Wywiady

Mam nadzieję, że widz będzie skołowany – o serialu Zachowaj Spokój rozmawiamy z Harlanem Cobenem

Jego książ­ki sprze­da­ły się w ponad 75 milio­nach egzem­pla­rzy na całym świe­cie, a ma ich w dorob­ku cał­kiem spo­ro, bo aż 33. Kil­ka z tych tytu­łów zosta­ło już prze­ło­żo­nych na język fil­mu – kolej­ne wkrót­ce dołą­czą do tej listy. „Zacho­waj spo­kój” – to tytuł dru­giej pol­skiej pro­duk­cji, któ­rą moż­na już obej­rzeć na Net­flik­sie. Z oka­zji pre­mie­ry roz­ma­wia­my z nie­kwe­stio­no­wa­nym kró­lem thril­le­rów, Har­la­nem Cobe­nem – auto­rem książ­ko­we­go pierwowzoru.

Karo­li­na Sen­dal: Histo­ria, z któ­rą mamy do czy­nie­nia w przy­pad­ku tytu­łu „Zacho­waj spo­kój”, kon­cen­tru­je się głów­nie wokół rodzi­ciel­stwa kła­dąc nacisk na to, jak trud­ne – a momen­ta­mi nawet prze­ra­ża­ją­ce – może być wycho­wa­nie dziec­ka. Jesteś ojcem. Zasta­na­wiam się – jak dużo Cie­bie jest w tej książce?

Har­lan Coben: Och, zawsze jest mnie dużo (śmiech). Kie­dy książ­ka wyszła w Ame­ry­ce, wie­lu rodzi­ców i nasto­lat­ków czy­ta­ło ją wspól­nie i sta­ło się to punk­tem wyj­ścia do świet­nych dys­ku­sji. Mam nadzie­ję, że to samo powtó­rzy się w przy­pad­ku seria­lu, któ­ry może posłu­żyć jako począ­tek roz­mo­wy o pry­wat­no­ści i odpo­wie­dzial­no­ści. Nie było to moim głów­nym celem, ale był­bym zado­wo­lo­ny, gdy­by tak się sta­ło. Two­rzę histo­rię, któ­ra ma zawie­rać w sobie napię­cie, dresz­czyk i emo­cje, i myślę że serial świet­nie to wszyst­ko odda­je, a jed­no­cze­śnie pod­no­si wie­le istot­nych kwe­stii, do któ­rych widzo­wie mogą się odnieść.

K.S.: No wła­śnie – jed­nym z naj­istot­niej­szych wąt­ków, z jaki­mi mamy do czy­nie­nia w tej opo­wie­ści jest pyta­nie o to, jak dale­ko może zostać prze­su­nię­ta gra­ni­ca rodzi­ciel­skiej opie­kuń­czo­ści. Napraw­dę cięż­ko powie­dzieć, czy to co zro­bi­li Ania i Michał przy­nio­sło wię­cej złe­go, czy dobre­go. Na tele­fo­nie swo­je­go syna zain­sta­lo­wa­li pro­gram szpie­gu­ją­cy. Tego same­go kon­cep­tu uży­łeś w seria­lu „Safe”, rów­nież dostęp­nym na Net­flik­sie. Napi­sa­łeś tak­że esej dla New York Time­sa, w któ­rym tłu­ma­czysz, dla­cze­go z per­spek­ty­wy rodzi­ca takie posu­nię­cie może być zro­zu­mia­łe, a nawet uza­sad­nio­ne. Czy nadal pod­trzy­mu­jesz to stanowisko?

