Wie, jak ukryć ciało i choć ma nadzieję, że policja nigdy nie przeczyta jej historii wyszukiwania, to chętnie pomogłaby mundurowym w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. Jenny Blackhurst to autorka pięciu thrillerów, z których cztery ukazały się w Polsce nakładem wydawnictwa Albatros. To „Tak cię straciłam”, „Zanim pozwolę ci wejść”, „Czarownice nie płoną” oraz „Noc, kiedy umarła”. Ostatnia z powieści miała polską premierę 18 września, a pisarka w ramach trasy promocyjnej odwiedziła Poznański Festiwal Kryminału GRANDA. Tam udało nam się z nią porozmawiać – o pracy twórczej, macierzyństwie, serialach i szydełkowaniu.
ANNA TESS GOŁĘBIOWSKA: Spotkałyśmy się trochę później, niż zakładał pierwotny plan, ponieważ tak wielu fanów ustawiło się do Pani po autografy. Czy zaskoczyła Panią tak duża popularność wśród polskich czytelników?
JENNY BLACKHURST: Absolutnie, byłam w szoku. Jest to bardzo emocjonalny moment – zobaczyć wszystkich tych ludzi, czekających na mnie. Zupełnie się tego nie spodziewałam.
Czy to Pani pierwsza wizyta w Polsce?
Tak, pierwsza.
Miała Pani okazję coś zobaczyć?
Niespecjalnie, na pewno nie tak dużo jak bym chciała. Jest tu naprawdę przepięknie, ale byliśmy cały czas w podróży. Zdecydowanie chcę tu wrócić i zobaczyć więcej.
A jest może szansa, żeby Polska zainspirowała Panią do napisania nowej powieści?
Gdybym pisała powieść o Polsce, miałabym wymówkę, żeby tu wrócić, więc bardzo bym chciała!
Pozostając w temacie inspiracji – dobrze kojarzę, że do napisania pierwszej książki („Tak cię straciłam”) zainspirowało Panią macierzyństwo i emocje z nim związane?
Tak, dokładnie. To był bardzo emocjonalny czas, był też bardzo… przerażający. Bałam się i przelałam ten strach i emocje w książkę.
Od początku wiedziała Pani, że będzie to thriller?
Tak, ponieważ wyjściowa idea była straszna. Od samego początku wiedziałam, że taki będzie wydźwięk tej powieści.
Czy macierzyństwo jest aż tak straszne?
Owszem. To była utrata dotychczasowej tożsamości. Nagle żyjesz dla innej, maleńkiej istoty. Nie wiesz już, kim właściwie jesteś i to jest przerażające. A esencją powieści było, że skoro nie wiesz już, kim jesteś, to skąd masz wiedzieć, do czego jesteś zdolna.
Ma Pani wykształcenie psychologiczne, w książkach też znakomicie opisuje Pani, jak działa ludzka psychika…
Dziękuję!
…Można więc powiedzieć, że dobrze rozumie Pani ludzkie emocje. Wspomniała Pani też, że w macierzyństwie człowiek zatraca siebie. Czy w takim razie pisanie było dla Pani formą autoterapii, zapanowania nad tym wszystkim?
Stanowczo tak. Kiedy pisałam tę powieść, nie planowałam, że ktokolwiek kiedykolwiek ją zobaczy. Nigdy nie miała być sprzedana, była tylko dla mnie. Była właśnie jak terapia.
Finalnie jednak powieść się ukazała. Jak przeszła Pani z pisania do szuflady do szukania wydawcy?
Opublikowałam trzy pierwsze rozdziały na stronie, gdzie można przedstawić swoje teksty do oceny. Parę osób odpowiedziało, że to jest świetne, że muszę napisać więcej. Inni wskazali mi błędy, więc je poprawiłam. Potem ktoś doradził mi, że powinnam poszukać agenta, więc to zrobiłam. Wydawcy nie szukałam więc osobiście, na szczęście robił to mój agent… ale wiąże się z tym pewna historia. Wysłałam te trzy rozdziały do agenta i nie spodziewałam się odzewu, ale on odpisał z informacją, że chciałby przeczytać całą książkę. „Mam agenta!”, ucieszyłam się. Uradowana przesłałam mu całą książkę… i otrzymałam bardzo sympatyczną odmowę. Rozpłakałam się wtedy, ale wiedziałam już jak do tego podejść i kontynuowałam do skutku.
Biorąc pod uwagę, że w Polsce są dostępne już cztery Pani książki, to chyba dobrze się Pani poczuła w roli pisarki. Czy to nadal jest dla Pani odskocznia, czy właśnie z pisaniem wiąże Pani swoją przyszłość?
Niczego więcej już zawodowo nie robię, więc muszę wiązać swoją przyszłość z pisaniem (śmiech). Cały czas wydaje mi się, że śnię, że za chwilę się obudzę… a jednocześnie muszę pamiętać, że to biznes, że to moje jedyne źródło utrzymania, a więc muszę pamiętać o tym, żeby ciężko i regularnie pracować.
Czy decyzja o rzuceniu poprzedniej pracy i poświęceniu się pisaniu była dla Pani trudna?
Zdecydowanie tak. Była to najbardziej przerażająca rzecz, jaką zrobiłam w życiu. Nawet wliczając macierzyństwo! Ale wiedziałam, że pisanie jest tym, co chcę w życiu robić, a więc musiałam podjąć taką decyzję.
Do tej pory pisała Pani thrillery. Czy rozważa Pani zajęcie się też innymi gatunkami w przyszłości?
Chcę pisać wszystko! Uwielbiam opowiadać historie, więc chciałabym spróbować najróżniejszych gatunków. Zrobię to, jak tylko czas pozwoli.
Porozmawiajmy przez chwilę o thrillerach. W Polsce właśnie ukazała się Pani najnowsza książka, „Noc, kiedy umarła”. W tym przypadku punktem wyjścia jest ślub. Czy tutaj także inspiracja płynęła z życia, czy to fikcja literacka?
To była moja podróż poślubna, pojechaliśmy do Meksyku. Patrzyłam na morze, które było prześliczne i wyobraziłam sobie pannę młodą wchodzącą do wody i znikającą w niej. A potem zastanowiłam się, co mogłoby skłonić do tego kobietę w najszczęśliwszy dzień jej życia. Tak narodziła się dla mnie ta opowieść. To może brzmieć śmiesznie, ale właśnie tak było.
Głównymi bohaterkami wszystkich Pani powieści są kobiety. To przypadek czy świadomy wybór?
Uważam, że pisarze przelewają samych siebie w postacie ; było tak szczególnie w przypadku mojej pierwszej książki – zawarłam w niej naprawdę sporo o sobie. Po prostu wydawało mi się właściwe, by eksplorować kobiece emocje, kobiecy umysł. Mnóstwo powieści detektywistycznych skupia się na męskiej perspektywie, dopiero teraz obserwujemy pojawienie się kobiecych bohaterek. Kiedy pisałam „Tak cię straciłam”, nie było ich aż tak wiele, a miałam wrażenie, że czytelniczki naprawdę chciały poczytać o kimś, z kim mogłyby się utożsamić.
Czy przelała Pani w te powieści coś jeszcze ze swojego życia?
Bez wątpienia wiele o związkach międzyludzkich, a także o krzywdach, które ludzie wyrządzają sobie nawzajem. Ze względu na moje psychologiczne wykształcenie przyglądam się ludziom pod kątem ich zachowań, staram zrozumieć, dlaczego postępują właśnie tak. Moje prawdziwe życie jest o wiele mniej interesujące niż życie moich bohaterów (śmiech).
Jak łączyła Pani bycie pisarką na pełen etat z opieką nad małym dzieckiem?
Moje dzieci są już trochę starsze, chodzą teraz do szkoły, więc jest nieco łatwiej. Ponadto mój mąż bardzo mnie wspiera, dużo zajmuje się domem. Natomiast jeszcze parę lat temu, kiedy dzieci były młodsze i wymagały więcej opieki, było to o wiele trudniejsze do pogodzenia. Mogłam pisać dopiero wtedy, kiedy zasnęły, więc musiałam pisać naprawdę szybko (śmiech).
A skoro teraz może Pani spokojnie poświęcić się pisaniu, ma Pani jakiś rytuał, który ułatwia Pani pracę?
Najchętniej piszę odręcznie, piórem. Niestety nie zawsze mogę sobie na to pozwolić ze względu na presję czasu i wówczas muszę pracować od razu na komputerze, ale jeśli mogę, to piszę ręcznie. Stanowczo uwielbiam pisać na świeżym powietrzu. Mieszkam na wsi, więc otaczają nas piękne krajobrazy. To masa miejsc, gdzie pisanie sprawia mi autentyczną przyjemność.
Wzmianka o komputerach przypomniała mi pewną teorię. Mianowicie, że obecnie trudno napisać dobry, wiarygodny horror czy thriller, bo technologia wszystko ułatwia. Ludzie nie mogą tak po prostu zaginąć w lesie, bo wszyscy mają komórki z dostępem do internetu, GPS-em. Pani z kolei często wplata w fabułę nowinki technologiczne, Pani bohaterowie korzystają z Messengera, z różnych aplikacji. Czy to ułatwia czy utrudnia Pani konstruowanie fabuły?
Technologia utrudnia popełnianie przestępstw, zdecydowanie. Uważam, że trzeba uwzględniać ją w fabule, ponieważ wszyscy z niej korzystamy. A ponieważ każdego roku pojawiają się nowinki, przez które coraz trudniej popełnić i ukryć zbrodnię, a my musimy je brać pod uwagę, cały proces tworzenia staje się trudniejszy.
A czy sądzi Pani, że tak napisane powieści mogą stać się podpowiedzią dla prawdziwych przestępców?
To nie do uniknięcia, prawda? Jeśli pisarz chce napisać coś zgodnego z rzeczywistością, zawsze ryzykuje, że dostarczy informacji komuś, kto skorzysta z nich w zły sposób. To samo zresztą dotyczy telewizji.
Czyli wiedziałaby Pani, jak ukryć ciało?
Podejrzewam, że byłabym w tym lepsza niż spora część społeczeństwa. (śmiech) Mam nadzieję, że policja nigdy nie przeczyta mojej historii wyszukiwania. (śmiech)
Wynika z tego, że gdyby ktoś planował napisać negatywną recenzję Pani książek, powinien uważać?
Tak, stanowczo powinien mieć się na baczności! (śmiech)
Możliwe, że to jednak nie będzie potrzebne. Z tego, co zauważyłam, w Polsce odbiór Pani książek jest bardzo pozytywny. A jak to wygląda na świecie?
Czytam recenzje ukazujące się w Wielkiej Brytanii i na szczęście większość z nich jest pozytywna. Widuję też ciepłe recenzje z Polski na Instagramie, co jest bardzo miłe. Cudownie czyta się pozytywne recenzje, ale nie można przykładać do nich zbyt dużej wagi, ponieważ tak naprawdę liczy się to, co ja piszę, a nie to, co ktoś pisze o mnie.
Czym się Pani zajmuje w czasie wolnym od pisania, macierzyństwa i wyszukiwania makabrycznych rzeczy w internecie?
Mam bardzo wiele zainteresowań. Tak wiele, że kiedy mam chwilę wolnego czasu, aż nie wiem, co robić. (śmiech) Uwielbiam puzzle i układanki. Lubię też szydełkować! Nie jestem w stanie o niczym nie myśleć, mój umysł musi mieć zajęcie, muszę coś robić. Mnóstwo czytam, oglądam seriale…
Thrillery i szydełkowanie?
Prawda? Mówiłam, że moje życie nie jest nawet częściowo tak ciekawe jak moje książki! (śmiech)
A jakie książki lubi Pani czytać? Jakie seriale Pani ogląda?
Uwielbiam dokumenty dostępne na Netfliksie, zwłaszcza te poświęcone prawdziwym zbrodniom. Oglądam je kompulsywnie, po kilka odcinków z rzędu, to tzw. binge-watching. Czytam inne autorki zajmujące się thrillerami, takie jak Alex Marwood, Sharon Bolton, Sophie Hannah… Naprawdę lubię książki Sophie Hannah, macie je w Polsce? Jej powieści są pełne twistów i zagadek, naprawdę zakręcone, uwielbiam je.
Czyta Pani thrillery, żeby trzymać rękę na pulsie i sprawdzać, co słychać u konkurencji, czy była Pani ich fanką jeszcze zanim sama zaczęła pisać?
Zawsze czytałam tego typu powieści. Pociągają mnie nie tyle wątki kryminalne, co zagadki i tajemnice w każdej postaci. To moja pasja. Zbrodnie nie są niezbędne, ale zwykle największymi tajemnicami są właśnie zbrodnie, więc…
A czy pociągają Panią też tajemnice w prawdziwym życiu? Może jakieś teorie spiskowe?
Uwielbiam teorie spiskowe! A co do tajemnic… słucham właśnie podcastu poświęconego zaginięciu mieszkanki Edynburga, Suzanne Pilley. Podcast nosi tytuł „Body of Proof” i opowiada o niesamowitej tajemnicy. Naprawdę chciałabym się dowiedzieć, jak to wszystko się skończyło, ale pewnie nigdy się nie dowiemy. Jest to bardzo poruszająca historia, ponieważ rodzina zaginionej wciąż nie wie, co się wydarzyło. Bardzo chciałabym, żeby udało się rozwiązać tę zagadkę, właśnie dla dobra rodziny.
Ma Pani teorię, co się wydarzyło?
Wolałabym nie wypowiadać się na ten temat, ponieważ to wciąż otwarte, toczące się dochodzenie.
Nie wiem czy zna Pani serial „Castle”. Tam właśnie pisarz Richard Castle, grany przez Nathana Filliona, pomaga detektyw Kate Beckett granej przez Stanę Katic rozwiązywać zagadki kryminalne. Czy sądzi Pani, że coś takiego mogłoby się wydarzyć w prawdziwym życiu?
Obawiam się, że nie. Uważam, że policja zawsze będzie wiedziała więcej niż pisarze, ponieważ my czerpiemy informacje właśnie od policji, a nie odwrotnie. Możliwe, że ktoś z pisarską wyobraźnią byłby w stanie poskładać fragmenty układanki… ale sądzę, że jednak policja zawsze będzie krok przed nami.
Czyli po ten serial by Pani nie sięgnęła, ponieważ jest zbyt fantastyczny?
To nie tak. Byłoby naprawdę wspaniale, gdybym mogła pomóc policji, byłabym wręcz wniebowzięta. Nie wiem, czy to mogłoby się wydarzyć… ale jest to teoretycznie możliwe. Taki scenariusz nie jest całkiem niewykonalny.
Rozumiem, że gdyby jakiś detektyw przeczytał ten wywiad, może się do Pani zgłosić?
Zdecydowanie! Będę czekać na telefon! (śmiech)
Jest Pani w Polsce w ramach promocji powieści „Noc, kiedy umarła”. Czym zajmuje się Pani teraz zawodowo? Skupia się Pani na promocji, pisze Pani kolejną powieść? A może ma już Pani gotową następną książkę?
Tak, tak oraz tak. (śmiech) Oczywiście zajmuję się promocją „Nocy…”. Wydałam też piątą powieść, „Someone Is Lying” („Ktoś kłamie”), która ukaże się w Polsce w przyszłym roku i pracuję już nad kolejną.
Czego możemy się spodziewać po tych powieściach?
W „Someone Is Lying” mamy do czynienia ze śmiercią w zamkniętej społeczności – na ekskluzywnym, grodzonym osiedlu. Ukazuje się podcast, którego autor twierdzi, że śmierć nie była przypadkowa i który obiecuje, że z czasem ujawni mordercę.
A uchyli Pani rąbka tajemnicy na temat powieści, która dopiero powstaje?
Zbyt wcześnie, by coś zdradzać.
A czy Pani wie, jak powieść się zakończy?
Nie. (śmiech) Jeszcze nie wiem.
Czyli kiedy siada Pani do pracy, nie ma Pani ścisłego planu? Bohaterowie mogą Panią zaskoczyć?
Mam plan, ale to nie wyklucza tego, że bohaterowie mogą mnie zaskoczyć. Zaczynam pracę twórczą od wymyślenia różnych możliwości tego, co może się wydarzyć. Robię coś w rodzaju burzy mózgów. Jednocześnie w trakcie pracy bohaterowie są w stanie wymóc na mnie pewne zmiany.
Co na przykład nie było planowane?
Kiedy pracowałam nad „Zanim pozwolę ci wejść”, dotarłam już do samego końca książki i wtedy uświadomiłam sobie, że osoba, która miała zabić, wcale nie zabiła. Musiałam wtedy przepisać połowę książki, już z myślą o nowym zabójcy.
To strasznie dużo pracy. Czy nie byłoby łatwiej po prostu odpuścić, zostawić wszystko po staremu?
Nie, nigdy bym sobie nie wybaczyła. Na zawsze zostałaby ze mną świadomość, że ta książka mogłaby być napisana lepiej.
Zajęłam Pani już strasznie dużo czasu, więc serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej… i mam nadzieję, że zobaczymy kiedyś tę powieść rozgrywającą się w Polsce!
Również serdecznie dziękuję, było mi bardzo miło!
Rozmawiała Anna Tess Gołębiowska
Za wsparcie w tłumaczeniu dziękujemy Panu Waldemarowi Łysiowi