Ciekawostki Felieton

Dracula, Lestat, Regis i inne literackie wampiry

Dużo wcze­śniej niż wam­pi­ry tra­fi­ły do lite­ra­tu­ry, ist­nia­ły w zbio­ro­wej świa­do­mo­ści – w mitach, wie­rze­niach, zabo­bo­nach. Przez stu­le­cia ludzie wie­rzy­li, że gdzieś tam w mro­ku cza­ją się bestie, wysy­sa­ją­ce krew z nie­win­nych ofiar. Takie prze­świad­cze­nie ist­nia­ło w wie­lu kul­tu­rach (choć naj­czę­ściej utoż­sa­mia się je z wie­rze­nia­mi Sło­wian). Powszech­nie uzna­wa­no, że powsta­ją one wte­dy, gdy czło­wiek został przez kogoś prze­klę­ty, zmarł gwał­tow­ną śmier­cią lub nie został nale­ży­cie pocho­wa­ny. Wam­pi­rom przy­pi­sy­wa­no róż­ne nad­przy­ro­dzo­ne zdol­no­ści: zmia­nę kształ­tu, nie­zwy­kłą siłę, umie­jęt­ność lata­nia, hip­no­tycz­ny wpływ na śmier­tel­ni­ków i wie­le innych. Wia­ra w ist­nie­nie krwio­pij­ców była sze­ro­ka (raz po raz arche­olo­dzy naty­ka­ją się na pochów­ki, zabez­pie­cza­ją­ce zmar­łe­go przed prze­mia­ną). Kie­dy więc wam­pi­ry zago­ści­ły na kar­tach powie­ści i opo­wia­dań, grunt był przygotowany.

W lite­ra­tu­rze moż­na zna­leźć całe mul­tum róż­nych obra­zów wam­pi­ra. Krwio­pij­cy bywa­ją przed­sta­wia­ni jako bez­względ­ne bestie, nie­szczę­sne isto­ty, roman­tycz­ni kró­lo­wie nocy – zda­rza­ją się też jed­nak dużo bar­dziej ory­gi­nal­ne obli­cza tych potworów.

Za pierw­sze lite­rac­kie opi­sa­nie wam­pi­ra uzna­je się opo­wia­da­nie autor­stwa Joh­na Poli­do­rie­go, zaty­tu­ło­wa­ne po pro­stu „Wam­pir”. Powsta­ło ono w 1819 jako pokło­sie zaba­wy, jaką urzą­dzi­ło sobie towa­rzy­stwo, prze­by­wa­ją­ce tam­te­go lata w Vil­li Dio­da­ti nad Jezio­rem Genew­skim, pole­ga­ją­cej na napi­sa­niu histo­rii z dresz­czy­kiem. Bra­li w niej udział też lord Byron, Per­cy Shel­ley, Mary Shel­ley (któ­ra napi­sa­ła wte­dy „Fran­ken­ste­ina”) i wła­śnie Poli­do­ri. Jego „Wam­pir” prze­sta­wiał opo­wieść o lor­dzie Ruthve­nie, krwio­pij­cy gra­su­ją­cym wśród wyż­szych sfer. Tekst spo­tkał się z entu­zja­stycz­nym przy­ję­ciem czy­tel­ni­ków i na sta­łe wpro­wa­dził figu­rę wam­pi­ra do literatury.

Któż zdo­łał­by mu się oprzeć? Język miał obrot­ny i nie­bez­piecz­ny: umiał się przy­mi­lić, umiał jej wmó­wić, że jest jedy­ną isto­tą na świe­cie któ­ra wzbu­dza w nim sym­pa­tię, że od kie­dy ją poznał, jego życie nabra­ło wresz­cie war­to­ści, choć­by jedy­nym jej źró­dłem mia­ła być moż­ność słu­cha­nia jej słod­kie­go głosu…
(Tłum.: Maciej Płaza)

W XIX wie­ku powsta­ło jesz­cze spo­ro tek­stów, podej­mu­ją­cych ten temat, żaden jed­nak nie zyskał takiej popu­lar­no­ści jak „Dra­cu­la” Bra­ma Sto­ke­ra. Powieść uka­za­ła się w 1897 roku w Anglii, jed­nak szyb­ko tra­fi­ła też na zagra­nicz­ne ryn­ki. Tytu­ło­wy Dra­cu­la jest księ­ciem, miesz­ka­ją­cym w Tran­syl­wa­nii – a przy tym potęż­nym wam­pi­rem, z któ­rym (rze­ko­mo) nie może rów­nać się żaden śmier­tel­nik. Dys­po­nu­je mrocz­ny­mi moca­mi, prze­kra­cza­ją­cy­mi ludz­kie poj­mo­wa­nie. Teraz zaczy­na gra­so­wać w Anglii, sie­jąc gro­zę i śmierć. Gru­pa osób, któ­re cudem prze­ży­ły spo­tka­nie z Dra­cu­lą zbie­ra się pod wodzą Abra­ha­ma Van Hel­sin­ga (doświad­czo­ne­go pogrom­cy wam­pi­rów), by wal­czyć z potwo­rem. Powieść zosta­ła napi­sa­na w for­mie listów, wycin­ków z gazet, dzien­ni­ków. Wywar­ła olbrzy­mi wpływ na gatu­nek i wpro­wa­dzi­ła do „wam­pi­rze­go kano­nu” wie­le moty­wów, któ­re na sta­łe się nim zako­rze­ni­ły – m.in. arche­typ łow­cy wam­pi­rów, repre­zen­to­wa­ny tu przez Van Hel­sin­ga. „Dra­cu­la” był prze­no­szo­ny na ekran nie­zli­czo­ną ilość razy – do naj­słyn­niej­szych adap­ta­cji tej powie­ści nale­żą takie fil­my, jak „Nos­fe­ra­tu – sym­fo­nia gro­zy” (z roku 1922), „Nos­fe­ra­tu wam­pir” (nakrę­co­ny przez Wer­ne­ra Herzo­ga”) oraz „Dra­cu­la” (w reży­se­rii Fran­ci­sa For­da Coppoli”)

Kocham sza­rość, mrok i ciem­ność nocy, lubię być sam, a za naj­od­po­wied­niej­sze towa­rzy­stwo uzna­ję wła­sne myśli.
(Tłum.: Mag­da­le­na Moltzan-Małkowska)

Anne Rice jest autor­ką naj­słyn­niej­sze­go cyklu ksią­żek o isto­tach nocy. Jej „Kro­ni­ki wam­pi­rów” mia­ły ogrom­ny wpływ na sub­kul­tu­rę gotów, a tak­że na to, jak w popkul­tu­rze postrze­ga się wam­pi­ra. Począt­ko­wo mia­ła być to try­lo­gia, opo­wia­da­ją­ca o prze­mie­nio­nym w XVIII wie­ku Louisie, jego stwór­cy Lesta­cie i kró­lo­wej Aka­shy – pierw­szym wam­pi­rze. Na dzień dzi­siej­szy „Kro­ni­ki wam­pi­rów” skła­da­ją się z dwu­na­stu tomów i opo­wia­da­ją histo­rie o krwio­pij­cach od cza­sów sta­ro­żyt­nych, do współ­cze­sno­ści. Pierw­sza książ­ka, „Wywiad z wam­pi­rem”, zosta­ła wyda­na w 1976 roku, ostat­nia (jak na razie) – dwa lata temu. Dodat­ko­wo, pod koniec lat ’90. uka­za­ły się też dwie książ­ki z serii „Nowe kro­ni­ki wam­pi­rów”, zaty­tu­ło­wa­ne „Pan­do­ra” i „Wam­pir Vit­to­rio”. Z „Kro­ni­ka­mi…” zwią­za­ne są rów­nież książ­ki z cyklu „Dzie­je cza­row­nic z rodu Mayfair”.

Autor­ka bar­dzo moc­no sku­pi­ła się na emo­cjo­nal­nej stro­nie krwio­pij­ców – jej boha­te­ro­wie to oso­by, któ­re czu­ją moc­niej i sil­niej prze­ży­wa­ją. W jed­nym z wywia­dów Rice okre­śli­ła swo­je wam­pi­ry jako „meta­fo­rę zagu­bio­nych dusz”. „Kro­ni­ki wam­pi­rów” rów­nież tra­fi­ły do kin – w 1994 zekra­ni­zo­wa­no „Wywiad z wam­pi­rem” (w tej adap­ta­cji wystą­pi­li m.in. Tom Cru­ise, Brad Pitt, Kir­sten Dunst i Anto­nio Ban­de­ras), a w 2002 wypusz­czo­no „Kró­lo­wą potę­pio­nych”, łączą­cą wąt­ki z dru­giej i trze­ciej książki.

Umie­ra­ją­ce z gło­du dziec­ko to prze­ra­ża­ją­cy widok. Gło­du­ją­cy wam­pir to coś jesz­cze gorszego.
(Tłum.: Tomasz Olszewski)

Rów­nież Geo­r­ge R. R. Mar­tin, autor best­sel­le­ro­wej „Gry o tron” napi­sał książ­kę o wam­pi­rach. I to w dodat­ku bar­dzo dobrą! „Ostat­ni rejs Fevre Dre­am” roz­gry­wa się w XIX wie­ku, a głów­nym miej­scem akcji jest tytu­ło­wy paro­wiec. Pew­ne­go razu sta­tek zosta­je wyna­ję­ty przez nie­ja­kie­go Joshuę Yor­ka. Zacho­wa­nie dżen­tel­me­na wzbu­dza nie­po­kój wła­ści­cie­la Fevre Dre­am – York nie wycho­dzi na świa­tło sło­necz­ne, a posił­ki spo­ży­wa zawsze pod pokła­dem, w towa­rzy­stwie swo­ich przy­ja­ciół, któ­rzy pro­wa­dzą podob­ny styl życia. Z bie­giem akcji boha­ter odkry­wa prze­ra­ża­ją­cą praw­dę o pasa­że­rach i popeł­nia­nych przez nich zbrod­niach. Autor nie tyl­ko bar­dzo suge­styw­nie oddał natu­rę nie­umar­łych istot, ale rów­nie zręcz­nie wpa­so­wał je w realia ówcze­snej Ame­ry­ki. Waż­nym tema­tem książ­ki jest pro­blem nie­wol­nic­twa, któ­ry Mar­tin fan­ta­stycz­nie połą­czył z rela­cją wampir-śmiertelnik.

Żywe tru­py, nie­umar­li, dzie­ci nocy, isto­ty bez dusz, wiecz­ni wędrow­cy, prze­klę­te isto­ty. Sypia­ją w trum­nach wypeł­nio­nych zie­mią z ich ojczy­zny, uni­ka­ją świa­tła sło­necz­ne­go i krzy­ży, a każ­dej nocy wyru­sza­ją na łów, by sycić się krwią żyją­cych. Są zmien­no­kształt­ny­mi isto­ta­mi, umie­ją­cy­mi przy­brać postać nie­to­pe­rza lub wil­ka. Tych, któ­rzy czę­sto zamie­nia­ją się w wil­ki, nazy­wa­my wil­ko­ła­ka­mi i uwa­ża się ich, skąd­inąd błęd­nie, za przed­sta­wi­cie­li odręb­ne­go gatun­ku. To dwie stro­ny jed­nej, mrocz­nej mone­ty, Abne­rze. Wam­pi­ry potra­fią tak­że roz­pły­wać się jak mgła, a ich ofia­ry rów­nież sta­ją się wam­pi­ra­mi. To zadzi­wia­ją­ce, że przy takim tem­pie roz­prze­strze­nia­nia się wam­pi­ry jak dotąd nie zaję­ły na tej zie­mi miej­sca żyjących.
(Tłum.: Robert Lipski)

Temat wam­pi­ry­zmu pod­jął tak­że mistrz rosyj­skie­go post­mo­der­ni­zmu – Wik­tor Pie­le­win. Autor napi­sał dwie książ­ki o współ­cze­snych krwio­pij­cach: „Empi­re V” i „Bat­man Apol­lo”. Boha­te­rem obu jest Rama – mło­dy chło­pak, któ­ry wcho­dzi do świa­ta moskiew­skich wam­pi­rów. Jak się oka­zu­je, wam­pi­ry w tej rze­czy­wi­sto­ści bar­dzo odbie­ga­ją od popu­lar­nych wyobra­żeń na ich temat. Choć, jak to zwy­kle bywa – są potęż­ne. Wręcz wszech­po­tęż­ne. Przy­pusz­cza się, że ludzie zosta­li stwo­rze­ni tyl­ko po to, by dostar­czać im poży­wie­nia. Nad samy­mi wam­pi­ra­mi wła­dzę spra­wu­je jed­nak isto­ta zna­na jako Wiel­ka Mysz. Pie­le­win napi­sał świet­ne powie­ści, któ­re roz­mon­to­wu­ją mit wam­pi­ra i skła­da­ją go na nowo. A przy tym, jak to zwy­kle u tego auto­ra bywa, całość jest bru­tal­ną saty­rą na zasa­dy funk­cjo­nu­ją­ce w dzi­siej­szym świecie.

W życiu przez cały czas widzi­my odpo­wie­dzi na pyta­nia zada­ne przez kogoś inne­go. Życie to impre­za kolek­tyw­na. A w lim­bo jeste­śmy sami…
(Tłum.: Ewa Rojewska-Olejarczuk)

Jestem legen­dą” Richar­da Mathe­so­na jest książ­ką z gatun­ku post-apo. Głów­ny boha­ter jest (jak się oba­wia) jedy­ną oso­bą na świe­cie, odpor­ną na dzia­ła­nie wiru­sa, któ­ry zmie­nił resz­tę popu­la­cji w wam­pi­ry. Miesz­ka samot­nie (nie licząc psa) w for­te­cy, mają­cej zabez­pie­czyć go przed potwo­ra­mi. W dzień, kie­dy isto­ty śpią, prze­cze­su­je ruiny. Wciąż sta­ra się odkryć sekret swo­jej odpor­no­ści i stwo­rzyć lekar­stwo, któ­re mogło­by odwró­cić pro­ces. W swo­jej książ­ce Mathe­son doko­nał bar­dzo zręcz­ne­go odwró­ce­nia sche­ma­tu zna­ne­go z kla­sycz­nych histo­rii o wampirach.

Teraz ja jestem tu nie­nor­mal­ny. Nor­mal­ność jest bowiem poję­ciem, któ­re wyzna­cza więk­szość, okre­śla­ją ją stan­dar­dy więk­szo­ści, a nie stan­dar­dy poje­dyn­cze­go człowieka.
(Tłum.: Pau­li­na Braiter)

Na liście wam­pi­rzych ksią­żek nie może zabrak­nąć Ste­phe­na Kin­ga. W „Mia­stecz­ku Salem” Król Hor­ro­ru jak mało kto zdo­łał uchwy­cić gro­zę, jaką wywo­łu­ją te isto­ty. Fabu­ła roz­gry­wa się na pro­win­cji Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Do tytu­ło­wej miej­sco­wo­ści po latach wra­ca głów­ny boha­ter – pisarz Ben Mears. Widzi, że jego mia­stecz­ko bar­dzo się zmie­ni­ło. Dzie­ją się w nim dziw­ne rze­czy: ludzie i zwie­rzę­ta zni­ka­ją bez śla­du. Co wię­cej, sta­ry dom na wzgó­rzu, uzna­wa­ny od lat za nawie­dzo­ny (i przez to uni­ka­ny przez miesz­kań­ców), teraz zna­lazł loka­to­rów – dwóch przy­by­szów, od razu budzą­cych podej­rze­nia. Nie trud­no się domy­ślić, kim (lub czym) są. King opi­sał swo­je wam­pi­ry nie­zwy­kle suge­styw­nie, odzie­ra­jąc je z resz­tek roman­ty­zmu – to okrut­ne bestie, któ­re nisz­czą wszyst­ko wokół sie­bie, by tyl­ko zaspo­ko­ić głód.

O trze­ciej nad ranem krew pły­nie w żyłach wol­niej niż zwy­kle, a sen bywa wyjąt­ko­wo głę­bo­ki. Dusza jest wów­czas albo pogrą­żo­na w bło­go­sła­wio­nej nie­świa­do­mo­ści, albo mio­ta się roz­pacz­li­wie, roz­glą­da­jąc się z prze­ra­że­niem wokół sie­bie. Nie ist­nie­ją żad­ne sta­ny pośred­nie. O trze­ciej nad ranem świat, ta sta­ra dziw­ka, nie ma na twa­rzy maki­ja­żu i widać, że bra­ku­je mu nosa i jed­ne­go oka. Weso­łość sta­je się płyt­ka i kru­cha, jak w zam­ku Poego oto­czo­ne­go przez Czer­wo­ną Śmierć. Nie ma gro­zy, bo znisz­czy­ła ją nuda, a miłość jest tyl­ko snem.
(Tłum.: Arka­diusz Nakoniecznik)

Rów­nież w pol­skiej lite­ra­tu­rze zda­rza­ły się cie­ka­wie przed­sta­wio­ne wam­pi­ry. Weź­my choć­by „Wiedź­mi­na”. W tomie „Chrzest ognia” poja­wił się nie­ja­ki Regis – a wła­ści­wie Emiel Regis Rohel­lec Terzieff-Gode­froy. Nale­żał on do tzw. wam­pi­rów wyż­szych i trud­nił się fachem cyru­li­ka. Sap­kow­ski opi­sy­wał go jako oso­bę nie­zwy­kle dobrze wykształ­co­ną i sza­le­nie inte­li­gent­ną. Przy tym był to wam­pir bar­dzo kul­tu­ral­ny, o łagod­nym cha­rak­te­rze. Nie pił krwi – przez nad­mier­ne opil­stwo miał w prze­szło­ści spo­re kłopoty.
Regis powró­cił w dodat­ku do trze­ciej gry, zaty­tu­ło­wa­nym „Krew i wino”.

Zaba­wa i towa­rzy­stwo zaczę­ły peł­nić rolę abso­lut­nie dru­go­rzęd­ną. Zauwa­ży­łem, że mogę się bez nich obyć. Wystar­cza­ją­ca i napraw­dę waż­na sta­ła się krew, nawet pita…
– Do lustra? – wtrą­cił Jaskier.
– Gorzej – odrzekł spo­koj­nie Regis. – Ja nie odbi­jam się w lustrach.

Wam­pi­ryzm był też bar­dzo czę­sto trak­to­wa­ny humo­ry­stycz­nie. „Świat Dys­ku” Terry’ego Prat­chet­ta zaczy­nał jako paro­dia lite­ra­tu­ry fan­ta­sy, by póź­niej prze­ro­dzić się w paro­dię sze­ro­kiej popkul­tu­ry (czy też raczej – całej naszej rze­czy­wi­sto­ści). W serii nie mogło więc zabrak­nąć wam­pi­rów. W tym uni­wer­sum funk­cjo­nu­je tzw. Liga Wstrze­mięź­li­wo­ści, pro­pa­gu­ją­ca powstrzy­my­wa­nie się od picia ludz­kiej krwi. Jed­nym z jej człon­ków jest Otto Chriek (zna­ny też jako Otto Krzyk), pra­cu­ją­cy jako foto­graf. Przez swój zawód nara­żo­ny jest na kon­takt z ostrym świa­tłem sala­man­der, uży­wa­nych w cha­rak­te­rze lam­py bły­sko­wej – któ­re momen­tal­nie zmie­nia go w kup­kę popio­łu. Pro­blem został roz­wią­za­ny przez fiol­kę z krwią, zawie­szo­ną na szyi. W momen­cie incy­den­tu spa­da­ła ona na ową kup­kę i natych­miast przy­wra­ca­ła wam­pi­ra do daw­nej posta­ci. To oczy­wi­ście nie jedy­ny wam­pir w cyklu.

Arthur Win­kings był śred­nio inte­re­su­ją­cym czło­wie­kiem w śred­nim wie­ku, typo­wym przed­sta­wi­cie­lem ankh­mor­por­skiej kla­sy śred­niej. Jed­nak pew­ne­go dnia dostał spa­dek po dale­kim krew­nym z Über­wal­da, co wią­za­ło się z tytu­łem hra­bie­go Nos­fron­ta­tu, zale­gły­mi od 300 lat podat­ka­mi i prze­mie­nie­niem go w wam­pi­ra. Jego żona nie zosta­ła nie­umar­łą – Arthur nie widział powo­du, by po tylu latach mał­żeń­stwa ją gryźć. Jed­nak to wła­śnie ona wymu­sza na mężu „wam­pi­rze” zacho­wa­nie, takie jak nosze­nie wie­czo­ro­wych stro­jów czy upodob­nie­nie domu do ponu­re­go zamczyska.
Krwio­pij­com poświę­co­na jest też cała jed­na książ­ka cyklu – „Car­pe Jugu­lum” (co ozna­cza „chwy­taj za gar­dło”). Znaj­dzie­cie tu m.in. mło­de, zbun­to­wa­ne wam­pi­ry, któ­re nie chcą żyć według zwy­cza­jów star­szych: ści­na­ją wło­sy, piją wino, przy­bie­ra­ją wymy­ślo­ne imio­na (takie jak „Cyril” albo „Tim”) – a jeden z nich nawet uda­je księ­go­we­go. Isto­ty nocy docze­ka­ły się nawet swo­je­go „dys­ko­we­go” kalen­da­rza. Uka­zał się on w Pol­sce w 2004 roku, pod tytu­łem „Ter­mi­narz (Zre­for­mo­wa­nych) Wam­pi­rów Świa­ta Dys­ku 2005”.

Ist­nie­ją dzie­siąt­ki spo­so­bów pozby­cia się wam­pi­ra, nie licząc nawet koł­ka wbi­te­go w ser­ce, któ­ry dzia­ła też na zwy­czaj­nych ludzi, więc jeśli pozo­sta­ną jakieś koł­ki w zapa­sie, to się nie zmarnują.
(Tłum.: Piotr W. Cholewa)

Wam­pi­ry zado­mo­wi­ły się w lite­ra­tu­rze już pra­wie dwie­ście lat temu. Wymie­nio­ne tutaj książ­ki to garst­ka przy­kła­dów. Jakie są Wasze ulu­bio­ne powie­ści o dzie­ciach nocy?

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy