Ciekawostki Felieton

Stranger Books, czyli książki dla miłośników Stranger Things

Wszy­scy lubi­my „Stran­ger Things”, praw­da? Nie­ste­ty, na trze­ci sezon przyj­dzie nam jesz­cze tro­chę pocze­kać. Ale nie bój­cie się – przy­go­to­wa­li­śmy dru­gą cie­ka­wą listę ksią­żek (i komik­sów), któ­re umi­lą Wam czas ocze­ki­wa­nia (pierw­szą znaj­dzie­cie tutaj). Nie­któ­re z tych tytu­łów przy­po­mi­na­ją serial nastro­jem, inne poru­sza­ną tema­ty­ką. Wszyst­kie jed­nak są god­ne polecenia.

Jakiś potwór tu nad­cho­dzi” Raya Bradbury’ego opo­wia­da histo­rię dwóch nasto­lat­ków – Jima i Wil­la. Do miej­sco­wo­ści, w któ­rej miesz­ka­ją, zajeż­dża weso­łe mia­stecz­ko. Nie jest to zwy­kły luna­park, a coś dużo mrocz­niej­sze­go. Boha­te­ro­wie odkry­wa­ją, że wła­ści­cie­le – Dark i Cooger – pod przy­kryw­ką przed­sta­wień pory­wa­ją dusze ludzi i trans­for­mu­ją je w dzi­wacz­ne mon­stra, wię­zio­ne w swo­im cyr­ku. Jim i Will muszą zmie­rzyć się z prze­śla­dow­ca­mi, poznać ich sekre­ty oraz uwol­nić sąsiadów.Bradbury był wszech­stron­nym auto­rem – zna­ny przede wszyst­kim jako twór­ca scien­ce-fic­tion i dys­to­pii, rów­nie dobrze radził sobie z nie­sa­mo­wi­ty­mi histo­ria­mi gro­zy. „Jakiś potwór tu nad­cho­dzi” jest tego świet­nym przy­kła­dem. Hor­ror, jaki przed­sta­wia w tej książ­ce nie spra­wi, że będzie­cie się bali zga­sić świa­tło – przede wszyst­kim świet­na książ­ka przy­go­do­wa, osa­dzo­na w realiach mało­mia­stecz­ko­we­go kosz­ma­ru, peł­na tajem­ni­czo­ści i niedopowiedzeń.

Ale trze­cia, o Chry­ste, trze­cia rano! Leka­rze twier­dzą, że cia­ło pra­cu­je wów­czas na naj­niż­szych obro­tach. Dusza wyłą­cza się. Krew krą­ży leni­wie. Wła­śnie o tej porze czło­wiek naj­bar­dziej zbli­ża się do śmier­ci. Co praw­da sen to mała śmierć, lecz trze­cia nad ranem, kie­dy czło­wiek zupeł­nie roz­bu­dzo­ny leży w łóż­ku, jest zupeł­nie jak śmierć za życia.

(Tłum.: Pau­li­na Braiter-Ziemkiewicz)


Księ­ga cmen­tar­na” Neila Gaima­na przed­sta­wia przy­go­dy Nika, chłop­ca, któ­re­go rodzi­ce zosta­li zamor­do­wa­ni. By uciec przed zabój­cą, dzie­ciak ukrył się na cmen­ta­rzu. Tam został przy­ję­ty przez spo­łecz­ność zmar­łych i przez nich wycho­wa­ny. Mor­der­ca jed­nak wciąż gdzieś tam czy­ha i nie spo­cznie, dopó­ki nie dopad­nie chłopaka.
Gaiman to autor, któ­ry poni­żej pew­ne­go pozio­mu nie scho­dzi. Zawsze dostar­cza czy­tel­ni­kom godzi­wą lek­tu­rę, wypeł­nio­ną magią, baśnio­wo­ścią i sekre­ta­mi. Tak jest i w „Księ­dze cmen­tar­nej” – pisarz stwo­rzył powieść intry­gu­ją­cą, tajem­ni­czą, i cza­sa­mi też dow­cip­ną. To dosko­na­ła pro­po­zy­cja dla osób, któ­re pra­gną na chwi­lę zanu­rzyć się w sub­tel­nym mro­ku oraz prze­żyć w nim nie­zwy­kłe przy­go­dy. Książ­ka prze­zna­czo­na jest raczej dla mniej doświad­czo­nych odbior­ców, jed­nak star­si też powin­ni się przy niej dobrze bawić.

Strach jest zaraź­li­wy, potra­fi się udzie­lić. Cza­sa­mi wystar­czy, by ktoś powie­dział, że się boi, i strach sta­je się prawdziwy.
(Tłum.: Pau­li­na Braiter)


War­te pole­ce­nia są też książ­ki Edmun­da Niziur­skie­go. Autor sku­piał się zwy­kle na życiu mło­dych ludzi – ich szkol­nych kło­po­tach, roz­ryw­kach, pro­ble­mach ser­co­wych. Nie bra­ko­wa­ło jed­nak w jego powie­ściach wąt­ków kry­mi­nal­nych, tajem­ni­czych, a nawet fantastycznych.
Weź­my na przy­kład taki „Klub włó­czy­ki­jów”. Głów­ny boha­ter, Kor­nel Kiwajł­ło musi się przez całe lato uczyć. Cze­ka go popraw­ka z geo­gra­fii. Jego wuj, Dio­ni­zy, zawo­do­wy archi­wa­riusz ma jed­nak inne pla­ny – zabie­ra bra­tan­ka (i kil­ka innych osób) na wypra­wę w celu odna­le­zie­nia skar­bu powstań­ców stycz­nio­wych. Boha­te­ro­wie prze­mie­rzą pół Pol­ski oraz roz­wią­żą licz­ne zagad­ki z prze­szło­ści. Po dro­dze cze­ka ich wie­le przy­gód i pery­pe­tii. Na skarb mają bowiem też chrap­kę dwaj słyn­ni prze­stęp­cy: nad­uży­wa­ją­cy wale­ria­ny Wień­czy­sław Nie­szcze­gól­ny i dok­tor Bogu­mił Kadryl.

– Oba­wiam się, że nie­ła­two będzie odna­leźć Rocha w tej ciż­bie – zamru­czał stryj Dionizy.
– Och, to nic trud­ne­go – wzru­szył ramio­na­mi Kor­nel – trze­ba tyl­ko posłu­chać, gdzie śpie­wa­ją. Roch uwiel­bia chó­ral­ne pie­nia przy ognisku.
– Sły­szę muzy­kę i śpie­wy w wie­lu miej­scach – odparł stryj.
– To nic. Wystar­czy posłu­chać, gdzie śpie­wa­ją rzew­nie – powie­dział Kor­nel. – Na przy­kład: „Góra­lu, czy ci nie żal”. Roch zawsze zmu­sza swo­ich ludzi do śpie­wa­nia „Góra­la”. On jest bar­dzo sen­ty­men­tal­ny i sta­ro­świec­ki, stryju.

To tyl­ko jed­na z wie­lu intry­gu­ją­cych ksią­żek Niziur­skie­go. Więk­szość dorob­ku pisar­skie­go tego auto­ra sta­no­wi napraw­dę zacną lite­ra­tu­rę dla mło­dzie­ży (i nie tyl­ko). Twór­ca pisał dosko­na­łe fabu­ły, peł­ne nie­zwy­kłych przy­gód oraz nie­ocze­ki­wa­nych zwro­tów akcji. Były one też w więk­szo­ści bar­dzo dow­cip­ne – zwłasz­cza w war­stwie języ­ko­wej. Posta­ci prze­rzu­ca­ły się soczy­sty­mi dia­lo­ga­mi (skła­da­ją­cy­mi się ze slan­gu mło­dzie­żo­we­go, mowy potocz­nej oraz autor­skich neo­lo­gi­zmów Niziur­skie­go). Źró­dłem humo­ru były też ich nazwi­ska oraz pseu­do­ni­my (np. Marek Pie­gus, Okul­la, Cyme­on Mak­sy­mal­ny). Wszyst­ko to skła­da się na powie­ści, któ­re wciąż bawią.


Paper Girls” jest wspól­nym dzie­łem sce­na­rzy­sty Bria­na K. Vau­gha­na (zna­ne­go z takich serii jak „Saga”, czy „Y – Ostat­ni z męż­czyzn”) oraz rysow­ni­ka Clif­fa Chian­ga („Won­der Woman”). Tytu­ło­we Paper Girls to po pro­stu dziew­czy­ny, któ­re zaj­mu­ją się dostar­cza­niem pra­sy. Jeż­dżą na rowe­rach po typo­wych ame­ry­kań­skich osie­dlach i rzu­ca­ją ludziom gaze­ty pod drzwi. Nic nad­zwy­czaj­ne­go. Aż do cza­su, kie­dy zacznie być dziw­nie. Pod­czas jed­ne­go z kur­sów dziew­czy­ny naty­ka­ją się na zama­sko­wa­ne posta­ci, zbie­ra­ją­ce sprzęt elek­tro­nicz­ny. Potem poja­wia­ją się ryce­rze na pte­ro­zau­rach i świat boha­te­rek kom­plet­nie się zmie­nia. „Paper Girls” to komiks pełen zaska­ku­ją­cych wyda­rzeń i tajem­nic. Nic nie jest w nim oczy­wi­ste, nic nie jest pew­ne. Nie­sa­mo­wi­tą atmos­fe­rę pod­kre­śla­ją fan­ta­sma­go­rycz­ne sny jed­nej z bohaterek.


Wro­niec” Jac­ka Duka­ja jest kolej­ną książ­ką dla młod­szych czy­tel­ni­ków na naszej liście. Opo­wia­da ona o okre­sie sta­nu wojen­ne­go. Pisarz przed­sta­wia strasz­ną rze­czy­wi­stość począt­ku lat ‘80 w spo­sób baśnio­wy, jed­nak jest to baśń mrocz­na i czę­sto bar­dzo ponu­ra. Kie­dy potwor­ny Wro­niec pory­wa tatę Ada­sia, chło­piec rusza na ratu­nek. Na swo­jej dro­dze natknie się na wie­le prze­szkód i nie­bez­pie­czeństw. Wykre­owa­ną przez auto­ra „Lodu” kra­inę wypeł­nia­ją Bube­cy, Podwój­ni Agen­ci, Szpic­le, Taj­nia­cy, Mili­pan­ci-Tur­bu­lan­ci i inni słu­dzy Wroń­ca. Boha­ter nie jest sam – wspie­ra­ją go ci, któ­rzy prze­ciw­sta­wia­ją się systemowi.
Wizję Duka­ja dosko­na­le uzu­peł­nia­ją ilu­stra­cje Jaku­ba Jabłońskiego.

– Taj­nia­ka nie zoba­czysz, Taj­nia­ka nie usły­szysz. Jest, ale jak­by go nie było. Ist­nie­je, ale Taj­nie. Rozu­miesz, chłop­cze? Nie możesz powie­dzieć: „tu jest Taj­niak”, i nie możesz powie­dzieć: „tu nie ma Taj­nia­ka”. Cień na ścia­nie, kamyk potrą­co­ny, odbi­te echo. Ale może – Tajniak!


Loc­ke & Key” to seria komik­so­wa napi­sa­na przez Joego Hil­la, auto­ra takich ksią­żek jak „Rogi”, „NOS4A2”, czy „Stra­żak”, a nary­so­wa­na przez chi­lij­skie­go arty­stę Gabrie­la Rodri­gu­eza. Fabu­ła zaczy­na się od śmier­ci ojca rodzi­ny Locke’ów, zamor­do­wa­ne­go przez nasto­let­nie­go psy­cho­pa­tę. Pogrą­żo­na w żało­bie rodzi­na prze­no­si się do sta­rej rodo­wej sie­dzi­by – Key­ho­use – poło­żo­nej w miej­sco­wo­ści Love­craft, gdzieś na wschod­nim wybrze­żu Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Szyb­ko orien­tu­ją się, że sta­ry dom nie jest wyłącz­nie sta­rym domem. Skry­wa w sobie licz­ne sekre­ty, a tak­że klu­cze o cudow­nych i prze­ra­ża­ją­cych wła­ści­wo­ściach. Jeden może zmie­nić cię w ducha, dru­gi zapew­nia nad­ludz­ką siłę, jesz­cze inny pozwa­la dosłow­nie grze­bać w czy­jejś gło­wie. Rodzeń­stwo Locke’ów: Tyler, Kin­sey i Bode odry­wa­ją kolej­ne klu­cze i tajem­ni­ce prze­szło­ści. Nie są jed­nak sami, w domo­stwie czai się isto­ta, któ­ra bar­dzo chce zyskać do nich dostęp i zawład­nąć ich potę­gą. Sze­ścio­to­mo­wy cykl to fascy­nu­ją­ca histo­ria gro­zy, trzy­ma­ją­ca w napię­ciu od począt­ku do koń­ca. Hill napi­sał świet­ną fabu­łę, a Rodri­gu­ez zna­ko­mi­cie ją opo­wie­dział za pomo­cą swo­ich cha­rak­te­ry­stycz­nych rysunków.


Wie­le osób wska­zu­je na podo­bień­stwa „Stran­ger Things” i „Twin Peaks”. Cóż, serial bra­ci Duf­fer nie­wąt­pli­wie był inspi­ro­wa­ny pro­duk­cją Davi­da Lyn­cha i Mar­ka Fro­sta. Dla­cze­goż więc nie się­gnąć po książ­ki zwią­za­ne ze śledz­twem agen­ta Coope­ra? Wydaw­nic­two Znak nie tak zno­wu daw­no wzno­wi­ło „Sekret­ny dzien­nik Lau­ry Pal­mer” i opu­bli­ko­wa­ło „Sekre­ty Twin Peaks”. Pierw­sza z tych pozy­cji zosta­ła napi­sa­na przez cór­kę Lyn­cha, Jen­ni­fer. Zgod­nie z tytu­łem – są to naj­bar­dziej intym­ne zwie­rze­nia klu­czo­wej posta­ci cyklu, spi­sy­wa­ne przez nią od dwu­na­ste­go roku życia, aż do śmier­ci. Nar­ra­tor­ka opo­wia­da o swo­im życiu, kre­śli obraz słyn­ne­go mia­stecz­ka, zwie­rza się ze swo­ich lęków i nadziei. W kolej­nych wpi­sach coraz czę­ściej poja­wia się jed­nak demo­nicz­ny Bob…

Śni mi się cza­sem, że latam. Cie­ka­we czy pta­kom śni się cza­sem, że idą do szko­ły albo do pra­cy. Że mają gar­ni­tu­ry i sukien­ki zamiast piór, o któ­rych śni­my my. Ja prze­fru­nę­ła­bym nad Twin Peaks i nad zie­mią, któ­ra leży dalej. Nigdy bym nie wró­ci­ła, gdy­bym nie musiała.
(Tłum.: Agniesz­ka Sobolewska)


Auto­rem „Sekre­tów Twin Peaks” jest sam Mark Frost. Jego książ­ka sty­li­zo­wa­na jest na tecz­kę doku­men­tów agen­ta Coope­ra i przed­sta­wia spra­wy zwią­za­ne z mia­stecz­kiem – nawet te, się­ga­ją­ce stu­le­cia wstecz. To nie tyl­ko upo­rząd­ko­wa­nie nie­któ­rych zda­rzeń zna­nych z seria­lu, ale też zna­czą­ce roz­wi­nię­cie ich i nada­nie im nowych kon­tek­stów. Jest UFO, są taj­ne pro­jek­ty rzą­do­we, L. Ron Hub­bard, ucznio­wie Ale­iste­ra Crow­leya, a tak­że wie­le innych spraw – rów­nie intry­gu­ją­cych, rów­nie tajem­ni­czych. „Sekre­ty Twin Peaks” to nie tyl­ko doda­tek do seria­lu czy gadżet dla fanów – to peł­no­praw­na książ­ka, zabie­ra­ją­ca czy­tel­ni­ka w podróż śla­da­mi ame­ry­kań­skich teo­rii spiskowych.

Jeste­śmy isto­ta­mi ciem­no­ści i świa­tła, zdol­ny­mi do bar­ba­rzyń­stwa i nie­ogra­ni­czo­ne­go okru­cień­stwa, ale tak­że do miło­ści, śmie­chu i two­rze­nia nie­zrów­na­ne­go pięk­na. Jeste­śmy jed­nym i dru­gim, to oczy­wi­ste, ale cze­go jest w nas wię­cej? Nie znam odpo­wie­dzi… Czy „zło” jest rze­czą – czymś nie­za­leż­nym, poza nami – czy też zasad­ni­czą czę­ścią tego, kim jeste­śmy? Nie znam odpowiedzi.
(Tłum.: Agniesz­ka Sobolewska)


Nie­któ­re książ­ki Łuka­sza Orbi­tow­skie­go moż­na by okre­ślić mia­nem „Stran­ger Things na ste­ry­dach”… gdy­by nie to, że napi­sał je wcze­śniej. W jego twór­czo­ści odczu­wa się uni­kal­ny nastrój nie­sa­mo­wi­to­ści oraz mro­ku. Hor­ror nad­przy­ro­dzo­ny mie­sza się z kosz­ma­rem dnia codzien­ne­go, a boha­te­ro­wie muszą radzić sobie z życiem na gra­ni­cy tych dwóch rzeczywistości.

Szczę­śli­wa zie­mia” roz­gry­wa się w małym mia­stecz­ku, gdzieś na pro­win­cji. Gru­pa przy­ja­ciół wkra­cza wła­śnie w doro­słość. W ostat­ni dzień scho­dzą do pod­zie­mi zam­ku i tań­czą. Co dał im ten rytu­ał? Jak wpły­nie na ich dal­sze życie? Każ­dy z nich wybie­ra inną dro­gę, roz­jeż­dża­ją się – po kra­ju, za gra­ni­cę. Jed­nak cię­żar tego, co uczy­ni­li wte­dy, w let­nią noc, pozo­sta­nie z nimi na zawsze.

Moja mat­ka nazy­wa­ła się Wściekłość.


Tra­cę cie­pło” zaczy­na się w Kra­ko­wie, w cza­sach mło­do­ści głów­nych boha­te­rów. Chłop­cy sta­ra­ją się roz­wią­zać zagad­kę tajem­ni­czej śmier­ci woź­ne­go. Dla­cze­go oni? Otóż Kon­rad i Kuba widzą wię­cej. Mogą spoj­rzeć na świat, któ­ry dla innych jest nie­do­stęp­ny. Mogą spo­tkać się ze zmar­ły­mi. Spra­wa woź­ne­go to dopie­ro począ­tek ich dłu­giej wędrów­ki. Na swo­jej dro­dze spo­tka­ją m.in. dzi­wacz­ną sek­tę, jej sza­lo­ne­go przy­wód­cę oraz wio­skę z koszmaru.

Posze­dłem i przed zakrę­tem zro­zu­mia­łem, że poczu­cie obco­ści świa­ta, strasz­li­we­go smut­ku i bez­względ­ne­go prze­je­ba­nia, o któ­rym pisa­li roman­ty­cy, to prawda.


Na koniec pro­po­nu­je­my wam „Stre­fę cyr­ko­wą” Jachy­ma Topo­la – raczej kie­ro­wa­ną do doj­rza­łe­go czy­tel­ni­ka. To realizm magicz­ny w sty­lu cze­skim, w nie­zwy­kły spo­sób pre­zen­tu­ją­cy histo­rię tego kra­ju po II woj­nie świa­to­wej. Nar­ra­to­rem jest mały Ilja – chło­piec nie­wia­do­me­go pocho­dze­nia. Dora­sta w kosz­mar­nym domu dziec­ka, umiesz­czo­nym w sta­rym dwo­rze. Póź­niej, kie­dy do kra­ju wjeż­dża­ją woj­ska Ukła­du War­szaw­skie­go, boha­ter przy­łą­cza się do nich. Roz­po­czy­na fan­ta­sma­go­rycz­ną wędrów­kę na gra­ni­cy rze­czy­wi­sto­ści i mitu, histo­rii i wyobra­żeń o niej. Cze­chy w książ­ce Topo­la to kra­ina mrocz­na, peł­na dzi­wów i ponu­rej nie­sa­mo­wi­to­ści. Autor two­rzy dosko­na­łe, soczy­ste opi­sy i mimo że „Stre­fa cyr­ko­wa” nie jest lek­tu­rą łatwą, to jed­nak daje mnó­stwo przy­jem­no­ści i satys­fak­cji. Jego wizje niko­go nie pozo­sta­wia­ją obojętnym.

Ta bzdu­ra na dłu­go utkwi­ła nam w gło­wie, bo sio­stry Dolo­res, Eula­lia, Zdzi­sła­wa, Leon­ty­na, Emi­lia­na i Albrech­ta uczy­ły nas, że jeste­śmy dzieć­mi boży­mi. Wca­le nie byli­śmy, a sio­stry zapła­ci­ły za swo­je kłamstwa.
(Tłum.: Leszek Engelking)

Zain­te­re­so­wa­ły Was nasze pro­po­zy­cje? Się­gnie­cie po nie? A może macie inne pomy­sły, jak wypeł­nić pust­kę po „Stran­ger Things”?

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy