Aktualności

Światowy bestseller już w Polsce. Pacjentkę ma zekranizować firma Brada Pitta

Książ­ka, o któ­rej mówi cały świat, wresz­cie tra­fi­ła do pol­skich księ­garń. „Pacjent­ka” Ale­xa Micha­eli­de­sa na zagra­nicz­nym ryn­ku książ­ki zro­bi­ła duże zamie­sza­nie. Nie tyl­ko tuż po pre­mie­rze tra­fi­ła na pierw­sze miej­sce listy best­sel­le­rów New York Times w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i Wiel­kiej Bry­ta­nii. Co nawet bar­dziej eks­cy­tu­ją­ce, pra­wa do jej ekra­ni­za­cji wyku­pi­ła fir­ma nale­żą­ca do Bra­da Pit­ta. I nie ma co się dzi­wić – „Pacjent­ka” to thril­ler psy­cho­lo­gicz­ny z zakoń­cze­niem, któ­re po pro­stu wbi­ja w fotel.

O tym wie­dzie­li­śmy już na kil­ka mie­się­cy przed pre­mie­rą: naj­lep­szy świa­to­wy debiut kry­mi­nal­ny tego roku nale­ży do Ale­xa Micha­eli­de­sa i jego „Pacjent­ki” – thril­le­ra, na któ­ry już od zeszłe­go roku cze­ka­li wszy­scy fani tego gatun­ku. Maga­zy­ny pokro­ju „The Times” zamie­ści­ły go na liście naj­bar­dziej wycze­ki­wa­nych ksią­żek tego roku. Autor best­sel­le­ro­wej „Kobie­ty w oknie”, stwier­dził: „Ta książ­ka to rzad­kość – thril­ler ide­al­ny. „Chcia­łem tyl­ko do niej zaj­rzeć, minę­ło jede­na­ście godzin – skoń­czy­łem lek­tu­rę i jestem oszo­ło­mio­ny”. Podob­nie o książ­ce wypo­wie­dzia­ły się takie gwiaz­dy powie­ści kry­mi­nal­nej jak Lee Child i C.J. Tudor.

Skąd to zamie­sza­nie? Otóż „Pacjent­ka” ma wszyst­ko, czym powi­nien czy­tel­ni­ka nakar­mić thril­ler ide­al­ny: jest zna­ko­mi­cie napi­sa­na, ma eks­cy­tu­ją­cą fabu­łę, cie­ka­wych boha­te­rów i przede wszyst­kim finał, któ­ry pozo­sta­wia czy­ta­ją­ce­go z sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi. Trud­no sobie bowiem wyobra­zić, że świat fil­mu mógł­by prze­pu­ścić goto­wy mate­riał na hit kinowy.

Powie­dzieć, że fabu­ła książ­ki zacie­ka­wia, to mało. Jest nie­ba­nal­nie, bły­sko­tli­wie i intry­gu­ją­co. Oto mor­der­stwo na pierw­sze stro­ny gazet. Spra­wa, któ­ra elek­try­zu­je pra­sę, radio i tele­wi­zję. Słyn­na malar­ka Ali­cia Beren­son w bru­tal­ny spo­sób zabi­ja swo­je­go męża, po czym cał­ko­wi­cie milk­nie. Nie wypo­wia­da ani jed­ne­go sło­wa pod­czas aresz­to­wa­nia ani oskar­że­nia, nie korzy­sta w żaden spo­sób z pra­wa do obro­ny. Jedy­ną for­mą kon­tak­tu ze świa­tem sta­je się jej ostat­nie nama­lo­wa­ne dzie­ło, obraz „Alke­stis”, nawią­zu­ją­cy swo­im tytu­łem do antycz­nej sztu­ki. Kobie­ta zosta­je uzna­na za nie­po­czy­tal­ną i tra­fia do zamknię­te­go zakła­du psy­chia­trycz­ne­go. Nadal milczy.

Sześć lat póź­niej o spra­wie nie pamię­ta już nikt, oprócz zafa­scy­no­wa­ne­go histo­rią kobie­ty psy­cho­lo­ga. Theo Faber zamie­nia świet­ną posa­dę w reno­mo­wa­nym szpi­ta­lu na obskur­ny zakład psy­chia­trycz­ny The Gove tyl­ko po to, aby móc roz­po­cząć pra­cę z mil­czą­cą mor­der­czy­nią. Czy chce jej pomóc? Tak. Czy chce roz­wią­zać zagad­kę zbrod­ni, któ­rą trud­no wyja­śnić? Rów­nież. Odkry­wa bowiem, że w tej zamknię­tej już spra­wie nadal jest wie­le wąt­ków, któ­re grzę­zną w mie­li­znach tajem­ni­cy i nie­do­po­wie­dzeń. Ale jest jesz­cze jeden wątek, któ­ra spa­ja te dwie głów­ne posta­ci, a osta­tecz­nie rów­nież zamy­ka całą fabu­łę. Czy­tel­nik dowie się jed­nak o nim w odpo­wied­nim momencie.

Jed­no trze­ba Micha­eli­de­so­wi przy­znać: potra­fił zbu­do­wać ory­gi­nal­ną fabu­łę z zupeł­nie zaska­ku­ją­cą posta­cią zaan­ga­żo­wa­ną w pro­wa­dze­nie śledz­twa. Nie ma tu typo­we­go detek­ty­wa, któ­ry pró­bu­je roz­wi­kłać zagad­kę. To psy­cho­log, któ­ry podej­mu­je się tera­pii Ali­cji Beren­son posta­na­wia jed­no­cze­śnie na wła­sną rękę zba­dać wąt­ki doty­czą­ce dziw­nej spra­wy. Odwie­dza i pozna­je jej bli­skich, lepi wła­sną inter­pre­ta­cję nie­wy­ja­śnio­nej zbrod­ni ze strzę­pów infor­ma­cji. Do tego dorzuć­my sce­no­gra­fię ide­al­ną dla thril­le­ra: zakład psy­chia­trycz­ny, w któ­rym ze ścian odcho­dzi far­ba, żarów­ki nie dzia­ła­ją, podob­nie jak kalo­ry­fe­ry i… mamy książ­kę w swo­im gatun­ku doskonałą.

No i na koniec to, co tygry­sy lubią naj­bar­dziej, czy­li final­ny twist. W przy­pad­ku „Pacjent­ki” napię­cie pły­nie w żyłach książ­ki nie­prze­rwa­nie, od począt­ku do koń­ca. Dresz­czyk budo­wa­ny jest stop­nio­wo, aż do kul­mi­na­cyj­ne­go momen­tu, w któ­rym tajem­ni­ca zosta­je wyja­śnio­na, jed­no­cze­śnie wywra­ca­jąc dotych­cza­so­we inter­pre­ta­cje do góry noga­mi. To zakoń­cze­nie na mia­rę „Zagi­nio­nej dziew­czy­ny” Gil­lian Flynn lub kul­to­we­go „Szó­ste­go zmy­słu” – nic nie jest takie, jakim wyda­wa­ło się być na początku.

Infor­ma­cja prasowa

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy