Felieton

Kiedy wydawca jest zbędny – felieton

Cał­kiem nie­daw­no w face­bo­oko­wym feedzie mignął mi – udo­stęp­nio­ny przez kil­ku zna­jo­mych – wpis Micha­ła Sza­frań­skie­go (Finan­so­we­go Nin­ja), zawie­ra­ją­cy wie­le sta­ty­styk uka­zu­ją­cych mię­dzy inny­mi wyni­ki sprze­da­żo­we jego książ­ki. Po pierw­sze, gra­tu­lu­ję Micha­ło­wi nie­wąt­pli­wie ogrom­ne­go suk­ce­su, jakim jest nie tyle sprze­da­nie pra­wie 50 tysię­cy kopii książ­ki wyda­nej w ramach sel­fpu­bli­shin­gu, ale książ­ki w Pol­sce W OGÓLE. Okla­sku­ję tak­że na sto­ją­co trans­pa­rent­ność jego dzia­łań, bo ta, jak wia­do­mo na przy­kła­dzie Book Rage, jest dla mnie dość istotna.

Ale, ale. Michał jest oso­bą publicz­ną, zna­ną, wpły­wo­wą. Tak zwa­nym influ­en­ce­rem. Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że zna się na finan­sach, ale z ryn­kiem wydaw­ni­czym nie było mu chy­ba nigdy spe­cjal­nie po dro­dze. Sam nie uwa­żam się za spe­cja­li­stę w tej dzie­dzi­nie i z pew­no­ścią nim nie jestem. Nie­co jed­nak dzia­łam w tej bran­ży, więc czu­ję dziw­ne mro­wie­nie, kie­dy czy­tam taką ilość pół­prawd czy prze­mil­czeń, jaką we wspo­mnia­nym wpi­sie zapre­zen­to­wał Michał. I ponie­waż Michał ma cał­kiem poważ­ny wpływ zarów­no na to, jak ten rynek postrze­ga­ny jest przez odbior­ców, jak i wpły­wo­wych twór­ców – co poka­zał ostat­ni wywiad w Anty­we­bie z Rad­kiem Kotar­skim (Poli­ma­ty / Life­tu­be) –  stwier­dzi­łem, że war­to było­by samym zain­te­re­so­wa­nym roz­ja­śnić kil­ka spraw, bo naj­wy­raź­niej błą­dzą oni w mro­ku, a w dodat­ku wcią­ga­ją weń coraz wię­cej osób. Czy­ta­jąc zarów­no not­kę Micha­ła, jak i wywiad z Rad­kiem moż­na odnieść wra­że­nie, że sel­fpu­bli­shing to war­to­ścio­wa prze­ciw­wa­ga dla tra­dy­cyj­ne­go ryn­ku wydaw­ni­cze­go, a tak­że, że insty­tu­cja wydaw­cy jako takie­go, to zasad­ni­czo zby­tecz­ny szwin­del mają­cy na celu wyłącz­nie żero­wa­nie na lite­ra­tach. Jest to dość szko­dli­wy pogląd na sprawę.

Ponie­waż nie chciał­bym, aby ten felie­ton prze­mie­nił się w książ­kę, sku­pię się w nim na oba­la­niu tez posta­wio­nych w not­ce Finan­so­we­go Nin­dży będą­ce­go pro­wo­dy­rem zamie­sza­nia, odpusz­cza­jąc przy tym peł­ne­mu pół­prawd i prze­kła­mań wywia­do­wi z Radkiem.

Zacznę od tego, że Michał (cał­ko­wi­cie słusz­nie) chwa­li się kwo­tą prze­ka­za­ną akcji Paja­cyk, któ­rą uzbie­rał w akcji “1 książ­ka = 1 posi­łek”. Kwo­ta jest impo­nu­ją­ca, czap­ki z głów. Zmie­rzam do tego, że z owej kwo­ty i licz­by sprze­da­nych ksią­żek wyni­ka, iż od każ­dej sztu­ki Michał odda­wał lek­ko ponad 4 zło­te. Książ­ka kosz­tu­je w pod­sta­wo­wej wer­sji 69,99 zł, ale moż­na kupić ją tak­że wraz z kur­sem za 199,90 zł. Ta jest dość istot­na, ale dopie­ro w świe­tle cało­ści tego felietonu.

Michał chwa­li się wyni­ka­mi sprze­da­żo­wy­mi za ostat­ni mie­siąc i ma ku temu zresz­tą wszel­kie pod­sta­wy. 15 mie­się­cy od pre­mie­ry książ­ka nadal sprze­da­je się bar­dzo dobrze, ale tu poja­wia się chy­ba pierw­sze prze­kła­ma­nie. Autor pisze bowiem:

Sam ten wynik dosko­na­le poka­zu­je, że #Fin­Nin­ja wymy­ka się obie­go­wym opi­niom typu «książ­ki sprze­da­ją się tyl­ko w oko­li­cy pre­mie­ry» i «książ­ki żyją mak­sy­mal­nie przez 3 miesiące».”

Prze­mil­cze­nie pole­ga na tym, że owe wspo­mnia­ne przez Micha­ła zasa­dy doty­czą ksią­żek lite­rac­kich. Powie­ści i repor­ta­ży. A i tam są wyjąt­ki, takie jak super­hi­ty w posta­ci powie­ści Zafo­na czy Dana Brow­na, któ­rych wykres sprze­da­ży na prze­strze­ni wie­lu lat, a nie mie­się­cy, wyglą­dał­by falo­wo. Książ­ka Micha­ła nie jest repor­ta­żem, ani tym bar­dziej powie­ścią. Jest porad­ni­kiem. A porad­ni­ki wraz z książ­ka­mi kuchar­ski­mi – któ­re zaj­mu­ją pierw­sze miej­sca pod wzglę­dem ilo­ści sprze­da­nych egzem­pla­rzy kie­dy­kol­wiek – po pierw­sze, osią­ga­ją naj­lep­sze wyni­ki sprze­da­żo­we na całym ryn­ku, a po dru­gie, dzie­je się tak wła­śnie dla­te­go, że sprze­da­ją się znacz­nie dłu­żej niż przez 3 mie­sią­ce. Zresz­tą chwi­lę póź­niej Michał dodaje:

Dobre porad­ni­ki żyją dłu­go. Trze­ba tyl­ko chcieć o to dbać.”

Tym stwier­dze­niem zaprze­czał­by sam sobie, gdy­by tyl­ko wie­dział, że wspo­mnia­na wcze­śniej przez nie­go zasa­da nie doty­czy porad­ni­ków. Dru­gie małe prze­kła­ma­nie w tym zda­niu tyczy się tego, że wydaw­cy, w myśl zasa­dy 3 mie­się­cy, o te porad­ni­ki nie dba­ją. Dro­dzy czy­tel­ni­cy, gdy­by wydaw­cy “dba­li” o powie­ści na pol­skim ryn­ku tak, jak dba­ją o przy­no­szą­ce im znacz­nie więk­szy zysk porad­ni­ki wszel­kiej maści, to być może ten cały rynek wyglą­dał­by tro­chę ina­czej. Ale tyl­ko być może.

W dal­szej czę­ści swe­go wywo­du Michał zauwa­ża, że:

Samo­dziel­na sprze­daż książ­ki jest bar­dzo intrat­na – bez wzglę­du na to czy sprze­da­je się 1000 egzem­pla­rzy czy dużo wię­cej. To fakt.”

