Zofia Wilkońska jest pewną siebie starszą panią, która potrafi dać innym do pieca, nawet tego nie zauważając. W trzecim tomie serii Jacka Glińskiego trafia… za więzienne kraty. Powinna, niczym inne kobiety w jej wieku, dźwigać siatki z zakupami i próbować przeżyć za tysiąc złotych, czeka ją jednak całkiem inny los!
Zuzanna Pęksa: Spotykamy się niemal równo w rocznicę naszej rozmowy o Pana powieści o Zofii Wilkońskiej, „Kółko się Pani urwało”. Tym razem charyzmatyczna staruszka powraca w książce „Kratki się Pani odbiły”. Już rok temu wspominał Pan, że kolejną, trzecią już część cyklu pisze się trudniej. Jak wyglądał czas poświęcony pracy nad tym kryminałem?
Jacek Galiński: Drugą książkę zacząłem pisać na długo zanim pierwsza została wydana. Miałem nadzieję, że w ten sposób uda mi się wydawać książki na tyle szybko, że zostanę zauważony na rynku i trochę na nim zostanę. Udało się to tylko po części. Ostatnie miesiące pracy nad książką były koszmarnie trudne, ponieważ bardzo trudno było mi się skupić na pisaniu.
Stwierdziłem też, że powieść nie jest wystarczająco dobra i zabrałem się za jej przepisywanie. Zdążyłem w terminie, ale sporo mnie to kosztowało. Do pisania trzeciej części przystąpiłem z nadzieją, że nauczyłem się na tyle dużo, że pójdzie mi łatwiej. Niestety tak nie było. Pisanie jest po prostu trudne i nic się na to nie poradzi (śmiech).
Z.P.: Tytułowe kratki odnoszą się do więzienia, tam bowiem trafia nasza bohaterka. I, co ciekawe, staje się tam jeszcze bardziej żywotna, niż to miało miejsce na wolności. W dodatku przez jej złośliwość przebija się tym razem większa chęć pomocy i doza zrozumienia dla innych. Czy słusznie odnoszę wrażenie, że trochę „odzłośliwił” Pan emerytkę nazywaną przez koleżanki spod celi Grażynką?
J.G.: Chęć pomocy i zrozumienie u Zofii bierze się stąd, że chce się ona dzięki temu wyswobodzić. Tak naprawdę cały czas myśli o sobie. Według mnie jest to obecnie główną motywacją ludzkiego postępowania. Staram się ten egoizm wyolbrzymić, wyeksponować i wyśmiać.
Możliwe, że bohaterka stała się mniej złośliwa i irytująca. Na przestrzeni historii dochodzi do wniosku, że życie nie może polegać wyłącznie na przetwarzaniu węglowodanów i gromadzeniu przedmiotów. Stara się odnaleźć sens życia i widzi go w poznawaniu innych i we współżyciu z nimi.
Z.P.: W jednej ze scen w książce do więzienia przyjeżdża autor, który ma opowiedzieć osadzonym o swojej książce. Niespecjalnie mu się to udaje, ale z pewnością zdobywa sporą wiedzę na temat realiów za kratami. Czy Pan osobiście udał się do jakiegoś zakładu karnego, by porozmawiać z więźniarkami? A może realistyczne oddanie panujących tam warunków to kwestia porządnego researchu?
J.G.: Byłem w Areszcie na Grochowie, ale nie do końca miałem zamiar poznać panujące tam warunki. Bardziej chciałem poznać osadzone tam osoby, ponieważ nie staram się pisać o procedurach tylko o ludziach. Nie nazwałbym też tego researchem dlatego, że źle bym się czuł jako widz zwiedzający to miejsce będąc w rzeczywistości zupełnie poza nim. Moim zdaniem nie da się zbyt wiele dowiedzieć i dogłębnie kogoś poznać przepytując go jako osoba z zewnątrz.
Zaproponowałem warsztaty literackie dla osób piszących bloga ewKratke.pl i te warsztaty je zrealizowałem w ramach zajęć prowadzonych przez Fundację Dom Kultury. W ten sposób ja dałem coś przebywającym tam osobom i one także coś mi dały. Pracując przez kilka tygodni sporo razem przeżyliśmy i wiele się o sobie nauczyliśmy. Kilka z powstałych w ten sposób tekstów włączyłem do książki. Nie po to żeby nagradzać osoby, które przecież odbywają karę, ale po to żeby pokazać, że można zrobić coś innego.
Z.P.: Chyba najbardziej w Pana książkach lubię te zabawne momenty, w których bohaterka całkiem neguje swój wiek i niedomagania oraz to, jak celnie podsumowuje Pan otaczającą nas rzeczywistość – choć nie zawsze jest ona sielankowa, to opisana przez Pana niezmiennie śmieszy. Czy na co dzień też jest Pan mistrzem ciętej riposty i rozbawia Pan swoje otoczenie?
J.G.: Faktycznie czasami udaje mi się znaleźć niezłą ripostę, ale zazwyczaj mija już wtedy kilka godzin od zakończenia dyskusji. Mam temperament melancholiczno-flegmatyczny i jeżeli staram się być żywiołowy, nakręcony i sypać żartami z rękawa, to efekt przeważnie nie jest najlepszy. Kto widział, ten wie (śmiech). Teraz mi to już nie przeszkadza, a w pisaniu książek nawet pomaga. Myślę powoli, ale efekty są nienajgorsze.
Odnośnie bohaterki, to ona reprezentuje mnie. Nie lubię narzekania i staram się, żeby ona też tego nie robiła. Każdy ma swoje większe lub mniejsze problemy. Zdrowotne także. Łatwo jest narzekać, szukać wymówek i nic nie robić. Trudniej jest wziąć się w garść i walczyć. Taka jest moja bohaterka.
Otaczająca nas rzeczywistość jest fatalna i coraz trudniej udawać, że nie widzi się tego, co się wokół dzieje. Daje to spore pole do popisu jeżeli chodzi o krytykę.
Z.P.: Podczas naszej poprzedniej rozmowy zapowiadał Pan, że cykl o Zofii Wilkońskiej będzie sobie liczył od trzech do pięciu tomów. Mam nadzieję, że nie zmienił Pan zdania i najdalej za rok będę mogła przeczytać kolejny kryminał, który wyszedł spod Pana pióra?
J.G.: Mimo, że serię o Zofii pisze mi się dosyć trudno, to zaraz po zakończeniu jednej książki już tęsknię za pisaniem i biorę się za następną. Myślę, że powstanie pięć części. Może więcej.
Cały czas chcę napisać tę jedyną, najlepszą i doskonałą książkę, która przyniesie mi pełną satysfakcję. Mam nadzieję, że zawsze będę się do niej zbliżał, ale nigdy jej nie napiszę, bo to byłby zapewne mój literacki koniec (śmiech).
Z.P.: Bardzo dziękuję za rozmowę!