To najbardziej ambitna z powieści Wojciecha Chmielarza, w dodatku taka, w której pisarz odchodzi od swoich przyzwyczajeń – choć nie wszystkich. O tym, czym „Żmijowisko” różni się od poprzednich książek tego autora, a co pozostało bez zmian, ale też o funkcjach literatury popularnej i o tym, czego mężczyźni oczekują od kobiet (i vice versa!) dowiecie się z rozmowy przeprowadzonej przez Magdalenę Śniecińską.
Do tej pory w Pana książkach pojawiał się policjant bądź detektyw, który prowadził dochodzenie w sprawie zbrodni. W nowej powieści “Żmijowisko” bohaterami są zwykli ludzie, którym przydarza się nieszczęście. Czy łatwo odchodzi się od sprawdzonych schematów fabularnych?
Niełatwo, ale dla mnie to jest pewna konieczność. Chcę się rozwijać jako twórca. Proponować swoim czytelnikom coraz to nowe historie, opowieści. Pokazywać im nowe rzeczy. Nie zamierzam być takim autorem, który raz po raz piszę tę samą książkę. Co oczywiście nie znaczy, że rezygnuję z Mortki. Ale nawet on, kiedy powróci, będzie troszkę inny i troszkę zmieniony.
Co jest pierwsze – postaci czy pomysł na fabułę?
Zawsze pierwszy pojawia się pomysł. To może być pojedyncza scena albo kilka. Wątek, który wyda mi się interesujący. Dopiero go rozwijając poznaję postacie moich książek. Tak naprawdę w pełni objawiają mi się dopiero w momencie, kiedy zaczynam pisać, kiedy z ich słów padają pierwsze słowa.
W “Żmijowisku” zdecydował się Pan na ciekawy zabieg konstrukcyjny – historię poznajemy w różnych planach czasowych. To buduje dramatyzm wydarzeń. Czy łatwo było utrzymać dyscyplinę przy pisaniu?
Konstrukcyjnie jest to najbardziej ambitna z moich książek. Faktycznie, akcja dzieje się tam równocześnie w trzech planach czasowych i musiałem się bardzo pilnować, żeby to się wszystko spinało. Żeby nic za wcześnie czytelnikom nie zdradzić, a równocześnie, żeby fabuła na każdym z tych planów miała swój sens, dynamikę i współgrała z tym, co się dzieje na pozostałych. Jestem bardzo ciekaw, na ile ten zabieg się udał i jak odbiorą to czytelnicy.
Czy zabierając się za nową książkę zna Pan zakończenie historii? Czy też wątki rozwijają podczas pisania i wtedy wymyśla Pan finał?
Akurat kryminał to taki gatunek, gdzie rozpoczynając pracę trzeba wiedzieć, „kto zabił” i dlaczego. Bez tego obawiam się, że nie da się stworzyć odpowiednio spójnej, logicznej historii.
W swoich książkach często prowadzi Pan z czytelnikiem grę – podaje mylne tropy, kluczy, sugeruje różne rozwiązania, by na koniec zaskoczyć i po raz kolejny zmusić nas do stwierdzenia: „A! Więc to tak! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?!”. Czy czytając kryminały innych autorów szybko domyśla się Pan zakończenia?
Czasami. Ale ja mam łatwiej. Jako twórca znam wszystkie te sztuczki, które stosują autorzy kryminałów. Wyczuwam pewien rytm opowieści. To bardzo pomaga. Ale też, mówiąc szczerze, najczęściej nie staram się na siłę odgadnąć zakończenia. Daję się porwać historii i spokojnie czekam na to, gdzie mnie autor zaprowadzi.
Pana bohaterowie wydają się prawdziwymi szczęściarzami – spotykają się całą paczką od lat na wakacjach, mają rodziny, fajne życie w wielkim mieście – to taki piękny obrazek do wstawienia na Facebooku. No właśnie – tylko z daleka ten obraz wygląda idealnie. Czy ta książka może być portretem współczesnych trzydziestolatków? Jeśli tak, jacy oni są?
Mam wrażenie, że przede wszystkim zmęczeni. Świat bardzo dużo od nas wymaga. Od nas, bo przecież sam w tym roku skończyłem trzydzieści cztery lata i jestem mniej więcej w wieku swoich bohaterów. Panuje ogromny kult sukcesu. Przekonanie, że koniecznie trzeba go odnieść i musi być on wielki. To potrafi przytłoczyć. Nikt nie tłumaczy ludziom, że na szczycie, niejako z definicji, mogą się znaleźć tylko nieliczni. Ale te miejsca poniżej też są fajne i też mogą przynieść satysfakcję.
