Andrzej Dziurawiec to pisarz i scenarzysta filmowy. Został laureatem pierwszej polskiej edycji konkursu Hartlley – Merill za scenariusz „Judasz ze Lwowa”. Napisał też scenariusze do „Zakładu”, „Czarnego Punktu” i „Karate po polsku”, W 2013 roku wydał thriller „Bastard”. Jest też autorem wierszy, opowiadań i publicystyki. Zapraszamy do lektury rozmowy z nim.
Pańscy bohaterowie są bardzo wyraziści. Czy tworząc ich wzorował się Pan na autentycznych postaciach?
Najczęściej nie. Chociaż akurat w „Bastardzie” dwie postaci – Mateusz Soltan-Puński i jego kuzyn, mecenas Soltan mają swoje dalekie odpowiedniki w rzeczywistości. Kilkanaście lat temu usłyszałem opowieść o bastardzie znanego polskiego rodu arystokratycznego, który za komuny wyjeżdżał na Zachód, by pracować u swoich utytułowanych kuzynów. Za dnia razem ze służbą sprzątał stajnie, wieczorem zakładał pożyczony smoking i razem z kuzynostwem zasiadał do kolacji… Wiedziałem, że muszę tę historie opowiedzieć. No i opowiedziałem w „Bastardzie”. Autentyczna jest też historia dziecka ulicy, którego niespodziewanie odnajduje ojciec arystokrata. Jak w bajce. Chociaż to dosyć okrutna bajka…
Powiązania rodzinne i drzewa genealogiczne pełnią ważne role w Pańskich powieściach. Na co dzień też interesuje się Pan genealogią czy wynikało to tylko z potrzeb literackich?
Genealogia jest fascynująca, ale nie tylko dlatego piszę o korzeniach rodzinnych swoich bohaterów. Nie chcę, żeby moi bohaterowie byli ludźmi znikąd. Jeśli mają być prawdziwi, muszą przecież być skądś.
„Festiwal” jest kontynuacją „Bastarda” – powracają prawie te same postaci, występuje wiele nawiązań do wcześniejszych wątków. Od początku planował Pan śledztwa Szuberta i Szumana jako cykl?
Może nie od samego początku, ale gdzieś w połowie pracy nad „Bastardem” doszedłem do wniosku, że mam materiał na cykl trzech powieści. Lubię swoich bohaterów, chcę jeszcze nimi pobyć. Dopiero w trzeciej części zamorduję Szuberta…
Dlaczego zdecydował się Pan pisać akurat kryminały?
Bo nie lubię się nudzić podczas pracy.
Czym powinien się charakteryzować dobry kryminał?
Przede wszystkim musi mieć wyrazistego bohatera. Takiego, którego i autor, i czytelnik będzie mógł polubić. Musi być logicznie skonstruowany. Musi dawać czytelnikowi szansę na samodzielne rozwiązanie zagadki. Nie znoszę thrillerów, w których autor obdarza swoje postacie nadludzkimi możliwościami. To, niestety częsta przypadłość. Niewolni są od niej nawet najwięksi, na przykład Nesbo w „Pierwszym śniegu”.
Jacy są Pańscy ulubieni autorzy powieści detektywistycznych?
Każdy, kto przeczytał „Bastarda”, czy „Festiwal” odgadnie bez trudu – CHANDLER! CHANDLER i jeszcze raz CHANDLER! Ze współczesnych najbardziej cenię Jamesa Ellroy’a. Z polskich autorów staram się nie przegapić żadnej powieści Marka Krajewskiego i Marcina Wrońskiego.
Skąd bierze Pan informacje na temat pracy organów śledczych?
Jak wszyscy – z internetu. Sytuację mam o tyle ułatwioną, że z wykształcenia jestem prawnikiem.
Jakiej muzyki słucha Pan podczas pracy?
Bardzo różnej. Brahms, Coltrane, Rachmaninow, Morphine, Ramonesi…
Pisze Pan teraz trzecią część serii o Szubercie i Szumanie – „Płonące ambony”. Może Pan zdradzić, o czym ona będzie?
Szubert przenosi się na podlubelską wieś, ale i tam nie znajduje spokoju. Nieuchwytny morderca morduje myśliwych, a Szubert spotyka prawdziwą femme fatale…
Oprócz książek pisze Pan również scenariusze filmowe i serialowe. Jakie są różnice w tworzeniu dla tych mediów?
I tu, i tu opowiada się historię. I tu, i tu najważniejszy jest bohater. Scenariusze pisze się obrazami, ale ja i prozę w ten sposób piszę. Podstawowa różnica to język. W scenariuszu nie odgrywa żadnej roli, w prozie ogromną. Fraza, melodia języka mają dla mnie podstawowe znaczenie. Najbardziej cenię tych autorów, którzy mają własny, rozpoznawalny język. Nie jest ich tak wielu. Szczególnie wśród kryminalistów.
Kontynuując tematykę kinematograficzną. Czy książki o Szumanie i Szubercie mają szansę trafić na ekran? Kogo obsadziłby Pan w głównych rolach?
Mam taką nadzieję. Czy się ziści – czas pokaże. Autor nie ma wpływu na obsadę, więc w ogóle się nie zastanawiam, kto mógłby zagrać Szuberta, czy Szumana. Tym bardziej, że Humphrey Bogart nie żyje…