Wywiady

Zaczęło się od fascynacji uniwersum stworzonym przez Andrzeja Sapkowskiego – rozmawiamy z Martą Dziok-Kaczyńska o książce Elfy Londynu

Mar­ta Dziok-Kaczyń­ska, w sie­ci zna­na też jako blo­ger­ka i pod­ca­ster­ka publi­ku­ją­ca pod pseu­do­ni­mem Rien­na­he­ra, nakła­dem wydaw­nic­twa Uro­bo­ros wyda­ła swo­ją debiu­tanc­ką powieść „Efly Lon­dy­nu”. Z tej oka­zji opo­wie­dzia­ła nam tro­chę o swej książ­ce, pisa­niu blo­ga w 2023, fascy­na­cji dłu­go­wiecz­ny­mi i zepsu­ty­mi elfa­mi, depre­sji i jej wpły­wo­wi na życie, a na koniec poba­wi­ła się w wyma­rzo­ny casting.

Mar­to, za nami pre­mie­ra two­jej debiu­tanc­kiej powie­ści, jakie to uczu­cie zoba­czyć swo­ją pierw­szą książ­kę na pół­ce, wziąć ją w ręce?

Wspa­nia­łe! To reali­za­cja moje­go marze­nia, któ­re mia­łam od dwu­dzie­stu lat, więc jest napraw­dę cudownie!

Czy wie­lo­let­nie pisa­nie blo­ga pomo­gło ci w pisa­niu powie­ści, czy są to jed­nak na tyle odręb­ne for­my, że nie było żad­ne­go przełożenia?

Z pew­no­ścią mi pomo­gło, im wię­cej piszesz, tym lepiej piszesz, uczysz się co dzia­ła – z pisa­niem jest jak z mię­śnia­mi. Myślę, że ta książ­ka jest o wie­le lep­sza, niż gdy­by tego blo­ga nie było.

A co spra­wia­ło ci wię­cej przy­jem­no­ści, pisa­nie krót­kich notek na blo­ga, czy kolej­nych roz­dzia­łów. Czy może pisa­nie było dla cie­bie tor­tu­rą, a dopie­ro efekt koń­co­wy ją wynagrodził?

Pisa­nie powie­ści zde­cy­do­wa­nie jest naj­przy­jem­niej­szym eta­pem całe­go pro­ce­su. To wszyst­ko co nastę­pu­je póź­niej też jest faj­ne, ale ja uwiel­biam być zanu­rzo­na w świe­cie któ­ry stwo­rzy­łam. Nato­miast pisa­nie blo­ga i opo­wie­ści to zupeł­nie co inne­go. Cza­sa­mi było tak, że bra­ko­wa­ło mi tego feed­bac­ku od odbior­cy, któ­ry zawsze daje ci skok dopa­mi­ny. Po doda­niu not­ki na blo­ga ktoś od razu mówi, że faj­nie lub nie­faj­nie, ale od razu masz tę inte­rak­cję i uwa­gę czy­tel­ni­ka. Z książ­ką jest się jed­nak przy pisa­niu dużo bar­dziej samot­nym, pew­ne rze­czy chcia­ło­by się skon­sul­to­wać, ale nie wrzu­ci się tego w trak­cie pro­ce­su. Korzy­sta­łam z pomo­cy moich zna­jo­mych, któ­rym przy oka­zji dzię­ku­ję za cier­pie­nie na jakie ich wysta­wi­łam w trak­cie two­rze­nia „Elfów Lon­dy­nu”! Not­ki i powieść są to jed­nak tak róż­ne for­my lite­rac­kie, że cza­sa­mi cięż­ko było mi wyjść z jed­nej i wejść w dru­gą. Jeśli się wkrę­ci­łam w pisa­nie książ­ki, to not­ka na blo­ga wyda­wa­ła się tro­chę za mała, ale z dru­giej stro­ny, żeby w ogó­le przy­zwy­cza­ić się do pisa­nia powie­ści, musia­łam tro­chę odzwy­cza­ić się od try­bu sia­dam, piszę, zaklej, zaśnij, zapomnij.

W two­jej powie­ści głów­ny­mi boha­te­ra­mi są elfy, skąd u cie­bie tak wiel­ka fascy­na­cja nimi, spo­śród tak wie­lu ras fantastycznych?

Zaczę­ło się od fascy­na­cji uni­wer­sum stwo­rzo­nym przez Andrze­ja Sap­kow­skie­go, Wiedź­mi­na zaczę­łam czy­tać pierw­szy raz kie­dy mia­łam dwa­na­ście lat…

Ja tak samo!

… i wciąż nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale tak było! Od razu wsią­kłam w ten świat i uwiel­bia­łam jego elfy, tak odmien­ne od tol­kie­now­skich, któ­re oczy­wi­ście rów­nież są wspa­nia­łe, ale bar­dziej prze­ma­wia­ło do mnie to jak Sap­kow­ski uchwy­cił tę deka­den­cję, jak brak śmier­tel­no­ści wpły­wa na psy­chi­kę i jej poten­cjal­ne zepsu­cie. To motyw któ­ry poja­wia się w róż­nych dzie­łach, np. w powie­ściach o wam­pi­rach i strasz­nie go lubię. Śmier­tel­ność to coś, co nada­je dyna­mi­ki życiu. Mnie fascy­no­wa­ły te pro­ble­my nie­śmier­tel­no­ści, takie jak np. stwier­dze­nie jed­ne­go z elfów w sadze wiedź­miń­skiej, że w pew­nym wie­ku nawet seks się nudzi.

To praw­da, też bar­dzo lubię, kie­dy auto­rzy zwra­ca­ją uwa­gę na to, jak zmie­nia się per­spek­ty­wa w zależ­no­ści od dłu­go­ści życia. Akcja two­jej powie­ści toczy się we współ­cze­snej Wiel­kiej Bry­ta­nii. Skąd u cie­bie taka fascy­na­cja kul­tu­rą anglo­sa­ską, czy poja­wi­ła się już po wyje­cha­niu na Wyspy, czy jesz­cze w Polsce?

Zain­te­re­so­wa­nie bry­tyj­ską kul­tu­rą poja­wi­ło się jesz­cze w Pol­sce i poprze­dzi­ło mój wyjazd. W mło­do­ści fascy­no­wał mnie mit artu­riań­ski, uwiel­bia­łam powie­ści typu „Mała Księż­nicz­ka” czy „Opo­wieść Wigi­lij­na” oraz inne książ­ki Dic­ken­sa i Jane Austin. Dora­sta­łam w tym, uwiel­bia­łam oglą­dać pro­duk­cje kostiu­mo­we któ­rych akcja toczy się w XIX wiecz­nej Wiel­kiej Bry­ta­nii. Kie­dy więc poja­wi­ła się oka­zja na wyjazd na stu­dia, sko­rzy­sta­łam z niej od razu i od tego cza­su moja fascy­na­cja kul­tu­rą bry­tyj­ską tyl­ko się pogłębia.

Chciał­bym poroz­ma­wiać tak­że o innej czę­ści two­jej dzia­łal­no­ści, powiedz mi pro­szę, jak to jest w 2023 roku pisać blo­ga, kie­dy wszę­dzie w inter­ne­cie kró­lu­je for­ma wideo?

Nie ukry­wam, że jest to wyzwa­nie, jestem świa­do­ma, że popu­lar­ność blo­gów nie jest już taka jak kie­dyś, widzę to po sta­ty­sty­kach. Oprócz blo­ga pro­wa­dzę też jed­nak pod­cast „Kore­spon­den­cja z Lon­dy­nu”, któ­ry na tę chwi­lę jest bar­dzo faj­nym dodat­kiem, ale w przy­szło­ści może stać się głów­ną czę­ścią mojej dzia­łal­no­ści inter­ne­to­wej, jestem też aktyw­na na insta­gra­mie. Jesz­cze mniej wię­cej deka­dę temu media spo­łecz­no­ścio­we sta­no­wi­ły doda­tek do blo­ga, tam się wrzu­ca­ło jakieś pobocz­ne prze­my­śle­nia, a teraz to one sta­ły się głów­nym spo­so­bem kon­tak­tu z odbior­cą i dzia­łal­ność z blo­gów moc­no prze­nio­sła się wła­śnie tam. Póki co nie wcho­dzi­łam jesz­cze w temat wideo, jest to dla mnie dużo bar­dziej cza­so­chłon­ne niż pisa­nie tek­stu (edy­to­wa­nie!), ale być może za jakiś czas prze­nio­sę się na YouTu­be zupeł­nie, może nie, zoba­czę. Twór­ca inter­ne­to­wy w 2023 roku musi mieć świa­do­mość tego, że kana­łów jest dużo i nie moż­na się ogra­ni­czać tyl­ko do jednego.

Jed­nym z naj­po­pu­lar­niej­szych postów na two­im blo­gu jest ten doty­czą­cy depre­sji. W jaki spo­sób wpły­nę­ła ona na two­je pisa­nie, jak prze­ło­ży­ła się na pro­ces twórczy?

Przez dłu­gi czas two­rze­nie świa­ta, posta­ci i histo­rii było dla mnie for­mą eska­pi­zmu. Nie powie­dzia­ła­bym, że jestem wdzięcz­na depre­sji za to doświad­cze­nie, ale jed­nak uciecz­ka myśla­mi od świa­ta real­ne­go do tego któ­ry stwo­rzy­łam, pomo­gła mi w napi­sa­niu powie­ści. Od dłuż­sze­go cza­su leczę się i czu­ję się zupeł­nie ina­czej, jestem też w innym miej­scu w życiu. Kie­dy zaczy­na­łam myśleć o książ­ce i pisać blo­ga byłam na stu­diach, pra­co­wa­łam na eta­cie, teraz pro­wa­dzę z moim mężem dzia­łal­ność, piszę blo­ga, powieść, zaj­mu­ję się dzieć­mi – to zupeł­nie inny etap w życiu, na któ­rym pisa­nie jest czymś kom­plet­nie odmiennym.

Jak radzisz sobie jako intro­wer­tycz­ka i oso­ba z depre­sją z opi­nia­mi w sie­ci? Pisząc blo­ga oraz powieść moc­no się uze­wnętrz­niasz, wysta­wiasz na oce­ny innych.

Pisa­łam nawet nie­daw­no tekst o tym dla­cze­go oso­by mają­ce ten­den­cje do intro­wer­ty­zmu i sta­nów depre­syj­nych zabie­ra­ją się do takich rze­czy jak pisa­nie, bo to jest dla nich nie­sa­mo­wi­cie stre­su­ją­ce. Kie­dy jed­nak odczu­wasz potrze­bę pisa­nia, musisz to robić, możesz to co stwo­rzysz cho­wać do szu­fla­dy, albo możesz z tym tra­fić do ludzi, pyta­niem jest co chcesz z tym zro­bić. Dzię­ki blo­go­wi mia­łam oka­zję dotrzeć do wie­lu ludzi z podob­ny­mi pro­ble­ma­mi co ja i kie­dy dosta­ję wia­do­mo­ści od ludzi, że dzię­ki temu co napi­sa­łam poczu­li się lepiej ze sobą, albo poszli do tera­peu­ty, to jest dla mnie ogrom­ny kop moty­wa­cyj­ny. Oczy­wi­ście zda­rza­ją się oso­by, któ­re mnie nie lubią, ale nie jestem prze­cież zupą pomi­do­ro­wą, żeby każ­dy lubił mnie lub moją twór­czość. Jest to nie­przy­jem­ne, ale mnó­stwo rze­czy w życiu jest. Trze­ba chy­ba w pew­nym momen­cie doro­snąć do tego, że nie uda się uzy­skać sym­pa­tii wszyst­kich i nie przej­mo­wać się tym. Kry­ty­kę war­to poznać, a na hej­te­rów są odpo­wied­nie narzędzia.

Podo­bał mi się jeden z tek­stów na two­im blo­gu, któ­ry odno­sił się do intro­wer­ty­zmu, że ten nie jest wymów­ką do nie­ro­bie­nia nicze­go przez całe życie. Porów­na­łaś to do tego, jak ktoś w szko­le twier­dzi, że jest kiep­ski z mat­my, bo jest huma­ni­stą, ale z pol­skie­go dziw­nym tra­fem też jest beznadziejny.

Ten tekst wywo­łał bar­dzo duże obu­rze­nie wśród osób, któ­re uwa­ża­ły się za introwertyczne!

Napraw­dę? Sam się za taką uważam!

I widzisz, jeste­śmy tu dzi­siaj i roz­ma­wia­my, zamiast sie­dzieć w domu! Oczy­wi­ście nie cho­dzi o to, żeby się zmu­szać do jakie­goś nie­sa­mo­wi­te­go cier­pie­nia i robie­niu rze­czy, któ­rych abso­lut­nie nie zno­sisz, ale poko­ny­wa­nie trud­no­ści jest tym co spra­wia, że w życiu doj­rze­wa­my, rośnie­my i zmie­nia­my się na lep­sze. Jeśli chcie­li­by­śmy robić tyl­ko to, co jest dla nas przy­jem­ne i kom­for­to­we, to mogli­by­śmy cały dzień leżeć w domu i oglą­dać seria­le, ale chy­ba nie o to w życiu chodzi.

Wiesz co mi cza­sem poma­ga? Wcie­la­nie się w role, jak na przy­kład teraz, kie­dy uda­ję dzien­ni­ka­rza prze­pro­wa­dza­ją­ce­go wywiad, cho­ciaż nim nie jestem. Ty nie zauwa­żasz róż­ni­cy, a ja się nie stre­su­ję, bo prze­cież tyl­ko gram! Nie jestem co praw­da pewien, czy tera­peu­ci uzna­li­by to za zdro­we podejście…

Moja tera­peut­ka uwa­ża­ła zawsze, że powin­nam być praw­dzi­wą sobą, tyl­ko że praw­dzi­wa ja chcia­ła uciec z dale­ka od całe­go świa­ta i rze­czy­wi­sto­ści w któ­rej musia­łam być. Twier­dzi­ła też, że powin­nam robić to, co napraw­dę kocham, pro­blem w tym, że robie­nie tego co napraw­dę kocham nie pła­ci­ło mi rachun­ków… Lubię sobie myśleć, że pew­ne rze­czy, jeże­li cho­dzi o całe moje życie, nie mają wiel­kie­go zna­cze­nia. Ktoś mi powie, że jestem głu­pia? Za tydzień nie będę o tym pamię­tać i wró­cę do swo­je­go życia, gdzie mam męża, dzie­ci, przy­ja­ciół, któ­rzy mnie kocha­ją i wspie­ra­ją i to jest napraw­dę waż­ne. A to, że ktoś o mnie źle pomy­śli, w dłuż­szej per­spek­ty­wie nie ma zna­cze­nia. To mi cza­sa­mi pomaga.

Two­ja powieść jest pierw­szym tomem cyklu, na jakim eta­pie są pra­ce nad tomem drugim?

Pisze się! Na tę chwi­lę mam ukoń­czo­ne oko­ło 20%, ale całą histo­rię mam już w gło­wie i powo­li prze­le­wam ją na klawiaturę.

Na koniec pyta­nie odno­szą­ce się tro­chę do geekow­skiej stro­ny two­jej duszy – pobaw­my się w ulu­bio­ną zaba­wę wie­lu inter­nau­tów, czy­li wyma­rzo­ną obsa­dę, gdy­by two­ja powieść zosta­ła zekranizowana!

Arianr­hod i jej sio­stra od począt­ku w mojej gło­wie wyglą­da­ły jak Keira Kni­gh­tley i Eva Gre­en! Wyobra­ża­nie sobie posta­ci w ten spo­sób poma­ga­ło mi przy pisa­niu, kie­dy opi­sy­wa­łam czy­jeś manie­ry­zmy czy zacho­wa­nia, pod­kra­da­łam od róż­nych akto­rów gesty. To, że Domh­nall John­son wyglą­da jak pewien aktor o tym samym imie­niu być może nie jest przy­pad­kiem… Lar­sem Lind­ber­giem, czy­li złym elfem popu­li­stą był­by Ale­xan­der Skars­gard, od począt­ku pisa­łam tę postać z nim w głowie.

Rze­czy­wi­ście, ide­al­nie pasuje!

Mam w sobie dużą dozę fan girl! Rhian­non Arun­del gra­ła­by z pew­no­ścią Jen­ni­fer Con­nel­ly, uwa­żam, że to jed­na z naj­pięk­niej­szych kobiet świa­ta. W dodat­ku im jest star­sza tym jest pięk­niej­sza, a już jako mło­da kobie­ta była prze­cież zja­wi­sko­wa! Żoną Lar­sa była­by Eli­za­beth Debic­ki. W roli wuja głów­nej boha­ter­ki, dość wred­ne­go typ­ka, obsa­dzi­ła­bym Jaso­na Isa­ac­sa. Z głów­ny­mi męski­mi posta­cia­mi mam tro­chę więk­szy pro­blem… She­ri­da­na wyobra­żam sobie jako mło­de­go Ruper­ta Frien­da z okre­su gra­nia w „Che­ri” lub „Dumie i Uprze­dze­niu”. Nie wiem kogo przy­pa­so­wa­ła­bym do Even­de­na, mam w gło­wie wie­lu akto­rów któ­rzy mi pasu­ją, ale nie do koń­ca – James Nor­ton w „Woj­nie i Poko­ju”, albo Aneu­rin Bar­nard w „1899”, tro­chę też Jona­than Bailey, ale tyl­ko w roli Brid­ger­to­na. Oczy­wi­ście to tyl­ko taka geekow­sko-fanow­ska zaba­wa w casting, nie moje poten­cjal­ne życze­nia lub żąda­nia wobec poten­cjal­nych producentów!

Ser­decz­nie dzię­ku­ję za wywiad, to była ogrom­na przy­jem­ność i pozo­sta­je mi życzyć świet­nych recen­zji „Elfów Londynu”!

Dzię­ku­ję, nie mogę się docze­kać odbio­ru czytelników!

Zdję­cie głów­ne Pau­li­na Tran

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy