Książki Agaty Kołakowskiej zawsze sprawiają, że zarywam noce. Warto jednak być niewyspaną, by dowiedzieć się, jak się to wszystko skończy. Nie da się ukryć, że po raz kolejny zaskakująco! Znajomość, która zaczyna się sielankowo i idealnie, często kończy się na tyle źle, że ludzie żałują, że w ogóle się spotkali. Tak właśnie jest w „Uśpionych pragnieniach”. Ale zanim poznamy emocjonujący finał, przed nami trzymające w napięciu ludzkie perypetie i tytułowe pragnienia, które główne bohaterki nieudolnie próbują skrywać przed światem.
Zuzanna Pęksa: Pani najnowsza książka zaczyna się tak, że człowieka aż zżera ciekawość, co tak bardzo przyciągnęło do siebie główne bohaterki. Okazuje się, że są one astrologicznymi bliźniaczkami. Czy prywatnie wierzy Pani w to, że osoby urodzone tego samego dnia łączy niezwykła więź? Spotkała się Pani kiedyś prywatnie z tak silną relacją?
Agata Kołakowska: Nigdy nie spotkałam osoby urodzonej w tym samym dniu (i roku) co ja, więc nie miałam okazji przekonać się, czy coś jest na rzeczy. Ale kilka lat temu podczas wywiadu w radiu, miałam bardzo dziwne i silne poczucie, że doskonale znam dziennikarkę, która go przeprowadzała. Widziałyśmy się po raz pierwszy, a nasze drogi nie miały okazji się przeciąć. Po wywiadzie okazało się, że dziennikarka miała dokładnie to samo wrażenie. Bardzo dziwna i niecodzienna sytuacja. W każdym razie, tamto wydarzenie przeniosłam do książki, tyle że bohaterki tłumaczą sobie to odczucie właśnie tą samą datą urodzenia. Później okazuje się, że to tylko punkt wyjścia, a ich podobieństwo powtarza się na zupełnie innych poziomach.
Z.P.: Tytuł „Uśpione pragnienia” dotyczy całkiem różnych kwestii w życiu dwóch kobiet. Jedna z nich marzy o założeniu pełnej rodziny, druga w swojej coraz bardziej się dusi. Intensyfikacja tych odczuć pojawia się u obu bohaterek dopiero wtedy, gdy zaczynają porównywać swoje życiowe sytuacje. Czy myśli Pani, że gdyby nie ten katalizator żyłyby sobie dalej spokojnie, pogodzone z tym co mają, a nawet wciąż szczęśliwe?
A.K.: Nie sądzę. W Biance niepogodzenie z jej sytuacją tkwi od dawna, tylko je skrzętnie ukrywa przed światem. A Magda czuje pewną „niewygodę”, ale nie odważa się tego badać, ani nazywać, dopóki nie pojawia się Bianka, która jest dla niej lustrem. W zasadzie obie są nim dla siebie nawzajem. Właśnie między innymi to chciałam pokazać w tej powieści. Że dzięki różnym relacjom możemy poznawać siebie i swoje potrzeby. Czasami jest to proces dość niewygodny.
Z.P.: Jedna z postaci wyprowadza się nagle z domu, zostawiając dzieci. Gdyby był to mężczyzna, pewnie nawet nie zwróciłabym na to uwagi. Ale ponieważ sytuacja dotyczy kobiety, przez chwilę byłam w szoku. To bardzo stereotypowe, że kobiety zawsze ocenia się pod tym względem surowiej. Czy tym fragmentem chciała Pani zwrócić uwagę na to, że każdy ma prawo do załamania, do zwątpienia w to, czy dobrze pokierował swoim losem (niezależnie od płci)?
A.K.: Zależało mi właśnie na tym szoku. Chciałam, żeby czytelnik oburzył się i pytał: „ale jak to?”. Uważam, że krzywdzące jest myślenie, że matka ma być zawsze oddana, nie mieć wątpliwości, ani dość własnych dzieci. Przecież to ludzkie uczucia. Pisząc ten wątek obawiałam się trochę, że kobiety mogą buntować się na zachowanie jednej z bohaterek, ale wystarczy zadać pytanie, czy nigdy, choć przez moment, nie miały ochoty zrobić tak samo… Świat stawia kobietom wysokie wymagania i surowo je ocenia. Ale co gorsze, same siebie tak oceniamy. I może właśnie dlatego bywa tak, że czasem robi się w życiu coraz ciaśniej i duszniej.
Z.P.: Historia Magdy i Bianki dała mi do myślenia i przypomniała powiedzenie, że trawa jest zawsze zieleńsza tam, gdzie nas nie ma. Czy trochę o to chodziło w Pani najnowszej historii?
A.K.: Powiedzenie o zieleńszej trawie zakłada, że ta druga sytuacja jest lepsza. Zależało mi na wskazaniu, że to co wydaje nam się doskonalsze, wcale nie musi takie być dla tej drugiej osoby. Że właśnie sytuacja, której tak bardzo pragniemy, może być dla niej potrzaskiem.
Z.P.: W trakcie naszej ostatniej rozmowy o Pani książce „Pokrewne dusze” bez wahania wybrała Pani bohaterkę, którą polubiła Pani bardziej. Nie ukrywam, że ja najpierw bardziej polubiłam Biankę, ale dość szybko moja sympatia przeniosła się na Magdę. A jak to jest w Pani przypadku?
A.K.: Ja bardziej lubię Biankę. Uważam, że ma trudniej, bo świat nieustannie wymachuje jej przed nosem tym, czego ona nieustannie pragnie, a nie może mieć. Poza tym, podziwiam jej waleczność. Mimo trudnej sytuacji, w jakiej się znalazły tkwiąc w zmiażdżonym samochodzie, ona próbuje szukać rozwiązania. Nie poddaje się.
Z.P.: Bardzo dziękuję za rozmowę i z niecierpliwością czekam na Pani kolejną książkę!