Dokładnie o to, co zawarte jest już w tytule. O jedzenie trupów, gdy w dystopijnym świecie nie można już jeść zwierząt, a ludzie wciąż chcą smaku mięsa i solidnej porcji białka. Część społeczeństwa żyje z pozoru jak wcześniej, część – jest hodowana, zabijana i dzielona na półtusze, podroby, głowiznę, a nawet pyszne paluszki.
Agustina Bazterrica, autorka „Wybornego trupa”, osadziła swą powieść w bliżej nieokreślonej przyszłości w Ameryce Południowej (sądząc po nazwiskach bohaterów oraz krajobrazie). Wszystkie zwierzęta (domowe i hodowlane) zostały wybite, zachorowały bowiem na niebezpiecznego dla ludzi wirusa, którego nie dało się w żaden sposób wyleczyć. Tak przynajmniej twierdzi rząd, w co nie wszyscy wierzą. Każdy jednak musi podporządkować się nowym zasadom.
Główny bohater powieści, Marcos, zmaga się nie tylko z życiem w tej trudnej rzeczywistości, ale i z prywatnymi dramatami. Jego żona wyprowadziła się do matki, będąc w żałobie po śmierci malutkiego synka pary. Mężczyzna także jest z tego powodu w rozsypce, musi jednak pracować i to w lokalnej ubojni ludzi. Na swoje usprawiedliwienie ma to, że opłaca pobyt chorego na demencję ojca w domu opieki.
Agustina Bazterrica w świetny sposób odmalowuje nowy, pełen koszmarów na jawie świat. Pokazuje, że ludzie (by uciec od tego, w czym biorą udział) nazywają cynadry i móżdżki przygotowane ze swoich pobratymców „specjalnym mięsem”. Że najbogatsze osoby udają się na polowania, by schwytać i zabić najcenniejsze okazy (ciężarne, które kryją w sobie najpyszniejsze płody i zadłużonych celebrytów, którzy liczą, że przetrwają szaleńczą pogoń i spłacą swoje długi).
Czytając tę powieść człowiek musi dojść w końcu do jednego wniosku – zgotowaliśmy zwierzętom dokładnie ten sam los, co bohaterowie „Wybornego trupa” hodowlanym ludziom. Życie na farmach tylko po to, by w końcu trafić do ubojni – brzmi to aż nadto znajomo. Do tego wszystkiego tajemniczy wirus, który zmienia losy całej populacji – to też całkiem aktualna historia. To, że na ludziach wybijane są numery, żyją oni w zimnie i brudzie, wcale nie jest fikcją – to już przecież było.
„Wybornego trupa” ciężko się czyta przy jedzeniu. Zwłaszcza, jeśli na Waszym talerzu jest akurat stek, albo solidna porcja golonki. Jednak, co bardzo ważne, książka nie stara się przekonać mięsożerców w nachalny sposób, by nagle przerzucili się na rośliny – ten przekaz jest raczej w tle i do jednych przemówi, innych nie powstrzyma wcale przed zakupem kolejnej paczki szynki.
Niezależnie od tego, jak trudna jest to lektura (zwłaszcza dla wrażliwców), bez wątpienia fabuła mocno Was wciągnie. W ostatnim czasie nie milkną głosy, że korzystaliśmy z dóbr przyrody bez opamiętania i teraz planeta upomina się o swoje. Dokładnie ta sama opinia widoczna jest na kartach „Wybornego trupa”. I, co bardzo ważne, a wcale nie takie oczywiste – Agustina Bazterrica napisała zakończenie idealne, którego wcale nie będziecie się spodziewać. Z tych 272 dających do myślenia stron, dopiero dwie ostatnie wywrócą Wasze myślenie o człowieczeństwie.
Czytała Zuzanna Pęksa