Charley Bordelon ma 11-letnią córkę Micah, stare Volvo i ciemną skórę. W XXI wieku bohaterka książki „Królowa cukru” opuszcza Los Angeles i udaje się w podróż do Luizjany, gdzie czeka na nią odziedziczona plantacja trzciny cukrowej. Jak wyglądałoby jej życie, gdyby urodziła się w Stanach na początku XVII wieku? Jak się okazuje, nie tylko niewolnice musiały wówczas walczyć o przetrwanie, a echo tych czasów rozbrzmiewa do dziś.
Już na samym początku opowieści nasza bohaterka słyszy, że prowadzenie gospodarstwa utrudni jej nie tylko to, że jest kobietą, ale także kolor jej skóry. Jeden z ciemnoskórych mężczyzn mówi jej kolokwialnie, że w takiej sytuacji łatwo będzie ją „wycyckać”. Pomimo upływu wielu lat odkąd w Luizjanie byli ostatni niewolnicy, biali wciąż o pamiętają, kto należał do „panów”… Nie pomaga także to, że Charley nie wie nic o rolnictwie, cenach maszyn i cyklu uprawy trzciny cukrowej.
Do 1865 roku, kiedy to trzynasta poprawka zniosła niewolnictwo w Stanach, liczba niewolników płci męskiej przewyższała liczbę kobiet. Działo się to ze względów czysto pragmatycznych – facet miał po prostu więcej siły do ciężkiej fizycznej pracy. Mniej liczna grupa napotykała jednak na podwójne problemy – nie tylko te związane z rasizmem, ale także z seksizmem.
Niech twoja służąca będzie wierna, silna i skromna
Okrucieństwo spotykało Afrykanki już w czasie podróży do Ameryki (a raczej transportu, bo podróżą można było nazwać rejs z własnej woli, a nie przewóz osób w nieludzkich warunkach). I tak na przykład wśród przekazów znajduje się historia pewnej ciężarnej ciemnoskórej kobiety; ponieważ na statku w trakcie ciężkiego sztormu nie miał kto przyjąć porodu, została ona po prostu wyrzucona przez okno do morza.
Bicie i chłosta były czymś powszechnym – sceny takie znamy ze wszystkich filmów o niewolnictwie. W przypadku kobiet koszmar przemocy fizycznej wiązał się także z gwałtami. Przypadek taki miał miejsce między innymi w 1660 roku w Wirginii, o czym wiemy, bo doszło do rozprawy sądowej:
(…) pewien pan został skazany za gwałt na dwóch pracownicach służebnych. Znany był on również z tego, że bił swoją żonę i dzieci; wychłostał też i skuł łańcuchami innego sługę, co przyczyniło się do jego śmierci. Oskarżony został skarcony przez sąd, lecz, pomimo przytłaczających dowodów, oczyszczono go z zarzutu gwałtu.
Doświadczenia te były na tyle traumatyczne, że doprowadzały do samobójstw wielu niewolnic.
Gwałty nie były jedyną ingerencją w sferę seksualności kobiet, chociaż najdramatyczniejszą. „Pan” bardzo często powstrzymywał też swoje „pracownice” przed zamążpójściem i kontaktami seksualnymi z innymi mężczyznami. Wszystko po to, by nie zaszły one w ciążę i wciąż pracowały tak samo efektywnie. Według słów Benjamina Franklina, służąca miała być wierna, silna i skromna.
Jeśli Afrykanki przyjeżdżały do Nowej Anglii ze swoją rodziną, nierzadko zostawały z nią rozdzielane. I właśnie próba odnalezienia bliskich była jedną z najczęstszych przyczyn ucieczek.
Pamiętajmy, że o losie niewolnic decydował nie tylko ich status, ale także płeć – kobiety jako takie były jeszcze w czasach ojców założycieli wykluczone z pełnoprawnego życia w społeczeństwie. Także białe kobiety, niczym niewolnicy, były wykluczone i niemal niewidzialne. Zauważyć to można w książce Howarda Zinna:
Wydaje się, że cechy fizyczne kobiet stały się wygodnym uzasadnieniem dla mężczyzn, którzy mogli wykorzystywać, eksploatować i otaczać opieką kogoś, kto był jednocześnie służącą, partnerką seksualną, towarzyszką życia oraz matką, nauczycielką i opiekunką ich dzieci.
Stanowiło to rodzaj domowego niewolnictwa. Kobiety zdecydowanie bardziej szanowano w środowisku Indian niż białych.
Pracownice służebne
W omawianych latach (wiek XVII i XVIII) do dzisiejszych USA przyjeżdżały tak zwane pracownice służebne. Ich los różnił się od sytuacji niewolnic właściwie tylko tym, że przyjeżdżały one do pracy na określony czas, coś w rodzaju kontraktu. Traktowane były jednak tak samo źle.
Te młode dziewczęta zarabiały bardzo mało, jadły byle co (np. tylko kukurydzę z solą), często traktowano je w sposób brutalny (znane są przypadki wiązania i chłosty), bez poszanowania ich prywatności (bywało, że nie miały kompletnej odzieży). Kontakt miały właściwie tylko z rodzinami, dla których pracowały, co budziło po pewnym czasie oczywisty bunt, wyrażany głównie zmniejszaniem zakresu wykonywanej pracy. Karą mogło być na przykład wysłanie do poprawczaka.
I w tym przypadku wykorzystywanie seksualne było niemal na porządku dziennym. Pracownice służebne, podobnie jak niewolnice, w większości przypadków nie mogły dochodzić sprawiedliwości.
Żony pierwszych osadników
Myli się ten, kto sądzi, że żony pierwszych osadników Ameryki miały znacznie lepsze życie. Na pokładzie statku Mayflower przypłynęło ich do nowego kraju osiemnaście, wszystkie były mężatkami. Pierwszy okres przeżyły zaledwie… cztery z nich, a umierały między innymi w trakcie porodów i w połogu. To dało tym, które przeżyły niejaki szacunek, bo po prostu było ich wyjątkowo mało.
Cóż z tego, skoro na ich los rzutowały zasady chrześcijańskie, wdrażane przez kolonistów z Anglii. W ich myśl kobieta powinna pamiętać, że mąż i żona są jedną osobą, przy czym to jej dotyczy więcej obostrzeń. Po ślubie powinna ona stracić swój „odrębny nurt”, niczym rzeka, która łączy się z inną i żyć niczym schowana za metaforycznym woalem. Mąż mógł wymierzać żonie kary, ale tak, by jej obrażenia nie były trwałe oraz by jej nie zabić (sic!). Do tego dochodziły kwestie materialne:
Mąż całkowicie dysponował majątkiem osobistym żony oraz dożywotnio posiadał jej grunty, a ponadto pobierał wszelkie inne należne jej dochody. To, co zarabiała żona, należało do niego. […] Oczywiście zyski ze wspólnej pracy męża i żony także należały do męża.
Kobiety nie powinny też mieć nieślubnych dzieci – uważano to za przestępstwo a wobec matek wysuwano oficjalne oskarżenia. Mężczyzn kara w takiej sytuacji omijała.
W późniejszych latach, w słynnej Deklaracji Niepodległości, pominięto prawo kobiet do głosowania. Thomas Jefferson uznał, że są one zbyt piękne, by ich czoło pokryło się zmarszczkami przez polityczne troski. Skalę nierówności pokazuje też to, że w połowie XVIII wieku czytać potrafiło 90% białych mężczyzn z Ameryki Północnej i zaledwie 40% kobiet!
W trakcie licytacji rolniczej, w której uczestniczą praktycznie sami biali mężczyźni, Charley ma smutne przemyślenia:
(…)nie można, przeprowadzając się do Luizjany, na kompletne zadupie, oczekiwać, że to będzie czysta przyjemność, nie można, będąc jedyną kobietą w branży zdominowanej przez mężczyzn, liczyć na to, iż nikt nigdy nie powie nic tak głupiego, że nie sposób puścić tego mimo uszu, zignorować długiej, mrocznej, naznaczonej cierpieniem historii stosunków rasowych na Południu ani udawać, że wszystko da się naprawić z dnia na dzień.
Czy bohaterce uda się mimo płci i koloru skóry poradzić sobie wśród wywyższających się białych farmerów? Warto przeczytać „Królową cukru”, by się o tym przekonać.
Bibliografia:1. Natalie Baszile: Królowa cukru, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.
2. Howard Zinn : Ludowa Historia Stanów Zjednoczonych od 1492 do dziś, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016.
Zuzanna Pęksa – Absolwentka filologii polskiej, specjalność filmoznawstwo. Miłośniczka literatury faktu, w szczególności opowiadającej o II wojnie światowej i wybitnych kobietach. W wolnych chwilach pisze dla portalu CiekawostkiHistoryczne.pl i “Tele Tygodnia” oraz prowadzi fanpage Kobiety w historii.