Felieton

Dobra Baba Jaga w dobrej powieści dla odważnych. Recenzja Domu na kurzych łapach.

Koniec z nie­przy­jem­nym wize­run­kiem Baby Jagi, któ­rej boją się dzie­ci. Jaga stwo­rzo­na przez Sophie Ander­son jest dobro­tli­wą, kocha­ną sta­rusz­ką, któ­ra u swe­go boku ma rudo­wło­są wnucz­kę. To wła­śnie dziew­czyn­ka jest głów­ną boha­ter­ką powie­ści. Od swej bab­ci ma nauczyć się, jak prze­pro­wa­dzać umar­łych za spe­cjal­ną Bra­mę, będą­cą gra­ni­cą życia i śmier­ci. Czy spraw­dzi się w trud­nej roli Strażniczki?

Współ­cze­śni czy­tel­ni­cy, któ­rzy mają naście lat, ocze­ku­ją zde­cy­do­wa­nie więk­szych lite­rac­kich emo­cji, niż kie­dyś. Czy­ta­jąc „Dom na kurzych łap­kach” nie raz sama bar­dzo prze­ży­wa­łam fabu­łę, kibi­co­wa­łam boha­ter­ce, a chwi­lę po odło­że­niu książ­ki bałam się wyjść na pogrą­żo­ne w mro­ku podwór­ko, nie ma więc wąt­pli­wo­ści, że ktoś o poło­wę młod­szy tak­że będzie pod wra­że­niem. Niech z pozo­ru infan­tyl­ny tytuł Was nie zmy­li, nie jest to spo­koj­na, dzie­cię­ca opo­wiast­ka, tyl­ko bar­dzo mądra opo­wieść o tym, że do pew­nych ról w naszym życiu dora­sta­my dłu­go, ale gdy już się to sta­nie, wie­my, że takie było nasze przeznaczenie.

Marin­ka ma 12 lat, burzę rudych loków i jasną kar­na­cję. Miesz­ka z kocha­ją­cą bab­cią-sta­rusz­ką i z jed­no­okim kru­kiem. Ich dom żyje wła­snym życiem, stoi na kurzych nogach, a wszel­kie podo­bień­stwa mię­dzy tą histo­rią a daw­ny­mi sło­wiań­ski­mi baśnia­mi są nie­przy­pad­ko­we. Baba z rodu Jagów co noc prze­pro­wa­dza umar­łych przez Bra­mę. Wcze­śniej poda­je im barszcz, moc­ny alko­hol zwa­ny tro­stem i wysłu­chu­je histo­rii ich życia. By przy­wo­łać dusze nie­ży­ją­cych, roz­pa­la świe­ce umiesz­czo­ne w czasz­kach, zatem ten, kto lubi się bać, nie będzie zawiedziony.
Nie­je­den mło­dy czy­tel­nik pomy­śli z pew­no­ścią, że nie ma nic lep­sze­go, niż życie w tak nie­zwy­kłych oko­licz­no­ściach. Nie­ste­ty, Marin­ka jest zała­ma­na tym, że nie może zaprzy­jaź­nić się z żad­nym dziec­kiem, a chat­ka na kurzych łap­kach sama decy­du­je, kie­dy prze­nieść swe miesz­kan­ki w nowe miej­sce. Bywa, że zasy­pia­ją one na gór­skiej łące, a budzą się nad oce­anem. Nawet jeśli dziew­czyn­ce uda­je się nawią­zać kon­takt z rówie­śni­ka­mi, cza­sa­mi są oni zszo­ko­wa­ni tym, że w wol­nych chwi­lach napra­wia ona ogro­dze­nie z kości, nigdy nie cho­dzi do szko­ły i nie zapra­sza gości do swe­go domu.
W powie­ści zwra­ca­ją uwa­gę nie tyl­ko cie­ka­wa fabu­ła i dobrze zary­so­wa­ne posta­ci, ale też bar­dzo szcze­gó­ło­we podej­ście autor­ki do tema­tu. Sophie Ander­son przy­zna­ła, że gdy była małą dziew­czyn­ką, pocho­dzą­ca z Prus bab­cia czę­sto opo­wia­da­ła jej baj­ki o Babie Jadze żyją­cej w domu na kurzych łap­kach. Nie­co się ich bała, ale też była nimi zafa­scy­no­wa­na. To wła­śnie dla­te­go jako doro­sła oso­ba posta­no­wi­ła wró­cić do tema­tu. Moż­na śmia­ło stwier­dzić, że jeśli cho­dzi o rese­arch, pani Ander­son odro­bi­ła lek­cje. Prze­czy­ta­ła wie­le sło­wiań­skich baśni, zagłę­bi­ła się też w sło­wiań­skie wierzenia.

Autor­ka chcia­ła stwo­rzyć powieść poma­ga­ją­cą dzie­ciom odkry­wać świat i pozna­wać jego róż­no­rod­ność i w peł­ni jej się to uda­ło. Dom na kurzych łap­kach zabie­ra swo­je miesz­kan­ki w prze­róż­ne zakąt­ki świa­ta, a czy­tel­nik pozna­je je razem z boha­ter­ka­mi. Pozna­je tak­że ludzi – cza­sem żywych, innych razem mar­twych, a jesz­cze kie­dy indziej – będą­cych na gra­ni­cy życia i śmierci!

Czy­ta­ła Zuzan­na Pęksa

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy