Kiedy Ramin Bahrani podjął wyzwanie związane z telewizyjną adaptacją głośnej powieści Ray’a Bradbury’ego „451 stopni Farenheita”, którą zaczytywał się jeszcze jako nastolatek, był przekonany, że ma błogosławieństwo zmarłego pisarza.
„Kto mógłby dać mi prawo, żeby zająć się książką i wprowadzać do niej zmiany? Sam Bradbury, bo zaakceptował wcześniejszą ekranizację powieści w reżyserii Francois Truffaut (1966), który wiele zmienił w tej historii.
„Usunął z niej część postaci i napisał na nowo niektóre wątki. Bradbury sam był autorem dwóch adaptacji swojej powieści, która była wystawiana jako musical i sztuka. Za każdym razem wprowadzał do niej inne zmiany. Zaadaptował także Moby Dicka na potrzeby filmu w reżyserii Johna Hustona. „Moby Dick” to klasyka amerykańskiej literatury, ale dla Johna Hustona Bradbury wprowadził do niej zmiany.”
„To ośmieliło mnie, żeby zmienić wątek i bohaterów. Jest jedna rzecz, którą chciałem pozostawić bez zmian – to tematyka i wizja. Tego nigdy bym nie zmienił, ale w przypadku pozostałych rzeczy, miałem wrażenie, że mam błogosławieństwo ducha lub duszy Bradbury’ego”.
Akcja filmu rozgrywa się w dystopicznym świecie w niedalekiej przyszłości. Po drugiej amerykańskiej wojnie domowej środki masowego przekazu stają się opium dla mas, fakty i historia są pisane na nowo, a książki są palone na stosach przez „strażaków”. O samej książce i Bradburym pisaliśmy TUTAJ.
Michael B. Jordan (Creed: Narodziny legendy, Czarna pantera) wciela się w rolę Montaga – charyzmatycznego młodego strażaka, który robi błyskotliwą karierę, ale pewnego dnia zaczyna kwestionować obowiązujące zasady i zwraca się przeciwko swojemu mentorowi, kapitanowi Beatty’emu, którego gra Michael Shannon (Zwierzęta nocy, kształt wody).
Sofię Boutellę (Star Trek: W nieznane, Atomic Blonde) zobaczymy w roli Clarisse, jednej z informatorek Beatty’ego, która działa także w podziemiu, aby ratować książki przed zniszczeniem. Clarisse namawia Montaga, żeby dołączył do rebeliantów.
Bahrani urodził się w Karolinie Północnej i studiował na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Jego pierwszy film pt. Człowiek z budką miał premierę w 2005 roku podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji.
Jego kolejna produkcja Chop Shop (2007) o życiu 12-letniego bezdomnego sieroty z Nowego Jorku zdobyła niezwykle pochlebne recenzje. Dorobek Bahraniego obejmuje także takie tytuły, jak Bez względu na cenę oraz 99 Homes z Michaelem Shannonem i Andrew Garfieldem w rolach głównych.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałeś powieść Bradbury’ego?
Ramin Bahrani: W dziewiątej klasie. Miałem 14 albo 15 lat. Ta książka była na mojej liście lektur, bo to pozycja, z którą większość z nas spotkała się po raz pierwszy w szkole. Uwielbiam ją, co bardzo utrudniło mi pracę nad jej adaptacją. Uwielbiam Bradbury’ego, jego „Kroniki marsjańskie”, inne krótkie opowiadania i nowele. Zabierając się za adaptację, chciałem przede wszystkim dotrzeć z nią do nastolatków, bo w takim wieku ja sam i większość ludzi czyta tę książkę. Zależało mi także, żeby dzięki bohaterom i samej historii, przyciągnąć uwagę dorosłych widzów i skłonić ich do refleksji, co wymagało trudnego kompromisu. Nie wiem, czy udało mi się go osiągnąć. Nigdy wcześniej tego nie robiłem – nie starałem się myśleć w taki sposób. Nigdy ne zastanawiałem się, jakbym na coś zareagował, gdybym był nastolatkiem.
Co było najważniejsze w dotarciu do młodszej widowni?
