Misha Green uznała, że książka „Kraina Lovecrafta” jest niezwykła. Przenosząc ją na mały ekran, stanęła przed wyzwaniem – żadne z jej wcześniejszych przedsięwzięć nie miało takiego rozmachu. Dlaczego chciała pracować nad adaptacją tej właśnie książki? Co chciałaby, żeby widzowie wynieśli z seansu? Przeczytajcie!
Pytanie: Skąd wziął się pomysł na serial telewizyjny będący ekranizacją książki Kraina Lovecrafta?
MG: Krainę Lovecrafta napisał Matt Ruff i jest to moim zdaniem niezwykła książka. Najbardziej oryginalnym zabiegiem [Matta Rufffa] było osadzenie akcji w konwencji, w której bardzo rzadko widujemy bohaterów innych ras niż biała, czyli science fiction i sci-fi z elementami sensacji.
Pytanie: A dlaczego postanowiłaś zrealizować serial w konwencji science-fiction i horroru?
MG: Zawsze uwielbiałam horrory. Horror to gatunek, który znam od podszewki, bo oglądam kino grozy od dziecka. Bardzo podobał mi się też pomysł dodania kolejnej warstwy emocji. Uważam, że horror jest bardzo nośnym i pojemnym gatunkiem, który doskonale sprawdził się w tym przypadku, a poza tym zawsze byłam jego fanką.
Pytanie: Jak bardzo różni się Kraina Lovecrafta od twojej wcześniejszej produkcji, czyli serialu Underground?
MG: Ma znacznie większy rozmach! Underground to mój debiutancki serial, który stworzyłam we współpracy z Joe Pokaskim. Bardzo chciałam przenieść pojawiające się w nim wątki do tego projektu, czyli Krainy Lovecrafta, który został zrealizowany z iście epickim rozmachem. Chciałam, żeby jeden odcinek był utrzymany w konwencji science fiction, inny w stylu kina przygodowego i bardzo zależało mi na wplecenie wątku nawiedzonego domu. Główna różnica to zupełnie inna skala produkcji, bo ze wszystkich produkcji, nad którymi do tej pory pracowałam serial HBO, Kraina Lovecrafta, ma zdecydowanie największy rozmach.
Pytanie: Pracowałaś wcześniej z Jurnee Smollett na planie serialu Underground. Jak tym razem układała się wasza współpraca?
MG: Było fantastycznie! Znamy się dobrze i darzymy się zaufaniem, co pozwala nam motywować się nawzajem. Możemy razem skakać na głęboką wodę, bo nie musimy chodzić wokół siebie naokoło, żeby nawzajem się wyczuć. Miałyśmy okazję dobrze poznać siebie i metody swojej pracy na planie serialu Underground. Bardzo cieszę się, że spotkałyśmy się po raz kolejny podczas realizacji zdjęć do Krainy Lovecrafta, bo nie musiałyśmy budować naszej relacji od podstaw.
Pytanie: Akcja serialu toczy się w latach 50. w podzielonej rasowo Ameryce, ale ma bardzo współczesny wydźwięk. Czy była to świadoma decyzja?
MG: Uważam, że historia lubi się powtarzać i nigdy nie odchodzi w przeszłość. Bardzo lubię do niej wracać, żeby ją analizować pod kątem pewnych wzorców, trendów, wydarzeń z przeszłości i ich wpływu na naszą współczesną sytuację. Bardzo dużo rozmawiałam na ten temat z naszymi scenarzystami. Mam na koncie produkcje historyczne, czego doskonałym przykładem jest serial Underground, bo uważam, że wszystkie poruszane w nich tematy nic nie straciły ze swojej aktualności. W taki też sposób powstała koncepcja serialu Kraina Lovecrafta – chciałam pokazać historyczne zaszłości i osadzić je we współczesnym kontekście. Czego historia nas nauczyła? Co sami możemy zmienić? Co pozostaje bez zmian? Co musi się zmienić? Wszystko jest wzajemnie powiązane. Konwencja science-fiction pozwoliła nam bawić się czasem, pokazać, że nie jest realny, przenieść się do przeszłości i innego wymiaru, co daje bardzo ciekawy efekt narracyjny.
Pytanie: Co chciałabyś, żeby widzowie wynieśli z twojego serialu?
MG: Nie lubię narzucać widzom, jak powinni odbierać moje produkcje, bo to bardzo ich ogranicza. Bardzo chciałabym, żeby wynieśli z serialu pewne wrażenia. Żeby oglądając go, coś poczuli. A jeśli dzięki temu coś się w nich wyzwoli, tym lepiej. Taki właśnie wpływ powinna wywierać sztuka – chcemy, żeby widzowie zaczęli odczuwać emocje, próbujemy skłonić ich do refleksji, zachęcić do poznania czegoś nowego. I jeśli faktycznie tak się stanie po obejrzeniu serialu Kraina Lovecrafta, to będzie fantastycznie.
Pytanie: W serialu widzimy miłość i wiele momentów radości przeżywanej przez czarnoskórych bohaterów. Dlaczego ta ważne było dla ciebie pokazanie tego na ekranie?
MG: Odwiedzamy w serialu wiele miejsc, żeby podkreślić jak bardzo zróżnicowana jest czarna społeczność. Bardzo chcieliśmy pokazać, że Southside w Chicago zawsze było dla nas bezpieczną przystanią. To miejsce, w którym prężnie rozwija się czarna społeczność. Równie ważny był dla mnie wątek Hippolyty, starszej kobiety, która jest otoczona miłością. Chciałam też pokazać, że nawet Ruby jest kochana, bo zbyt rzadko oglądamy na ekranie sceny, które odzwierciedlają bogate i zróżnicowane życie czarnoskórych bohaterów. Rozumiem, że wiele osób jest zmęczonych oglądaniem cierpienia czarnych. Nie wiem, czy serial Kraina Lovecrafta jest utrzymany w podobnym duchu, ale ja uważam, że gdybyśmy mieli możliwość oglądania bardzo różnych doświadczeń czarnoskórych bohaterów (w telewizji i filmie), nie czekalibyśmy z wytęsknieniem na sceny przedstawiające chwile ich szczęścia. Sztuka może być zarówno poważna, jak i radosna.
Pytanie: Miałaś okazję pracować z niezwykle utalentowanymi ludzi. Jak układała się twoja współpraca z członkami obsady?
MG: To była bułka z masłem. (śmiech!) To było nie tylko łatwe, ale także uczące doświadczenie. To czysta przyjemność iść do pracy i wiedzieć, że wszyscy będą dawać z siebie wszystko, bo dzięki temu wzrasta nasza kreatywność. W takim środowisku czuję się jak ryba w wodzie. Bardzo doceniam, że wszyscy członkowie obsady zjawiali się codziennie na planie i pracowali na 100%. Serce mi rosło, kiedy obserwowałam ich grę. Czuję szacunek do aktorów za pokazane przez nich emocje, a raczej poziom emocji, na jakim wzbijamy się w tym serialu, który można porównywać do emocjonalnego rollercoastera. Jeśli ja przychodziłam codziennie na plan i realizowane sceny przyprawiały mnie o dreszcze, to jestem pewna, że widzom udzielą się podobne emocje. Po prostu to wiem.
A poza tym, wszyscy członkowie obsady to fantastyczni ludzie. Bardzo cieszę się, że dzięki panującej na planie atmosferze nikt nie miał poczucia, że bardzo ciężko pracujemy.
Pytanie: W serialu oglądamy wiele potworności, w tym rasizm i brutalność policji, ale jestem ciekaw, co symbolizują prawdziwe potwory?
MG: Dobrze, że o tym mówisz! Bardzo dużo się nad tym zastanawiałam po przeczytaniu książki. Czasami czułam ulgę, kiedy pojawiały się prawdziwe potwory. W powieści ludzkie potwory tworzą tak duże napięcie, że kiedy zjawiają się te prawdziwe monstra, niemal oddychasz z ulgą i stwierdzasz: „Dzięki Bogu, mogę teraz przez chwilę odetchnąć”. Bardzo zależało mi na osiągnięciu takiego efektu w pierwszym odcinku serialu, bo jeśli masz czarny kolor skóry i mieszkasz w Ameryce, horror nie jest fikcyjnym gatunkiem, ale twoją codziennością.
Pytanie: W serialu HBO Kraina Lovecrafta czarnoskórzy bohaterowie grają zupełnie inne role niż te, w których byli zwykle obsadzani w horrorach – nie giną w pierwszej kolejności, nie pojawia się stereotyp leniwego Afroamerykanina… Czy to była twoja kolejna świadoma decyzja?
MG: Nie cenzuruję siebie, kiedy przedstawiam białych bohaterów i nie uważam, że opowiadanie historii czarnej społeczności jest czymś wyjątkowym. Sposób, w jaki przedstawiłam bohaterów jest zupełnie dla mnie naturalny i odzwierciedla to, kim jestem w świecie, który mnie otacza. Dodatkowo, ten wątek doskonale wpisuje się w kontekst nadprzyrodzonego świata, który jest niezwykły, ale mi wydaje się czymś całkowicie normalnym.
Pytanie: Główne wątki serialu dotyczą rodzinnych relacji. Czy mogłabyś powiedzieć nam, jakie tematy w nim poruszacie?
MG: Moim zdaniem wszyscy bohaterowie symbolizują doświadczenia czarnoskórych obywateli i problemy, z jakimi na co dzień się stykamy. Serial stara się przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie – jak przedstawiamy innym swoją prawdę? Nasz wstyd? Jak wyzwalamy się z naszych wewnętrznych ograniczeń, żeby walczyć z prawdziwym złem? Uważam, że są to uniwersalne tematy dla wszystkich widzów, bo każdy z nas napotyka na problemy i może z łatwością odnieść przedstawione w gatunkowej konwencji wątki do swojego życia.