H.C.: Szko­puł tkwi w tym, że nie­ko­niecz­nie się z tym wów­czas zga­dza­łem. Zawsze zacho­wu­ję podejrz­li­wość i tyczy się to wszyst­kich spo­łecz­nych czy też poli­tycz­nych kwe­stii. Jestem podejrz­li­wy wobec kogo­kol­wiek, kto ma goto­we odpo­wie­dzi i nie pod­da­je nicze­go w wąt­pli­wość. Zacho­wu­ję dystans wobec każ­de­go, kto twier­dzi, że w żad­nym wypad­ku nie zain­sta­lo­wał­by takie­go opro­gra­mo­wa­nia w tele­fo­nie swo­je­go lub czy­je­goś dziec­ka. I odwrot­nie – tak samo w przy­pad­ku kogoś sto­ją­ce­go murem za podej­ściem „jestem rodzi­cem i mam pra­wo wie­dzieć o wszyst­kim cokol­wiek moje dziec­ko zro­bi lub powie”. Zacho­wu­ję podejrz­li­wość wobec każ­dej oso­by, któ­ra jasno opo­wia­da się po jed­nej ze stron. To nie jest jed­no­znacz­na sytu­acja. Każ­dy jest inny, zmie­nia­ją się rów­nież oko­licz­no­ści. I to wła­śnie czy­ni tę kwe­stię tak inte­re­su­ją­cą – ma w sobie wie­le odcie­ni szarości.
Serial otwie­ra sce­na, w któ­rej widzi­my jak Ania insta­lu­je opro­gra­mo­wa­nie szpie­gu­ją­ce na tele­fo­nie swo­je­go syna, a jej mąż Michał sta­now­czo się temu sprze­ci­wia. Potem wciąż się na ten temat spie­ra­ją. Mam nadzie­ję, że oglą­da­jąc serial widz będzie rów­nie sko­ło­wa­ny nie wie­dząc, któ­rą stro­nę by obrał. Z jed­nej stro­ny nie chcesz i nie powi­nie­neś znać każ­dej myśli swo­je­go dziec­ka. Z dru­giej – przy­ja­ciel tego chło­pa­ka nie­daw­no umarł i ist­nie­je praw­do­po­do­bień­stwo, że była to śmierć samo­bój­cza. Być może nie radzi sobie z sytu­acją, jest przy­tło­czo­ny, więc chcesz go mieć na oku. Powtó­rzę ponow­nie – mam nadzie­ję, że spro­wo­ku­je to ludzi do zada­wa­nia tego rodza­ju pytań. Jeśli odpo­wiedź była­by pro­sta, nie było­by to tak inte­re­su­ją­ce i oso­bi­ście nie zaufał­bym oso­bie, któ­ra mia­ła­by na to goto­we rozwiązanie.

K.S.: Czy to, że zosta­łeś ojcem zmie­ni­ło Cię w jaki­kol­wiek spo­sób jako pisarza?

H.C.: Oczy­wi­ście, w każ­dy moż­li­wy spo­sób. Gdy mowa o naro­dzi­nach dziec­ka, mamy do czy­nie­nia z sytu­acją, w któ­rej Twój świat ule­ga cał­ko­wi­tej prze­mia­nie. Kur­czy się do roz­mia­rów czte­ro­ki­lo­gra­mo­we­go dziec­ka. Praw­do­po­dob­nie to jed­na z naj­bar­dziej zmie­nia­ją­cych życie sytu­acji. Życie lub śmierć – to dwie rze­czy, po któ­rych nic już nigdy nie wyglą­da tak samo. Nagle poja­wia się ktoś, na kim zale­ży Ci bar­dziej niż na samym sobie. W odcin­ku pią­tym, któ­ry jest moim ulu­bio­nym (łącz­nie jest sześć odcin­ków), możesz zoba­czyć napraw­dę potęż­ne emo­cje łączą­ce rodzi­ców i dzie­ci, nawet jeśli nie do koń­ca lubisz tych boha­te­rów. Jed­nak w momen­cie, w któ­rym widzi­my, jak rodzic trosz­czy się o swo­je dziec­ko – rozu­mie­my to uni­wer­sal­ne uczucie.

K.S.: A wpły­nę­ło to jakoś na sam pro­ces pisania?

H.C.: Mam czwór­kę dzie­ci, któ­re są cią­gle w domu; tak też było w momen­cie, gdy pisa­łem tę książ­kę. Naj­młod­sze z nich przy­szło na świat w 2001 roku, dzie­ci są więc w moim życiu od ponad dwu­dzie­stu lat, to napraw­dę spo­ro. Na pew­no trud­niej jest zna­leźć wol­ny czas. Jeśli cho­dzi o sam pro­ces, to po pro­stu sie­dze­nie – gdy piszę, wyglą­dam dokład­nie tak, jak teraz. Sam pro­ces za bar­dzo się więc nie zmie­nił. Ina­czej wyglą­da na pew­no to, jak doświad­czam rze­czy w swo­im życiu. Zmia­nie ule­gły też emo­cje i perspektywa.

K.S.: Na swo­im kon­cie masz już cał­kiem spo­ro adap­ta­cji – wśród nich są pro­duk­cje fran­cu­skie, hisz­pań­skie, bry­tyj­skie i – oczy­wi­ście – pol­skie. Masz swo­ją ulubioną?

H.C.: Przy­zna­łem to już dzi­siaj w jed­nej z roz­mów – sku­pię się tutaj na pro­duk­cjach nie­an­glo­ję­zycz­nych i na razie odło­żę na bok bry­tyj­skie – ale umów­my się, to są bez wyjąt­ku moje dzie­ci i kocham je wszyst­kie, choć nie­któ­re dopro­wa­dza­ją mnie do sza­łu. Wska­zał­bym na „Nie­win­ne­go” i wła­śnie „Zacho­waj spo­kój”. Nie wiem, jakie jest Two­je zda­nie, ale roz­ma­wia­łem do tej pory z sze­ścio­ma lub sied­mio­ma pol­ski­mi dzien­ni­ka­rza­mi zada­jąc im to samo pyta­nie i wszy­scy przy­zna­li, że wolą „Zacho­waj spo­kój” od „W głę­bi lasu” – jak to wyglą­da u Ciebie?

K.S.: Muszę przy­znać, że ja zde­cy­do­wa­nie wolę „W głę­bi lasu”.

H.C.: No widzisz, to mamy sześć do jed­ne­go. (śmiech)

K.S.: Jakie są w Two­im odczu­ciu naj­moc­niej­sze stro­ny seria­lu „Zacho­waj spokój”?

H.C.: Przede wszyst­kim gra aktor­ska jest na napraw­dę fan­ta­stycz­nym pozio­mie, i to zarów­no jeśli cho­dzi o „Zacho­waj spo­kój”, jak i „W głę­bi lasu”.

K.S.: Zga­dzam się, nie­wąt­pli­wie masz szczę­ście do obsa­dy, po raz kolej­ny – dwój­ka świet­nych akto­rów w rolach głów­nych, to samo jeśli cho­dzi o mor­der­ców. Ucie­szy­łam się, zwłasz­cza widząc w obsa­dzie nazwi­ska Lesz­ka Licho­ty i Jac­ka Poniedziałka.

H.C.: Tak, to praw­da, mia­łem szczę­ście jeśli cho­dzi o te dwie pro­duk­cje. I jak zapew­ne wiesz, dla widzów, któ­rzy zna­ją „W głę­bi lasu”, mamy nie­spo­dzian­kę. Mogą ponow­nie zoba­czyć na ekra­nie Paw­ła i Lau­rę. Były oso­by, któ­re pyta­ły jak poto­czy­ły się dalej ich losy – teraz może­cie się o tym prze­ko­nać, oglą­da­jąc „Zacho­waj spo­kój”. Jeśli ktoś nie widział pierw­szej pro­duk­cji – nie odczu­je róż­ni­cy; pomy­śle­li­śmy, że faj­nym ukło­nem w stro­nę tych, któ­rzy ją zna­ją, będzie obsa­dze­nie tych akto­rów w mniej­szych rolach. Nie jest to czę­sty zabieg w tele­wi­zji. Mała dziew­czyn­ka, któ­rą nie­któ­rzy mogą pamię­tać z „W głę­bi lasu” jest teraz nastolatką.

Tak więc uwa­żam, że obsa­da jest świet­na. Ponad­to całość zosta­ła pięk­nie sfil­mo­wa­na. Chcia­łem oddać kli­mat zamknię­te­go osie­dla – i miej­sca, w któ­rych krę­ci­li­śmy oka­za­ły się świet­nie spro­stać temu zada­niu. Jest jed­no feno­me­nal­ne uję­cie, kie­dy Ania poko­nu­je dro­gę z domu do cen­trum mia­sta, kame­ra się pod­no­si, widzi­my War­sza­wę i wie­żow­ce. To napraw­dę fan­ta­stycz­ne uję­cie, mie­li­śmy świet­nych reży­se­rów. Dla mnie oso­bi­ście, w „Zacho­waj spo­kój” otrzy­mu­je­my wię­cej emo­cji niż we „W głę­bi lasu”. Widzi­my jak rodzi­ce trosz­czą się o swo­je dzie­ci. Wcze­śniej wspo­mnia­łem o odcin­ku pią­tym, któ­ry jest napraw­dę poru­sza­ją­cy, bo nie­któ­re sekre­ty wycho­dzą na jaw. Ponad­to, jeden z ojców szcze­gól­nie mar­twi się o syna i mowa w tym przy­pad­ku o boha­te­rach, któ­rych może nie do koń­ca darzy­my sym­pa­tią. Sce­na, w któ­rej ojciec bie­rze w dło­nie twarz swo­je­go dziec­ka i bła­ga je, by żyło, jest jed­ną z moich ulu­bio­nych w tym seria­lu. Nawet jeśli nie sym­pa­ty­zu­je­my z tymi boha­te­ra­mi, bo są kimś w rodza­ju złych cha­rak­te­rów, to tutaj mamy do czy­nie­nia z czy­stą emo­cją. To wła­śnie cenię w tym seria­lu, sil­ne emo­cje i moż­li­wość utoż­sa­mie­nia się z bohaterami.

K.S.: W książ­ce jest frag­ment mówią­cy o woj­nie. Pie­tra (w seria­lu Wie­ra) wspo­mi­na swo­ją prze­szłość, a jej roz­wa­ża­nia bie­gną wokół ludz­kiej natu­ry. Zasta­na­wia się, czy te wszyst­kie strasz­ne rze­czy, jakich dopu­ści­li się jej opraw­cy były wyni­kiem sytu­acji, czy też woj­na sta­ła się jedy­nie wymów­ką – ponie­waż zło było w nich przez cały czas. Czy masz swo­ją wła­sną teo­rię na ten temat, po tym jak napi­sa­łeś te wszyst­kie książ­ki o mordercach?

H.C.: Nie mam – myślę, że to połą­cze­nie wszyst­kie­go. Jak już wspo­mi­na­łem – jestem podejrz­li­wy wobec wszyst­kich osób przy­cho­dzą­cych z goto­wy­mi odpo­wie­dzia­mi. Lubię pod­no­sić te pyta­nia i to wła­śnie, a nie szu­ka­nie odpo­wie­dzi, jest moim zada­niem. W pierw­szej sce­nie Ania i Michał kłó­cą się na temat słusz­no­ści zain­sta­lo­wa­nia opro­gra­mo­wa­nia – moje zada­nie nie pole­ga na tym, by przy­znać rację jed­nej, bądź dru­giej stro­nie. Powin­no się wysłu­chać oby­dwu i wte­dy zde­cy­do­wać same­mu. Jeśli ktoś powie Ci – „nie cho­dzi o oko­licz­no­ści, to z tą oso­bą było coś nie w porząd­ku” lub odwrot­nie – nie słu­chaj go. Pro­blem współ­cze­sne­go świa­ta to brak niu­an­sów. Coś musi być dobre albo złe, jesteś po mojej stro­nie lub nie, cią­gły wybór mię­dzy pra­wo a lewo. Niu­an­se ode­szły w zapo­mnie­nie, mam jed­nak nadzie­ję, że w moich opo­wie­ściach nadal uda­je się je odnaleźć.

K.S.: W wywia­dach powta­rzasz, że trak­tu­jesz pisa­nie jak pra­cę. Czy myślisz, że pew­ne­go dnia możesz powie­dzieć „no dobrze, wystar­czy” – i prze­stać pisać? Nie dla­te­go, że zmu­si­ły­by Cię do tego oko­licz­no­ści, ale dla­te­go, że posta­no­wi­łeś przejść na eme­ry­tu­rę, by zająć się podró­żo­wa­niem albo ogrodnictwem?

H.C.: (śmiech) Praw­do­po­dob­nie nie przej­dę na eme­ry­tu­rę, bo nie upra­wiam ogród­ka. Nie mam zbyt wie­lu hob­by. Dwie rze­czy, jakie od zawsze były naj­waż­niej­sze w moim życiu, to moja rodzi­na i pra­ca. Dzie­ci już doro­sły, więc nie ma za wie­le do zro­bie­nia na tym polu. Zatem gdy­bym nie pisał, tak napraw­dę nie wiem, co robił­bym przez cały dzień. Gram tro­chę w gol­fa. Lubię podró­żo­wać, ale mogę pisać i wyjeż­dżać jed­no­cze­śnie. Zazwy­czaj, gdy jestem w podró­ży i znaj­du­ję jakieś nowe cie­ka­we miej­sce, myślę sobie: „O, może powi­nie­nem osa­dzić tutaj jakąś opo­wieść?”. Zga­du­ję więc, że nie prze­sta­nę pisać, może zwol­nię, tego jesz­cze nie wiem, na razie wszyst­ko jest w porządku.

K.S. Dobrze to sły­szeć: jestem pew­na, że czy­tel­ni­cy ode­tchną z ulgą. Dzię­ku­ję za rozmowę.

Pre­mie­ra seria­lu „Zacho­waj spo­kój” – 22 kwiet­nia na plat­for­mie Netflix

Roz­ma­wia­ła Karo­li­na Sendal

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy