Brienne z Tarthu to bohaterka cyklu “Pieśń Lodu i Ognia” autorstwa George’a R.R. Martina, po raz pierwszy pojawia się w “Starciu królów”, czyli drugim tomie sagi. Zwana jest Dziewicą z Tarthu, a przez złośliwych – Brienne Ślicznotką. Według westeroskich standardów jest niekobieca i nieatrakcyjna – wysoka, muskularna, pozbawiona krągłości, za to piegowata, z krzywymi zębami i szerokimi ustami. Do tego jej nos zdradza ślady kilkakrotnych złamań, a sama Brienne jest dość niezgrabna. Nic więc dziwnego, że choć Dziewica z Tarthu jest dziedziczką lorda Selwyna, trudno było jej znaleźć kandydata na męża. Dziewczyna przez większość życia była odrzucana jako społeczeństwo. Gdy próbowała zachowywać się jak lady, spotykała się ze śmiechem i szyderstwem, ale nie lepiej skończyło się przywdzianie przez Brienne męskiego stroju. Dziewica z Tarthu wybrała bowiem ścieżkę rycerską, ale choć przewyższała umiejętnościami większość mężczyzn, także na polu bitwy stała się pośmiewiskiem. Nigdy też nie została oficjalnie pasowana na rycerza. Mimo to, gdy pokonała w turnieju sir Lorasa Tyrella, została przyjęta do Tęczowej Gwardii Renly’ego Baratheona. Była to forma okazania miłości ze strony wojowniczki, która zakochała się w młodym królu w czasie balu, gdy ten jako jedyny z mężczyn nie szydził z niej, a nawet poprosił ją do tańca. Po jego śmierci przysięgła wierność Catelyn Stark, a z czasem szczera przyjaźń połączyła ją z Jaime’im Lannisterem. Brienne była prostolinijna, niezwykle uczciwa i wierna, a także odważna. Na co dzień nieśmiała, w czasie walki promieniowała siłą i pewnością siebie.
W serialu “Gra o tron” Brienne pojawiła się po raz pierwszy w drugim sezonie, a dokładniej w odcinku trzecim zatytułowanym “Co jest martwe, nigdy nie umrze”. W jej rolę wcieliła się brytyjska aktorka Gwendoline Christie. Christie ma 191 cm wzrostu, a w dzieciństwie półprofesjonalnie trenowała gimnastykę, dzięki czemu miała możliwości, by wcielić się w zdolną wojowniczkę. Swoją karierę rozpoczęła występami teatralnymi, na ekranie debiutowała w 2009 roku w produkcji “Parnassus: Człowiek, który oszukał diabła”. Zagrała m.in. ostatniej części “Igrzysk śmierci”, gdzie wcielila się w Lyme, zwyciężczynię igrzysk oraz przywódczynię rebeliantów z Dystryktu Drugiego, oraz w najnowszej trylogii “Gwiezdnych wojen”. W filmach “Przebudzenie Mocy” i “Ostatnim Jedi” wcieliła się w Kapitan Phasmę.
Z okazji premiery ostatniego sezonu “Gry o tron” zapraszamy do lektury wywiadu z aktorką.
Co dzieje się u twojej bohaterki, kiedy rozpoczyna się ostatni sezon Gry o tron?
Gwendoline Christie: Brienne i Podrick są w Winterfell. Są tam, żeby chronić Sansę i zdobytą przez nią pozycję. Brienne słyszała o Daenerys, ale nie miała okazji jej poznać. Przysięgała chronić Starkówny i jest to teraz jej główny cel.
Czy Brienne przygotowuje się psychicznie na nieuchronne starcie z armią umarłych?
GC: Mam wrażenie, że pogodziła się z myślą, że może zginąć podczas tej walki. Brienne zawsze chętnie angażowała się w realizację szczytnych celów, a służbę w imieniu wyższego dobra postrzega jako ukoronowanie swojego życia. Jest to coś, czemu zawsze chciała się poświęcić. Jest w niej altruizm, który sprawia, że zawsze opowiada się po stronie dobra i jest gotowa oddać swoje życie w służbie innym, ale teraz staje się bardziej ludzka, bo zaczyna też odczuwać strach.
Jak czułaś się, kiedy po raz ostatni zdjęłaś zbroję i ostatecznie pożegnałaś się ze swoją bohaterką?
