Ernest Hemingway bezdyskusyjnie jest jednym z najważniejszych pisarzy XX wieku, człowiekiem, którego dokonania znacząco odcisnęły piętno na kształcie współczesnej literatury. Sam też był postacią nietuzinkową. Wiódł życie pełne przygód i awantur: walczył podczas I wojny światowej, podróżował po świecie, był korespondentem wojennym w czasie największych konfliktów swoich czasów, podczas II wojny światowej patrolował wybrzeże amerykańskie, niejednokrotnie był ranny. Samo jego życie mogło stanowić (i wielokrotnie stanowiło) kanwę dla powieści i filmów. Wydawnictwo Bellona opublikowało niedawno książkę Nicholasa Reynoldsa pt. „Towarzysz Hemingway” – z tej okazji przypominamy życiorys i najważniejsze dzieła wielkiego pisarza.
Urodził się w 1899 roku, w Oak Park w Stanie Illinois. Swoją karierę człowieka pióra zaczął jako dziennikarz (i kontynuował tę ścieżkę kiedy już był uznanym literatem) – właśnie wtedy wyrobił sobie swój styl pisarski. Jego narracje są lapidarne, autor stara się dostarczyć czytelnikowi najważniejszych informacji, a cała głębia utworu ma być implikowana przez opis wydarzeń oraz dialogi bohaterów. Twórczość Hemingwaya ma charakter osobisty. Autor większość swoich utworów oparł na wydarzeniach, w których brał udział, a postaci – na poznanych wtedy osobach. Jego bohaterowie to przeważnie twardzi ludzie, do końca walczący za swoje ideały. Takie właśnie charaktery pisarz najbardziej cenił, sam też chciał za takiego uchodzić.
Jak już pisaliśmy we wstępie, Hemingway żył pełnią życia. Czterokrotnie żonaty (nie wspominamy o kochankach), doczekał się też trójki dzieci. Rzadko bywał biernym świadkiem opisywanych wydarzeń i kiedy trzeba było, bardzo chętnie chwytał za broń. W okresie, gdy był korespondentem wojennym we Francji, objął dowództwo nad niewielkim oddziałem miejscowych partyzantów i całkiem sprawnie kierował w walce z Niemcami. Przeżył dwa wypadki lotnicze w Afryce. Uwielbiał dobre trunki i dobre towarzystwo, mnóstwo czasu spędzał w knajpach. Nie skończyło się to dla niego dobrze – w końcu popadł w alkoholizm. Pewnego razu ukradł pisuar z jednego baru. Uważał, że miał do tego prawo, jako że wysikał w tym miejscu zawrotne sumy pieniędzy. Podobnie jak wielu innych pisarzy, kochał koty – na terenie jego posiadłości zamieszkiwało ich kilkadziesiąt. Żeby je wykarmić, kupił krowę.
Hemingway często podróżował, spędził sporo czasu w Europie (przede wszystkim podczas kolejnych wojen, ale nie tylko – w latach 20. mieszkał w Paryżu z pierwszą żoną), w Chinach oraz na Kubie. Prawie wszędzie czuł się jak u siebie i bez trudu nawiązywał kontakty z tubylcami.
Mimo iż nie znosił publicznych wystąpień (bronił się też zaciekle przed rozdawaniem autografów), uwielbiał być w centrum uwagi i pragnął uznania krytyków oraz publiczności. I przeważnie to właśnie otrzymywał. Jego książki cieszyły się olbrzymią popularnością, a recenzenci też przeważnie nie szczędzili pochwał. W 1953 roku Hemingway otrzymał nagrodę Pulitzera, a rok później Nobla. Oba wyróżnienia przyniosła mu nowela „Stary człowiek i morze”. Jednak pod koniec życia wszystko zaczęło się psuć – ale o tym więcej przeczytacie w książce Reynoldsa.
„Towarzysz Hemingway”, jak sam tytuł sugeruje, opowiada o związkach pisarza z komunistami, a przede wszystkim o jego pracy dla radzieckiego wywiadu. Ale nie tylko – to bogata praca, której autor kreśli fascynujący obraz skomplikowanej osobowości pisarza, jego poglądów politycznych oraz trudnych relacji z władzami Stanów Zjednoczonych. Reynolds nie skupia się na samej szpiegowskiej aktywności Hemingwaya, ale stara się też dociec, dlaczego w ogóle do niej doszło. Dlaczego człowiek, który był bardziej amerykański niż hamburger i Statua Wolności, zdecydował się na podjęcie współpracy z Sowietami?
Autor nie daje prostej odpowiedzi, ale wskazuje szereg czynników, jakie mogły wpłynąć na tę decyzję i opisuje jakie miała ona skutki. Część z jego rozważań pozostaje w sferze domysłów, ale badacz potrafi przedstawić wiarygodne argumenty, potwierdzające jego tezy. Współpraca z NKWD była tylko epizodem w bogatym życiorysie Hemingwaya – jednak Reynolds stara się dowieść, że był to epizod ważny, który znacząco wpłynął na jego życie i mógł przyczynić się do samobójczej śmierci pisarza.
Jaki obraz Hemingwaya wyłania się z pracy Reynoldsa? Niejednoznaczny – to na pewno. Amerykański historyk nie oszczędza wielkiego literata, pokazuje go jako człowieka pełnego wad i często ulegającego słabościom. Nie można jednak powiedzieć, by uczony chciał demaskować, czy odbrązawiać twórcę. Wywód jaki prowadzi jest zrównoważony, niemal obiektywny, starający się pokazać różne strony danych wydarzeń. Mamy więc Hemingwaya-współpracownika NKWD, ale jednocześnie jest to Hemingway-bojownik na wojnie z faszyzmem, który wierzy, że praca dla Związku Radzieckiego pomoże wyplenić zbrodniczą ideologię. Dalej mamy, przykładowo, Hemingwaya-patriotę, organizującego na Kubie własną siatkę kontrwywiadowczą, przekazującą informacje FBI (mimo olbrzymiej niechęci, jaką autor żywił do tej organizacji), jednak przy tym szybko dostajemy informację, że raporty owej grupy (nazwaną przez pisarza Fabryką Krętaczy) nie były zbyt przydatne. Takich przykładów jest więcej. Hemingway bywa lekkomyślny, bywa porywczy, bywa okrutny, ale przy tym jest idealistą zawsze opowiadającym się po stronie słabszych i do końca jest gotowy walczyć za sprawy, w które wierzy.
Reynolds ma niezłe umiejętności w operowaniu słowem – „Towarzysz Hemingway” to książka, którą czyta się bardzo dobrze. Autor nie zasypuje czytelnika natłokiem danych i bardzo zręcznie dozuje smaczki oraz ciekawostki. Jego tekst może być czytany nawet przez tych, którzy o Hemingwayu i jego czasach mają mgliste pojęcie – Reynolds nie posługuje się skomplikowanymi terminami, a większość trudniejszych kwestii jest odpowiednio jasno podana. Co nie znaczy, że książka nie jest przeznaczona też dla „bardziej zaawansowanych” czytelników – znajdą tu oni nowe, wcześniej niepublikowane informacje o życiu pisarza. „Towarzysz Hemingway” zawiera też całkiem solidną (jak na pozycję popularnonaukową) ilość przypisów oraz przyzwoitą bibliografię.
Warto przy okazji napisać kilka słów o samym autorze, którego biografia również jest całkiem interesująca (choć wprawdzie nie aż tak intrygująca, jak życiorys bohatera jego książki). Nicholas Reynolds obronił doktorat z historii na Oxfordzie, po czym dołączył do Marines. Służył jako oficer piechoty, a potem jako historyk. Działał jako oficer CIA, zarówno w kraju, jak i za granicą. W późniejszym czasie objął posadę w muzeum CIA, gdzie miał dostęp do materiałów, o jakich każdy badacz historii wywiadu mógłby marzyć. To właśnie tam natknął się na niewiarygodne dokumenty, dotyczące Hemingwaya. Obecnie wykłada na uniwersytecie Johnsa Hopkinsa w Baltimore.
Opisaliśmy Hemingwaya-człowieka, teraz skupmy się na Hemingwayu-pisarzu. Prawdopodobnie najważniejszą książką Amerykanina (a na pewno szczególnie istotną w kontekście pracy Reynoldsa) jest „Komu bije dzwon”. Powieść, wydana w 1940 roku, opowiada o wojnie domowej w Hiszpanii i autor oparł ją na przeżyciach własnych i towarzyszących mu wtedy ludzi (wiele postaci wzorował na autentycznych uczestnikach walk – np. generał Golz posiada cechy Karola Świerczewskiego, a komisarz Massart to Andre Marty). Głównym bohaterem jest Robert Jordan (inspirowany z kolei Antonim Chrościem), który właśnie dołącza do niewielkiego oddziału republikanów. Jednostka ma za zadanie wysadzić pobliski most i dzięki temu odciąć drogę frankistom. W oczekiwaniu na rozpoczęcie akcji, partyzanci opowiadają sobie o wcześniejszych przeżyciach wojennych.
Hemingway przedstawił tutaj bardzo sugestywny obraz wojny domowej, z całą jej grozą i okrucieństwem. Autor zdecydowanie stoi po stronie republikanów (tak jak stał po ich stronie, kiedy toczyły się walki), jednak teraz, na kartach powieści zawarł też krytykę niektórych ich działań (zwłaszcza tych uskutecznianych przez komunistów ze Związku Radzieckiego). Wojna w Hiszpanii była jednym z najważniejszych przeżyć Hemingwaya, a porażka republikanów prześladowała go do końca życia – nic więc dziwnego, że w „Komu bije dzwon” czuje się autentyczne emocje.
Książka bardzo szybko doczekała się filmowej adaptacji – już w 1943 na ekran przeniósł ją Sam Wood. W rolach głównych wystąpili Gary Cooper i Ingrid Bergman.
Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny.
Wcześniejsza powieść Hemingwaya, „Pożegnanie z bronią” również oparta jest na jego przeżyciach. Wydana została w roku 1929, a jej akcja rozgrywa się podczas I wojny światowej. Narracja skupia się na postaci młodego, amerykańskiego ochotnika (alter ego autora), który walczy po stronie Włoch. Hemingway przeplata tutaj brutalne opisy starć zbrojnych z wątkiem miłości protagonisty i sanitariuszki Czerwonego Krzyża (też wzorowanej na prawdziwej postaci). Dzięki połączeniu tych motywów, Hemingwayowi udało się stworzyć porażający obraz bezsensownego konfliktu oraz roli jednostki podczas wojny.
Książka była pierwszym wielkim sukcesem pisarza, przyniosła mu szerokie uznanie i spore wpływy finansowe.
Świat łamie każdego i potem niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscach złamania. Ale takich, co nie dają się złamać, świat zabija.
Przejdźmy do jego pierwszej książki. „Słońce też wschodzi” ukazało się w 1926 roku i powstało pod wpływem modernistów oraz pisarzy z tzw. „straconego pokolenia”. Jednak Hemingway chciał w tej książce pokazać, że to pokolenie (ludzi zniszczonych przez doświadczenia I wojny światowej) wcale nie jest zepsute, a jego przedstawiciele to ludzie silni, którzy nie dali się pokonać. Fabuła powieści oparta jest na podróży Hemingwaya i jego przyjaciół do Pampeluny na święto Sanfermines, gdzie chcieli zobaczyć gonitwę i walki byków. I właśnie podobną grupę znajomych znajdziemy w „Słońce też wschodzi”: w jej centrum znajduje się Angielka, lady Brett, o której względy rywalizują mężczyźni – zarówno z kręgu głównych bohaterów, jak i uosabiający czystą męskość matador Romero.
Powieść spotkała się z mieszanymi opiniami krytyków. Niektórzy uważali postacie za płaskie i zarzucali Hemingwayowi antysemityzm (ze względu na to jak sportretował żydowskiego bohatera), inni chwalili za trafne oddanie klimatu lat powojennych oraz uznali lady Brett za jedną z najbardziej fascynujących kobiet w literaturze XX wieku.
Nigdy specjalnie nie lubiłam dzieci, ale ciężko mi pomyśleć, że nie będę ich miała. Zawsze myślałam, że będę miała dzieci i potem je polubię.
Hemingway był też mistrzem krótkiej formy. Często przypisuje mu się napisanie najlepszego opowiadania złożonego z siedmiu słów: „Na sprzedaż: dziecięce buciki nigdy nie noszone” (w oryginale słów było sześć: „For sale: baby shoes, never worn”), jednak podobne ogłoszenia rzeczywiście były w tym okresie zamieszczane w prasie. Nic dziwnego jednak, że tak łatwo uwierzono autorstwo Hemingwaya – było przecież tak bardzo w jego stylu: krótkie, mocne i mistrzowsko oddziałujące na emocje odbiorcy.
Taki właśnie jest „Stary człowiek i morze”. Tym razem Hemingway nie bazuje na swoich przeżyciach, ale stara się oddać charakter kubańskiego rybaka. Pisarz przeżył wiele lat na Kubie, wyspa stała się niemal jego drugą ojczyzną, a ludzie tam mieszkający byli mu wyjątkowo bliscy.
Jego tekst opowiada o Santiago, leciwym rybaku, który chce udowodnić, że nie jest bezużyteczny i wciąż potrafi łowić. Wypływa na morze, gdzie łapie olbrzymiego marlina – jednak, żeby dostarczyć go do portu będzie musiał walczyć z niebezpiecznymi wiatrami i rekinami. Hemingway chciał pokazać nieugiętego ducha ludzkiego, niezałamującego się w obliczu niesprzyjających okoliczności i porażek.
Postać Santiago była prawdopodobnie wzorowana na Gregorio Fuentesie, człowieku, który opiekował się łodzią pisarza oraz towarzyszył mu często w jego morskich wyprawach.
Ale człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.
Sięgnijcie po „Towarzysza Hemingwaya”. To naprawdę solidna książka, która w intrygujący sposób opowiada o równie intrygującym człowieku i pisarzu. Nie będziemy ukrywać – był to impuls, by jeszcze raz sięgnąć po dzieła tego wielkiego pisarza i jeszcze raz przeżyć najważniejsze z nich.
Wszystkie cytaty w tłumaczeniu Bronisława Zielińskiego.