Aktualności

Co knuje Joe Hill?

Będąc dziec­kiem Tabi­thy i Ste­phe­na Kin­gów ma się 66% szans na zosta­nie pisa­rzem. To wła­śnie spo­tka­ło Jose­pha Hil­l­stor­ma Kin­ga. Ale! Żeby nie pod­pie­rać się nazwi­skiem sław­ne­go taty, autor wyda­je swo­je utwo­ry pod pseu­do­ni­mem Joe Hill. I jak na razie nie ma się cze­go wsty­dzić. Wpraw­dzie widać, że gatu­nek, w któ­rym naj­czę­ściej się poru­sza wyniósł z domu, jed­nak nie moż­na mówić, że kopiu­je ojca. Co wię­cej – jest na jak naj­lep­szej dro­dze, by go prze­wyż­szyć. A w nie­któ­rych kate­go­riach już daw­no to zrobił.
Dotych­czas w Pol­sce wyszły jego trzy powie­ści – „Pudeł­ko w kształ­cie ser­ca”, „Rogi” i „NOS4A2”, zbiór opo­wia­dań „Upio­ry XX wie­ku” oraz sześć tomów komik­so­wej serii „Loc­ke & Key”, ryso­wa­nej przez Gabrie­la Rodri­gu­eza. Jak widać Hill nie ma jesz­cze tak boga­te­go dorob­ku jak jego ojciec, ale wszyst­kie jego dotych­cza­so­we utwo­ry były co naj­mniej inte­re­su­ją­ce, twór­ca zdo­łał już sobie wyro­bić reno­mę twór­cy ory­gi­nal­ne­go i uta­len­to­wa­ne­go. 1 mar­ca uka­za­ła się jego naj­now­sza książ­ka – „Stra­żak”.

Przyj­rzyj­my się nie­któ­rym jego wcze­śniej­szym tekstom.

Pudeł­ko w kształ­cie ser­ca” to debiu­tanc­ka powieść Hil­la. Jude Coy­ne jest prze­brzmia­łą gwiaz­dą roc­ka., któ­ra ponad wszyst­ko kocha swo­ją kolek­cję maka­brycz­nych przed­mio­tów i sta­le sta­ra się ją powięk­szyć o nowe oka­zy. Kie­dy więc na inter­ne­to­wej aukcji ktoś wysta­wia ducha, męż­czy­zna nie może się powstrzy­mać – bez głęb­sze­go zasta­no­wie­nia kupu­je ten okaz. Nie­dłu­go potem przy­cho­dzi do nie­go tytu­ło­we pudeł­ko, a w nim sta­ry gar­ni­tur. I wte­dy oka­zu­je się, że duch jest jak naj­bar­dziej praw­dzi­wy. A w dodat­ku mor­der­czy i rząd­ny krwi. „Pudeł­ko w kształ­cie ser­ca” nie jest powie­ścią wybit­ną, ale już ten debiut poka­zał, że mamy do czy­nie­nia z auto­rem, któ­ry ma coś do powie­dze­nia, a tak­że cał­kiem nie­źle potra­fi to zrobić.

Wszy­scy zna­jo­mi wyda­wa­li mu się spryt­ny­mi oszu­sta­mi, pozba­wio­ny­mi uczuć Obcy­mi w gumo­wych kom­bi­ne­zo­nach i maskach jego przy­ja­ciół. Trze­ba było spo­rej daw­ki alko­ho­lu, by znów sta­li się sobą.

