Autorka „Ostatniego domu na zapomnianej ulicy” opowiada nam także, jak to jest, gdy sam Stephen King chwali Twoją książkę na Twitterze, czemu czytelników fascynuje temat zaginięć oraz jakie są jej emocje związane ze zbliżającą się ekranizacją książki.
Zuzanna Pęksa: Twoja najnowsza książka, „Ostatni dom na zapomnianej ulicy”, jest po prostu niesamowita. Jednocześnie trudno o niej mówić tak, by nie ujawnić za wiele i nie odebrać czytelnikowi przyjemności lektury. Ale spróbujmy! W mgnieniu oka pochłonęłam 400 stron powieści. Jak sprawić, by czytelnik chciał wiedzieć, co będzie dalej i zbudować napięcie?
Catriona Ward: To bardzo miłe z twojej strony i dobrze to słyszeć! Dziękuję Ci. Myślę, że receptą na to, by ludzie chcieli przewrócić stronę, jest wzbudzenie w nich zainteresowania postaciami. Fabuła nie toczy się sama – czytelnik musi zacząć przejmować się tym, co dzieje się z bohaterami książki – nawet jeśli nie jest pewien, czy ich lubi, powinien odczuwać pilną potrzebę dowiedzenia się, jakie są ich dalsze losy.
Z.P.: Wielu autorów, od Kinga do Finna, jest zachwyconych Twoją książką. Jak się z tym czujesz?
C.W.: Jestem wyjątkowo wdzięczna za całe wsparcie, które otrzymałam, w szczególności od pisarzy, których bardzo podziwiam. Za sukces „Ostatniego domu na zapomnianej ulicy” w znacznym stopniu odpowiedzialne są opinie, które przekazywano sobie na jego temat, zwłaszcza w środowisku innych autorów. To kompletnie zmieniło losy książki. Miałam naprawdę dużo szczęścia!
Z.P.: Stephen King porównał Twoją książkę do „Zaginionej dziewczyny”. Co o tym sądzisz?
C.W.: To była wyjątkowa chwila. Dorastałam czytając książki Stephena Kinga. Horrory, a w szczególności jego pisarstwo, odgrywały w moim życiu bardzo ważną rolę. Dotrzymywały mi towarzystwa, gdy jako dziecko byłam dość odizolowana od innych, przenosząc się z Madagaskaru do Jemenu, do Maroka i Kenii. Pomysł, żeby Stephen King przeczytał „Ostatni dom na zapomnianej ulicy” był niesamowity. Czasami wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Wiedziałam, że przesłano mu jedną z pierwszych kopii, ale przecież on dostaje tyle książek! Kiedy zobaczyłam, że napisał na Twitterze o mojej powieści, nie mogłam przeczytać tego tweeta – byłam zbyt zdenerwowana. Zamiast tego wręczyłam telefon mojemu partnerowi i poprosiłam go, by zrobił to za mnie. Powiedział tylko: „Myślę, że będziesz z tego zadowolona”. Po tym nastąpiło wiele okrzyków radości.
Z.P.: Zbudowałaś główną postać książki w bardzo ciekawy sposób. Na początku nie lubimy tego bohatera. Wydaje się przemocowy i zły, ale ten odbiór zmienia się w trakcie lektury. Czy było to trudne zadanie?
C.W.: Tak! Chciałam obalić pewne stereotypy dotyczące zdrowia psychicznego, które czasami pojawiają się w horrorach. Zrobiłam bardzo duży research dotyczący traumy i rozmawiałam z ludźmi, których dotyczyły niektóre z problemów omawiane w powieści. Im więcej się dowiadywałam, tym bardziej byłam zdumiona, jak odporny jest ludzki umysł. Nabrałam jeszcze więcej szacunku i podziwu do tego, jakimi istotami są ludzie. To na podstawie tego researchu mogłam zbudować postać Teda.
Chciałam, żeby czytelnik miał wobec niego ambiwalentne uczucia. Ludzie rzadko są w życiu bohaterami lub złoczyńcami, ich działania i motywacje są złożone – a czasem wydają się niewytłumaczalne. Ciężko tu zachować równowagę, zarówno jeśli chodzi o pisarza, jak i o czytelnika, ale myślę, że ta niepewność dodaje książce dodatkowej niesamowitości.
Z.P.: Jednym z głównych tematów twojej powieści jest zaginięcie dziecka. To fascynujący temat, ale też przerażający. Jest to również częsty wątek w literaturze i filmie. Jak myślisz, dlaczego czytelnicy i widzowie mają na tym punkcie taką obsesję?
C.W.: To jedna z najbardziej odrażających rzeczy, jaką można sobie wyobrazić jako członek społeczeństwa i jako czytelnik – skrzywdzić dziecko. Stawka jest wysoka. Każdy z nas był kiedyś przestraszonym dzieckiem – to właśnie dlatego jest to pomysł, z którym możemy bardzo głęboko się utożsamić.
Z.P.: W pewnym momencie (myślę, że mogę to ujawnić) narratorem powieści staje się kot. To zaskakujący zwrot akcji i bardzo mi się spodobał. Przypominało mi to „Krainę chichów” Jonathana Carrolla, książkę, którą uwielbiałam, gdy byłam młodsza. Którzy autorzy Cię inspirują?
C.W.: Uwielbiam pisarstwo Shirley Jackson – za każdym razem, gdy czuję się twórczą pustkę lub że utknęłam w trakcie pisania, czytam jedną z jej książek. Dzięki temu nigdy nie zabraknie mi inspiracji. Uwielbiam też opowiadania Kelly Link – każde z nich jest tak żywe, szczere i magiczne – kiedy kończysz je czytać, świat wokół Ciebie wydaje się nierealny. Myślę, że postać kotki Olivii wiele zawdzięcza takiemu surrealistycznemu pisaniu – wręcz magicznemu realizmowi.
Z.P.: Imaginarium Productions Andy’ego Serkisa i Jonathana Cavendisha wykupiło prawa do filmu „Ostatni dom na zapomnianej ulicy”. Czy możesz opowiedzieć nam o tym coś więcej?
C.W.: To pełen pasji, oddany zespół – od razu wiedziałam, że to ludzie odpowiedni do tego, by przenieść moją książkę na ekran. Mam też szczęście, bo zgodzili się, bym mogła wyrażać swoją opinię, co nie jest standardem w przypadku powieściowych adaptacji. Nie mam jeszcze zbyt wiele do powiedzenia – mam nadzieję, że jesteśmy na początku długiej, ale ekscytującej podróży – nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, co zrobią z powieścią.
Z.P.: Bardzo dziękuję za rozmowę!