Dostępne na rynku kryminały może potrafią nas zaskoczyć zakończeniem, ale poruszają zwykle bardzo podobne wątki. Główni bohaterowie często są atrakcyjni, młodzi, żyją szybko, dzień kończą seksem i szklanką dobrej whisky, a morderców szukają na całym świecie. Zofia Wilkońska, narratorka „Kółko się pani urwało”, jest ich całkowitym przeciwieństwem. Opowiada o niej sam autor książki, Jacek Galiński.
Zuzanna Pęksa: „Kółko się pani urwało” to komedia kryminalna, która była dla mnie intrygująca począwszy od samego tytułu. Skąd się biorą pomysły na książki tak inne od pozostałych dostępnych na rynku?
Jacek Galiński: W zakresie pisania mam wykształcenie scenariuszowe. W szkole filmowej byłem uczony, że wszystkie historie już zostały opowiedziane, stąd należy szukać własnego oryginalnego języka i perspektywy. To jest właśnie mój język i moja perspektywa. Nie chcę mówić tego co wszyscy i o tym samym co wszyscy. Jeżeli już mam to zrobić, to moim własnym sposobem.
Świadomie szukałem oryginalnej bohaterki i starałem się prowadzić ją w nieoczywisty sposób. Zgodnie ze znaną zasadą pierwsze pomysły zawsze idą do kosza. Myślę, że brakuje na rynku tekstów znacząco różniących się od głównego nurtu, a to niedobrze. Różnorodność jest potrzebna. Napędza zmiany, inspiruje, przyczynia się do rozwoju. Ja z moją zwariowaną książką oczywiście nie aspiruję do miana wiekopomnego dzieła, ale uważam, że te największe książki zawsze były innowacyjne. Teraz wydają się zwyczajne, ale swoją epokę przeważnie wyprzedzały.
Z.P.: Pana bohaterka, emerytka Zofia Wilkońska, jest szalenie niejednoznaczna. Z jednej strony to co robi i mówi jest zabawne, z drugiej – jej komentarze naprawę idą w pięty. Spotkał Pan kogoś podobnego na swojej drodze, czy to całkiem wyimaginowana postać, mieszanina ludzkich cech i zachowań?
J.G.: Nie, nigdy nie spotkałem takiej osoby. To w 100 procentach kreacja. Osoby starsze lubię i szanuję. Dlatego też książka miała pokazać trudy ich życia. Irytująca bohaterka jest bardzo pomocna w opowiadaniu o niekoniecznie interesujących sprawach. Proszę sobie wyobrazić powieść, w której Zofia Wilkońska byłaby użalającą się nad sobą ofiarą, proszącą policję o pomoc. Pierwszy rzuciłbym taką książkę w kąt.
Z.P.: Czy taką osobę jak Zofia da się polubić, czy trzeba raczej wytworzyć sobie bardzo mocną skórę i nie zwracać uwagi na mocne docinki? Bo chyba nie ma metody na to, by stała się nieco milsza?
J.G.: Zofia Wilkońska jest jak skrzynka dynamitu. Chyba nie da się z nią żyć 🙂 .
Świadomie zbudowałem bohaterkę na kontrastach. Wierzę, że tak się powinno budować interesujące postacie. Dr House wprowadził w tej kwestii nowe standardy. Urocza i zabawna starsza pani, to według mnie utarty schemat. Same pozytywne cechy w pewnym momencie stają się nudne, mdłe i nieautentyczne. Moja bohaterka zyskuje sympatię dzięki aktywności, sprawczości i kodeksowi moralnemu. Dopóki będę potrafił, będę tworzył ją właśnie w taki sposób.
Z.P.: Powieść jest bardzo zabawna, co już teraz w komentarzach i recenzjach potwierdzają czytelnicy. Ma jednak drugie dno – pokazuje trudy życia polskich emerytów i ludzi, którzy przez reprywatyzację mogą wylądować na bruku. Czy to tematy, którymi przejmuje się Pan także na co dzień?
J.G.: Tematy miejskie gryzę literacko już od dłuższego czasu. Dopiero teraz, gdy napisałem tę samą historię jako komedię kryminalną, udało mi się trafić na spore zainteresowanie.
To wszystko zaczęło się, gdy dostałem od zaprzyjaźnionego squatu informację o planowanej blokadzie eksmisji starszej kobiety z jej mieszkania. Nie było jej stać na płacenie rachunków, bo w kamienicy nie było centralnego i wszyscy ogrzewali się piecykami elektrycznymi. Jest to najdroższy sposób, ale w tamtym miejscu jedyny możliwy. Zajęliśmy korytarz, schody i wszystkie wejścia. Komornik w asyście policji nie był w stanie przejść. Tą starszą panią widziałem tylko przez chwilę, jak wyglądała na korytarz, żeby zobaczyć, co się dzieje za drzwiami.
Teraz ten temat jest już mocno eksploatowany w mediach i nie ma wielkiej potrzeby go nagłaśniać. We mnie jednak on jeszcze gdzieś tkwi, więc muszę się jeszcze literacko na ten temat wygadać.
Z.P.: Gdyby mógł Pan wybrać jednego, najważniejszego dla Pana autorka/autorkę kryminałów, kto by nim był? I czy inspiracje twórczością tej osoby są widoczne w Pana powieści? Pytam, ponieważ książka bardziej przypomina te dawne, sprzed kilku dekad, niż aktualne i mam z tyłu głowy pewną osobę.
J.G.: Nie inspirowałem się bezpośrednio niczyją twórczością. Poszczególne elementy pozbierałem z wielu źródeł. Dynamiczną, pierwszoosobową narrację z „Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya, wiele cech bohaterki z „Karlssona z dachu” Astrid Lindgren (wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale może pozwoli uciąć doszukiwanie się podobieństw do rzeczywistych osób). Wiele było inspiracji, ale żadnej bezpośredniej, a na pewno nie w kryminale. Staram się pisać po swojemu odrzucając utarte ścieżki tam, gdzie tylko mogę i tam, gdzie potrafię. Jest to bardzo niebezpieczny i ryzykowny sposób pisania, ale nie chce marnować czasu (ani swojego, ani czytelników) na kopiowanie i naśladowanie. Nawet nieświadome. To droga donikąd. Chciałbym po prostu, żeby moi czytelnicy na tyle utożsamili się z bohaterką, żeby przejmowali się nawet, gdy ona przechodzi przez ulicę. Mam nadzieję, że mi się to udaje.
Z.P.: Na koniec chciałabym spytać, jakie są Pana plany literackie? Czy planuje Pan kolejną książkę, a jeśli tak, czy będzie ona znowu utrzymana w tonie komediowym?
J.G.: Kontynuację „Kółko się pani urwało” piszę już od jakiegoś czasu. Druga książka zawsze jest najtrudniejsza. Bardzo to odczuwam. Poprawiam ją kolejny raz i przepisuję rozdziały. Chciałbym pisać szybko i dobrze, ale jeszcze nie potrafię. Muszę bardzo dużo pracować nad danym tekstem, żeby był dobry.
Planuję 3 do 5 części opowieści o Zofii Wilkońskiej. Potem chciałbym zrealizować kolejne pomysły na oryginalnych bohaterów i ważne tematy. Jeżeli dam radę, to chciałbym zostać przy komedii. Chociaż bardzo trudno jest pisać zabawnie o takim świecie, jakim on jest. Ale ktoś musi. Więc ja się za to biorę :).
Rozmawiała Zuzanna Pęksa