Opo­wia­da­nia w „Upio­rach XX wie­ku” są bar­dzo róż­no­rod­ne i poka­zu­ją sze­ro­kie spek­trum tema­tów, któ­re poru­sza Hill w swo­jej twór­czo­ści. Jest strasz­nie, jest gorz­ko, jest dziw­nie, bywa melan­cho­lij­nie, ale też momen­ta­mi bar­dzo zabaw­nie. Czy­tel­nik znaj­dzie tu m. in. histo­rię o czło­wie­ku, któ­ry tra­fił do typo­we­go hor­ro­ru, opo­wia­da­nie demi­to­lo­gi­zu­ją­ce postać Van Hel­sin­ga, nie­sa­mo­wi­tą prze­mia­nę pew­ne­go nasto­lat­ka, ducha, nawie­dza­ją­ce­go sta­re kino, a tak­że wie­le innych intry­gu­ją­cych fabuł. Da się odczuć, że żaden z tych tek­stów nie został napi­sa­ny „na siłę”, a z potrze­by prze­ka­za­nia kon­kret­nej histo­rii. Jeśli ktoś chce wziąć Hil­la „na spró­bo­wa­nie”, to ten zbiór opo­wia­dań będzie naj­od­po­wied­niej­szy na tę okazję.

W przy­jaź­ni, zwłasz­cza mię­dzy mło­dy­mi chłop­ca­mi, dopusz­czal­na jest pew­na daw­ka emo­cjo­nal­ne­go bólu. To nawet przy­ję­te i ocze­ki­wa­ne. Nie wol­no jed­nak powo­do­wać napraw­dę poważ­nych ura­zów; w żad­nych oko­licz­no­ściach nie wol­no zada­wać ran, po któ­rych pozo­sta­ją trwa­łe blizny.

Rogi”, jak na razie jedy­na zekra­ni­zo­wa­na książ­ka Hil­la, jest dokład­nie o tym, o czy mówi tytuł. O rogach, któ­re pew­ne­go dnia wyra­sta­ją na gło­wie Igga Per­ri­sha. Co dziw­niej­sze – dzię­ki temu nowe­mu nabyt­ko­wi ludzie nagle zaczy­na­ją zdra­dzać boha­te­ro­wi swo­je naj­więk­sze sekre­ty, w jego obec­no­ści mówią szcze­rze jak nigdy dotąd. Nowe zdol­no­ści pomo­gą mu wykryć, kto zgwał­cił i zamor­do­wał jego dziew­czy­nę (a o co sam Igg jest oskar­ża­ny), jed­nak dro­ga do tego nie będzie pro­sta. Boha­ter zmie­rzy się ze swo­imi demo­na­mi, prze­szło­ścią, grze­cha­mi i grzesz­ka­mi. Ale „Rogi” to nie tyl­ko ponu­ra fabu­ła z sil­ny­mi ele­men­ta­mi gro­zy – autor wpla­ta w nią tak­że spo­ro prze­wrot­nych (oraz cał­kiem zabaw­nych) prze­my­śleń na temat chrze­ści­jań­stwa, Boga i Szatana.
Sza­tan od daw­na sły­nie jako prze­ciw­nik Pana, ale Bóg boi się kobiet jesz­cze bar­dziej niż dia­bła. I ma rację. Kobie­ta, mają­ca moc obda­rza­nia życiem, sta­no­wi praw­dzi­wy wize­ru­nek Stwór­cy, nie mężczyzna.

NOS4A2” to raso­wy (i bar­dzo gru­by hor­ror). Prze­miesz­cza­ją­cy się czar­nym rolls royce’em Char­les Talent Manx III pory­wa dzie­ci i zabie­ra je do Gwiazd­ko­wej Kra­iny, gdzie świę­ta nigdy się nie koń­czą. Jego łowy trwa­ją przez deka­dy. Aż wresz­cie tra­fia na Vic­to­rię McQu­een – dziew­czyn­kę, któ­ra (za pomo­cą spe­cjal­ne­go mostu) potra­fi zna­leźć każ­dą zgu­bio­ną rzecz. Dzię­ki niej bestia lądu­je w wię­zie­niu, gdzie po latach umie­ra. Ale czy na pew­no? W „NOS4A2” Hill napraw­dę stra­szy – to książ­ka, któ­re wywo­łu­je nie­po­kój nad­przy­ro­dzo­ną gro­zą, ale rów­nież prze­ra­ża jak naj­bar­dziej zwy­czaj­nym okru­cień­stwem i nie­na­wi­ścią. Hill wyśmie­ni­cie połą­czył te dwa ele­men­ty, dając czy­tel­ni­kom powieść, od któ­rej trud­no się oderwać.

Daw­niej uwa­ża­ła, że miłość ma coś wspól­ne­go ze szczę­ściem, ale jak się oka­za­ło, te dwie rze­czy nie są ani tro­chę spo­krew­nio­ne. Miłość jest bliż­sza potrze­bie, nie­wie­le się róż­ni od koniecz­no­ści jedze­nia, oddychania.

Seria „Loc­ke & Key” opo­wia­da o sta­rym domu, miesz­czą­cym się w miej­sco­wo­ści Love­craft. Dom nale­ży od zawsze do rodu Locke’ów – i tam wła­śnie przy­jeż­dża­ją wraz z mat­ką Tyler, Kin­sey i Bode po tym, jak ich ojciec zosta­je bru­tal­nie zamor­do­wa­ny. Posia­dłość (jak każ­da odpo­wied­nio wie­ko­wa posia­dłość w Nowej Anglii) kry­je w sobie licz­ne tajem­ni­ce. W zaka­mar­kach domu pocho­wa­ne są klu­cze, dają­ce dziw­ne, nad­na­tu­ral­ne moce – np.: jeden pozwa­la zmie­nić się w ducha, dru­gi umoż­li­wia prze­cho­dze­nie mię­dzy róż­ny­mi loka­cja­mi, kolej­ny leczy, a jesz­cze inny przy­wo­łu­je wyda­rze­nia z prze­szło­ści. Jed­nak nie jest to jedy­ne, co moż­na zna­leźć wśród ścian rezy­den­cji. Uwię­zio­ne jest tam też coś bar­dzo złe­go, ści­śle zwią­za­ne­go z prze­szło­ścią rodzi­ny. To coś będzie pró­bo­wał wyjść na wol­ność i zawład­nąć wszyst­ki­mi klu­cza­mi. Hill zna­ko­mi­cie pro­wa­dzi fabu­łę, w odpo­wied­nich daw­kach ser­wu­jąc czy­tel­ni­kom kolej­ne sekre­ty i utrzy­mu­jąc atmos­fe­rę nie­sa­mo­wi­to­ści. Rysun­ki Rodri­gu­eza mogą na począt­ku spra­wiać wra­że­nie nie­pa­su­ją­cych do ponu­rej fabu­ły, ale szyb­ko zauwa­ża się, że jest wprost prze­ciw­nie – ich pozor­na „cukier­ko­wość” robi świet­ny kon­trast oraz spra­wia, że bru­tal­ne sce­ny szo­ku­ją jesz­cze bar­dziej. „Loc­ke & Key” to wspa­nia­ła współ­cze­sna baj­ka – pięk­na, okrut­na i sza­le­nie wcią­ga­ją­ca. Cała seria zosta­ła już w Pol­sce wyda­na, więc nic tyl­ko kupo­wać i czy­tać po kolei. To zde­cy­do­wa­nie naj­lep­sza rzecz, jaka wyszła spod pió­ra tego pisarza.

War­to czy­tać Hil­la. Ten twór­ca raz po raz zaska­ku­je nie­ty­po­wy­mi roz­wią­za­nia­mi fabu­lar­ny­mi i śmia­ły­mi wizja­mi. „Stra­żak” jest opo­wie­ścią o dziw­nej cho­ro­bie, któ­ra spra­wia, że zain­fe­ko­wa­ni wybu­cha­ją pło­mie­nia­mi. Na zara­żo­nych polu­je samo­zwań­cza Bojów­ka Kre­ma­cyj­na, jed­nak mają oni też swo­je­go obroń­cę – tytu­ło­we­go Stra­ża­ka, męż­czy­znę, któ­ry zdo­łał okieł­znać infek­cję i wyko­rzy­stu­je pło­mie­nie do obro­ny. Zarys fabu­ły brzmi co naj­mniej intry­gu­ją­co, a bio­rąc pod uwa­gę wcze­śniej­sze doko­na­nia Hil­la, myślę, że war­to się­gnąć po książkę.

zdję­cie głów­ne wikipedia

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy