Pierwsza książka o Domenicu Jordanie ukazały się 2005 roku. Teraz szykowany jest kolejny zbiór opowiadań. Jak to jest wracać do postaci po kilkunastu latach? W dodatku do postaci, którą debiutowałaś literacko?
Tak naprawdę wróciłam do tej postaci już wcześniej – kilka lat temu powstało opowiadanie „Portret rodziny w lustrze” opowiadające o pierwszej sprawie Domenica, które znalazło się w zbiorze „Światy Dantego” wydanym przez wydawnictwo Uroboros. A ponieważ tamtą historię dobrze mi się pisało, z rozpędu dopisałam jeszcze dwie, które znajdą się w trzecim tomie. Niemniej, owszem, przerwę w pisaniu tej postaci miałam długą, bo chyba dziesięcioletnią… Teraz piszę trochę inaczej i Domenic Jordan też już jest trochę innym człowiekiem. Nie wiem, czy to zmiana na lepsze, czy na gorsze, czy po prostu zmiana, bo w końcu wszyscy – i autorzy, i bohaterowie literaccy – zmieniają się z czasem.
Przed premierą trzeciego tomu Powergraph wznowił Diabła na wieży i Zabawki diabła. Czy nowe wydania różnią się czymś od tych opublikowanych przez Fabrykę Słów?
Tylko okładkami, które w wydaniu Powergraphu są zdecydowanie ładniejsze. Poza tym są drobne zmiany redakcyjne, ale nic poważnego – treści w żaden sposób nie poprawiałam.
Jakie były inspiracje do powstania postaci Domenica?
Zarys pomysłu wpadł mi do głowy, kiedy zwiedzałam południe Francji, potem, pamiętam, „Nowa Fantastyka” ogłosiła konkurs na opowiadanie inspirowane literaturą angielską, a ja bardzo chciałam w tym konkursie wziąć udział. Problem w tym, że południe Francji i literatura angielska nieszczególnie do siebie pasowały, postanowiłam więc użyć wybiegu i dać głównemu bohaterowi nazwisko, które w zależności od tego, jak się je przeczyta, będzie mogło uchodzić za angielskie albo francuskie. W ten sposób powstał „Diabeł na wieży”, pierwsze opowiadanie z cyklu, które z literaturą angielską ma wspólnego tyle, że jest, hmm, nieco „gotyckie”, a poza tym ma tytuł ukradziony Edgarowi Allanowi Poe. Oczywiście konkursu nie wygrałam (zwyciężył wtedy, jeśli dobrze pamiętam, Jakub Nowak, a drugie miejsce zajął Maciej Guzek, więc konkurencja była naprawdę mocna), dałam więc spokój nawiązaniom do literatury angielskiej i wysłałam tekst zwyczajnie do „SFFiH”, który go wydrukował – w ten sposób udało mi się zadebiutować.
Czy masz już jakieś dalsze plany odnośnie tej postaci?
Mam pomysł na trzeci tom, co będzie dalej – zobaczymy, pewnie zostawię sobie furtkę, żeby napisać też czwarty, jeśli przyjdzie mi ochota. Lubię tę postać i dobrze mi się o niej pisze, robię to więc bardziej dla relaksu niż z konieczności.
A nad jakimi innymi projektami obecnie pracujesz?
Kiedy skończę Domenica, chyba wrócę na jakiś czas do pisania kryminałów, bo jakkolwiek fantastykę bardzo lubię i absolutnie nie zamierzam od niej odchodzić, odbiorców kryminałów mam jednak więcej.
Jak oceniasz sytuację kobiet w polskiej fantastyce? Które autorki możesz szczególnie polecić?
Kiedy debiutowałam, na rynku było kilka piszących kobiet (Ewa Białołęcka, Anna Brzezińska, Maja Kossakowska), teraz jest ich zdecydowanie więcej, paniom łatwiej jest się przebić i to uważam za bardzo pozytywną zmianę. A polecić mogę autorki z grupy Harda Horda, do której należę: jest nas już trzynaście, piszemy różne rzeczy od fantasy, poprzez cyberpunk, aż do literatury obyczajowej, każdy więc może znaleźć coś dla siebie.
Debiutowałaś kilkanaście lat temu. Jak przez ten czas zmieniała się Twoja twórczość? A jakie zmiany zaszły w polskim środowisku fantastycznym?
Zaczynałam od dość tradycyjnej fantasy, potem stopniowo eksperymentowałam z innymi gatunkami (czy podgatunkami). Próbowałam powieści młodzieżowej, kryminału, powieści „z pogranicza”. Część tych eksperymentów wypadła bardziej na plus, część na minus, ale żadnego nie żałuję. Tę chęć odchodzenia od literatury czysto gatunkowej widzę zresztą w całym środowisku fantastycznym: kiedyś dominowały SF, fantasy oraz ewentualnie historie alternatywne (z obowiązkową Polską, która stała się mocarstwem), teraz częściej zdarzają się książki, które trudno zakwalifikować do konkretnego nurtu. To też pozytywna zmiana. Poza tym literatura fantastyczna staje się mniej konserwatywna, a bardziej otwarta, co również mnie cieszy.
Oprócz tekstów fantastycznych piszesz też kryminały. Jakie są dla Ciebie różnice między tymi gatunkami? Co pisze Ci się łatwiej?
To zależy: w kryminale najtrudniejsza jest intryga, którą trzeba dobrze dopracować, żeby wszystko się ze sobą składało i miało sens, nie trzeba za to za bardzo zajmować się np. konstrukcją świata. W fantastyce odwrotnie: więcej wysiłku poświęcam na budowanie świata, a mniej na intrygę.
Czy masz jakieś rady dla początkujących pisarzy?
Niestety, nie ma uniwersalnej rady dla początkujących pisarzy – a przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Te, które znam, są rozczarowująco banalne: dużo czytaj, dużo pisz, czytaj to, co piszesz, i staraj się poprawiać. Nie wierz mamie, cioci ani babci, którzy cię chwalą, bo rodzina zawsze będzie chwalić, tylko znajdź sobie grupę osób, najlepiej bardziej doświadczonych od ciebie, którzy będą potrafili ocenić twoją pracę w miarę obiektywnie – pod tym ostatnim względem świetnie sprawdza się sekcja literacka działająca przy Śląskim Klubie Fantastyki. Jeśli ktoś mieszka w Katowicach albo niedaleko, zachęcam, żeby do nas zajrzał.
Jeśli miałabyś polecić jedną swoją książkę komuś, kto nie miał wcześniej do czynienia z Twoją twórczością, to jaki to byłby tytuł?
Zależy, co taki ktoś lubiłby czytać. Jeśli kryminały, to chyba „Wiarę”, jeśli dziwne powieści z pogranicza – „Czarne”, a jeśli fantastykę młodzieżową, to „Tajemnicę diabelskiego kręgu”.