Wywiady

Rozpoczęło się “Polowanie na Wilka” – rozmawiamy z Verą Eikon

Strzel­ni­ca jest jedy­nym miej­scem, w któ­rym ser­wu­je sobie małą por­cję adre­na­li­ny. Po paru godzi­nach prze­sta­je być koman­do­sem i wra­ca do domu, gdzie cze­ka na nią goto­wa­nie i ukła­da­nie puz­zli z dzieć­mi. To chy­ba dobry balans.

Oto kim jest Vera Eikon, autor­ka sen­sa­cyj­nej książ­ki „Polo­wa­nie na Wilka”.

No wła­śnie: kim jest Vera Eikon?

Wciąż jestem w dro­dze, by zna­leźć odpo­wiedź na to pyta­nie. Z zało­że­nia Vera Eikon mia­ła być pro­jek­tem obej­mu­ją­cym serię ksią­żek kry­mi­nal­nych, w któ­rych sta­ram się odkryć i zba­dać praw­dzi­wą natu­rę czło­wie­ka i jego miej­sce wzglę­dem dobra i zła. Moimi boha­te­ra­mi są poli­cjan­ci i ban­dy­ci. Ich życie jest eks­tre­mal­ne, czę­sto pro­wa­dzo­ne na gra­ni­cy życia i śmier­ci – w takim świe­cie czę­sto nie ma miej­sca na praw­dę, musisz uda­wać, żeby prze­żyć lub osią­gnąć zamie­rzo­ny cel. Z dru­giej stro­ny, kie­dy sta­jesz twa­rzą w twarz z zagro­że­niem, wie­le rze­czy oka­zu­je się nie­istot­ny­mi. Czło­wiek zosta­je sam ze sobą, sta­je w obli­czu praw­dy o sobie. To brzmi może tro­chę ambit­nie jak na powieść kry­mi­nal­ną, jed­nak dzię­ki temu dużo pra­cy wkła­dam w kre­acje boha­te­rów, w ich dro­gę i zmia­ny, jakie w nich zacho­dzą, a moje książ­ki są przy tym lek­kie w lek­tu­rze i (że tak się wyra­żę) z życia wzięte.
Zawo­do­wo – jestem autor­ką, któ­ra sta­ra się pisać dobre książ­ki. Pry­wat­nie – jestem żoną pro­du­cen­ta muzy­ki i mat­ką dwój­ki dzieci.

Miesz­ka­łaś w Amster­da­mie, strze­lasz na strzel­ni­cy… czy Two­je życie też jest tak dyna­micz­ne i sen­sa­cyj­ne jak akcja w „Polo­wa­niu na Wilka”?

Życie potra­fi być burz­li­we nawet bez strze­la­nin i pości­gów samo­cho­do­wych! Wszyst­ko zale­ży od indy­wi­du­al­ne­go doświad­cze­nia i oso­bi­stej tole­ran­cji na stres. Strzel­ni­ca jest jedy­nym miej­scem, w któ­rym ser­wu­ję sobie małą por­cję adre­na­li­ny. Po paru godzi­nach prze­sta­ję być koman­do­sem i wra­cam do domu, gdzie cze­ka mnie goto­wa­nie i ukła­da­nie puz­zli z dzieć­mi. To chy­ba dobry balans.

W książ­ce dosko­na­le przed­sta­wiasz pla­ny i dzia­ła­nia ope­ra­cyj­ne poli­cji oraz funk­cjo­no­wa­nie gan­gu nar­ko­ty­ko­we­go. Masz swo­ich infor­ma­to­rów w policji?

Jestem autor­ką fik­cji lite­rac­kiej, ale fik­cja rów­nież czer­pie z rze­czy­wi­sto­ści. Sta­ram się trzy­mać zie­mi. Jeśli cze­goś nie wiem, szu­kam odpo­wie­dzi. Cza­sa­mi poprzez roz­mo­wę z oso­ba­mi lepiej zorien­to­wa­ny­mi, cza­sa­mi poprzez nie­wiel­kie eks­pe­ry­men­ty. Wła­śnie tak po raz pierw­szy tra­fi­łam na tor strze­lec­ki. Mam zna­jo­mych w poli­cji, kon­sul­tu­ję z nimi pew­ne kwe­stie i bywa, że wcho­dzę w rolę psy­cho­lo­ga, pozwa­la­jąc się im wyga­dać. Czę­sto opo­wia­da­ją histo­rie tak nie­sa­mo­wi­te, że gdy­bym je opi­sa­ła z dopi­skiem “praw­dzi­wa histo­ria”, nikt by w to nie uwierzył.

Teraz panu­je moda na thril­le­ry psy­cho­lo­gicz­ne, a Two­ja książ­ka bar­dziej przy­po­mi­na fil­my Patry­ka Vegi. Czy czer­piesz inspi­ra­cje z lite­ra­tu­ry, fil­mu, a może z życia?

Inspi­ra­cje wyle­wa­ją się z ksią­żek i fil­mów. Jeże­li zaj­mu­jesz się two­rze­niem roz­ryw­ki, same­mu musisz ją świa­do­mie kon­su­mo­wać. Usły­sza­łam kie­dyś opi­nię czy­tel­ni­ka, że moja książ­ka jest moc­no zain­spi­ro­wa­na „Dexte­rem” (cho­dzi­ło o dru­gą część serii), co było zaska­ku­ją­ce, bo nigdy tego seria­lu nie oglą­da­łam! Nie mogę pozwo­lić sobie na to, że obej­rzę czy prze­czy­tam sce­nę, któ­ra utrwa­li się w mojej pamię­ci, a potem wypły­nie jako pomysł do wła­snej książ­ki i wezmę go za wła­sny. Cho­ciaż już Sokra­tes twier­dził, że wszyst­ko już było, nadal pró­bu­je­my i musi­my pró­bo­wać dążyć do ory­gi­nal­no­ści. Jeśli już inspi­ru­je mnie film czy książ­ka, to naj­czę­ściej cho­dzi o emo­cje, jakie dana sce­na we mnie wywo­ła­ła. Wte­dy ana­li­zu­ję, jak to się sta­ło. Mogę się sta­rać zasto­so­wać taki sam zabieg. Inspi­ra­cje leżą też na uli­cy. Drze­mią w ludziach, z któ­ry­mi rozmawiam.

Dosko­na­le zary­so­wu­jesz posta­ci. Każ­dy jest tak cha­rak­te­ry­stycz­ny, że czy­tel­nik od razu go widzi, czu­je, lubi lub nie­na­wi­dzi. Któ­rych boha­te­rów budu­je się łatwiej: tych dobrych czy złych?

Nie ma na to regu­ły. Cien­ki – były przy­kryw­ko­wiec, któ­ry został chłop­cem na posył­ki ban­dy­tów – zwy­czaj­nie przy­śnił mi się pew­ne­go dnia. Pro­ca powstał w mojej gło­wie wie­le lat temu. Z począt­ku był cze­skim detek­ty­wem, wal­czą­cym z upio­ra­mi i cier­pią­cym na klau­stro­fo­bię. Prze­szedł wie­le mody­fi­ka­cji. W “Polo­wa­niu…” naj­wię­cej kło­po­tów ser­wo­wał mi Mło­dy. Nie miał oso­bo­wo­ści, był nie­okre­ślo­ny. Oka­za­ło się, że wła­śnie brak okre­śla­nia same­go sie­bie było dobrym punk­tem star­to­wym dla tej posta­ci. Mło­dy szu­ka swo­je­go miej­sca i pró­bu­je odkryć swo­je praw­dzi­we powo­ła­nie. Sam się roz­wi­nął w mia­rę pisa­nia książ­ki. Tak to już jest z boha­te­ra­mi. Masz figu­rę – jesz­cze kan­cia­stą jak kloc drew­na – sta­wiasz ją w pew­nej sytu­acji i ona zaczy­na reago­wać. To, jak zare­agu­je, okre­śli jej oso­bo­wość. Jest też tak, że każ­dy z boha­te­rów nosi w sobie cząst­kę auto­ra. Pro­ca ma moją wraż­li­wość i zawzię­tość, Mło­dy nie­cier­pli­wość, Cha­ber­ski nie­chęć do kłam­stwa. W nega­tyw­nych boha­te­rach też zna­la­zło­by się to i owo.

Czy Alan Berg powróci?

Oczy­wi­ście! Seria z Pro­cą to tetra­lo­gia. Cze­ka go jesz­cze wie­le spraw, zwro­tów życio­wych i zawo­do­wych, a czy­tel­ni­cy będą nie­raz w głę­bo­kim szo­ku! To boha­ter tak boga­ty, że ma do zaofe­ro­wa­nia dużo wię­cej niż jed­ną książ­kę. Lubi­my że sobą pracować 😉

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy