„Znowu w życiu mi nie wyszło”, mogliby zanucić wszyscy bohaterowie anegdot Toma Phillipsa zebranych w książce „Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko”. Autor zabiera czytelnika w podróż przez najbardziej kreatywne i katastrofalne porażki w dziejach ludzkości, a tych w ciągu ostatnich siedemdziesięciu tysięcy lat było całkiem sporo. O tym, dlaczego ludzie są po prostu głupi i czy tym samym jesteśmy skazani na zagładę, porozmawialiśmy z Tomem Phillipsem.
Gdy już dojeżdżałem na umówione miejsce, gdzie miałem porozmawiać z autorem, odebrałem telefon. Tom Phillips spóźnił się na samolot do Polski, wszystko zostaje przesunięte w czasie, a wywiad odbędzie się kolejnego dnia. To już wiadomo, dlaczego w epilogu do swojej książki autor zamieścił te słowa: „Jeżeli czasem przejmujecie się tym, co wam udało się spieprzyć, pośmiejcie się z tych, którzy trafili dużo, dużo gorzej…”.
Tom Phillips jak z rękawa sypie przykładami porażek z historii ludzkości. Ma naprawdę z czego wybierać. Sam też zaliczył ich w swojej karierze już kilka. Wtedy, kiedy próbował swoich sił wydając w Londynie darmowy tygodnik: Przetrwaliśmy trzy miesiące, co i tak jest imponujące, bo inni, którzy mieli dokładnie ten sam pomysł zwijali interes po ukazaniu się zaledwie jednego numeru. Czy też wtedy, kiedy przyszłość wiązał z karierą w grupie komediowej: To była olbrzymia porażka, choć byliśmy całkiem zabawni i mieliśmy dużo dobrych recenzji, określano nas mianem przyszłości brytyjskiej komedii. Jednak te wszystkie doświadczenia wsparte jego wykształceniem oraz doświadczeniem zawodowym w serwisie BuzzFeed, a następnie Fullfact.org, zaowocowały książką, w której mógł połączyć zarówno swoją wiedzę, komiczne zacięcie oraz dziennikarską rzetelność.
Robert Skowroński: Co prawda domyślam się, co wskażesz, ale mimo to spytam… co ostatnio spieprzyłeś?
Tom Phillips: Cóż, ot choćby przegapiłem samolot do Polski, ale to co mnie przeraża, to rzeczy, o których dopiero się dowiem, że je spieprzyłem. Czy zamknąłem drzwi do domu przed wylotem? Czy wyłączyłem żelazko? Interesującą rzeczą w niepowodzeniach jest to, że ich konsekwencje odczuwamy dopiero po czasie.
Robert Skowroński: Twoja biografia udowadnia, że byłeś wręcz stworzony do napisania tej książki. Antropologia, archeologia, historia, filozofia i dziennikarstwo. Na tych wszystkich polach miałeś doświadczenie i wszystkie te dziedziny znajdują odbicie w twojej książce.
Tom Phillips: To był ciąg dziwnych zbiegów okoliczności, który przybliżał mnie do napisania książki. Zawarte w niej historie kolekcjonowałem jako pasjonat od ponad dekady. Nie przyświecała temu większa idea, to po prostu było moje hobby. Czasami oczywiście wykorzystywałem je w swojej pracy dziennikarskiej, ale moja prywatna baza danych zawierająca te dziwne i zdumiewające opowieści o porażkach ludzkości i tak rosła. W końcu pojawiła się możliwość zebrania ich w całość i opublikowania. Wydawca w Wielkiej Brytanii miał tytuł książki, ale nie do końca pomysł na to, co mogłoby się w niej znaleźć. Zaczęto szukać potencjalnych autorów i pomyślałem, że jest to zadanie dla mnie, skoro, jak zauważyłeś, mam wiedzę z przeróżnych dziedzin.
Robert Skowroński: Jak sprawdzałeś autentyczność historii porażek? Zakładam, że część okazała się fałszywa.