RB: Wiedziałem, że muszę wprowadzić nawiązania do nowych technologii i mediów społecznościowych. To było w 2015 roku, kiedy zastanawiałem się nad ostatecznym kształtem adaptacji. Internet i media społecznościowe zdają się w naturalny sposób wpisywać w wizję Bradbury’ego. Możemy obecnie palić książki, ale ludzie będą i tak ściągać je z chmury. Może zdarzyć się, że Internet zostanie objęty kontrolą i cenzurą także w Ameryce, bo to dzieje się już w innych krajach, np. w Chinach, Korei Północnej i Turcji. Zastanawiałem się, czy jest to realistyczny scenariusz w Ameryce? Być może. Co nas dzieli od cenzury? Jak byśmy sobie z nią poradzili? Byłem ciekaw, jak mogłaby rozwinąć się sytuacja.
Czyli najpierw pojawił się pomysł. A co było dalej?
RB: O adaptacji zacząłem myśleć w 2015 roku. Rozmawiałem o tym z HBO i przez 12 miesięcy prowadziliśmy rozmowy w sprawie praw do adaptacji. Scenariusz zacząłem pisać dopiero w styczniu 2016 roku.
Czy podczas pracy nad adaptacją, nie onieśmielała cię myśl, że to twoja ulubiona książka?
RB: Tak, ta myśl trochę mnie deprymowała. Nigdy nie przenosiłem żadnej książki na mały albo duży ekran. Mam na koncie sześć filmów i pięć z nich powstało na podstawie oryginalnego scenariusza. Jedyna moja adaptacja to książka, która jest wielką powieścią. Można powiedzieć, że to kultowa pozycja, którą na dodatek uwielbiam. Pogodziłem się z myślą, że bez względu na to, co zrobię, zawsze będzie ktoś, kto nie będzie z filmu zadowolony, a ja nic na to nie poradzę. Ktoś będzie zły, że coś pozmieniałem, ale ja nie będę w stanie tego odkręcić. Mówi się trudno. Kto mógłby dać mi prawo, żeby zająć się książką i wprowadzić do niej zmiany? Sam Bradbury, bo zaakceptował wcześniejszą ekranizację powieści w reżyserii Francois Truffaut (1966), który wiele zmienił w tej historii. Usunął z niej wybrane postacie i napisał na nowo niektóre wątki. Bradbury sam był autorem dwóch adaptacji swojej powieści, która była wystawiana jako musical i sztuka. Za każdym razem wprowadzał do niej inne zmiany. Pozwolił Clarisse McClellan przeżyć. To ogromna zmiana. Zaadaptował także „Moby Dicka” na potrzeby filmu w reżyserii Johna Hustona. „Moby Dick” to klasyka amerykańskiej literatury, ale dla Johna Hustona Bradbury wprowadził do niej zmiany. To ośmieliło mnie, żeby zmienić wątek i bohaterów. Jest jedna rzecz, którą chciałem zostawić – to tematyka i pomysły. Tego nigdy bym nie zmienił, ale w przypadku pozostałych rzeczy, miałem wrażenie, że mam błogosławieństwo ducha lub duszy Bradbury’ego.
Jestem zaskoczony, że scenariusz powstał kilka lat temu, bo wszystkie przedstawione w filmie wydarzenia wydają się być niezwykle aktualne. Czy to zbieg okoliczności?
