Jeśli lubicie dobre thrillery, to po „Pokój bez widoku” możecie sięgnąć bez zastanowienia. Czas na refleksję przyjdzie w trakcie lektury. Czy w każdym tkwi takie zło, jak w głównym bohaterze? Czy sami jesteśmy właśnie tacy i lepiej lub gorzej nad tym panujemy? Autor książki, Grzegorz Gortat, opowiada nam dziś, czemu stworzył postać, której nie da się lubić.
Zuzanna Pęksa: Muszę przyznać, że „Pokój bez widoku” przeczytałam jednym tchem, kosztem wszystkiego, co miałam zaplanowane. Ciężko pytać o ten znakomity thriller tak, by nie spoilerować. Może zacznę od tego, jak w Pana głowie zrodził się pomysł na tę powieść o winie i karze?
Grzegorz Gortat: Nie była to iluminacja ani chwila natchnienia, cokolwiek pod tym określeniem rozumiemy. Myślę raczej, że w tym przypadku doszła do głosu suma doświadczeń i obserwacji, jakie, mówiąc trywialnie, przez całe lata przynosi życie. Zapewne więc pomysł na tak zbudowaną powieść mógł zrodzić się w głowie osoby wiekowo dojrzałej.
Pomysł postawienia jednostki w sytuacji nieuchronnego zmierzenia się z własną winą nie jest oczywiście nowy. Psychologia jako nauka zakłada, że człowiek tak przyparty do muru niekoniecznie będzie mówić prawdę. Czytelnik będzie miał sposobność osądzić, czy główny bohater w sytuacji ostatecznej zdecydował się odsłonić całą mroczną stronę swej przeszłości, czy próbował w przeróżny sposób kluczyć.
Z.P.: Główny bohater, John M. Godart (w rzeczywistości Jan Michał Godurć) początkowo nie budził we mnie żadnych emocji. Ot, pisarz w kryzysie wieku średniego, na życiowym zakręcie, który pije za dużo i za mało dba o swoje zdrowie. Pod koniec książki, gdy wylało się z niego całe zło, całkiem przestałam martwić się o jego los. Jak udało się Panu tak zbudować fabułę, by czytelnik przeszedł od obojętności do mocnej złości na bohatera?
G.G.: Rzeczywiście, chciałem powołać do życia postać, której nie da się lubić. Ale nie chodziło mi jedynie o taki czy inny jednostkowy przypadek. Godart w moim zamierzeniu miał być pewnego rodzaju lustrem, w którym sami możemy się przejrzeć. Może dlatego trudno nam przyglądać się takiej postaci z dystansu i na chłodno.
Z.P.: Godart przez 24 godziny (bo tyle trwa fabuła książki) dokonuje swoistej spowiedzi. Nie będę mówić szczegółowo o jego winach, by za wiele nie zdradzić, ale na liście jest między innymi poważna kradzież własności intelektualnej i o wiele gorsze przewinienia. Czy myśli Pan, że jest wiele osób, które postępują tak nagannie, a wydaje się to dopiero po kilkudziesięciu latach, albo nawet nigdy?
G.G.: Nasz bagaż życiowych doświadczeń to również poniekąd ciężar win i zaniechań. Jeżeli odnoszą się jedynie do nas, łatwiej nam sobie z nimi poradzić. Jeśli natomiast zaważyły negatywnie na życiu innych, wówczas jedyną formą „rozliczenia się” może być pewna forma zadośćuczynienia – choćby w postaci przyznania się do winy wobec samej ofiary. Pytanie, czy wiele osób stać na dokonanie tak rozumianej odsłony własnej przeszłości pozostawiam bez odpowiedzi.
Z.P.: Czy budując postać głównego bohatera od razu wiedział Pan, skąd w tym człowieku tyle zła? Czy to wpływ dzieciństwa, zwykły konformizm i chęć dążenia do celu za wszelką cenę, czy może nadał mu Pan cechy klasycznego psychopaty? Z perspektywy czytelnika wydaje się, że jednak to ostatnie.
G.G.: Na te pytania udzieliłem już cząstkowych odpowiedzi. Chciałbym podkreślić, co już wcześniej sygnalizowałem, że nie było moim zamiarem stworzenie wyłącznie jednostkowego przykładu. Jeżeli czytelnik odczuwa grozę sytuacji, to głównie dlatego, iż zdaje sobie sprawę, że podobni antybohaterowie otaczają nas na co dzień, skrzętnie skrywając przed światem prawdziwe oblicze.
A może chciałem też wzbudzić w czytelnikach podejrzenie, że w każdym z nas, zatem również w nich samych, kryje się jakiś zarodek monstrum? Ważne, by nie pozwolić mu dojść do głosu.
Z.P.: Czy zdradzi Pan nad jaką książką teraz pracuje i kiedy możemy się jej spodziewać? Bo przyznam, że już nie mogę się doczekać!
G.G.: Pisanie powieści, z mojej przynajmniej perspektywy, to również pewnego rodzaju thriller. Bo sam proces, podobnie jak fabuła, też obfituje w zwroty akcji i elementy suspensu. Bezpiecznie więc będzie powiedzieć, że pracuję nad nową powieścią, lecz jej ostateczne losy niech również dla mnie pozostaną niewiadomą.
Odsłonię za to nieco fabułę. Jest morderstwo i policyjne śledztwo – zatem mamy do czynienia z kryminałem? Otóż nie tylko. Akcja toczy się w fikcyjnym kraju Ameryki Łacińskiej, w czasie politycznego przesilenia znaczonego zamachami i niestabilnością. Jeśli zatem są czytelnicy oczekujący kryminału i jednocześnie powieści politycznej, nie powinni poczuć zawodu.
Z.P.: Bardzo dziękuję za poświęcony czas!