Ale ci ludzie chyba nie bardzo umieją się cieszyć tym, co osiągnęli – obserwują wzajemnie swoje samochody, kariery, partnerów, dzieci… Na tej podstawie tworzą złudzenia i fałszywe wyobrażenia, a porównania wypadają raczej na ich niekorzyść…
To naturalne, że ludzie zawsze chcą czegoś więcej. Wydaje mi się, że to zresztą dość zdrowa ambicja. Problem faktycznie pojawia się wtedy, kiedy zaczyna ona zatruwać codzienne życie. Co więcej, zawsze patrzymy tylko na tych, którzy mają więcej od nas. Pomniejszamy własne sukcesy, osiągnięcia, wyolbrzymiamy porażki. Jest w tym jakiś nieprzyjemny, niepotrzebny masochizm.
Czy łatwo jest być dziś rodzicem? Panuje kult młodości, w cenie jest prowadzenie bogatego życia towarzyskiego, posiadanie pracy, która nie tylko przynosi pieniądze, ale ma też głębszy sens, aktywne uczestnictwo w akcjach społecznych, stała obecność w mediach społecznościowych, czytanie książek, znajomość seriali na Netflixie, dbanie o to, by właściwie się odżywiać, uprawianie sportów… Jak w tym wszystkim znaleźć czas dla rodziny? Czy ten wybór jest łatwy i oczywisty?
Faktycznie, mówi się ludziom, że powinni mieć wszystko i wszystko robić. A przy tym być wspaniałymi rodzicami, którzy dbają o przyszłość swoich dzieci, więc wożą je na dodatkowe zajęcia z języków obcych, baseny, zajęcia sportowe, korepetycje, naukę gry na instrumencie. Można tę listę długo ciągnąć. Tymczasem w rodzicielstwie często chodzi o to, żeby po prostu pozwolić dzieciom się ponudzić. Najlepiej wspólnie z mamą i tatą.
Już wcześniej tworzył Pan niebanalne kobiece bohaterki, jak choćby aspirantka Suchocka, czy żona komisarza Mortki, choć zazwyczaj pozostawały w cieniu silnych mężczyzn. Ale mam wrażenie, że w tej książce kobiety są znacznie ciekawsze niż mężczyźni – nieoczywiste, każda ma inne doświadczenia życiowe, swoją historię, mocne strony, ale i słabości… Skąd taka znajomość kobiecej psychiki?
Powiem szczerze, że nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Może innym pytaniem – czy kobiety aż tak faktycznie różnią się od mężczyzn, że stworzenie przez faceta fajnych postaci kobiecych jest czymś aż tak trudnym do uwierzenia? Mam wrażenie, że nie ma czegoś takiego jak problem zrozumienia kogoś odmiennej płci, ale problem ze zrozumieniem drugiego człowieka. To znaczy, żeby było jasne, kobiety i mężczyźni różnią się między sobą. Ale według mnie te różnice nie są jakieś przesadnie wielkie, jak to często próbuje się nam wmówić.
A jednak na koniec jeden z bohaterów podsumowuje, czego mężczyźni oczekują od kobiet: „Żeby wiedziały, czego chcą i dobrej zabawy”… Tak to wygląda z męskiej perspektywy?
Ha! Jestem pewien, że większość kobiet powiedziałaby to samo o mężczyznach! Zresztą, jest to niemalże cytat z mojej znajomej. Opowiadała mi wtedy o pewnym chłopaku, który wokół się niej kręcił, ale który zachowywał się tak, jakby nie potrafił się zdecydować, czy chce ją zaprosić na randkę, czy nie.
Ja mam wrażenie, że ci ludzie – choć otoczeni przez bliskich – są zwyczajnie bardzo samotni i czują się kompletnie niezrozumiani… Bo sami nie wiedzą, czego chcą. I z tego biorą się ich problemy…
To bardzo celna diagnoza moich bohaterów. A nawet, jeśli wiedzą, czego chcą, to nie potrafię o tym opowiedzieć innym. Tak, pod wieloma względami, to książka o ludziach, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać.
Pana proza porównywana jest do osiągnięć Dennisa Lehane’a czy Jo Nesbo – autorów, którzy chętnie pokazują mroczne strony ludzkiej natury? Czy uważa Pan, że w ludziach jest więcej zła niż dobra?
Wierzę, że ciągle więcej dobra. My w ogóle, jako ludzie, staramy się być dobrzy. Próbujemy tacy być. A że piszę o tej ciemniejszej stronie rzeczywistości, cóż po prostu taki jest kryminał, takie są wymagania tego gatunku. Sięgamy przecież po niego, nie po to, żeby przeczytać pokrzepiającą serce pogodną opowieść o miłości, ale żeby trochę się przerazić.
Czy uważa Pan, że literatura popularna powinna spełniać też inne funkcje niż dawanie rozrywki czytelnikowi?
Niekoniecznie. Dawanie rozrywki to zadanie na tyle ważne i odpowiedzialne, że lepiej się na nim skupić, żeby go nie zawalić. Co nie znaczy, że literatura popularna nie może być mądra i nie może poruszać ważnych tematów. Ale robiąc to, autorzy powinni myśleć o tym, co najważniejsze. O tym, że czytelnicy sięgają po ich książki po to, żeby na kilka godzin oderwać się od szarej rzeczywistości.
Rozmawiała Magdalena Śniecińska