No cóż… nie. To zda­nie jest praw­dzi­we w sto­sun­ku do jakie­go­kol­wiek pro­duk­tu (nie tyl­ko książ­ki) pod warun­kiem, że brzmi: „Samo­dziel­na sprze­daż pro­duk­tu jest bar­dzo intrat­na – bez wzglę­du na to czy sprze­da­je się 1000 egzem­pla­rzy, czy dużo wię­cej, pod warun­kiem, że sprze­da­je się cho­ciaż ten 1000”. W zależ­no­ści od nakła­du są ilo­ści, któ­rych sprze­daż zwy­czaj­nie nie tyl­ko nie jest intrat­na, ale i cał­ko­wi­cie nie­opła­cal­na, bo są to ponie­sio­ne kosz­ty, któ­rych może­my nigdy nie odzy­skać. I tu prze­cho­dzi­my chy­ba do sed­na całej sprawy;

Tra­dy­cyj­ni wydaw­cy zepsu­li rynek – głów­nie poprzez wła­sne leni­stwo. Nie chcą i nie umie­ją sprze­da­wać bez­po­śred­nio (są wyjąt­ki, ale to tyl­ko wyjąt­ki). Posłu­gu­ją się bar­dzo kosz­tow­ną dys­try­bu­cją i mak­sy­ma­li­zu­ją swo­je zyski kosz­tem auto­rów – bo tyl­ko ich mogą robić w konia. Tak nie­ste­ty wyglą­da ten rynek.”

Nie wiem, czy tra­dy­cyj­ni wydaw­cy zepsu­li rynek w więk­szym stop­niu niż zro­bi­li to dys­try­bu­to­rzy albo klien­ci, dla­te­go pozwo­lę sobie nie wyda­wać wyro­ków. Wiem nato­miast, co w powyż­szym aka­pi­cie jest pół­praw­dą, ćwięrć­praw­dą, a co nieprawdą.

  1. [Tra­dy­cyj­ni wydaw­cy] nie chcą i nie umie­ją sprze­da­wać bez­po­śred­nio (są wyjąt­ki, ale to tyl­ko wyjątki).

O ile wiem, pra­wie każ­dy, nawet naj­mniej­szy sprze­daw­ca posia­da swo­ją inter­ne­to­wą księ­gar­nię, przez któ­rą pro­wa­dzi sprze­daż bez­po­śred­nią. O ile się orien­tu­ję, gros wypra­co­wy­wa­nej sprze­da­ży bez­po­śred­niej odby­wa się na dość “tra­dy­cyj­nych” tar­gach, kon­wen­tach, festy­nach lite­rac­kich i tym podob­nych, gdzie sprze­daż jest tak bez­po­śred­nia, jak tyl­ko bez­po­śred­nia być może. Nie jest więc praw­dą, że wydaw­cy nie pro­wa­dzą sprze­da­ży bez­po­śred­niej. Pro­wa­dzą, tyl­ko w inny spo­sób niż Michał. Czy potra­fią to robić? Czy robią to w spo­sób wystar­cza­ją­cy? To już są kwe­stie sporne.

  1. [Nie pro­wa­dzą sprze­da­ży bez­po­śred­niej, dla­te­go] posłu­gu­ją się bar­dzo kosz­tow­ną dystrybucją.

Kil­ku napraw­dę dużych gra­czy na tym ryn­ku posłu­gu­je się “zewnętrz­ną dys­try­bu­cją”, któ­ra gene­ru­je spo­ro kosz­tów, ale robią to dla­te­go, że owa dys­try­bu­cja nale­ży do nich, wobec cze­go tro­chę prze­kła­da­ją pie­nią­dze z kie­sze­ni do kie­sze­ni. Naj­więk­sza chy­ba w kra­ju Gru­pa Wydaw­ni­cza Fok­sal, to wła­ści­ciel vir­tu­alo i empi­ku. Bar­dzo duże wydaw­nic­two Świat Książ­ki nale­ży do FK Ole­sie­juk, chy­ba naj­więk­sze­go dys­try­bu­to­ra ksią­żek w kra­ju. Takich przy­kła­dów jest znacz­nie wię­cej. Mali wydaw­cy są nato­miast ska­za­ni na dys­try­bu­cję zewnętrz­ną, bo ina­czej zwy­czaj­nie nie zaist­nie­ją na ryn­ku i nie tra­fią na pół­ki popu­lar­nych księ­gar­ni. Sta­wia­nie spra­wy w ten spo­sób, że wydaw­cy wolą pła­cić dużo pie­nię­dzy zewnętrz­ne­mu dys­try­bu­to­ro­wi zamiast inwe­sto­wać w sprze­daż bez­po­śred­nią (któ­rą, jak już wie­my, posia­da­ją) jest wobec tego tro­chę nie­spra­wie­dli­we, nie wspo­mi­na­jąc o tym, że zwy­czaj­nie nie­praw­dzi­we. Zwłasz­cza w kon­tek­ście toczą­cej się od mie­się­cy dys­ku­sji o sta­łej cenie książ­ki, któ­ra w dużej mie­rze doty­czy tego pro­ble­mu wła­śnie, ale to temat na zupeł­nie osob­ny wpis. Na uwa­gę zasłu­gu­je tak­że fakt, że bar­dzo czę­sto to nie dys­try­bu­cja poże­ra ogrom kosz­tów książ­ki, a opła­ty skle­po­we – pobie­ra­ne przez samą księ­gar­nię, nie zaś dys­try­bu­to­ra – takie, jak opła­ta za pół­kę z nowo­ścia­mi, czy regał bli­żej wejścia.

  1. [Posłu­gu­ją się bar­dzo kosz­tow­ną dys­try­bu­cją i] mak­sy­ma­li­zu­ją swo­je zyski kosz­tem autorów.

Nie wiem na ile zamia­rem auto­ra była imple­men­ta­cja w tym zda­niu twier­dze­nia, że zysk kosz­tem auto­rów prze­cho­dzi na zupeł­nie nie­po­trzeb­ną rze­ko­mo, a kosz­tow­ną dys­try­bu­cję, ale tro­chę tak wyszło.

Mak­sy­ma­li­zo­wa­nie zysków kosz­tem auto­rów to tak­że dość przy­kre stwier­dze­nie, któ­re jest fun­da­men­tem całej idei sel­fpu­bli­shin­go­wej. Jest to zało­że­nie tyle krzyw­dzą­ce, co błęd­ne z kil­ku powodów.

Michał poni­żej wyli­cza swo­je zyski, poka­zu­je dzia­ła­nia, wyli­cza ile zaosz­czę­dził robiąc wszyst­ko sam, a jest to ilość zadań god­na podzi­wu. I to jest wła­śnie clue pro­ble­mu, któ­ry moż­na stre­ścić jed­nym zda­niem: pisarz jest od pisania.

Michał chce i umie zaj­mo­wać się pro­wa­dze­niem fir­my i finan­sa­mi; dzia­ła­nia­mi pro­mo­cyj­ny­mi, ogar­nia­niem dys­try­bu­cji, ogar­nia­niem redak­to­rów, edy­to­rów, skła­da­czy, gra­fi­ków, korek­to­rów i dru­ka­rzy. Tak samo zresz­tą Radek i wie­lu im podob­nych ludzi, któ­rzy wpierw uku­li swo­ją mar­kę biz­ne­so­wą, a potem stwier­dzi­li, że do swo­je­go oso­bi­ste­go port­fo­lio doda­dzą książ­ki. Michał woli wziąć pie­nią­dze do kie­sze­ni i zająć się wszyst­kim sam, bo wie jak, i umie to zro­bić. Ale Michał napi­sał porad­nik. Radek napi­sał esej. Śmiem twier­dzić, że nie są oni arty­sta­mi. Przy­pusz­czam, że sami o sobie tak zresz­tą nie myślą. To jest spo­ko. Nie spo­ko jest nato­miast suge­ro­wa­nie, że insty­tu­cja wydaw­cy jest ogól­nie zbęd­na i opie­ra się na wyzy­sku pisa­rzy. Wydaw­ca jest zbęd­ny dla takich osób, jak Michał i Radek, któ­re są w sta­nie zro­bić to, cze­go inni począt­ku­ją­cy pisa­rze, nie potrafią.

Zrzu­ca­nie całej maszy­ny księ­go­wo-mar­ke­tin­go­wej na bar­ki twór­cy już daw­no zosta­ło prze­pro­wa­dzo­ne na ryn­ku muzycz­nym, gdzie arty­sta naj­pierw sam musi zain­we­sto­wać w napi­sa­nie pły­ty, nagra­nie jej i wypro­mo­wa­nie, a jeśli będzie wystar­cza­ją­co dobra, będąc jed­no­cze­śnie wystar­cza­ją­co dobrze wypro­mo­wa­na, to wydaw­ca łaska­wie zgło­si się ”na goto­we”. A arty­sta w pokło­nach przyj­mie ofer­tę, bo w koń­cu będzie mógł się sku­pić na tym, po co zaczął two­rzyć, a nie na tym, do cze­go został zmu­szo­ny przez rynek.

Wydaw­ca jest po to, aby zająć się dys­try­bu­cją; nie­waż­ne czy wewnętrz­ną, czy zewnętrz­ną. Zająć się pro­mo­cją – dro­gą czy tanią. Zająć się pomo­cą i nad­zo­rem przy pro­ce­sie two­rze­nia oraz ogar­nia­niem kon­tak­tów z media­mi. Michał nie potrze­bu­je wydaw­cy – i to jest, jak mówi­łem, spo­ko. Ale pod­kre­ślę jesz­cze raz, wca­le nie spo­ko jest twier­dze­nie, że wydaw­cy są nie tyl­ko zby­tecz­ni, a wręcz dzia­ła­ją na szko­dę twór­ców tyl­ko dla­te­go, że Michał czy Radek jako posta­cie wybit­nie ogar­nię­te biz­ne­so­wo i mar­ke­tin­go­wo, byli w sta­nie sami napi­sać książ­ki, a potem zor­ga­ni­zo­wać ich pro­mo­cję i sprze­daż na pra­wie 50 000 egzem­pla­rzy przy cenie mini­mum, któ­ra jest dwa razy więk­sza niż śred­nia cena książ­ki w księ­gar­ni ze “zło­dziej­skim narzu­tem dys­try­bu­to­ra”. Pano­wie blo­ge­rzy ogar­nia­ją to wszyst­ko sami, dzię­ki cze­mu mają dla sie­bie znacz­nie wię­cej pie­nię­dzy, niż gdy­by robił to za nich wydaw­ca ze swo­imi księ­go­wy­mi, ludź­mi od mar­ke­tin­gu, gra­fi­ki, redak­cji i korek­ty, gdzie prze­cież każ­de­mu nale­ży się zapła­ta za pracę.

To dzię­ki temu Michał może nie­ca­łe 6% ceny okład­ko­wej swo­jej książ­ki w cenie mini­mum 69,99 zł oddać na cele charytatywne.

Gdy­by tego wszyst­kie­go nie umiał, była­by to kiep­ska reko­men­da­cja dla jego porad­ni­ka „Jak oszczę­dzać pie­nią­dze”, któ­ry wszyst­kim gorą­co polecam.

Zdję­cie głów­ne: © Voj­tech Okenka

Ilu­stra­cję do felie­to­nu sta­no­wią mate­ria­ły ogól­no­do­stęp­ne na stro­nie: www.jakoszczedzacpieniadze.pl i www.finansowyninja.pl


Michał Michal­ski – entu­zja­sta ksią­żek i wszel­kiej kul­tu­ry, zało­ży­ciel ArtRage.pl (ex BookRage.org) ser­wi­su, gdzie za kul­tu­rę pła­ci się tyle ile się może.

fot. Aga­ta Krajewska

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy