Wojna i nietolerancja najbardziej dotykają dzieci. Moment, w którym ich pochodzenie decyduje, o ich życiu, jest najbardziej przejmującym a zarazem najbardziej paradoksalnym w dziejach. Dziś rozmawiamy z autorem książki „Dzieci żółtej gwiazdy” mówiącej o ucieczce dwóch małych chłopców przed światem.
Zuzanna Pęksa: W swej najnowszej książce „Dzieci żółtej gwiazdy” opisuje pan fikcyjną historię braci Jakoba i Moïsego Steinów, którzy przemierzają pół świata, by odnaleźć rodziców w czasie zawieruchy II wojny światowej. Takie tułaczki, nawet bardzo młodych osób, faktycznie miały miejsce. Wszystko dlatego, że dzieci musiały szybko dorosnąć. Czemu (będąc historykiem), nie chciał Pan opisać autentycznej historii? Wiele elementów tej powieści, to przecież prawda!
Mario Escobar: Historia Jacoba i Moïse’are prezentuje losy wszystkich dzieci podczas wojny. Opisując podróż braci Steinów, czerpałem inspirację z dziesiątków prawdziwych świadectw, aby wszystko, co wydarzyło się w czasie ich wędrówki, było realne, mimo że w rzeczywistości przeżycia te nie należą osobiście do moich bohaterów. Postacie inspirowane prawdziwymi historiami ukazanymi w tle pomagają nam lepiej identyfikować się z bohaterami, ponieważ zamieniają się w archetypy.
Z.P.: Jakob i Moïse spotykają na swojej drodze wielu dobrych ludzi, którzy ryzykując życiem pomagają im w podróży i ukrywaniu się. Część z tych osób okazuje im wiele ciepła i uczuć, cześć jest raczej oschła, ale każdy tak naprawdę chroni ich przed wyjazdem do obozu i niechybną śmiercią. Tych niechętnych do pomocy, „złych”, złodziejaszków, którzy okradną nawet dziecko, jest raczej mniej. Czy rzeczywiście tak było w okupowanej Francji? Czy sieć wsparcia była aż tak rozbudowana?
M.E.: Statystyki mówią same za siebie, jako że ponad połowa francuskich Żydów przetrwała czas Zagłady, podczas gdy Żydzi niemieccy, ukraińscy i holenderscy zginęli w ogromnej liczbie. Ludność francuska współpracowała, niosąc pomoc i udzielając schronienia żydowskim dzieciom. Przypadek Le-Chambon-Sur-Lignon nie był odosobniony, choć w tej właśnie okolicy uratowano więcej dzieci w przeliczeniu na mieszkańca niż gdziekolwiek indziej we Francji. Uważam, że ogólnie ludzie nie są źli, problem stanowi tchórzostwo i obojętność. W powieści widać, że ruch oporu był przekrojowy. Działali w nim zarówno ludzie wysokiego urodzenia, jak i mieszczanie, robotnicy i mieszkańcy wsi.
Z.P.: Czytając o losach dwóch chłopców pochodzenia żydowskiego i pozostałych osób, które ucierpiały w wyniku zbrodniczego reżimu nazistowskiego myślałam „jak dobrze, że to już minęło”, ale szybko przypomniało mi się, że nietolerancja, prześladowania, ataki fizyczne, a nawet morderstwa z powodu różnic w pochodzeniu nadal trwają. Jak Pan myśli, czy taka już ludzka natura, czy może kiedyś nauczymy się na strasznych błędach?
M:E: Problem ludzkiej natury mieści się w sercu. To prawda, że w niektórych aspektach staliśmy się lepsi, ale w ostatnich latach przede wszystkim w Europie i Stanach Zjednoczonych zaznacza się wzrost biedy i pogarda wobec inności. Rasizm wykracza poza kwestię koloru skóry, zasadza się głównie na strachu i pogardzie wobec obcych. Kraje zachodnie cechuje coraz większa różnorodność etniczna i religijna, powinniśmy więc nauczyć się żyć wspólnie, nie tworzyć gett, zachęcać do wspólnego zrozumienia, przede wszystkim budować empatię. Polacy, podobnie jak Hiszpanie, swego czasu dużo emigrowali; teraz powinniśmy się nauczyć żyć z ludźmi, którzy przybywają do nas, i nie stosować wobec nich dyskryminacji, jakiej doświadczyli kiedyś nasi rodacy w obcych krajach.
Z.P.: W podziękowaniu do „Dzieci żółtej gwiazdy” wspomina Pan o przyjacielu, który wierzy, że książki mogą zmieniać świat. Czy Pan pisząc swoją najnowszą książkę miał poczucie, że coś ona zmieni? Znam dokładnie historię Holokaustu, ale Pana książka dużo mi dała, skłoniła mnie do przemyśleń i została w głowie na długo.
M.E.: Wierzę w moc sprawczą słów. Zmiany wywoływane przez słowa następują powoli, lecz są pewne. Fikcja kształtuje nasze przemyślenia i zasady moralne. Swoimi książkami nigdy nie pragnąłem indoktrynować czytelników, lecz owszem, chciałbym, by sami zastanowili się nad sobą i zadali sobie pytania. Potrzeba nam więcej refleksji, nie powinniśmy dawać się zwodzić fałszywym wiadomościom, propagandzie partii ekstremistycznych czy opinii nielicznych osób. Sądzę, że każdy z nas ma obowiązek tworzenia własnych, niezależnych przemyśleń opartych nawiedzy i miłości bliźniego.
Z.P.: Pana „Kołysanka z Auschwitz” okazała się bestsellerem. Sądząc po tym, jak szybko i z przejęciem czyta się „Dzieci żółtej gwiazdy”, także im wróżę sukces! A jakie są Pana plany literackie na najbliższy
czas?
M.E.: W najbliższych miesiącach ukażą się w języku hiszpańskim dwie moje nowe książki. Jedna, osadzona w średniowieczu, a zatytułowana El espejo de las almas („Zwierciadło dusz”), opowiada o ruchu beginek – stowarzyszeniu wolnych kobiet, które postanowiły żyć wspólnie, by wspierać kształcenie osób swojej płci. Druga z moich nowych książek, wydana przez HarperCollins, dotyczy okupacji niemieckiej we Francji oraz czystki dokonywanej we francuskich bibliotekach. Akcji powieści rozgrywa się w Saint-Malo, a jej bohaterką jest bibliotekarka imieniem Jocelyn. Tytuł brzmi La bibliotecaria de Saint-Malo („Bibliotekarka z Saint-Malo”).
Rozmawiała Zuzanna Pęksa