Magdalena Majcher, mistrzyni true crime, ma jedną główną zasadę – wybiera sprawę, która naprawdę ją porusza, w pewnym sensie do niej woła. Jednocześnie w wyjątkowy sposób dba o szczegóły, przekopuje się przez tony akt, szanując przy tym rodziny ofiar. Tym razem rozmawiamy o jej najnowszej książce, „Finalistka”.
Zuzanna Pęksa: Pani najnowsza powieść, „Finalistka”, w wyraźny sposób odnosi się do jednej z prawdziwych polskich historii kryminalnych. Na ile to inspiracja, a na ile bazuje Pani na faktach w swojej książce z gatunku true crime?
Magdalena Majcher: Niemal wszystkie szczegóły dotyczące samego zabójstwa, śledztwa, jak i poprzedzających je zdarzeń związanych z obsesją głównego bohatera, są prawdziwe. Mówię „niemal”, bo zmieniłam personalia ofiary, zabójcy, śledczych i innych osób związanych bezpośrednio lub pośrednio ze sprawą, oraz informacje dotyczące ich życia prywatnego. Opierałam się przede wszystkim na aktach zgromadzonych przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu.
Sprawca złożył szczegółowe zeznania, opowiedział nie tylko o samym zabójstwie, swoich emocjach i motywacjach, ale także o tym, co wydarzyło się wcześniej, w jakich okolicznościach po raz pierwszy zobaczył ofiarę, jak rodziła się w nim ta fascynacja, jak za nią chodził, wysyłał do niej listy, wydzwaniał, również na jej prywatny numer. Musimy mieć jednak świadomość, że to nie jest dokument, to powieść inspirowana tamtymi wydarzeniami, a więc dialogi czy przemyślenia są moją interpretacją. Opartą na faktach, ale jednak interpretacją.
Z.P.: Przyznam szczerze, że dobrze znałam historię Agnieszki Kotlarskiej, bo sprawy kryminalne są w obszarze moich zainteresowań. Na pewno chętnie przeczytałabym też powieść o Iwonie Wieczorek, czy sprawie Uli Olszowskiej. Gdyby mogła Pani wybrać kolejną sprawę tego typu jako temat swojej powieści, która z nich by to była?
M.M.: Wybierając temat, nie kieruję się medialnością danej sprawy. Dla mnie istotne jest to, aby historia zawierała walor edukacyjny, stanowiła punkt wyjścia do dyskusji na ważne tematy społeczne. Sprawa Anny Garskiej, o której pisałam w „Mocnej więzi”, zainteresowała mnie, bo stanowi zaprzeczenie powtarzanej latami tezy: „nie ma ciała, nie ma zbrodni”. Tutaj szczególnie bulwersujący był fakt, że sprawca był policjantem. Kolejna moja powieść z gatunku true crime, „Małe zbrodnie”, również traktuje o przemocy wobec kobiet i o zmowie milczenia, „Finalistka” zaś jest o stalkingu jako o szczególnym rodzaju przemocy. Ten wątek przemocy wobec kobiet powraca do mnie jak bumerang.
Sprawy Iwony Wieczorek czy Uli Olszowskiej są mi oczywiście znane, ale mnie „nie wołają”. To musi być impuls, wewnętrzne przekonanie, że chcę pisać właśnie o tym. Mam już wybraną kolejną sprawę, jestem po pierwszych rozmowach z prokuratorem, który prowadził tamto śledztwo. Lada dzień wystąpię do sądu z wnioskiem o zgodę na przejrzenie akt, ale na razie nie mogę zdradzić, o co dokładnie chodzi.
Z.P.: Książka poruszyła mnie już od pierwszych stron, a tak naprawdę już od wpisanej przez Panią dedykacji: Kobietom. Życzę nam takiego świata, w którym będziemy czuły się bezpieczne, niezależnie od długości sukienki, koloru szminki, czy głębokości dekoltu. Do tak idealnego, bezpiecznego świata jeszcze nam daleko, ale czy sądzi Pani, że jest chociaż cień szansy na to, by ludzie przestali winić ofiary? Niezależnie od ich ubioru, makijażu, godziny wyjścia, sposobu powrotu do domu?
M.M.: Mam sporo wątpliwości, kiedy słyszę ten obrzydliwy rechot w odpowiedzi na insynuacje, jakoby kobiety nie miały dzieci, bo dają w szyję. Niestety, w naszym społeczeństwie jest więcej mężczyzn, którzy w taki sposób traktują kobiety, zresztą nie tylko mężczyzn. Kobiety notorycznie robią to innym kobietom, bardzo łatwo przychodzi nam przyklejanie krzywdzących łatek na podstawie krzykliwego makijażu czy długości spódniczki.
Jakiś czas temu mój wydawca podlinkował na Facebooku wywiad ze mną, w którym powiedziałam, że piszę o sprawach dla mnie ważnych, które mnie poruszają. Jeden z komentujących oświadczył, że dla mnie może być to ważne, ale on ma to gdzieś. Chodziło o „Finalistkę”. Może nie powinnam tego robić, może powinnam to zignorować, ale nie potrafię. Napisałam, że przykro mi, że nie interesuje go przemoc wobec kobiet. Odpisał, że ofiara sama sobie wybrała taki los. Ona postanowiła zostać modelką, a nie zginąć z rąk psychofana! Wciąż wini się ofiary i to jest przerażające. Oczywiście, dostrzegam zmiany, które zaszły w ciągu ostatnich lat, ale nadal musimy o tym mówić, bo do ideału wciąż jest nam jeszcze bardzo daleko.
Z.P.: Jedno, co z pewnością zmienia się na lepsze, to podejście do kwestii stalkingu. Czy podobnie jak ja, ma Pani wrażenie, że wreszcie nie jest on tak bagatelizowany jak kiedyś? Że uważany jest za przestępstwo, stąd ofiara ma więcej możliwości, by się bronić? Z drugiej strony mamy też niestety więcej kanałów komunikacji. W latach 90., niczym w „Finalistce”, stalker mógł uciec się do śledzenia, wysłania kwiatów, listów, wykonania telefonu na numer domowy; nie było możliwości, by prześladować kogoś tak jak dziś.
M.M.: Tak, to podejście się zmienia, co widać po liczbie zgłaszanych spraw. W 2012 w Polsce wszczęto nieco poniżej 4500 tego typu spraw, w rekordowym 2019 – ponad 10500. Świadomość społeczna jest coraz wyższa, ale nadal niestety zbyt niska. Wiele ofiar nawet nie wie, że może zgłosić się do organów ścigania, czego dowodzą zapytania w wyszukiwarce Google. Często bagatelizujemy tego rodzaju zjawiska, wychodząc z założenia, że w końcu jemu czy jej (bo kobiety również stalkują) się znudzi i w sumie przecież nic wielkiego się nie wydarzyło.
Otoczenie nierzadko utwierdza nas w tym przekonaniu. Ofiary słyszą: „przecież to nic złego, że mu się podobasz”, „inna na twoim miejscu by się cieszyła, że ktoś się nią zainteresował”. Wiele zależy też od statusu społecznego, wychowania, wykształcenia czy po prostu wsparcia ze strony bliskich osób. Dlatego tak ważne jest, aby mówić o stalkingu. To nie rozwiąże sprawy, bo przecież o przemocy domowej mówi się wiele, a wciąż jest z tym duży problem, ale tylko prowadząc dialog społeczny na ten temat, jesteśmy w stanie poprawić sytuację pokrzywdzonych.
Dzisiaj stalking podlega karze więzienia – czego nie było w 1996 roku, kiedy zginęła Agnieszka Kotlarska – ale jest też prostszy do „uprawiania” dla prześladowcy, właśnie przez rozwój technologii, głównie mediów społecznościowych. Warto więc pamiętać choćby o tym, aby weryfikować kogo przyjmujemy do grona znajomych i aby publikowane przez nas osobiste treści były widoczne tylko dla znajomych. Od jakiegoś czasu dodaję zdjęcie z określonego miejsca, np. z restauracji czy z kawiarni, kiedy już stamtąd wyjdę. Internauci podśmiewują się z Lewandowskich, że nie pokazują twarzy swoich dzieci. I bardzo dobrze! Ja również tego nie robię. Prywatne zdjęcia, a więc też z dziećmi, dodaję tylko na prywatnym profilu, gdzie są wyłącznie ludzie, których znam osobiście.
Z.P.: Ponieważ wprost nie mogę doczekać się Pani kolejnej książki, muszę zapytać (w imieniu swoim i czytelników), kiedy możemy spodziewać się kolejnej powieści spod Pani pióra i czy pozostanie Pani przy gatunku true crime?
M.M: W przyszłym roku możemy spodziewać się kilku premier powieści mojego autorstwa, w tym książki, która czekała cierpliwie na właściwy moment od 2019 roku. Jest to uzupełnienie serii, którą wydałam kilka lat temu. W Wydawnictwie W.A.B. ukażą się kolejne powieści oparte na faktach, w tym również true crime. Ale nie tylko! Więcej na razie nie mogę zdradzić.
Z.P.: Pięknie dziękuję za uchylenia rąbka tajemnicy i poświęcony czas😊