Marcel Moss powraca – tym razem z mocnym, bezkompromisowym thrillerem erotycznym. Jakby tego było mało, akcja powieści w znacznej mierze rozgrywa się w wirtualnym świecie – w aplikacji, która z pozoru ma nagrodzić tego, kto najbardziej postara się o względy tajemniczej kobiety, a w istocie jest w stanie zniszczyć życie. Dziś autor opowiada nam, czy nie miał obaw przed podjęciem tak kontrowersyjnego tematu i czy jego zdaniem współczesne związki są skazane na porażkę.
Zuzanna Pęksa: Pana najnowsza książka, „Pokaż mi”, jest naprawdę bardzo odważna. Nie bał się Pan głosów krytyki, które zawsze towarzyszą premierom powieści, w których nie ma tematów tabu?
Marcel Moss: Przyznam, że dużo bardziej denerwowałem się przed premierą mojego debiutanckiego thrillera, czyli „Nie odpisuj”. Przypomnę – głównymi wątkami są tam przemoc kobiet wobec mężczyzn, wszechobecny hejt w sieci i wykorzystywanie internetu jako narzędzia do prześladowania innych. Wiedziałem, że książka była bardzo ryzykowna i nietypowa, bo przecież nacechowana wieloma negatywnymi emocjami. Poza tym podjęte przeze mnie tematy są raczej w społeczeństwie zamiatane pod dywan. Mogłem więc albo zaryzykować i być wierny swojej wizji, albo już na dzień dobry spalić się w oczach czytelników. Książka okazała się sukcesem, a jej kontynuacja, czyli „Nie patrz”, zebrała jeszcze lepsze recenzje. Co prawda mój wydawca obawiał się, czy wydawanie „Pokaż mi” już teraz będzie dobrym ruchem. Sądził, że czytelnicy mogliby nie wytrzymać nerwowo aż takiej dawki jadu pod rząd (śmiech). Ja jednak nie chciałem dłużej czekać, tym bardziej, że książka powstała jeszcze w ubiegłym roku. Poza tym nie piszę książek pod publiczkę. Moja twórczość jest jaka jest i doskonale wiem, że nie każdemu się spodoba. Cieszę się, że ostatecznie „Pokaż mi” miało swoją premierę w czerwcu. Dzięki temu przekaz płynący z książki w obliczu pandemii jest jeszcze bardziej aktualny.
Z.P. Książkom o tej tematyce często zarzuca się to, że pojawia się w nich uprzedmiotowienie kobiet. U Pana sytuacja jest odwrócona – główny bohater jest wodzony jak po sznurku przez tajemniczą Królową. Początkowo robi to z własnej woli, potem boi się szantażu. Skąd taki pomysł?
M.M.: Na początku wyjaśnię, dlaczego zakwalifikowałem „Pokaż mi” do gatunku thrillera erotycznego. Książka sama w sobie nie jest typowym erotykiem, więc jeśli ktoś poszukuje w niej scen na miarę „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, to będzie zawiedziony. Tutaj główną rolę odgrywa miłość przez internet, cyberseks, pożądanie osoby, o której tak naprawdę nic się nie wie. Wiem jednak, że dużą grupę czytelników Marcela Mossa stanowią nastolatkowie. Chciałem więc być z nimi od początku szczery i uprzedzić, że sięgając po tę książkę, wejdą do świata pokus, pożądania, erotycznego napięcia i internetowego romansu. Odnośnie zarzutów wobec tego gatunku – w moich poprzednich thrillerach czarnymi charakterami są kobiety. Zależało mi, by tym razem było na odwrót, bo Łukasz poniekąd jest tym złym. Mężczyźni nie są bez winy. Bardzo często uprzedmiotowiają kobiety, traktują jak zabawki, wodzą je za nos. Niejednokrotnie podczas rozmów z kolegami słyszałem, jak protekcjonalnie wypowiadali się na temat naszych koleżanek czy kompletnie obcych kobiet. Wydawało im się, że mogą wszystko. Zastanowiłem się, co by było, gdyby jedna z tych dziewczyn tak ich zmanipulowała, że w pewnym momencie ze strachu przestaliby mówić…
Z.P.: Poszczególne rozdziały Pana książki zaczynają się od danych na temat tego, ile osób zdradza w sieci, ile flirtuje, czy wreszcie ile z nich kłamie ot tak, dla zabawy. Dane te są dość druzgocące. Co Pan sądził, czytając takie zestawienia? Zmierzamy już w naszych relacjach ku zagładzie?
M.M.: Przygotowując materiały i przeglądając najróżniejsze raporty (np. firmy Durex), często łapałem się za głowę i nie mogłem uwierzyć, że ludzie naprawdę tak się zachowują. Gdy jednak głębiej się nad tym zastanowimy, przestaje to być szokujące. Dziś świat stoi na głowie, a wiele osób wyzbyło się moralności. Dzieje się tak między innymi dlatego, że zewsząd docierają do nas niewłaściwe wzorce. Miliony osób podziwiają celebrytki, które zrobiły karierę przez łóżko, albo regularnie przypominają o swoim istnieniu, publikując roznegliżowane zdjęcia. Wszędzie słyszymy o zdradach, rozstaniach i kolejnych małżeństwach. Kłamstwo jest na porządku dziennym, a współczesne relacje często są nietrwałe, bo ludzie wierzą, że zawsze mogą trafić lepiej. Szukają więc wrażeń w sieci, jednocześnie nie rezygnując z dotychczasowego życia w razie, gdyby nie powiodło im się w świecie online.
Z.P.: Główny bohater „Pokaż mi”, Łukasz, ma idealne życie – ma uporządkowaną, ale zabawną narzeczoną, ma dobrą pracę, wreszcie, ma przyjaciela, z którym może się „zresetować” w piątkowe wieczory. I nagle, poprzez swoje wybory, obraca to wszystko w pył. Czy myśli Pan, że naprawdę można przekreślić całe swoje życie kilkoma głupimi decyzjami?
M.M.: Wierzę, że każdego z nas od katastrofy dzieli jedna błędna decyzja. W przypadku Łukasza była to decyzja o zainstalowaniu aplikacji „Pokaż mi”. Od tamtej pory jego życie zmienia się w koszmar, a tajemnicza Królowa manipuluje nim na każdym kroku. Łukasz okazuje się słaby i niepewny siebie. Czuje, że w prawdziwym życiu nikt go nie rozumie. Zwyczajnie nie ma jaj, by w porę się wycofać. Brnie w kolejne wyzwania rzucane mu przez Królową. W pewnym momencie nie ma już odwrotu.
Z.P.: Wspomina narzeczona Łukasza, Jagoda, wydaje się nie mieć wad. Pana bohater ma u jej boku dobre, spokojne życie. Jednak wybiera emocje, które daje mu zdrada. Czy to potwierdzenie tezy, że mężczyźni kochają zołzy, a z taką „Jagodą” ciężko im wytrzymać całe dekady? Czy może wolą mieć bezpieczną przystań i jednocześnie odskocznię?
M.M.: Myślę, że nie ma sensu generalizować. Wszystko zależy od człowieka. Zdarzają się przecież mężczyźni, którzy szukają partnerek, z którymi mogliby spędzić resztę życia i są im wierni. Są też niestety tacy, którzy nie do końca wiedzą, czego chcą. Żyją w pozornie idealnym związku, ale go nie doceniają. Wydaje im się, że czegoś im brakuje. Szukają więc odskoczni, bo myślą, że uda im się grać na dwa fronty. Niestety, efleksja zwykle przychodzi za późno.
Z.P.: Nie będę ukrywać, że koniec „Pokaż mi” pozostawił we mnie niedosyt. Postawił Pan Łukasza na rozstaju dróg, ale nie powiedział, jakiego wyboru dokonał bohater. Czy dowiemy się tego z kolejnej Pana książki?
M.M.: Historia Łukasza zakończyła się tak, jak od początku planowałem. Gdybym teraz postanowił stworzyć kontynuację tylko dlatego, że książka ma świetne recenzje i dobrze się sprzedaje, byłoby to z mojej strony zagranie pod publiczkę. Żadna z moich książek nie została napisana pod publiczkę, dlatego „Pokaż mi” kończy się tu i teraz. Czytelnik miał prawie 400 stron na ocenienie moralności Łukasza, więc powinien sam zdecydować, w którą stronę pójdzie.
Z.P.: Dziękuję za rozmowę!