RB: Do scenariusza wkradła się polityka. Trzecią wersję scenariusza skończyłem pisać tuż przed rozpoczęciem kampanii wyborczej. Kiedy Trump został oficjalnie kandydatem partii republikańskiej, uznałem, że pewnie wygra wybory. Byłem na to mentalnie przygotowany i kiedy zacząłem pisać kolejną wersje scenariusza, byłem pewien, że tak się stanie. Mówię tak, bo uważam, że Trump jest wulgarną i przerysowaną wersją tego, czego świadkami byliśmy przez ostatnie 40 lat. Chodzi mi o rosnące poparcie dla ruchów prawicowych. Obserwujemy to zjawisko na całym świecie i jestem bardzo nim zaniepokojony, bo to znaczy, że lewica ma na sumieniu wiele błędów. Być może lewicowi politycy nie byli wystarczająco wyczuleni na niektóre sprawy. Nie chcę zwalać całej winy na obecnego prezydenta, którego kadencja dobiegnie kiedyś końca, a idee Bradbury’ego pozostaną aktualnie, więc tym bardziej trzeba uważać, kiedy kusi nas, żeby pokazywać palcem na winnych. Bardzo zależało mi na tym, żeby podkreślić w filmie coś, co Bradbury dobitnie stwierdza w swojej powieści – ludzie sami chcieli stworzyć taki świat. Stworzyliśmy model społeczny na miarę swoich oczekiwań. To nie zostało nam odgórnie narzucone, sami do tego dążyliśmy. To odbyło się za naszą zgodą. Chcieliśmy mieć dostęp do wiadomości i informacji w mediach społecznościowych i serwisach, w których algorytmy zaspakajają nasze potrzeby i sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi. Przed tym właśnie przestrzegał nas Bradbury. Nikt z nas nie czyta całych artykułów. Prześlizgujemy się wzrokiem po nagłówkach, a potem je „lajkujemy” albo „udostępniamy”. Dodajemy do nich serduszka lub emotikony. Jesteś dziennikarzem, czyli osobą, która zawodowo zajmuje się kulturą i sprawami społecznymi. Jesteś ostatnim bastionem, a niestety być może nikt już nie czyta twoich artykułów. To samo można powiedzieć o mnie, bo ludzie przestają oglądać filmy. Zerkają pobieżnie na nagłówek recenzji albo oglądają trailer, lajkują go, udostępniają i idą dalej. Bardbury przestrzegał nas przed tym w 1953 roku, kiedy opublikował swoją książkę.
Chyba najbardziej przerażającymi scenami filmu są te, w których widzimy jak media relacjonują na żywo palenie książek i tworzą wokół tego wiele szumu. Czy myślisz, że nasz świat dotarł już do tego etapu?
RB: Myślę, że tak. Akcja powieści Bradbury’ego toczy się w przyszłości, a akcja mojego filmu toczy się w alternatywnej rzeczywistości. Chcieliśmy przedstawić otaczającą nas rzeczywistość, przyjmując nieco zmienioną optykę. Chcieliśmy pokazać alternatywną wersję przyszłości, podobną do naszej rzeczywistości, ale jednak od niej inną, żeby widzowie poczuli, że przerażająca wizja w filmie może zostać zrealizowana w zaciszu ich domów.
Czy masz wrażenie, że nieświadomie wkroczyliśmy w taką właśnie przyszłość?
RB: Tak, ale odbyło sie to za naszym własnym przyzwoleniem. Ja sam mam sporo na sumieniu. Nagrywasz teraz mój głos za pomocą superkomputera, czyli iPhone’a. Ja też mam swojego iPhone’a w kieszeni.
Czy korzystasz z mediów społecznościowych?
RB: Tak, ale rzadko tam bywam. Mam stronę na Facebooku, ale sporadycznie na nią zaglądam. To się zdarza bardzo rzadko. Lubię czytać papierowe książki, ale nie mam zamiaru walczyć z wiatrakami. Tak, jak powiedziałem, sam mam taki sam superkomputer w swojej kieszeni. Wrócę do domu samolotem, nie zamierzam płynąć statkiem. Dzwonię do swoich rodziców w Karolinie Północnej i rodziny w Iranie korzystając ze Skype’a i WhatsAppa. Nie używam kodu Morse’a. Nie sądzę, że Bradbury był przeciwny postępowi technicznemu. Nie był przeciwny filmom. Napisał scenariusz filmowej adaptacji Moby Dicka, nakręcił 65 odcinków, czyli dwa sezony serialu The Ray Bradbury Theatre dla HBO. Nie był przeciwny telewizji ani filmom telewizyjnym. Przenosząc jego powieść na mały ekran, nie robię nic przeciwko niemu. Naturalnie, Bradbury’emu nie podobało się wprowadzenie na rynek czarno-białych odbiorników telewizyjnych w 1953 roku, ale rzeczy mądrych nie uważał za szkodliwe. Nie martwiły go rzeczy, które skłaniają nas do myślenia. Podejrzewam, że tym, co go niepokoiło w tamtych czasach to reklamy, sample muzyczne i wszystko, co było przedstawiane w sposób skrótowy. Czyli dokładnie to samo, o czym przed chwilą rozmawialiśmy – strumienie informacji, szybkie publikowanie hasłowych komentarzy do filmów. Nagłówki, które sprawiają, że czytelnik może szybko przetrawić treść bez uważnego czytania. Twitter. Nie wiem, czy zwróciłeś na to uwagę, ale w filmie, w scenie, która dzieje się w szkole, Shannon mówi „Pokaż mi klasykę literatury” i potem bierze do ręki „Moby Dicka”, „Do latarni morskiej” i Biblię. Jaka jest twoja ulubiona książka?
Trudno powiedzieć, ale chyba „Mag” Johna Fowlesa.
RB: No dobra, w filmowej rzeczywistości wszystkie powieści Johna Fowlesa byłyby dostępne na platformie Nine, w formie krótkiej notki w Wikipedii, opatrzonej połówką emotikonu. Tylko tyle mógłbyś zobaczyć, ale mógłbyś je zajakować lub udostępnić. Poza tym byłyby dostępne, tak jak teraz. Teraz wszystko jest dostępne, ale czy z tego dostępu korzystamy? Bradbury powiedział kiedyś: „Żeby zniszczyć kulturę, nie trzeba niszczyć książek. Wystarczy, że ludzie przestaną je czytać”.
Czy martwi cię powszechny spadek czytelnictwa?
RB: Nie chcę nikogo oceniać, bo tak samo jak ty pewnie zbyt często wpatruję się w ekran swojego telefonu. Jestem tylko prostym rzemieślnikiem, który zrobił wszystko, żeby przedstawić idee Bradbury’ego współczesnemu pokoleniu, nowemu pokoleniu. Chcę pokazać, że problemy, które niepokoiły Bradbury’ego, pozostają w dalszym ciągu nierozwiązane. On dawno temu przewidział pojawienie się alternatywnej prawdy, zmanipulowanej historii i faktów. W powieści Montag pyta się: „Czy Ben Franklin był naprawdę założycielem straży pożarnej?” Wtedy ktoś wyciąga podręcznik strażaka i potwierdza „Tak, założył straż, żeby palić książki”. To prawda, że Ben Franklin utworzył w 1763 roku pierwszą straż pożarną, ale nie po to, żeby palić książki. W filmie Montag zadaje to samo pytanie Yuxie, która przypomina Alexę albo Siri, i wierzy jej na słowo. To samo robimy dzisiaj.
W jaki sposób wybierałeś książki, które zostały spalone w filmie?
RB: Część z nich to moje ulubione tytuły. Trudność polegała na tym, że nie mogłem spalić ich wszystkich. Nie mogłem zniszczyć wszystkich książek, które kocham. Urodziłem się w rodzinie, w której zachęcano nas do lektury od najmłodszych lat. Mój brat i ja byliśmy uczeni od dziecka, żeby czytać i szanować książki. „Dywan perski”, czyli zbiór utworów perskiego poety Hafeza, jest w Iranie otaczany szacunkiem jak święta księga, a może traktowany z jeszcze większym nabożeństwem. Wybraliśmy książki z różnych kręgów kulturowych, w różnych językach, co było dla mnie i pewnie innych ludzi bardzo ważne. Nie mogłem też pominąć takich pozycji, jak Mein Kampf, których sam nie pochwalam. Lektura tej książki nie sprawia mi przyjemności, ale jest to tytuł, który moim zdaniem należy zachować dla potomnych. Należy go ocalić. Palenie książek było na swój sposób moim hołdem dla Truffaut, w którego filmie znalazła się podobna scena.
A jakie inne książki spłonęły na planie twojego filmu?
RB: Cała masa. „Zbrodnia i kara” Dostojewskiego. „Pieśń Salomonowa” Toni Morrison, którą uwielbiam i która odgrywa w filmie ważną rolę. Listy Van Gogha, które czytałem w liceum, bo były częścią biblioteki mojego ojca i zaczytywałem się nimi w młodości. Pamiętam, jak znalazłem tę książkę na regale i nie mogłem się od niej oderwać. W filmie pojawia się wiele różnych książek, m.in. powieści Joan Didion, którą bardzo lubię. „Białe zęby”, czyli tytuł, od którego wziął się przydomek Clarisse, bo nauczyła się tej książki na pamięć. Pojawia się też „Faust”. Lista tytułów jest bardzo długa.
Co czułeś, kręcąc te sceny?
RB: To było bolesne doświadczenie. Paliliśmy prawdziwe książki. To nie był komputerowo wygenerowany obraz. Na planie był prawdziwy ogień i prawdziwe książki. Najgorsze było to, że na początku nie mogłem się na to patrzeć, a potem, jak pisze Bradbury, zaczęło mnie to fascynować. Z zachwytem patrzyłem na ogień. Bradbury opisuje czarny popiół, żarzące się fragmenty stron zwiniętych w rulon. Tak wyglądały książki, kiedy się paliły. Czy wiesz, która książka tak się spaliła? „Kroniki marsjańskie”. Czy zauważyłeś w jednej ze scen nazwisko Bradbury’ego? To właśnie jego książka zwinęła się pod wpływem temperatury, co widać dobrze w zbliżeniu, ale to czysty zbieg okoliczności. Kamera utrwaliła moment, w którym okładka z nazwiskiem Bradbury’ego zajmowała się ogniem, zwijając się do góry. Pomyślałem sobie wtedy, że to dobry znak. Że to sam Bradbury mówi mi: „Twoja adaptacja jest udana, rób z moją książką co chcesz, ale bądź wierny mojej wizji i ideałom”.
Czy zdarza ci się czytać książki na Kindlu?
RB: Nie, lubię papier, ale nie mam nic przeciwko czytnikom. Mam wielu bardzo mądrych znajomych, w tym pisarzy, którzy mają swoje Kindle. Nie zamierzam z nimi walczyć, ale lubię dotykać kartki książek. Lubię ich zapach i przyznaję się, że lubię zapisywać w nich notatki i podkreślać wybrane zdania. Jeśli jakaś książka bardzo mi się podoba, to zwykle wracam do niej po około dziesięciu latach, bo chcę sprawdzić, co mniej w niej wcześniej ujęło.
Czy miałeś w planach kolejny film z Michaelem Shannonem?
RB: Bardzo chciałem znów z nim pracować, bo dobrze rozumieliśmy się na planie filmu 99 Homes. Na początku coś zaiskrzyło między nami na gruncie zawodowym, a potem polubiliśmy się prywatnie. Obaj mieszkamy w Nowym Jorku i często się widujemy. Spotykamy się razem z żonami i dziećmi. Kiedy HBO poinformowało mnie, że mamy prawa do książki, zadzwoniłem do niego i zaproponowałem mu rolę kapitana Beatty’ego. Był pierwszą osobą, do której zadzwoniłem. Nie zacząłem nawet pisać scenariusza. Zgodził się i zacząłem pisać z myślą o nim, co bardzo mi pomogło, bo Beatty dużo mówi. Mówi bardzo literackim językiem, jak jego literacki protoplasta. W książce Beatty ciągle coś cytuje. Wiedziałem, że Shannon jest w stanie nadać tym kwestiom głębię i osadzić je w odpowiednim kontekście. Kiedy Shannon spogląda się na coś, można analizować wyraz jego twarzy na wiele sposobów. Nie wiem jak to robi. Po prostu tak ma. Umie niuansować postacie, pogłębiać je psychologicznie. Jest też do bólu ludzki, dzięki czemu jego filmowy bohater staje się bardziej autentyczny.
Sofię Boutellę oglądaliśmy wcześniej w rolach, które podkreślały jej warunki, a u ciebie gra intelektualistkę. Dlaczego?
RB: Taką decyzję podjąłem podczas przesłuchania, na którym świetnie wypadła. Przekonała mnie, że podoła tej roli. Uwierzyłem, że ma nie tylko warunki fizyczne, że jest w stanie zagrać skomplikowaną emocjonalnie postać, bo ma w sobie wrażliwość i jest opanowana. Chciałem dać jej szansę. Poza tym, podobnie jak wcześniej Bradbury, chciałem, żeby Clarisse przeżyła. Byłem też ciekaw, jak wyglądałaby ta historia, gdyby Clarisse nie miała 17 lat? Gdyby była starsza niż Montag? Gdyby miała jakąś przeszłość?
Wspomniałeś wcześniej, że chciałeś dotrzeć do młodszego pokolenia, w czym może pomóc ci Michael B. Jordan, który jest w ten chwili na topie.
RB: Nie obsadziłem w głównej roli Jordana tylko po to, żeby przyciągnąć młodych widzów. Chciałem trochę odmłodzić Montaga. Michael dostał tę rolę, bo jest świetnym aktorem. Podobał mi się w serialu Prawo ulicy, który uwielbiam i stworzył dobrą rolę w Fruitvale. Kiedy oglądałem ten drugi serial, na początku nie pokojarzyłem, że to facet, który grał wcześniej w Prawie ulicy, ale byłem pod jego wrażeniem. Potem szukałem informacji na jego temat i okazało się, że był w obsadzie Prawa ulicy. Dopiero wtedy go rozpoznałem. Jakiś czas potem zobaczyłem Creed: Narodziny legendy, gdzie był jeszcze lepszy. Pomyślałem sobie, że byłby idealnym Montagiem, bo to fizycznie i emocjonalnie wymagająca rola. To pełen sprzeczności bohater, który wymaga od aktora ogromnej wrażliwości. Podoba mi się wewnętrzne rozdarcie, które pokazał Shannon. Jego Montag zawsze coś ukrywa, nieustannie odkrywa w sobie coś nowego. Nosi kilka masek i cały czas kłamie. To schwarzcharakter, do którego czujemy sympatię.
Musi mieć też charyzmę, bo „strażacy” cieszą się w filmowym świecie statusem celebrytów. Palenie książek jest przecież masową rozrywką.
RB: Zgadza się i Jordan odgrywa w tym ważną rolę. Pomimo to, odruchowo czujemy do niego sympatię, bo jest gwiazdą, ma w sobie wiele uroku i skomplikowane życie wewnętrzne. Bradbury przewidział fenomen celebrytów. Tak, jak powiedziałem wcześniej, ja jestem tylko rzemieślnikiem, który przenosi na ekran jego powieść. W jego książce pożar jest wielkim widowiskiem, które nie jest nikomu potrzebne, ale palenie jest organizowane, żeby zapewnić ludziom rozrywkę. Czy serwisy informacyjne nie funkcjonują w podobny sposób? Czy wybory nie były wielkim widowiskiem? Czy służyły czemuś innemu niż rozrywka? Czy obecny prezydent ma inny cel, niż zapewnienie nam rozrywki?
Czy nadal jesteś optymistą?
RB: Nie, chyba już nie, ale nie uważam siebie za pesymistę. Jestem po prostu realistą. Żaden z filmów, jakie nakręciłem nie ma pesymistycznej wymowy, choć trudno powiedzieć, że są optymistyczne. Jestem realistą, który wierzy, że powinniśmy nagłaśniać pewne społeczne zjawiska i ludzkie przywary. Przedstawiać widzom pewne kwestie moralne, filozoficzne, społeczne i skłaniać ich do refleksji. Mój film, podobnie jak powieść Bradbury’ego, ma ponure zakończenie, w którym jest cień nadziei.
Czy ty też widzisz cień nadziei?
RB: Chyba nie mam innego wyjścia. Gdybym nie wierzył, że świat da się naprawić, czy w dalszym ciągu robiłbym swoje? Pewnie leżałbym całymi dniami w łóżku i lajkował posty na telefonie, udostępniał treści i w kółko zamieszczał nowe zdjęcia na Instagramie. Zamiast tego oglądam filmy, bo kino jest społeczną wartością, bez względy na to, jak je oceniamy. Powinno wnosić do naszego życia coś wartościowego. Mam nadzieję, że ktoś przeczyta to, co napiszesz. Nasz film jest też ukłonem w kierunku dziennikarzy. Keir Dullea, który zagrał w filmie 2001: Odyseja kosmiczna mówi w telewizji o dziennikarstwie, choć w filmowej rzeczywistości nikt już nie pamięta co to takiego.
To przerażające obserwować ten proces od środka. Spada nakład gazet, dla których pisałem. Część z nich jest wydawana wyłącznie w Internecie.
RB: Tak, czytałem twoje artykuły. Były naprawdę dobre. „Polubiłem” je! (śmiech). To przerażające. Obecny prezydent jest w stanie jednym postem umniejszyć rangę wykonywanego przez ciebie zawodu. I robi to bez wahania. I nie tylko on. My też przestaliśmy was szanować. Jak powiedział kiedyś Bradbury, wszystko dzieje się za naszym przyzwoleniem. Bradbury dodałby, że mamy to na własne życzenie.
Wywiad dla prasy międzynarodowej przeprowadzony w Cannes w maju 2018 roku
Copyright © 20__* Home Box Office, Inc. All rights reserved.