Magdalena Majcher spędziła wiele godzin w Sądzie Okręgowym w Siedlcach, wertując akta Wandy Ł. – kobiety podejrzanej o wielokrotne dzieciobójstwo. Powstała w ten sposób świetna powieść „Małe zbrodnie”, którą tak naprawdę czyta się jak dobry reportaż.
Zuzanna Pęksa: W swojej najnowszej książce, „Małe zbrodnie”, mierzy się Pani z bardzo trudnym tematem dzieciobójstwa. Skąd taaki wybór?
Magdalena Majcher: Już podczas pracy nad „Mocną więzią”, moją poprzednią powieścią opartą na faktach, zrozumiałam, że to jest kierunek, w którym chcę podążać. Historię Anny Garskiej, którą opisałam w tamtej książce, śledziłam od początku; Ania mieszkała i zginęła w moim rodzinnym mieście, więc można powiedzieć, że temat przyszedł do mnie sam. Z „Małymi zbrodniami” było zupełnie inaczej. Szukałam, miałam nawet kilka pomysłów, ale cały czas czułam, że to nie jest TO. Przypadkiem natrafiłam na reportaż o sprawie z Wrotnowa i od razu wiedziałam, że właśnie o tym chcę napisać. To się po prostu albo czuje, albo nie. W swojej pracy kieruję się jedną zasadą – piszę takie książki, jakie sama chciałabym przeczytać, a sprawa Wandy Ł. od razu wzbudziła moje zainteresowanie.
Z.P.: Powołuje się Pani na cytat Pratchetta „Zanim zaczniesz kogoś krytykować, przejdź milę w jego butach”. Faktycznie ten cytat wyjątkowo pasuje do opisywanej przez Panią sytuacji – bohaterkę można od razu osądzić krytycznie i wydać na nią wyrok, ale też można spróbować ją zrozumieć, a nawet usprawiedliwić. Które podejście jest według Pani częstsze?
M.M.: Niestety, przeważająca większość społeczeństwa z marszu ocenia i wydaje wyroki. Wydaje nam się, że to, co widzimy, daje nam prawo do osądzania drugiego człowieka, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Ludzie zawsze wykazywali takie skłonności, jednak ostatnio ten problem narasta, ponieważ internet dał nam anonimowość, oczywiście tylko pozorną, i zza komputerów czy smartfonów jesteśmy odważniejsi. Patrząc w oczy drugiej osobie nigdy nie powiedzielibyśmy jej tego, co piszemy w sieci.
Przeraża mnie to. Pamiętam taką głośną sprawę morderstwa 10-latki z Mrowin. Obserwowałam na ekranie telewizora ten tłum, który zebrał się przed prokuraturą z chęci społecznego linczu. W zasadzie niewiele zmieniło się od średniowiecza, kiedy ludzie przychodzili obejrzeć publiczne egzekucje. Absolutnie nie staję po stronie morderców, gwałcicieli i innych zbrodniarzy, ale są instytucje przeznaczone do zatrzymywania, oskarżania i osądzania przestępców. Pozwólmy im pracować i pamiętajmy, że przekaz medialny jest niepełny. Manipuluje się faktami, powtarza plotki i półprawdy.
Z.P.: Historię, po którą Pani sięgnęła, opisywała między innymi Gazeta.pl: „Wrotnów pod Siedlcami: w 2000 roku na strychu i w garażu odkryto worki ze szczątkami czworga niemowląt. Ich matka, Wanda Ł., zahukana, bita przez męża alkoholika i psychopatę, miała już szóstkę dzieci. Po ostatnim usłyszała od męża, że dosyć z tym rodzeniem.” Jak dużo zmieniła Pani w tej historii, a w jakieś części jest to prawdziwa opowieść?
M.M.: O tym właśnie mówię. Sąd Okręgowy w Siedlcach zgromadził pięć tomów akt w tej sprawie. W żadnym z nich nie spotkałam się z określeniem „mąż alkoholik i psychopata”. Wanda Ł. nie zeznała też, jakoby usłyszała od męża, że już dosyć z tym rodzeniem. W którymś z artykułów przeczytałam też, że Wanda była gwałcona. Nic takiego nie powiedziała. To było bardziej na zasadzie „taka jest rola żony, muszę to robić”, ale podczas przesłuchań ani razu nie padło oskarżenie o gwałt.
Historia tej kobiety jest tragiczna, ale mam wrażenie, że media jeszcze bardziej ją podkręciły dla klikalności czy raczej, bo mówimy o 2000 roku, dla oglądalności i poczytności. Pisząc „Małe zbrodnie” trzymałam się tego, co przeczytałam w aktach sądowych. Kręgosłupem powieści są prawdziwe wydarzenia: śledztwo przebiegało dokładnie tak, jak to zrelacjonowałam, zeznania podejrzanych i świadków pokrywają się z tym, co znalazłam w aktach, ale musimy mieć świadomość, że to powieść, a nie reportaż. Dialogi czy przemyślenia bohaterów to moja interpretacja. Zmieniłam też imiona i nazwiska bohaterów.
Z.P.: Podczas pracy nad książką korzystała Pani z materiałów udostępnionych przez Prokuraturę i Sąd Okręgowy w Siedlcach. Czy dobrze wyobrażam sobie Pani pracę nad powieścią jako – między innymi – godziny ślęczenia nad dokumentacją?
M.M.: Tak, dokładnie tak to wygląda. Siedziałam w archiwum w Sądzie Okręgowym w Siedlcach, wertowałam akta i robiłam notatki. Komuś taka praca może wydawać się nudna, ale w rzeczywistości lektura takich akt jest bardzo poruszająca. Targały mną sprzeczne emocje, w pewnym momencie zorientowałam się, że nie wiem, kto tu jest katem, a kto ofiarą, a wina nie jest czarno-biała.
Z.P.: Czytając takie historie, jak ta opisana w „Małych zbrodniach” nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wynikają one między innymi z ubóstwa – gdyby „morderczyni” (bo w tym przypadku wcale tak nie uważam, dla mnie bohaterka książki była ofiarą rodziny i ciężkiej sytuacji) miała swoje pieniądze, mogłaby uciec z piekła, które zgotowali jej mąż i teściowa, mogłaby stosować antykoncepcję czy wreszcie – byłoby ją stać na aborcję na odpowiednim etapie ciąży. Ta bezwolność i brak decyzyjności nieodmiennie kojarzą mi się z brakiem własnych środków…
M.M.: Zdecydowanie tak. Brak pieniędzy oraz brak wsparcia ze strony rodziny doprowadziły do tragedii. Oczywiście, pojawiły się też inne czynniki, w „Małych zbrodniach” czytelnicy mogą zapoznać się z profilem psychologicznym Wandy Ł. i innej osoby zamieszanej w sprawę, a potem wyciągnąć własne wnioski. Wanda Ł. została wychowana w trudnym, przemocowym domu, w którym uważano małżeństwo za świętość. Otrzymała jasny przekaz: cokolwiek się dzieje, żona powinna tkwić przy swoim mężu. Taki bagaż doświadczeń jej nie pomagał, a ubóstwo dodatkowo uniemożliwiało usamodzielnienie się. Uważam, że „Małe zbrodnie” to mocny głos w debacie na temat aborcji czy dostępności antykoncepcji.
Z.P.: Czy już wie Pani, jakiej tematyce powieści poświęci się Pani następnym razem? Czy może prace są już w toku?
M.M.: Tak, mam już wybrany temat, ale wolałabym na razie nie zdradzać szczegółów. Powoli piszę już następną powieść, choć aktualnie pochłaniają mnie obowiązki związane z premierą „Małych zbrodni”. Chciałabym, aby ta powieść dotarła do szerokiego grona odbiorców, bo, tak jak napisał Wojtek Chmielarz, w tej książce oddaję głos tym, których nikt nie chciał słuchać.
Z.P.: Bardzo dziękuję za poświęcony czas!