Eberhard Mock swoim fanom jawi się jako człowiek bezwzględny, okrutny, ale przede wszystkim skuteczny i żądny sprawiedliwość. W najnowszej książce poznajemy go jednak z zupełnie innej strony: osobnika złamanego i zniszczonego przez nałóg. I z tego względu to właśnie „Mock. Golem” szokuje bardziej niż którykolwiek z wcześniejszych tomów.
Rok 1920. Ledwo co udaremniono skrajnie prawicowy pucz Kappa, a już Republika Weimarska musi mierzyć się z następnymi problemami zagrażającymi jej stabilności i integralności. Kolejny z nich właśnie dociera do Breslau w postaci sekty „Tańczącego Mesjasza”, charyzmatycznego i cynicznego mistyka, jednego z tzw. „świętych inflacji”. Także w Breslau w tajemniczych okolicznościach ginie młoda Żydówka, emigrantka ze Wschodu. Nic nie wskazuje ani na to, by została zamordowana, ani by popełniła samobójstwo. Wygląda tak, jakby po prostu postanowiła umrzeć i… ustały w niej funkcje życiowe.
W tym czasie Eberhard Mock zmierza po równi pochyłej w stronę autodestrukcji. Pogrążony w alkoholowym zamroczeniu, nie umiejąc powstrzymać drżenia dłoni, brudny i cuchnący spędza dni w jednej z najsłynniejszych wrocławskich melin, coraz bardziej zbliżając się do śmierci. Nie interesuje go nawet dziwny zgon młodej kobiety, która zajęła jego pokój. Ale kiedy w budynku pełnym degeneratów i zboczeńców znika dziewczynka, którą chwilowo miał pod opieką, popada w obłęd.
Wówczas, we wrocławskim szpitalu psychiatrycznym, zaczyna się najtrudniejsza walka jego życia: walka z nałogiem i walka o sumienie.
„Mock. Golem” jest nietypową powieścią w dorobku Marka Krajewskiego. Gdy obserwujemy, jak znany nam pedantyczny i skuteczny protagonista przeobraża się w wegetujące i godne pożałowanie ledwo dychające ciało oblepione brudem i lepkim, cuchnącym potem, przeżywamy szok. Ciągnący się przez pierwsze kilkadziesiąt stron opis upadku Mocka był doskonale realistyczny. Niekwestionowany kunszt literacki Marka Krajewskiego doskonale oddaje niewygodną prawdę życiową: w szponach nałogu każdy bohater staje się bezradnym i pogardzanym zerem. Nie będę ukrywać, że te fragmenty powieści są niebywale mocne. Gdy w autobusie czytałem najbardziej „soczyste” rozdziały… musiałem wysiąść, bo autentycznie zrobiło mi się niedobrze. I nie świadczy to o tym, że autor przesadził. O nie! Jedną z jego konsultantek była terapeutka od uzależnień, która najwidoczniej dzięki swojej praktyce zawodowej doskonale zna otchłań degeneracji.
W dalszej części książki Marek Krajewski nie tylko w interesujący sposób portretuje człowieka o silnym charakterze, który pokonuje swoje słabości, ale też przedstawia historię niesamowitych zbrodni związanych z tzw. „zgonem z melancholii”. Mock po raz kolejny będzie musiał zmierzyć się z tajnymi stowarzyszeniami, cynicznymi „przyjaciółmi” i okrutnym losem.
W książce „Mock. Golem” pisarz udowodnił, że potrafi pisać nie tylko o morderstwach, mrocznym obliczu przedwojennego Breslau, szemranych organizacjach politycznych, ale też o ważnych problemach społecznych. Książka jest zdecydowanie godna polecenia, wciąga całkowicie, a do tego, trzeba to oddać wydawcy, to najpiękniej wydany tom z serii „Mock” od momentu, gdy zaczęła się ona pojawiać w księgarniach.
Gorąco polecam!
Marek Rylewski