Jane Corry, autorka znakomitej powieści „Ta, która zawiniła”, opowiada nam dziś, jak zdiagnozowała u siebie PTSD, jak wspiera osoby dotknięte kryzysem bezdomności, a także że pisarskie pomysły przychodzą do niej często, gdy pływa w morzu.
Zuzanna Pęksa: Twoja książka „Ta, która zawiniła” to przede wszystkim świetny thriller, ale nie tylko. Poruszasz tak poważne współczesne problemy jak PTSD, czy bezdomność. Czy łatwo było Ci utrzymać tak szybką akcję i ciągłe napięcie, a jednocześnie rozwijać te dwa bardzo poważne wątki? Z pewnością jest to prostsze, gdy książka dotyka lżejszych tematów, w Twoich powieściach są one zawsze bardzo złożone.
Jane Corry: Lubię zajmować się mrocznymi problemami, ale jednocześnie zawsze staram się wplatać w swoje powieści lżejsze momenty, aby rozładować napięcie. Jednak jeśli chodzi o utrzymanie szybkiej akcji i napięcia, nie powiedziałabym, że przychodzi mi to łatwo, zawsze muszę dokładnie wszystko planować. Jednocześnie staram się działać w zgodzie z moimi postaciami. Mam wrażenie, że one same często zmieniają fabułę, żyjąc własnym życiem i popychając mnie w określonych kierunkach. Jako istoty ludzkie mają zarówno swoją jasną, jak i ciemną stronę.
Z.P.: Na końcu książki wspominasz o mężczyźnie, który był bezdomny, ale udało mu się wyjść z tego kryzysu. Wydał nawet swój tomik poezji! Czy możesz opowiedzieć nam o nim coś więcej? Kto wie, może nasi czytelnicy będą chcieli kupić zbiór jego wierszy!
J.C.: Natknęłam się na niego podczas mojego researchu. Pewna osoba przekazała mi jego dane. Jak się okazało, Ben był szczęśliwy mogąc ze mną porozmawiać. Opowiedział mi między innymi o tomiku wierszy, w którym opisał swoje życie na ulicy. Zapytałam Bena, czy napisałby wiersz do mojej powieści (to ten, który znajduje się na jej początku). Jego „Poems from a runaway: A true story” można kupić przez internet.
Z.P.: Sama wspierasz bezdomnych. Czy widzisz eskalację problemu bezdomności w czasie pandemii? Jak możemy najskuteczniej pomóc ludziom w kryzysie bezdomności?
J.C.: W mojej okolicy czas pandemii poskutkował szybkim zakwaterowaniem ludzi, którzy przebywali na ulicach. Pokazuje to, jak można działać w sytuacji kryzysowej. Osobiście pomagam ludziom poprzez działalność charytatywną. Dodatkowo, gdy mijam na ulicy bezdomnego, kupuję mu gorący napój i coś do jedzenia. Niedawno poproszono mnie, bym napisała krótką historię do antologii zatytułowanej „Codzienna życzliwość”. Cały dochód trafia do Shelter, organizacji charytatywnej działającej na rzecz bezdomnych. Antologia pod redakcją LJ Ross zawiera historie autorstwa wielu pisarzy, między innymi Sophie Hannah. Można ją kupić online (https://linktr.ee/EverydayKindness)
Z.P.: PTSD, o którym również piszesz w swojej książce, to syndrom, który dotknął także Ciebie, ale nie od razu to zauważyłaś. Czy tak trudno wyłapać syndrom stresu pourazowego, bo mało o nim wiemy? Może za mało mówi się o objawach i dlatego wielu z nas nawet nie podejrzewa, że może cierpieć z jego powodu?
J.C.: PTSD nie jest łatwym tematem. Jest dokładnie tak jak mówisz, nie zdiagnozowałam go u siebie od razu, między innymi dlatego, że to co mnie spotkało, zdarzyło się, gdy byłam bardzo młoda. Dodatkowo, niewiele osób w naszej rodzinie o tym rozmawiało. Borykaliśmy się z problemami – nie było wiele przestrzeni na dawanie rad. Mogłam dokonać autodiagnozy dopiero podczas rozmów z ekspertami od PTSD, gdy pracowałam nad powieścią. Mówili oni o zapachach i kolorach, które przywołują złe doświadczenia, retrospekcje i niepokój. To było dla mnie jak olśnienie. Bardzo długo zastanawiałam się, czy wspominać o tym publicznie i w końcu poczułam, że to temat, o którym trzeba mówić. Zamiatanie takich spraw pod dywan tylko pogorszy sprawę.
Z.P.: Polscy czytelnicy są pod ogromnym wrażeniem researchu, który zrobiłaś, aby napisać tak świetną książkę. Co okazało się najbardziej pomocne? Rozmowy z innymi ludźmi, literatura fachowa, a może własne doświadczenia?
J.C.: Najważniejszym czynnikiem jest dla mnie wyobraźnia! Wpadam na pomysł – czasami po prostu przychodzi mi on do głowy, gdy robię coś innego, na przykład pływam w morzu (robię to przez cały rok). Wtedy zaczynam myśleć o postaciach, które mogłyby pojawić się w książce. Potem pomysł rozrasta się i rozrasta. Mają na to wpływ między innymi rozmowy z innymi ludźmi, które mogą zmienić coś w fabule (tak samo jak moje własne doświadczenia). Książki innych ludzi nie mają wpływu na moje – nawet jeśli są tym, co nazwiemy „fachową literaturą”. Lubię poczytać powieści na koniec dnia, ale wybieram te spoza gatunku, w którym piszę.
Z.P.: Dziękuję za rozmowę!
Możecie śledzić Jane na Twitterze: @janecorryauthor