ry się świet­nie obser­wu­je z nasze­go fote­la w domu. Potem jemy coś pysz­ne­go i bez kon­ser­wan­tów, jedzie­my na spa­cer z psem do lasu, a jak wró­ci­my, bie­rze­my prysz­nic w cie­płej i czy­stej wodzie i zasy­pia­my na kana­pie przed tele­wi­zo­rem, oglą­da­jąc „Edge­run­ner­sów”. Wte­dy świat Night City jest wspaniały.

R.K.: Ja napi­sa­łem „Bez przy­pad­ku” jako prze­stro­gę. Taki świat w żad­nym razie nie jest moim marze­niem. Powo­dem, dla któ­re­go ludzie chcą czy­tać, oglą­dać albo grać w cyber­pun­ka, posta­po, czy hor­ro­ry jest moż­li­wość bez­piecz­ne­go prze­ży­cia nie­bez­piecz­nych przy­gód. A czy byśmy się tam odna­leź­li? No wiesz, ludzie odnaj­dy­wa­li się w gor­szych miej­scach cza­so­prze­strze­ni, na przy­kład w War­sza­wie ‘44, w obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych i łagrach. Jest dosko­na­ła powieść J.G. Bal­lar­da „Impe­rium słoń­ca” i chy­ba jesz­cze lep­sza ekra­ni­za­cja Ste­ve­na Spiel­ber­ga. To histo­ria wła­śnie o tym, jak odnaj­du­ją się ludzie w eks­tre­mal­nych warun­kach. Pew­nie my też byśmy się odna­leź­li w Night City, ale bez radości.

Któ­re tech­no­lo­gie uwa­ża­cie za naj­więk­sze szan­se, a któ­re za naj­więk­sze zagrożenia?

R.K.: Jeże­li cho­dzi o tech­no­lo­gie infor­ma­tycz­ne to odpo­wiedź na obie czę­ści pyta­nia brzmi A.I., czy nawet sze­rzej – wszel­kie sys­te­my auto­no­micz­ne. Będzie­my się pod­da­wać ich wła­dzy przez wygo­dę i leni­stwo. Zwy­kle poda­ję tu przy­kład banal­nej nawi­ga­cji samo­cho­do­wej: jedzie­my tam, gdzie nas pro­wa­dzi, nawet się nad tym nie zasta­na­wia­jąc. Ta sama zasa­da będzie się odno­sić lub nawet już się odno­si do wie­lu aspek­tów życia ludzi i całych spo­łe­czeństw. W wiel­kiej ska­li nastę­pu­je efekt wzmoc­nie­nia i nawet jeże­li kil­ka osób na tysiąc zada pyta­nie, czy aby zmie­rza­my w dobrym kie­run­ku, to nicze­go nie zmie­ni. Tłum swo­ją masą pocią­gnie ich za sobą.

K.S.-K.: Z jed­nej stro­ny sztucz­na inte­li­gen­cja roz­wią­że wie­le naszych pro­ble­mów i uczy­ni nasze życie wygod­niej­szym, z dru­giej pozba­wi­my się kon­tro­li nad tym życiem i naszą przyszłością.

R.K.: Z pozo­sta­łych tech­no­lo­gii, w naj­bliż­szym cza­sie naj­waż­niej­sze wyda­ją mi się czte­ry: pozy­ski­wa­nie i maga­zy­no­wa­nie ener­gii, kon­tro­la kli­ma­tu, gospo­dar­ka odpa­da­mi i nie­che­micz­ny napęd kosmicz­ny. Może to jest pięć, może czte­ry i pół, bo dwie pierw­sze są powią­za­ne. Oczy­wi­ście tech­no­lo­gii waż­nych dla nas jest wię­cej, na cze­le z medycz­ny­mi, ale tak to moż­na by wymie­niać długo.

Co do zagro­żeń to naj­więk­szym zagro­że­niem są tech­no­lo­gie zwią­za­ne z mikro­bio­lo­gią i gene­ty­ką. Umie­my two­rzyć nowe orga­ni­zmy o dowol­nych cechach, rów­nież wiru­sy i bak­te­rie. Jest jak zwy­kle: mogłem to wpi­sać po stro­nie szans, bo każ­da tech­no­lo­gia może być uży­ta i w dobrych, i złych celach. Czę­sto nawet nie trze­ba złej woli, by pozy­ty­wy zamie­nić w nega­ty­wy, wystar­czy zwy­kła ludz­ka głu­po­ta: nad­uży­wa­nie anty­bio­ty­ków i nie­pra­wi­dło­we sto­so­wa­nie leków skut­ku­je natu­ral­nym pro­ce­sem powsta­wa­nia leko­opor­nych bak­te­rii. Moż­na by więc powie­dzieć, że naj­więk­szym zagro­że­niem dla czło­wie­ka jest inny czło­wiek, a dokład­niej – ludzkość.

K.S.-K.: Przy­chy­lę się tutaj do tego, co mówi Rafał. Nie tyle boję się tych tech­no­lo­gii, ile tego, co my z nimi zro­bi­my. Mam wra­że­nie, że nasz styl życia, coraz bar­dziej od tych tech­no­lo­gii uza­leż­nio­ny, wpy­cha nas w cze­lu­ście jakie­goś pie­kła. Tak napraw­dę sami do nie­go rado­śnie podą­ża­my. Jeste­śmy prze­bodź­co­wa­ni, prze­mę­cze­ni. Tu w Pol­sce – coraz bar­dziej prze­ra­że­ni tym, co dzie­je się za naszy­mi wschod­ni­mi gra­ni­ca­mi. I oczy­wi­ście tym, co dzie­je się z kli­ma­tem. Prze­cież wie­le tech­no­lo­gii mogło­by nam pomóc w napra­wia­niu nasze­go dziś, a wyko­rzy­stu­je­my je źle.

Gdy­by­ście mogli wpro­wa­dzić jakieś refor­my zwią­za­ne z wyko­rzy­sta­niem tech­no­lo­gii, aby żyło się nam lepiej, jak by one wyglą­da­ły? A nuż prze­czy­ta nas ktoś decy­zyj­ny i się zainspiruje…

K.S.-K.: To będzie bar­dzo banal­ne, ale chcia­ła­bym, aby naj­więk­sze zasto­so­wa­nie mia­ły w medy­cy­nie i ochro­nie środowiska.

R.K.: Chcieć to bym chciał wpro­wa­dzić wie­le, np. zaka­zać pla­no­we­go posta­rza­nia pro­duk­tów. Jed­nak nie wie­rzę w wiel­ką sku­tecz­ność takich regulacji.

Jakiś czas temu ogło­si­li­ście kon­kurs na opo­wia­da­nia zwią­za­ne z uni­wer­sum „Feli­xa, Neta i Niki” – ma uka­zać się anto­lo­gia ze zwy­cię­ski­mi tek­sta­mi. Czy roz­wa­ża­cie otwar­cie tego świa­ta tak jak Dmi­trij Głu­chow­ski stwo­rzył „Uni­wer­sum Metro 2033”, czy to jed­no­ra­zo­wy projekt?

R.K.: Na razie jed­no­ra­zo­wy, eks­pe­ry­men­tal­ny. Zoba­czy­my, jakie będą efekty.

K.S.-K.: Pro­jekt tej anto­lo­gii to jest coś, co chce­my zro­bić dla fanów. Przez te wszyst­kie lata dosta­li­śmy od nich tyle dobra, tyle satys­fak­cji, rado­ści, poczu­cia speł­nie­nia, że chcie­li­by­śmy, aby te set­ki, jeśli nie tysią­ce, fan­fi­ków, któ­re powsta­ły, dały ich auto­rom szan­sę na zaist­nie­nie w solid­nie wyda­nej i zre­da­go­wa­nej książ­ce, któ­ra potem znaj­dzie się w nor­mal­nej dys­try­bu­cji. Byłam pew­na, że ten ostat­ni tom „Feli­xa…” będzie napraw­dę ostat­nim i pomy­śla­łam, że to może być faj­ny pre­zent poże­gnal­ny. Ale fani dopy­tu­ją się o kolej­ne książ­ki, a Rafał coś prze­bą­ku­je, że wła­ści­wie to ma pewien pomysł…, zatem nigdy nie mów nigdy.

Trzy­mam zatem kciu­ki za te i inne ini­cja­ty­wy! Na zakoń­cze­nie: czy jest coś, cze­go mogę Wam życzyć na dal­szej dro­dze twórczej?

K.S.-K.: O tak! Marzę, żeby nasze książ­ki były tłu­ma­czo­ne i wyda­wa­ne poza Pol­ską. Żeby Wit Szo­stak dostał Nike i żeby wszy­scy zro­zu­mie­li, że jest naj­lep­szym pol­skim pisa­rzem. Żeby HBO nakrę­ci­ło serial na pod­sta­wie „Opo­wie­ści z meekhań­skie­go pogra­ni­cza” Rober­ta Wegne­ra. Żeby Radek Rak zawsze był taki, jaki jest. Mogła­bym tak dłu­go. Żeby Kuba Małec­ki napi­sał powieść na tysiąc stron, bo dla mnie jego książ­ki są za krót­kie (to już takie czy­tel­ni­cze życze­nie, bo Kuba wyda­je we wspa­nia­łym wydaw­nic­twie). A dla nas – chcia­ła­bym już prze­czy­tać nowe­go Nowa­ka. Jaku­ba. I nową Annę Kań­toch, ona już wie, jaką. I – to mało twór­cze – ale bar­dzo chcia­ła­bym się wyspać.

R.K.: Ja bym sobie życzył wię­cej sku­pie­nia i cza­su, któ­ry mogę prze­zna­czyć na pisanie.

Zatem wła­śnie tego wszyst­kie­go Wam życzę! I ser­decz­nie dzię­ku­ję za roz­mo­wę i poświę­co­ny czas!

Roz­ma­wia­ła Anna Tess Gołębiowska

Zdję­cia głów­ne: Prze­mo Pączkowski

 

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy