Ciekawostki Ekranizacje

Ślepnąc od świateł – (Zły) Sen o Warszawie

Mia­sto wchła­nia, mia­sto wącha, mia­sto przy­kry­wa gęsta war­stwa nie­da­ją­ce­go się zmyć bru­du. I tyl­ko Bóg może na nie zesłać deszcz, któ­ry zato­pi tę wylę­gar­nię depra­wa­cji. Świat w „Ślep­nąc od świa­teł” pro­duk­cji HBO jest odpy­cha­ją­cy, ale sam serial Krzysz­to­fa Sko­niecz­ne­go na pod­sta­wie książ­ki Jaku­ba Żul­czy­ka, to rzecz wybitna.

War­sza­wa wyzna­cza rytm, bar­dzo szyb­ki. Łatwo się w nim zgu­bić. Miej­ska dżun­gla rzą­dzi się swo­imi pra­wa­mi. Każ­dy tu może stać się ofia­rą. Nawet jeśli wystę­pu­je w roli dra­pież­cy, to pew­nym jest, że wcze­śniej czy póź­niej znaj­dzie się ktoś sil­niej­szy od nie­go. A pomię­dzy tym wszyst­kim bie­gną bia­łe ścież­ki, za któ­ry­mi podą­ża cała gale­ria posta­ci – cele­bry­ci, poli­ty­cy, znu­dzo­ne żony, wła­ści­cie­le loka­li. Praw­dzi­we gru­be ryby, ale i płot­ki. Ludzie potrze­bu­ją nar­ko­ty­ków z róż­nych wzglę­dów, a ich wyba­wie­niem, dostaw­cą zja­wia­ją­cym się w środ­ku nocy jest Kuba. Ich moty­wa­cje są dla nie­go nie­waż­ne. Chce tyl­ko, aby klien­ci wie­dzie­li o nim jak naj­mniej. Nie anga­żu­je się, nie oce­nia, nie pyta, tyl­ko z boku słu­cha bicia ser­ca mia­sta, któ­re pom­pu­je brud­ną krew do resz­ty tego plu­ga­we­go orga­ni­zmu. I tak, niczym boha­ter „Tak­sów­ka­rza” Mar­ti­na Scor­se­se,  Kuba sunie samo­cho­dem poprzez tę miej­ską odyseję.

Mia­sto moje, a w nim…”

Książ­ka Jaku­ba Żul­czy­ka z 2014 roku, któ­ra dla wie­lu czy­tel­ni­ków jest pozy­cją wręcz kul­to­wą, była goto­wym mate­ria­łem na sce­na­riusz. Autor zresz­tą od począt­ku myślał o tym tek­ście jako tym, któ­ry może posłu­żyć jako baza do ekra­ni­za­cji. Żul­czyk to tak­że, do spół­ki ze Sko­niecz­nym, współ­sce­na­rzy­sta „Ślep­nąc od świa­teł”. Sam już wcze­śniej zdo­był doświad­cze­nie na tym polet­ku pisząc tekst inne­go cenio­ne­go pol­skie­go seria­lu, „Bel­fra”. Twór­cy sil­nie trzy­ma­ją się mate­ria­łu wyj­ścio­we­go. Co praw­da zmie­ni­ło się ot, choć­by imię głów­ne­go boha­te­ra, ale poza tym nie uświad­czy­my zbyt wie­lu odstępstw od książ­ko­we­go pier­wo­wzo­ru. Zatwar­dzia­li fani twór­czo­ści Żul­czy­ka nie powin­ni mieć więc żad­nych pod­staw do utyskiwań.

Przy­bli­ży­łem wcze­śniej opis War­sza­wy, któ­ry wyła­nia się ze „Ślep­nąc od świa­teł”, gdyż to wła­śnie prze­strzeń wyda­je się jed­nym z głów­nych boha­te­rów seria­lu. Tak było w książ­ce, tak też jest w przed­sta­wie­niu Sko­niecz­ne­go. Akcja roz­gry­wa się w grud­niu, sto­li­ca Pol­ski jawi się zatem w odcie­niach sza­ro­ści. Bure uli­ce, smut­ne socre­ali­stycz­ne budyn­ki, obskur­ne zaka­mar­ki w szem­ra­nych oko­li­cach. I nawet jeśli kame­ra wkra­cza do roz­świe­tlo­nych inten­syw­ny­mi neo­no­wy­mi świa­tła­mi loka­li czy eks­klu­zyw­nych miesz­kań, to i tak te prze­strze­nie wyda­ją się doj­mu­ją­ce. Ozdob­na sza­ta nie potra­fi zakryć kłę­bią­ce­go się w nich odczło­wie­cze­nia, smut­ku, upad­ku moral­no­ści. To przej­mu­ją­co reali­stycz­ny por­tret uchwy­co­ny przez Micha­ła Engler­ta, auto­ra zdjęć. „Ślep­nąc od świa­teł” wpro­wa­dza jed­nak też pew­ną dozę oni­rycz­no­ści. Sen­ne wizje wypa­da­ją rów­nie prze­ra­ża­ją­co, co obraz pozba­wio­nej war­to­ści War­sza­wy. Dzię­ki nim do seria­lu wkra­da się nie­co poetyc­ko­ści. I choć przed­sta­wio­ne w nich meta­fo­ry są nad wyraz czy­tel­ne, to nie moż­na im odmó­wić wizu­al­nej maestrii.

Nie­zwy­kły debiut i nowe obli­cza sta­rej gwardii

Ślep­nąc od świa­teł” nie było­by tak fascy­nu­ją­ce, gdy­by nie odtwór­ca głów­nej roli. To odważ­ne posu­nię­cie ze stro­ny Sko­niecz­ne­go i Żul­czy­ka, że zde­cy­do­wa­li się na zaan­ga­żo­wa­nie debiu­tan­ta. Kamil Nożyń­ski był wcze­śniej zna­ny jako raper ze skła­du Dixon37, ale chy­ba minął się z powo­ła­niem. Rola Kuby jest ide­al­nie pod nie­go skro­jo­na, niczym ele­ganc­kie ciu­chy, w któ­rych jego boha­ter odwie­dza klien­tów. Bije od nie­go chło­dem, dystan­sem, powścią­gli­wo­ścią. Moż­na powie­dzieć, że to żad­na sztu­ka zagrać brak emo­cji, ale jego spoj­rze­nie jest w sta­nie wyra­zić bar­dzo dużo. Taki zresz­tą jest cier­pią­cy na bez­sen­ność seria­lo­wy Kuba, któ­ry wie jak prze­trwać, ale jedy­ne o czym marzy to wydo­stać się z tego bagna, w któ­rym coraz bar­dziej grzęź­nie, wyrwać się, póki nie jest jesz­cze za póź­no. Wybaw­ca spra­gnio­nych pobu­dza­ją­ce­go bia­łe­go prosz­ku, ale i ich zguba.

Zresz­tą nie tyl­ko Nożyń­ski został świet­nie obsa­dzo­ny. Dal­sze pla­ny tak­że wypa­da­ją rewe­la­cyj­nie. Gang­ster­ka przed­sta­wia­na do tej pory w rodzi­mym kinie pozo­sta­wia­ła wie­le do życze­nia. Jed­nak z poja­wie­niem się Jana Fry­cza jako Daria w „Ślep­nąc od świa­teł” ta pla­ma na hono­rze zosta­je zmy­ta. Prze­cież to ist­ny dia­beł w ludz­kiej skó­rze, ucie­le­śnie­nie zła, postać, przed któ­rą z ner­wów prze­bie­ra się noga­mi i nie moż­na jej nicze­go odmó­wić. Rów­nież patrzą­cy spode łba Janusz Cha­bior o zachryp­nię­tym gło­sie ide­al­nie pasu­je do roli Stry­ja, czy­li zaka­pio­ra, któ­ry jak trze­ba to prze­sta­wi kil­ka kości i pośle deli­kwen­ta na przy­mu­so­wy odpo­czy­nek w szpi­ta­lu. I nawet Robert Więc­kie­wicz, na któ­re­go nie­do­syt w rodzi­mych pro­duk­cjach nie spo­sób narze­kać, dosta­jąc rolę cwa­nia­ka pną­ce­go się po szcze­blach szem­ra­nej karie­ry, jest w sta­nie tchnąć w nią spo­ro świe­żo­ści i odmie­nić obli­cze swo­jej fil­mo­gra­fii. Jedy­nie Ceza­ry Pazu­ra daje prze­ja­skra­wio­ny występ będą­cy wypad­ko­wą jego kaba­re­to­wych popi­sów. Co praw­da wpi­su­je się to w powie­rzo­ną mu postać oso­bi­sto­ści tele­wi­zji, koja­rzą­cej się sil­nie z pew­nym praw­dzi­wym pro­wa­dzą­cym talk-show na ante­nie pry­wat­nej tele­wi­zji, ale jest to kre­acja zbyt prze­szar­żo­wa­na, zbyt karykaturalna.

Nad­wi­ślań­ski hit

Ślep­nąc od świa­teł” może bez naj­mniej­sze­go poczu­cia wsty­du kon­ku­ro­wać ze świa­to­wą ligą. Kon­dy­cja pol­skiej tele­wi­zji suk­ce­syw­nie zmie­nia swo­je obli­cze na lep­sze, ale ta pozy­cja to zde­cy­do­wa­nie milo­wy krok dla rodzi­mych pro­duk­cji prze­zna­czo­nych na mały ekran. Sce­na­riusz, boha­te­ro­wie z krwi i kości, zdję­cia, dobrze wyse­lek­cjo­no­wa­na ścież­ka dźwię­ko­wa z odgrze­ba­ny­mi pol­ski­mi nume­ra­mi z reper­tu­aru Maana­mu czy KNŻ, a tak­że świe­ży­mi pro­duk­cja­mi pod­pi­sa­ny­mi przez PRO8L3M lub Zamil­ską. To wszyst­ko skła­da się na nie­sa­mo­wi­ty film. No, wła­śnie, bo jak bądź „Ślep­nąc od świa­teł” jest seria­lem, to przy­po­mi­na jed­nak film podzie­lo­ny na odcin­ki. Tem­po nie sia­da tu ani na moment, gwa­ran­tu­jąc rów­nie sil­ne dozna­nia, co nar­ko­ty­ko­wa kreska.

To nie opo­wieść do odprę­że­nia się. Mia­sto toczo­ne przez cho­ro­bę jest nie­wy­god­ne, gale­ria typów spod ciem­nej gwiaz­dy, któ­rych spo­tka­nia nie życzy­ło­by się naj­gor­sze­mu wro­go­wi, odpy­cha, zaś wzrok nie­kie­dy wędru­je w bok ekra­nu w celu odwró­ce­nia go od gang­ster­skich metod per­swa­zji czy skut­ków przedaw­ko­wa­nia. A mimo to nie spo­sób ode­rwać się od „Ślep­nąc od świa­teł” i nie dać uwi­kłać się w tę zde­mo­ra­li­zo­wa­ną opo­wieść o dzi­siej­szej rzeczywistości.


Robert Skow­roń­ski – kry­tyk fil­mo­wy i muzycz­ny, a do tego wiel­bi­ciel lite­ra­tu­ry zwią­za­ny nie­gdyś lub wciąż zwią­za­ny z redak­cja­mi Onet.pl, naEKRANIE.pl, Stopklatka.pl, Antyradio.pl czy z “Nową Fan­ta­sty­ką”. Ponad­to ama­tor kawy i urban explo­rin­gu, któ­ry już chy­ba na zawsze pozo­sta­nie nie­speł­nio­nym perkusistą.

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy