Literacka nagroda Windhama–Campbella została ustanowiona w 2011 roku, choć po raz pierwszy przyznano ją dopiero dwa lata później. Od tego czasu co roku wybierani są pisarze z całego świata tworzący w języku angielskim, z których każdy otrzymuje 165 tysięcy dolarów. Najciekawszą cechą konkursu jest to, że autorzy nie wiedzą nawet, że są brani pod uwagę w bieżącej edycji. Dlatego wieść o wygranej zawsze jest wielkim zaskoczeniem dla laureatów.
W tym roku kapituła nagrody wyłoniła po dwóch laureatów z każdej z czterech kategorii: literatura faktu, dramat, fikcja i poezja. Gratyfikację o wartości 165 tysięcy dolarów otrzymali Raghu Karnad, Rebecca Solnit, Young Jean Lee, Patricia Cornelius, Danielle McLaughlin, David Chariandy, Ishion Hutchinson i Kwame Dawes.
Literacka nagroda Windhama–Campbella ma dwa cele. Po pierwsze ma zwracać uwagę czytelników na literackie osiągnięcia obiecujących, choć być może nie tak szeroko znanych pisarzy. Po drugie, oferowane pieniądze mają pomóc autorom skupić się na pracy twórczej bez martwienia się o sytuację finansową.
Pierwszą reakcją tegorocznych laureatów było zaskoczenie i niedowierzanie. David Chariandy po otrzymaniu niespodziewanych wieści myślał, że to żart. Jak wyjawił „The Guardianowi”, nadal ma wątpliwości, co do prawdziwości całej tej sytuacji.
Kiedy już pisarze przetrawili wiadomość, okazywali ogromną wdzięczność. Dla niektórych nagroda okazała się być prawdziwym wybawieniem. Irlandzka nowelistka Danielle McLaughlin uznała to za cud. Akurat targały nią wątpliwości, czy nie powinna zarzucić kariery twórczej i powrócić do wykonywania zawodu prawnika, ponieważ większość pisarskiego życia wiąże się z pracą nad projektami, które nie dość, że nie pozwalają zarobić pieniędzy, to jeszcze generują straty. Teraz Danielle McLaughlin może bez obaw tworzyć dalej.
Oczywiście nagroda ma jeszcze jeden wymiar. Jest przecież potwierdzeniem umiejętności pisarza, pokazaniem mu, że to co robi, rzeczywiście robi dobrze. Miło być zauważonym, powiedział Kwame Dawes.
źródło: guardian