Wyobraźcie sobie mroczny dom, w którym pełno jest kamer, w dodatku otoczony trującym ogrodem. Kochacie wiktoriańskie klimaty? W książce „Pod kluczem” mieszają się one z tym, co całkiem współczesne i z tym, co wielu czytelników lubi najbardziej – tajemniczym procesem w sprawie morderstwa. Dziś rozmawiamy z autorką książki, Ruth Ware.
Zuzanna Pęksa: Fabuła Twojej najnowszej książki rozgrywa się w wiktoriańskim domu, który został odnowiony i naszpikowany technologią. Gdybyś mogła wybrać dowolny dom do życia, jaki by on był? Stary, z duszą, czy raczej nowoczesny?
Ruth Ware: Kocham stare domy – to wręcz mój problem, że kocham kominki i podłogi z desek. Nie chcę modernizować domów, w których mieszkam, więc może nie są one najbardziej przyjazne środowisku. Zamieszkanie Heatherbrae House, nawet tylko w książkowej fikcji, dało mi szansę na to, żebym była naprawdę bezlitosna w kwestii odnawiania i dosłownie „wyrywania” tych wszystkich starych elementów. Mogłam to zrobić bez wyrzutów sumienia, które dopadłyby mnie w prawdziwym życiu!
Z.P.: Wracając do technologii – w swojej powieści pokazujesz, że inteligentne domy mogą być naprawdę pomocne mieszkańcom, ale mogą też sprawiać, że poczują się oni niekomfortowo. Co sądzisz o tych wszystkich nowych technologiach?
R.W: Z pewnością są one bardzo ekologiczne i wygodne. Posiadanie systemu ogrzewania, który jest obsługiwany za pomocą aplikacji, jest z pewnością dużo wydajniejsze niż taki system, który włącza się cały czas, niezależnie od tego, czy jesteśmy w domu, czy nie.
Z drugiej strony często widzimy w prasie historie dotyczące cyfrowego stalkingu, kiedy to jedna osoba wykorzystuje nowe technologie przeciwko drugiej, by ją szpiegować lub po prostu, by czuła się ona nieswojo.Inteligentne usługi, które nas otaczają, mogą być zarówno przydatne, jak i niebezpieczne, a zależności od tego, w jakie ręce trafią. Sztuka polega na tym, by mieć świadomość, z jakich narzędzi korzystamy i czy są one odpowiednio zabezpieczone
Z.P.: Przejdźmy teraz na chwilę do głównej bohaterki książki, Rowan. Część czytelników lubi ją, ale przyznaje, że trochę ich ona denerwowała. Mam wrażenie, że nie ma w niej żadnego instynktu samozachowawczego. Pije alkohol opiekując się zawodowo dziećmi (chociaż dom, w którym przebywa, jest monitorowany), wychodzi z domu w środku nocy, zostawiając w nim trójkę podopiecznych, nie potrafi też kontrolować swoich emocji. Czy myślisz, że ma to swoje źródło w jej dzieciństwie?
R.W.: Myślę, że jest ona kimś, kto znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Chce zachowywać się perfekcyjnie, ale w miarę rozwoju fabuły coraz gorzej jej to wychodzi. Stawia sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale trudno jej wywiązać się z zobowiązań z powodu presji, pod jaką się znalazła. Myślę, że ten problem dotyka wielu z nas – zarówno jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi, jak i pracę zawodową – nie zawsze jesteśmy takimi, jakimi chcemy być.
Z.P.: W Twoje książce pojawia się sekretny, zatruty ogród. Muszę przyznać, że ten wątek bardzo mnie zaciekawił, gdy o nim czytałam. W Polsce chyba nie mamy takich miejsc! Czy zwiedzałaś kiedyś zatruty ogród w Anglii i czy mogłabyś nam coś o nim opowiedzieć?
R.W.: Tak, odwiedziłam trujący ogród. Nie powiedziałabym, że stanowią one brytyjską codzienność, ale można je spotkać na terenie okazałych rezydencji. Co ciekawe, zwykle są one zamknięte z czterech stron i posiadają oznaczenia ostrzegające o niebezpieczeństwie roślin, które tam rosną oraz informujące o konieczności pilnowania dzieci i zwierząt. Jednak, gdy już wejdziesz do takiego ogrodu, zaskakujące jest to, że spotkasz tam rośliny, które wielu z nas ma w swoich ogrodach: złocień, laur, naparstnicę, cis, ciemiernik. I jak łatwo można uświadomić sobie w takim miejscu, że każdego z nas czeka śmierć.
Z.P.: Czy możesz podzielić się z nami swoimi planami wydawniczymi? O czym będzie twoja następna książka?
R.W.: Zostanie ona wydana tej jesieni w Wielkiej Brytanii i Ameryce, a jej tytuł to „One By One”. Fabuła opowiada o służbowym wyjeździe we francuskie Alpy, które kończy się bardzo źle, gdy jeden z dyrektorów firmy znika pod śniegiem.
Z.P.: I ostatnie, ale bardzo ważne pytanie, czy wybierasz się na spotkanie z czytelnikami, gdy sytuacja na świecie się uspokoi?
R.W.: Marzę o tym! Ale jeśli czytelnicy nie chcą czekać, zawsze mogą do mnie napisać na Twitterze lub Instagramie i spotkać się ze mną w wirtualnym świecie!
Z.P.: Bardzo dziękuję za rozmowę!