GC: Bardzo się do niej przywiązałam. Brienne wiele dla mnie znaczy, nie tylko zawodowo, ale także prywatnie. Dzięki niej wyzbyłam się próżności, która jest częścią każdego z nas. Dzięki roli Brienne zaakceptowałam siebie taką, jaką jestem i pogodziłam się z tym, nad czym nie mam kontroli, a jest częścią mnie, jako człowieka. Społeczeństwo zaczęło się zmieniać. Rozwój Internetu sprawił, że coraz więcej osób chce, żeby produkcje odzwierciedlały ich punkt widzenia. Ludzie utożsamiają się z nośnymi historiami, które odwołują się do bliskich im tematów i pomagają im zaakceptować samych siebie. Od pewnego czasu przygotowywałam się psychicznie na finał serialu. Naturalnie, ostatniego dnia zdjęć powtarzałam sobie przez cały poranek, że to nic takiego i że przejdę nad tym do porządku dziennego… ale stało się inaczej. Płakałam przez całe dwie godziny. Wszyscy wokół mnie przewracali oczami, bo zdejmowałam swój kostium, zmywałam makijaż, rozczesywałam włosy i … ciągle ryczałam. Słyszałam, jak komentują: „Tak, nadal się nie pozbierała. Ciągle płacze. Dalej płacze”. Chciałam otwarcie wyrazić swój smutek, ale uderzyło mnie jeszcze coś innego. Rola Brienne sprawiła, że zaczęłam inaczej postrzegać siebie i otaczający mnie świat. Zaczęłam interesować się koncepcją opowieści i rolą kobiet w społeczeństwie. Jest to coś, co zawsze będzie mnie interesować i chcę w dalszym ciągu zgłębiać te tematy.
Kiedy zdałaś sobie sprawę, że wasz bardzo popularny serial nagle stał się prawdziwym fenomenem?
GC: W trzecim sezonie. Czytałam wcześniej literacki pierwowzór i trzeci tom sagi był niesamowity. Był fascynujący, wciągający, podniecający, pełen akcji i miał świetnie rozpisane wątki. Równie dobrze był napisany scenariusz trzeciego sezonu. Pamiętam, że zastanawiałam się, czy nie jest to przypadkiem przełomowa część, która sprawi, że Gra o tron zdobędzie jeszcze większą popularność? Podejrzewałam, że tak się może stać, ale nie byłam gotowa na kultowy status, jaki zdobył nasz serial.
Spodziewałam się, że potem będzie tak, jak zwykle. Jeśli wierzyć obiegowym opiniom, to serial telewizyjny najpierw staje się przebojem, potem spada jego oglądalność i w końcu spada z ramówki. Ale mijały kolejne lata i Gra o tron była ciągle na fali. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że serial zmienił wszystkie aspekty mojego życia i sprawił, że zaczęłam być inaczej postrzegana przez opinię publiczną. Nie miałam na to żadnego wpływu, ale wiedziałam, że jestem częścią czegoś wyjątkowego. Byłam zaskoczona, ale dobrze wiedziałam, że mam wiele szczęścia i muszę sobie po prostu jakoś z tą sytuacja poradzić.
Jakie umiejętności praktyczne zdobyłaś na planie Gry o tron?
GC: Rola Brienne była bardzo wymagająca fizycznie, z czego nie do końca zdawałam sobie na początku sprawę. W pewnym momencie myślałam, że kiedy serial dobiegnie końca i zejdę z planu, to przestanę w końcu ćwiczyć fizycznie. Ale tak się nie stało, bo chcę nie tylko w dalszym ciągu ćwiczyć swoje ciało, ale ostatnio zaczęłam też trenować boks. Ćwiczę z trenerem pięć razy w tygodniu i próbuję swoich sił w różnych dyscyplinach sportu. Chyba kolejnym krokiem będą sztuki walki. Zaczęliśmy już o tym rozmawiać. Trudno było mi wdrożyć się w treningi, ale wyciskałam siódme poty na siłowni, żeby być w formie i chcę dalej to robić. Serial uświadomił mi, że ludzkie ciało jest niezwykłym narzędziem. Lubię poddawać swój intelekt próbom, a rola Brienne sprawiła, że chętniej podejmuję teraz wyzwania. Lubię pokonywać swoje małe ograniczenia!
Czy pamiętasz najśmieszniejsze sytuacje na planie podczas zdjęć do różnych sezonów?
GC: Nie jestem specjalnie rozrywkowa. Na planie jestem zwykle poważna, bo studiowałam na wydziale aktorskim Drama Centre w Londynie, który hołduje starej szkole. Tam trzeba przede wszystkim ciężko pracować. Ale pozostali członkowie obsady często nas rozbawiali. Zdarzało się, że od śmiechu bolał mnie brzuch. Bardzo zabawny jest Nikolaj [Coster-Waldau], a Liam Cunningham wielokrotnie rozmieszał mnie do łez. Kit Harrington… niestety muszę dopisać olbrzymie poczucie humoru do długiej listy jego atutów. Alfie Allen jest przezabawny, ma prawdziwy komediowy talent. Czasem na planie panowały trudne warunki, ale dzięki członkom ekipy produkcyjnej i pozostałym aktorom zawsze dopisywał nam dobry humor. Nigdy tego nie zapomnę.
Dziękujemy za rozmowę!
Materiały dzięki HBO POLSKA