Neila Gaimana jest wszędzie pełno – wydaje książki, pisze scenariusze komiksów, filmów i seriali, promuje czytelnictwo, tworzy poezję, śpiewa, itp. itd. To współczesny człowiek renesansu, posiadający olbrzymią wyobraźnię oraz odpowiadający jej talent do przekazywania swoich myśli. Jego nazwisko na pewno obiło się o uszy wszystkim, którzy jako-tako interesują się współczesną popkulturą. Nie wszyscy jednak mieli bliższy kontakt z twórczością Anglika. Dla tych właśnie osób przygotowaliśmy krótki przewodnik, doradzający, za które tytuły najlepiej zabrać się na samym początku znajomości z tym pisarzem.
Jeśli chcecie zacząć od najlepszej książki Gaiman – wybierzcie „Amerykańskich bogów”. Głównym bohaterem jest Cień, mężczyzna, który właśnie wyszedł z więzienia i dowiedział się, że jego żona zginęła w wypadku oraz, że miała romans z jego najlepszym kumplem. Bohater nie wie za bardzo, co z sobą zrobić, aż przypadkiem nie spotyka człowieka, przedstawiającego się jako Wednesday. Na pierwszy rzut oka wydaje się on być drobnym cwaniaczkiem – bardzo szybko jednak okazuje się, że to nikt inny jak sam Odyn. Wszechojciec wprowadza Cienia w świat bóstw, które przybyły wraz z emigrantami do Ameryki. Teraz większość z nich jest już na poły zapomniana i żyje między śmiertelnikami, pozbawiona większości mocy. Mało kto oddaje im cześć, prawie nikt się nimi nie przejmuje. Ludzie mają teraz innych bogów, bardziej odpowiadających współczesnym czasom – bogów technologii, mediów, kapitalizmu i teorii spiskowych. Jak łatwo się domyślić, obie grupy bóstw darzą się szczerą nienawiścią. Wszystko wskazuje na to, że niedługo może dojść do ostatecznej bitwy. Jednak Wednesday ma swoje plany – czy Cień może mu ufać? Świat wykreowany w „Amerykańskich bogach” jest przebogaty i opisany w taki sposób, że czytelnik momentalnie zatapia się nim bez reszty. To bardzo amerykańska Ameryka (wychodząca jednak poza proste stereotypy), jej duch jest wyraźnie odczuwalny, a wzbogacona o pochodzące z różnych kultur wątki mitologiczne, podane bez lukru, nabiera dodatkowych wymiarów. Quasi-szamańskie wędrówki Cienia oraz spotkania z kolejnymi bóstwami budują rzeczywistość tajemniczą, mroczną i przez cały czas, niezmiennie intrygującą.
Po skończonej lekturze możecie zabrać się za „Chłopaków Anansiego”, książkę rozgrywającą się w tym samym świecie i również podejmującą boską tematykę.
Warto też wspomnieć, że w 30 kwietnia stacja STARZ wyemitowało pierwszy odcinek serialu na podstawie „Amerykańskich bogów”.
Kiedy nie macie wiele czasu i potrzebujecie czegoś krótkiego, radzę sięgnąć po opowiadania. Gaiman napisał ich naprawdę sporo. Na początek doradzałbym zbiór „Dym i lustra” – to właśnie tam znajdują się teksty najbardziej śmiałe i oryginalne. Krótki tekst o Świętym Graalu, znalezionym w małym sklepiku, przewrotna wersja baśni o królewnie Śnieżce, doskonała parodia twórczości Lovecrafta, wstrząsający tekst o tym, w jaki sposób można wykorzystać dzieci, kryminalna historia rozgrywająca się w mieście aniołów, a także i wiele innych, równie intrygujących opowiadań i wierszy.
Jeśli jesteście miłośnikami twórczości Terry’ego Pratchetta, to przeczytajcie „Dobry Omen” – książkę, którą Gaiman napisał do spółki z ojcem „Świata Dysku”. To fantastyczna, zwariowana opowieść o apokalipsie, pełna dziwacznych pomysłów i specyficznego humoru, tak charakterystycznego dla obu autorów. Oto bowiem na świat ma przyjść Antychryst, więc siły Piekła i Nieba, w osobie diabła Crowleya oraz anioła Azirafala (prywatnie całkiem dobrych kolegów) robią wszystko, by ukształtować chłopca na swoje podobieństwo. Jest tylko jeden problem – dziecko, które usiłują wychować, wcale nie jest zapowiadaną Bestią… Prawdziwy Antychryst mieszka zupełnie gdzie indziej i dorasta pozbawiony wpływów agentów Góry i Dołu. Jak w takiej sytuacji będzie wyglądać Apokalipsa? Co zrobią Jeźdźcy? Jaką rolę odegra jedyna prawdziwa przepowiednia spisana przez wiedźmę Agnes Nutter?
„Koralina”. Młodsi czytelnicy, którzy nie boją się bać mogą zabrać się właśnie za tę pozycję. Po przeprowadzce do nowego domu, tytułowa bohaterka odkrywa przejście do innego świata, gdzie rodzice nie są tacy nudni, a na obiad są same pyszności. Tylko, że z tym drugim światem jest coś bardzo nie tak – wszyscy zamiast oczu mają guziki i w dodatku chcą podobne przyszyć Koralinie. Dziewczynka będzie musiała znaleźć sposób na ucieczkę z tej rzeczywistości. Mimo iż skierowana do dzieci, ta książka jest najstraszniejszym tekstem, jaki wyszedł spod pióra Gaimana. Kreacja drugiej rzeczywistości i jej mieszkańców mrozi krew w żyłach, a umiejętne stopniowanie napięcia powoduje, że czytelnik nerwowo przerzuca kolejne strony. Całości dopełniają niepokojące ilustracje niezrównanego Dave’a McKeana. W 2009 powstała animacja na podstawie „Koraliny”.
Dla osób, które kochają fantasy i baśnie idealnym początkiem będzie „Gwiezdny pył”. Tristram Thorn obiecał wybrance swojego serca, że zdobędzie dla niej gwiazdę. W tym celu musi udać się za Mur, do tajemniczej krainy, gdzie rządzi magia. Zadanie nie będzie łatwe, na gwiazdę poluje też grupa pretendentów do tronu, a to nie jedyne niebezpieczeństwo, jakie czyha na śmiałka, wędrującego po tych terenach. Opis fabuły może brzmieć jak dosyć typowe fantasy, ale dzięki swojemu talentowi Gaiman zrobił z tego naprawdę fascynującą baśń – momentami bardzo mroczną, ale też często zabawną i wymykającą się poza schematy gatunku. Powieść została zekranizowana w 2007 roku – w filmie zagrali m. in. Charlie Cox, Robert de Niro i Michelle Pfeiffer.
Świat „Gwiezdnego pyłu” został wykorzystany później w opowiadaniu „Książę Wellington gubi swojego konia” ze zbioru „Damy z Grace Adieu” Susanny Clarke, autorki „Jonathana Strange’a i pana Norrela”.
Jeśli chcielibyście w pierwszej kolejności sięgnąć po komiksową twórczość Gaimana, to również jest kilka ścieżek, w jaki sposób można zacząć.
„Sandman” – bo czemu by nie wystartować od razu jego najsłynniejszej serii, która sprawiła, że pisarz stał się gwiazdą? To komiks pełen grozy, postmodernistyczna zabawa, poskładana z opowieści, mitów, legend, koszmarów, majaków i baśni.
Tytułowy bohater jest nikim innym jak personifikacją Snu – jednym z Nieskończonych, siódemki istot starszych od bogów, dysponujących olbrzymią mocą, ale też obciążonych równie wielką odpowiedzialnością. Jednak początek historii nie jest dla Sandmana łaskawy – zostaje on uwięziony przez potężnego ziemskiego maga (wzorowanego na Aleisterze Crowleyu), który pragnął spętać siostrę Snu – Śmierć. Po latach protagoniście udaje się uciec z więzienia czarownika. Teraz musi odzyskać swoje atrybuty, naprawić własną domenę oraz przywołać do porządku zbuntowane sługi. To zaledwie początek długiej historii – w miarę rozwoju fabuły czytelnik pozna bliżej rodzeństwo Snu, przyjrzy się zjazdowi seryjnych morderców, zobaczy jak panteony kłócą się, komu ma przypaść w udziale piekło, odwiedzi karczmę na styku światów, pozna Panie Łaskawe oraz człowieka, który nie umiera, weźmie udział w poszukiwaniu zaginionego brata Sandmana i zobaczy jak postać Władcy Snów wpływała na ważne wydarzenia mitologiczne i historyczne. „Sandman” nie miał stałego rysownika, kolejne rozdziały rysowali różni artyści, w tym takie sławy jak Sam Kieth, Michael Zulli, P. Craig Russel, Bill Sienkiewicz, Jon J. Muth, czy Mike Allred. Główna seria (wydana w Polsce w dziesięciu tomach) jest zamkniętą całością, jednak w późniejszym czasie powstało mnóstwo komiksów pobocznych (niekoniecznie pisanych przez Gaimana), rozwijających historie niektórych postaci cyklu. W naszym kraju ukazały się m. in. „Śmierć”, „Lucyfer” i „Śnienie”.
Jeśli jesteście fanami Marvela, sięgnijcie po miniserię „1602”. Cykl oparty jest na bardzo interesującym pomyśle – Gaiman wziął sztandarowych bohaterów tego uniwersum i przeniósł ich do epoki elżbietańskiej. Mamy więc sir Nicholasa Fury’ego – dbającego o bezpieczeństwo królowej, Daredevil jest ślepym irlandzkim bardem, Carolus Javier prowadzi Elitarną Szkołę dla Szlachetnie Urodzonych, doktor Strange stanowi marvelowy odpowiednik Johna Dee, a po karczmach śpiewa się pieśni, opiewające dzielną załogę okrętu Fantastick. Gaiman bardzo zręcznie dostosowuje ikonicznych bohaterów do początków XVII wieku i tka całkiem udaną (a także nawet sensowną) fabułę. Rysunki Andy’ego Kuberta, z kolorami Richarda Isanove też zgrabnie oddają tę wizję. Nie wspominając już o okładkach Scotta McKowena, idealnie podkreślających klimat epoki.
Z kolei w przypadku, gdy bardziej kręci was świat DC, mam dla was dwie propozycje. Miłośnicy Batmana powinni zacząć od „Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem”. Komiks to zbiór historie ludzi związanych w różny sposób z Batmanem, którzy spotykają się na stypie i opowiadają o tym, w jaki sposób heros zginął. Każda wersja drastycznie różni się od pozostałych. Gaiman stara się dotknąć tutaj samej istoty Mrocznego Rycerza – przedstawić go jako półboga, współczesny archetyp obrońcy, istotę, która raz po raz powraca w nowym wcieleniu, by ponownie strzec swojego miasta.
Druga opcja to „Czarna Orchidea”, stworzona wspólnie z nieoceniony Dave’em McKeanem. To odświeżona historia mało popularnej heroiny. Autor wyszedł poza ramy tego, co potocznie uważa się za komiks superbohaterski. Dołożył dużo do historii Czarnej Orchidei i z płaskiej postaci stworzył pełnowymiarową, fascynującą osobowość. Komiks jest silnie osadzony w uniwersum DC, w albumie pojawiają się też inni bohaterowie tego świata, m. in. Batman, Potwór z Bagien, Lex Luthor i pacjenci Azylu Arkham. Nie zmienia to jednak faktu, że fabuła jest na wskroś oryginalna i niesztampowa, sporo tutaj elementów psychologicznych, socjologicznych, a momentami wchodzi też subtelny oniryzm.
Jest wiele sposobów, by zacząć czytać Neila Gaimana. Wybierzcie ten, który najbardziej wam odpowiada i zanurzcie się w fascynującej twórczości angielskiego pisarza.
zdjęcie główne Ståle Grut nrkbeta wikipedia na licencji CC BY-SA 2.0