Tom Phillips: Kiedyś opisywałem historię pijanej austriackiej armii, która przegrała wojnę z samą sobą. Po kilku latach chciałem o tym napisać ponownie, więc wziąłem się za powtórne sprawdzanie źródeł. W międzyczasie okazało się, że historycy doszli do wniosku, że to wydarzenie jednak nie miało miejsca, bo nie ma wystarczająco wiarygodnych materiałów z epoki, które by to potwierdzały. Byłem wkurzony, bo naprawdę lubiłem tę historię , ale i tak zawarłem ją w książce. Dlaczego? Bo pokazuje, że potrafimy dopuszczać się pomyłek nawet na temat pomyłek. Żeby było zabawniej, w końcu udało się znaleźć materiały, które potwierdzały autentyczność tego wydarzenia. Ja sam starałem się w każdym wypadku kopać jak najgłębiej w celu odnalezienia materiałów źródłowych. Niestety nie zawsze było to możliwe i musiałem zaufać autorytetom czy podaniom, które wydawały się wystarczająco wiarygodne.
Robert Skowroński: Skąd w nas te tendencje do bycia głupimi?
Tom Phillips: Wiele przykładów z mojej książki mówi o tym, że niesamowicie głupie rzeczy były dziełem niezwykle inteligentnych ludzi. Potrafimy być bardzo sprytni, ale nie od razu na wszystkich polach. Bywamy zaślepieni pomysłami, które z pozoru wydają się genialne, a w rezultacie okazują się pomyłką. Przykładem ot choćby William Paterson, który próbował zbudować szkocką kolonię handlową w Darién, mającą stać się zaczątkiem szkockiego imperium kolonialnego. Niezwykle pomysłowy człowiek, ale jak wiemy jego plany spaliły na panewce i pochłonęły mnóstwo ludzkich istnień. Z ekonomicznego punktu widzenia był geniuszem, gorzej szło mu z logistyką, bo wybrał niewłaściwe rodzaje statków na tego typu ekspedycję. Światły umysł w jednej dziedzinie i kompletny idiota w innej. Umysł każdego z nas działa w ten sam sposób. Jesteśmy racjonalni i bazujemy na logice, ale mimo to niekiedy ignorujemy dowody przemawiające za tym, że nasze działanie jest niewłaściwe. Wtedy pojawiają się problemy. Im bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że nasz umysł może płatać nam figle, tym bardziej powinniśmy być wyczuleni na potencjalne porażki.
Robert Skowroński: Masz wiarę w ludzkość?
Tom Phillips: Może nie wiarę, ale mam nadzieję. Moja książka nie jest pesymistyczna. Skupia się na pesymistycznej stronie wielu aspektów, ale tak naprawdę jest optymistyczna. Jako ludzkość dokonaliśmy wielu wspaniałych rzeczy i odkryć. To, co nam to umożliwiło, sprawia jednocześnie, że zaliczamy porażki. Jest tak, jak napisałem na końcu książki – mamy potencjał do tego, aby być lepszymi, aby uczyć się na naszych błędach. Z czasem wiele rzeczy zmienia się na lepsze. Nie zamieniłbym życia w tych czasach na życie w żadnej innej epoce.
Robert Skowroński: Czy aby na pewno uczymy się na błędach? Twoja książka udowadnia, że na przestrzeni wieków wiele porażek wynikało z popełniania dokładnie tych samych pomyłek.
Tom Phillips: Jest absolutnie oczywistym, że nie zawsze nam to wychodzi. Faktycznie dalej popełniamy te same błędy, które niekiedy są katastrofalne w skutkach. Ważne jest jednak, że mamy możliwość to skorygować. Niejednokrotnie zresztą z sukcesem. Niektórych błędów z przeszłości już nie popełniamy. Postęp jest zauważalny, choć nie tak szybki, jak byśmy sobie tego życzyli. Często są to dwa kroki wstecz i jeden w przód. Jest jednak dostrzegalny promyk nadziei, w innym przypadku ta książka byłaby naprawdę dołująca, a tak – oprócz miejsca na łzy – jest też miejsce na uśmiech.
Robert Skowroński: Mimo wszystko twoją książkę należałoby traktować jako ostrzeżenie?
Tom Phillips: Oprócz tego, że jest po prostu rozrywką, jest też faktycznie ostrzeżeniem i wypunktowaniem naszych błędów. Mam nadzieję, że zawarta w niej wiedza o tym, w jaki sposób podejmujemy decyzje oraz do czego mogą one doprowadzić, może stanowić krok do zmian na lepsze. Niestety trzeba sobie zdać sprawę z tego, że są pola, na których dalej zaliczamy fatalne porażki. Oczywistym przykładem są zmiany klimatyczne i to, jak niewiele z tym robimy. Oczywiście niektórzy działają w tej materii, ale wiele wskazywałoby na to, że to wciąż zbyt mało.
Robert Skowroński: Co nas zatem czeka?
Tom Phillips: Przewidywanie przyszłości to ciężki kawałek chleba i jest to pozbawione większego sensu, ale nie trzeba być jasnowidzem, aby dojść do konkluzji, że musimy szybko coś zrobić. Nie wiem, jakie powinno być rozwiązanie, nie wiem też jakie działania polityczne należałoby wdrożyć. Wiem jednak, że historia daje nam przykłady tego, że ludzkość musiała borykać się z podobnymi problemami. Podjęto globalne działania, które przyniosły pozytywny efekt. Musimy teraz tylko wyciągnąć z tego wnioski, co jest jednak skomplikowane, bo należy wziąć pod uwagę działanie systemu ekonomicznego czy rynek technologiczny, a także inne zmienne i na tej podstawie przedstawić potencjalne rozwiązanie problemu. Działanie jest potrzebne teraz, ale jego skutki odczujemy za wiele lat i dopiero wtedy okaże się czy była to słuszna decyzja. Należałoby odłożyć na bok ideologie, bo problem zmian klimatycznych jest ponad tym i wymaga zjednoczenia różnych opcji politycznych. Z jakiegoś powodu to się jednak nie udaje, przynajmniej w części państw. Kłócimy się, a nie dochodzimy do porozumienia, ale w ciągu 5–10 lat jakieś decyzje będą musiały zostać podjęte.
Robert Skowroński: Jakiś pomysł na to, w jaki sposób możemy się dogadać na skalę globalną?
Tom Phillips: Nie możemy niczego zmienić na własną rękę. To wymaga kolektywnej pracy, choć z drugiej strony nie jesteśmy wcale dobrzy w działaniu w grupie. Nie powinniśmy się skupiać na tym, kto jest autorytetem czy z kim warto trzymać. Warto raczej przemyśleć systemy, struktury i procesy mogące nam pomóc w podejmowaniu właściwych decyzji, tak aby za tłumem nie szło szaleństwo, a mądrość. Zamiast patrzeć na demokrację zróbmy krok wstecz i zwróćmy uwagę na bardziej podstawowe kwestie, jak zachowanie ludzi w grupie. Potrzebny jest nam postęp na tym polu, a media społecznościowe i strategia polegająca na tym, żeby krzyczeć głośniej od innych w żaden sposób nie są pomocne.
Robert Skowroński: Biorąc to wszystko pod uwagę – czy mimo wszystko obawiasz się przyszłości?
Tom Phillips: Mam obawy, ale nie jest to zwątpienie. Widoczne są zagrożenia, z którymi będziemy musieli się zmierzyć w nadchodzących dekadach i niestety istnieje ryzyko, że sobie z nimi nie poradzimy.
Robert Skowroński: Wiele inwencji ludzkości doprowadzało do klęsk – najbardziej oczywisty przykład: bomba atomowa. Czy twoim zdaniem dzisiejsze projekty, nad którymi pracują światłe umysły, mogą nas doprowadzić do kolejnych katastrof?
Tom Phillips: Rozwój technologii ma to do siebie, że znajduje się fatalne zastosowanie dla nowych wynalazków, które wcale nie było przewidziane na samym początku. Na pewno byłbym nieufny wobec oprogramowania i coraz bardziej zaawansowanych algorytmów w nich zastosowanych. Wydaje mi się, że te wszystkie scenariusze filmów science fiction mogą się okazać całkiem realne. Powstanie zbuntowanych robotów, czemu nie? Drony także otwierają drogę do snucia ponurych wizji przyszłości. Widziałem zresztą wideo z protestów w Chile, gdzie ludzie skierowali wiązki laserów w stronę policyjnego drona. Jego system oszalał i spadł na ziemię, a to już scena rodem ze wspomnianych filmów sci-fi. Genetyka, tu też istnieje prawdopodobieństwo, że damy ciała i coś pójdzie w naprawdę złym kierunku. Nie ma jednak co panikować, bo równie dobrze możemy mieć do czynienia z ogromnymi odkryciami medycznymi i położeniem kresu chorobom, które wydawały się nieuleczalne. Zawsze są dwie strony medalu, coś może okazać się wielkim sukcesem, ale może też być zupełnie odwrotnie. Niestety nie możemy wiedzieć, jak nasze działania wpłyną na przyszłość. Pozostaje tylko zgadywanie.
Robert Skowroński: Czy bazując na historii powinniśmy być w stanie przewidzieć kogo należy wybierać na naszych przywódców?
Tom Phillips: Nie wydaje mi się, aby historia w tym przypadku miała być dobrym przewodnikiem. Wyciąganie wniosków z przeszłości jest istotne, ale nigdy nie jest to proste i przejrzyste, bo mamy do czynienia z różnymi złożonymi zależnościami. Byłbym więc z tym bardzo ostrożny i jestem przekonany, że wielu moich przyjaciół historyków poparłoby mnie w tej kwestii.
Robert Skowroński: Wspomnienie o politykach kieruje nas w kierunku twojej kolejnej książki, która traktować będzie o zagadnieniu postprawdy. Jako redaktor serwisu fullfact.org zajmującego się sprawdzaniem faktów, ponownie wydajesz się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, aby podpisać się pod taką publikacją.
Tom Phillips: Dziś, kiedy wszystko rozwija się tak szybko, trudno być specjalistą w jakiejkolwiek dziedzinie, ale faktycznie na co dzień weryfikuję to czy wciska nam się kit. Ludzie są zaniepokojeni tym naginaniem faktów, czy też może kłamaniem w żywe oczy, i mają do tego wszelkie podstawy. Problem jest poważny, ale nie jest on wcale nowy. Wszystkie nasze obawy związane z fake newsami i przeładowaniem informacyjnym oraz tym, jak to wpływa na nasze pojmowanie świata, miały już miejsce dużo wcześniej. Początków eskalacji zjawiska należałoby szukać w czasach wynalezienia druku. To już wtedy kłamanie masom stało się powszechne. „Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko” pokazuje w jaki sposób popełniamy błędy, z kolei „Prawda. Krótka historia wciskania kitu” ma czytelnikowi uświadomić, jak jesteśmy manipulowani. Ponownie mam nadzieję, że ta książka oprócz dostarczania rozrywki pomoże wyciągnąć pewne lekcje, które być może zaprocentują w przyszłości.
Robert Skowroński: Która historia z „Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko” najlepiej podsumowuje nas jako gatunek ludzki?
Tom Phillips: Chyba postawiłbym na przytoczoną już opowieść o Williamie Patersonie. Zawiera ona niemal każdy z elementów, o których staram się powiedzieć w książce. Wówczas zignorowano każde ostrzeżenie mówiące, że ta ekspedycja zakończy się fiaskiem. Co rusz pojawiała się okazja do tego, aby się zreflektować i przerwać to wszystko albo przynajmniej przyjąć inną strategię, ale oni wciąż brnęli na przód. Chęć zmiany świata i ambicje, które kierowały Patersonem, były jego gwoździem do trumny, co dość dokładnie podsumowuje całą ludzkość. Na tym przykładzie widać to, że od wieków balansujemy na cienkiej granicy między wielkością a katastrofą.
Rozmawiał Robert Skowroński